#36
Czuje się chujowo, więc mam nadzieję, że chociaż u was jest w porządku
***
Poczucie jedności było czymś wspaniałym. Kilkanaście odrębnych organizmów potrafiło zacząć myśleć, jak jeden. Ciała ze sobą współgrały, oddechy pokrywały. Jako osobne jednostki czuli się ponadprzeciętnie dobrzy, ale to w stadzie była siła. To ona zawsze motywowała Jeongguka do szybszego biegu, wprawiała mięśnie w ruch pozwalając uwolnić się zwierzęcej naturze. Lubił czuć się dziko, nie myśleć o żadnych ograniczeniach.
Na równi ze swoim ojcem pokonywał kolejne metry ciemnego lasu, podczas gdy cała reszta posłusznie podążała za nimi. Tamtej nocy jedynie wiatr stawiał im opór, jakby jako jedyny nie chciał poddać się ich woli. Chłodne podmuchy niosły za sobą zimowy klimat. Zapach nadchodzącego śniegu przyjemnie drażnił nozdrza Jeona, jednak nawet on nie był w stanie poprawić niezbyt dobrego humoru chłopaka. Chciał móc bardziej cieszyć się z nocnej chwili wolności, ale nie potrafił. Nie, kiedy coś wewnątrz niego krzyczało, że powinien w tamtym momencie być w zupełnie inny miejscu i pozwalać smukłym palcom zanurzać się w swojej sierści. Wilk nie pragnął odurzającego zapachu drzew i poczucia wyższości nad innymi, chciał jedynie mieć przy sobie tego szczególnego chłopaka, który bez przerwy pojawiał się w jego głowie wraz ze swoim kwadratowym uśmiechem i błyszczącymi oczami.
„Co zamierzasz zrobić?"
Ciemny wilk powoli się do niego zbliżał, gdy całe stado zaczęło rozchodzić się w inne kierunki. Jeongguk spokojnie obserwował resztę, dopiero po chwili przenosząc wzrok na przyjaciela.
„Pójść do domu i odpocząć."
„Wiesz, że nie o tym mówię. Co zrobisz z Taehyungiem?"
Yoongi lekko przekrzywił łeb w bok, przyglądając się większemu od siebie. Nie rozumiał jego zachowania. Był przyzwyczajony do upartości Jeona, który zawsze musiał postawić na swoim i nigdy się nie poddawał. Był przyszłym alfą, który nie pozwalał nikomu wchodzić sobie na głowę. W tamtym momencie miał wrażenie, jakby patrzył na kogoś zupełnie innego, kto już dawno stracił wszystkie swoje nadzieje.
„Nic. On już zdecydował, że to koniec. Minęły pawie dwa tygodnie i nic się nie zmieniło, wciąż mnie nienawidzi i to raczej się nie zmieni."
„I nie zamierzasz nic zrobić? Po prostu na to pozwolisz? A co z jutrzejszym meczem?"
„Trener już próbował go kilka razy przekonać, ale nie chce wrócić nawet na ten jeden raz."
„Więc może ty powinieneś spróbować?"
„Yoongi, on nie chce ze mną rozmawiać nawet o pogodzie, czego ty oczekujesz?"
„Oboje jesteście tak samo głupi i ślepi, wiesz? Ciekawi mnie tylko, który z was pierwszy przejrzy na oczy."
Z tymi tajemniczymi słowami Min zostawił przyjaciela, który czuł się jeszcze bardziej zdezorientowany. Nie miał pojęcia, o czym Min mówił, ale już dawno temu zauważył, że miał w zwyczaju nie mówić niczego wprost. Wszyscy mieli go za towarzyskiego i imprezowego chłopaka, ale w rzeczywistości był o wiele bardziej inteligentny niż przypuszczali. Lubił obserwować ludzi i ich zachowania, wiele rzeczy zauważał, więc takie słowa z pewnością nie oznaczały czegoś błahego.
Jeongguk nie potrafił tylko jeszcze pojąć, o co tak dokładnie mu chodziło.
***
Musiał naprawdę długo o tym myśleć nim w końcu zdecydował się podjąć ten jeden krok. Starał się do tego podjeść, jak najbardziej spokojnie i bezstresowo, ale im bliżej Taehyunga był tym bardziej krzyczał w myślach na samego siebie. Nie chciał wyjść po raz kolejny na jakiegoś desperata, który wręcz błagał o odrobinę uwagi. Kim mógł być na niego zły, ale należało mu się tych kilka minut, których nie chciał mu poświęcić i dlatego tym razem postanowił być bardziej stanowczym.
— Musimy pogadać — powiedział na wstępie, stając za chłopakiem. Wzrok Dahyun i Jimina od razu skierował się na niego, jednak Kim nie drgnął nawet o milimetr. Zupełnie, jakby nawet go nie słyszał. — Kurwa, możesz przestać zachowywać się, jak dziecko?
Szarpnął go za ramię, żeby odwrócił się w jego stronę, czego od razu pożałował. Wściekła twarz młodszego nigdy nie wróżyła nic dobrego, a właśnie to ujrzał, gdy chłopak wyszarpnął swoje ramię, zaciskając usta w wąską linię.
— Wybacz, nie rozumiem psiego szczekania. — uśmiechnął się sztucznie, żeby chwilę później już go omijać w drodze do miejsca, w którym akurat nie było starszego.
Jeongguk jednak nie pozwolił mu odejść, łapiąc chłopaka za nadgarstek. Sam powoli tracił panowanie nad sobą, co również nie mogło skończyć się dobrze. Rozumiał złość Taehyunga, jednak nagle on sam zaczął ją odczuwać, bo tamten zachowywał się naprawdę dziecinnie. Zawsze wydawało mu się, że z ich dwójki to Kim był tym poważniejszym i rozsądniejszym, ale może się mylił?
Nie zwracał uwagi na jego głośne protesty i dziwne spojrzenia reszty uczniów, gdy ciągnął go w stronę toalety. Jeśli mieli się znów kłócić to chociaż w miejscu, gdzie mogli mieć choć odrobinę prywatności albo czegoś na jej kształt.
— Wypad — warknął do grupki pierwszaków, którzy niemal od razu pobledli. Nie musiał tego drugi raz powtarzać, żeby w kilka sekund zostali sami.
— Co ty wyprawiasz?! — młodszy naskoczył na niego, zanim jeszcze zdążył puścić jego nadgarstek. Był prawie czerwony ze złości, gdy tak patrzył na Jeona morderczym wzrokiem. W sumie było to całkiem miłą odmianą od tej obojętności, którą raczył go przez ostatnie dni.
— Zmuszam cię do rozmowy. — tym razem to on uśmiechnął się sztucznie. Musiał zastawić sobą drzwi, żeby Taehyung przypadkiem od razu przez nie nie wybiegł.
— Słabo ci to idzie.
— Teraz i tak nie masz wyjścia i musisz mnie wysłuchać. — wzruszył lekko ramionami, patrząc na niego z upartością. Jak na razie i tak usłyszał od niego więcej niż w ostatnim czasie. — Rozumiem, dlaczego tak się na mnie wkurzasz i w sumie ci się nie dziwię, ale mam już tego serdecznie dość. Po tym wszystkim, co się między nami stało nie możesz tak po prostu udawać, że jestem dla ciebie nikim. Spieprzyłem, przychodząc do ciebie jako wilk i sam czasem czułem się przez to źle, ale nie stała ci się przez to żadna krzywda, do cholery. A jako człowiek byłem przy tobie przez cały ten czas, gdy tego potrzebowałeś. To ja pojechałem z tobą do matki i pobiłem twojego ojca, a nie Jimin. Ja uratowałem ciebie i Dahyun przed niedźwiedziem, kazałem Seulgi dać ci spokój i jako jedyny pobiegłem za tobą, kiedy twoje pseudo przyjaciółeczki postanowiły cię poniżyć, nie mówiąc już o tym, że całkowicie bezinteresownie zgodziłem się udawać twoje chłopaka, chociaż nie powinienem się nad tym nawet przez sekundę zastanawiać. Zasługuje na drugą szansę, kurwa.
— Będziesz teraz wymieniał wszystkie swoje dobre uczynki, jakby to miało cokolwiek zmienić? Nie ufam ci już, Jeon. To jest coś, czego nie możesz zmienić, bo zachowałeś się, jak dupek i nic mnie nie obchodzi to, że żałujesz. Co mi po tym?
— Pewnie nic, ale w takim razie mógłbyś przestać wyżywać się na innych. Potrzebujemy cię na dzisiejszym meczu i dobrze o ty wiesz, ale przez twoją pieprzoną złość na mnie musi cierpieć cała drużyna. I to mnie chyba boli najbardziej, bo myślałem, że jesteś dojrzalszy. Nie liczę, że nagle do nas wrócisz, ale ten ostatni raz mógłbyś zacisnąć zęby i po prostu przeboleć moją obecność.
Choć nie powiedział jeszcze wszystkiego, to po prostu nie dał już rady i wyszedł. Wolał powstrzymać się przed mówieniem głupich rzeczy, które i tak nic by nie wniosły, a jedynie wszystko pogorszyły. Mógł się spodziewać, że ta rozmowa nic nie da, ale jak ostatni idiota dał się podkusić Yoongiemu. Pewnie do Taehyunga i tak nic nie dotarło, bo przez swoją upartość bywał tak cholernie ślepy na wszystko inne, że nawet Jeona czasem to przerażało. Zrobił jedną głupią rzecz, ale to nie był powód, żeby Kim karał za to wszystkich innych.
***
Niespokojne chodzenie po pokoju nawet jego samego zaczynało już męczyć. Nie potrafił skupić się na niczym konkretnym, bo jego myśli przez cały czas wracały tylko do jednej sprawy. Przez Jeongguka miał kompletny mętlik w głowie i nie potrafił sobie z nim poradzić, a poczucie bezradności zawsze dobijało go jeszcze bardziej.
Nie chciał wcale wyżywać się na innych i nie uważał, że jego nieobecność w drużynie była czymś naprawdę strasznym, ale może się mylił? Nigdy nie uważał się za kogoś aż tak dobrego, żeby potrzebowano go na meczach. Nigdy w nich nie uczestniczył, gdy jego wcześniejsza drużyna grała i jakoś nie cierpieli z tego powodu.
Tylko co jeśli Jeongguk chciał go jedynie zmanipulować? Miał ochotę przez chwilę zrobić mu na złość i pokazać, że jest ponda to wszystko i po prostu pójść na ten głupi trening przed meczem, ale coś go wciąż powstrzymywało. Jakby nie był gotowy znów stanąć twarzą w twarz z chłopakiem, bo jednocześnie miał ochotę go wtedy uderzyć i pocałować. Zupełnie, jakby siedziały w nim dwie różne osoby, które całkowicie się ze sobą nie zgadzały. Jedna powtarzała, że naprawdę jest dziecinny i powinien odrzucić na bok urazy, a druga wciąż przekonywała go, że Jeon jest tylko kolejnym idiotą, który namieszał w jego życiu.
— Podobno na zmartwienia dobra jest czekolada.
Usłyszał nagle za sobą głos babci, która stała w otwartych drzwiach z parującym kubkiem. Niemal od razu poczuł słodki zapach, który wywołał na jego twarzy delikatny uśmiech. Mógł nie zgadzać się z kobietą w wielu sprawach, ale nie zmieniało to faktu, że była najwspanialszą osobą na ziemi. Weszła do pomieszczenia i usiadła na łóżku, po chwili klepiąc miejsce obok siebie. Kim dołączył do niej, odbierając kubek gorącej czekolady i od razu ogrzewając nim dłonie.
— Chodzi o Jeongguka, prawda? — spytała łagodnie, odgarniając jego przydługie włosy za ucho. Spojrzał na nią lekko zdziwiony, marszcząc brwi.
— Skąd wiesz?
— Wiem więcej, niż ci się wydaje, kochanie.
Nie musiała tłumaczyć, o co dokładnie jej chodziło, bo Taehyung od razu zrozumiał. Nie ukrywał swojego szoku, który wymalował się na jego twarzy. Czy naprawdę przez cały ten czas tak wiele ludzi wokół niego wiedziało o tym, że Jeongguk był wilkołakiem i nikt mu nie powiedział? Nawet nie miał siły się na nią gniewać w tamtym momencie, jedynie westchnął cicho pod nosem.
— Wasi dziadkowie się przyjaźnili, jak już wiesz. Kiedyś polowania nie były jeszcze zabronione w naszym mieście i twój dziadek przez przypadek niemal postrzelił swojego przyjaciela. W ten sposób się dowiedział, a przy okazji również ja, bo był naprawdę słaby w dotrzymywaniu tajemnic i musiał się komuś zawsze wygadać — uśmiechnęła się ciepło na to wspomnienie, na co Taehyung zareagował tym samym. Doskonale pamiętał dziadka i sam często tęsknił za jego poczuciem humoru i wiecznym optymizmem, więc nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak bardzo babcie musiała boleć jego strata.
— Nie przerażało was to? — spytał po chwili, upijając niewielki łyk z ciepłego kubka, żeby przypadkiem nie oparzyć języka. — Fakt, że zmieniał się w wilka i biegał po lesie, jak dzikie zwierzę?
— A czy ciebie to przeraża? Z tego co wiem, to Jeongguk nigdy cię nie skrzywdził ani żaden inny wilkołak.
Przez chwilę miał ochotę wspomnieć o ich pierwszym spotkaniu, gdy był pod postacią wilka, jednak akurat to był w stanie mu wybaczyć. Nie lubili się i raczej nie miał zamiaru go zjeść, tylko bardziej nastraszyć, choć był to bardzo głupi pomysł. Dlatego właśnie pokiwał przecząco głową.
— Wilki to inteligentne i bardzo ciekawe zwierzęta. Kiedy się w nie przemieniają wciąż są tymi samymi osobami, które znamy, chociaż kierują nimi bardziej pierwotne instynkty.
— Wiesz, tu nie chodzi o to, że coś mi przeszkadza w tym, że Jeongguk jest wilkołakiem. Na swój sposób jest to całkiem ekscytujące, ale po prostu zrobił jedną głupią rzecz — zaczął mówić, wpatrując się we własne stopy. Przez cały czas czuł dłoń babci, która spokojnie gładziła go po włosach, co nieco go uspokajało. — To nie jest coś, co można od tak wybaczyć i nie mam pojęcia, co robić...
— Ale chcesz mu wybaczyć, prawda?
— Jakaś część mnie tego pragnie, ale z drugiej strony coś ciągle mnie powstrzymuje... Czuję, że nie potrafię już ufać mu tak, jak zanim się dowiedziałem. Jakbym patrzył na Jeongguka i widział kogoś zupełnie innego, ale nie dlatego, że jest wilkołakiem, tylko przez to co zrobił.
— Zaufanie da się odbudować. Potrzeba na to czasu, ale nic nie jest niemożliwe, Tae — powiedziała spokojnie, jakby właśnie tłumaczyła coś małemu dziecku. — Zanim odpowiesz na moje pytanie to dobrze się zastanów... Tęsknisz za nim?
— Tak —powiedział bez chwili zawahania, zaskakując tym samego siebie. Nawet próbując się nad tym zastanowić dochodził do wniosku, że brakuje mu tych króliczych zębów, silnych ramion i zaraźliwego śmiechu. Nawet głupich tekstów i nieudanych żartów, które jedynie Jeona bawiły, a innych wprawiały w zażenowanie. Mógł być czasem zjebanym człowiekiem, ale przyjacielem był naprawdę dobrym.
— Więc co tu jeszcze robisz? — to jedno pytanie sprawiało, że nagle dostał zastrzyku energii. Babcia miała rację, w tamtym momencie powinien być w zupełnie innym miejscu.
Zerwał się z łóżka sięgając po telefon. Dzwoniąc po Seokjina przeszukiwał swoją szafę, nawet nie przejmując się wychodzącą kobietą, która uśmiechała się niemal z dumą. Miał niewiele czasu, ale musiał się jakoś wyrobić, przez co wszystko robił w panicznym szale. Oczywiście to wiele mu utrudniało, ale ostatecznie mógł wybiegać z domu w pełni gotowy, jedynie ściskając w dłoni ciemną bandamę.
— Dziękuję, jesteś cudowny — powiedział na wstępie, wsiadając do czekającego samochodu. Seokjin jedynie uśmiechnął się kącikiem ust, ruszając spod domu z piskiem opon. Zazwyczaj nie łamał przepisów, ale ten jeden raz był w stanie poświęcić się dla brata z nadzieją, że policja go nie przyłapie.
W czasie jazdy Taehyung zdążył przewiązać włosy, napisać do Jimina, kilka razy jeszcze zastanowić się, czy to dobry pomysł i niemal zepsuć bransoletkę, którą pospiesznie zdejmował. Ostatecznie, kiedy znaleźli się już pod szkoła, przy której kręciła się masa ludzi, musiał wziąć się w garść. Nie czekając na Jina po prostu pobiegł prosto do skrzydła sportowego, dziękując w myślach Bogu, że jeszcze nie było za późno. Miał dosłownie kilka minut, ale powinien zdążyć, chociaż przepychanie się między ludźmi wcale nie poprawiało jego samopoczucia, a jedynie bardziej stresowało. W końcu jednak ujrzał tych kilak znajomych koszulek, których właściciele gromadzili się pod jedną z szatni i ani trochę nie kryli zdziwienia, gdy zobaczyli głośno dyszącego i gotowego do meczu Taehyunga.
— Mam nadzieję, że nie przyszedłem za późno — mruknął, zatrzymując się tuż obok Jeongguka, który wydawał się być najbardziej zdezorientowany ze wszystkich. — Były małe korki na mieście.
— Ty... Boże, jak ja cię nienawidzę — warknął Hoseok, jednocześnie zamykając Kima w szczelnym uścisku, który niemal odebrał mu możliwość brania wdechów. Nie on jedyny już po chwili zaczął okazywać swoją radość na widok ciemnowłosego, który czuł, że to była naprawdę dobra decyzja.
— Musimy później pogadać — odezwał się w końcu również do Jeona, który jako jedyny się nie uśmiechał. Musiał poczuć się jeszcze bardziej zdezorientowany, bo zamrugał kilka razy wpatrując się w niego niezrozumiale, na co wywrócił oczami. Doprawdy, czasami bywał taki głupi, że to aż szok. — Wiesz, rozmowa to taki...
Nie dane mu było dokończyć, bo męski głos dobiegający zza jego pleców całkowicie go zagłuszył. Momentalnie zesztywniał, zaciskając dłonie w pięści, bo przecież to nie mogło być możliwe...
— No proszę, co za spotkanie. Tęskniłeś za mną, Taehyungie?
Powoli obrócił się w stronę nowego rozmówcy, który uśmiechał się w ten znienawidzony przez niego sposób. Poczuł, jakby nagle blizny na plecach nieprzyjemnie go zapiekły, a złe wspomnienia wróciły w jednym momencie. Z wszystkich znienawidzonych przez niego osób akurat ta jedna, która wywoływała w nim nieopisany rodzaj strachu, musiała nagle się pojawić i znów sprawić, że poczuł się małym, nic nie wartym śmieciem.
Uśmiech, w którym nie było nic z radości nie raz przewijał się przez jego głowę, ale nigdy nie sądził, że jeszcze kiedyś będzie musiał oglądać go na żywo i po raz kolejny przeżywać ten sam koszmar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro