Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#35

Zmartwychwstałam (chociaż wewnętrznie padam na ryj ze zmęczenia i jednak wciąż się czuję nieco martwa)!!!

Chcę już śnieg ugh

***

     Powrót do szkoły był dla niego cięższy niż się spodziewał. Przez cały czas towarzyszyły mu nieprzyjemne fale gorąca pomieszane z delikatnymi dreszczami, gdy przemierzał kolejne metry nierównego chodnika. Coraz zimniejsze powietrze drażniło jego odsłoniętą szyję, a wiatr rozwiewał przewiązane bandaną włosy. Nie kontaktował się z nikim od momentu wyrzucenia Jeongguka z domu babci i zamknięcia się w swoim pokoju, nawet na telefony Dahyun nie odpowiadał. Musiał po prostu przez jakiś czas pobyć sam ze sobą, żeby wszystko na spokojnie móc przemyśleć.

Powoli godził się z myślą, że wilkołaki istniały, a on miał z nimi styczność niemal każdego dnia. Jakkolwiek chore się to nie wydawało, to nawet miało swój urok. Małe miasteczko otoczone lasami, wewnątrz których skrywała się tak ogromna tajemnica. Mógłby na podstawie tego napisać książkę.

Wciąż jednak nie potrafił zaakceptować tego, co zrobił Jeongguk. Nie chodziło o to, że nie powiedział mu, że przemienia się w dużą, włochatą bestię. To naprawdę był jeszcze w stanie rozumieć po kilku godzinach rozmyślań. Nie potrafił po prostu znieść tego, że godzinami słuchał tego, co wcale nie było dla niego przeznaczone. Nie mówiąc już o tym, jak przy ich pierwszym spotkaniu bardzo go wystraszył. Nienawidzili się wtedy i nie chciał nawet myśleć, co tak naprawdę planował mu zrobić zanim się rozmyślił i jeszcze odprowadził go pod dom pod postacią wilka.

Niemal od razu zaczął szukać swoich przyjaciół. Wciąż był zły na Jimina za to, że ukrywał przed nimi coś tak ważnego, zwłaszcza gdy wiedział, że sypiał z Jeonggukiem. Mimo wszystko chciał w końcu z nim porozmawiać, może dowiedzieć się czegoś więcej i po prostu omówić to, co się stało. Swojemu wilkowi nie mógł się już zwierzać z wszystkiego, co siedziało w jego głowie, a nie umiał już dłużej trzymać tego wszystkiego w sobie.

— Czy jeśli uprawiałem seks z Jeonggukiem, to jestem zoofilem? — spytał na wstępie, ledwie dołączając do stojącej przy parapecie dwójki. Oboje spojrzeli na niego zszokowani, za to on na nich wyczekująco. Tak, o takich rzeczach też myślał i było mu z tym nieco dziwnie. Niby brunet był człowiekiem, ale też wilkiem, więc czy był zoofilem tylko w połowie?

— Czy ty naprawdę pytasz się nas o coś takiego po tym, jak znów nie było z tobą żadnego kontaktu? — Dahyun pokręciła głową z niedowierzaniem, na co wzruszył ramionami.

— To nie ty pieprzyłaś się z na wpół wilkiem, więc nie oczekuje zrozumienia — mruknął, opierając się o chłodną ścianę. — No chyba, że o czymś nie wiem.

— Nie, Namjoon jest tylko człowiekiem i jeszcze tego nie zrobiliśmy. — lekko się zaczerwieniła, opuszczając głowę. Tahyung przeniósł wzrok na Jimina, który westchnął ciężko, rozglądając się dookoła. Naprawdę nie chciał, żeby ktokolwiek ich podsłuchał.

— Tak, Hoseok też jest wilkołakiem, ale na razie nic nie robiliśmy... I przez ciebie nie wiem, czy zrobimy. Jak się nad tym dłużej zastanowić, to to naprawdę lekko niesmaczne — mruknął cicho, krzywiąc się. — Dzięki.

— Nie ma, za co — chłopak posłał mu sztuczny uśmiech, który jednak po chwili zniknął z jego twarzy. — Kto jeszcze jest wilkołakiem? Połowa tej szkoły? Większość tego przeklętego miasteczka?

— Z osób, które znasz? — spytał dla pewności Jimin, żeby po tym zacząć wymieniać. — Poza Jeonggukiem i Hoseokiem to Yoongi, Jinhwan, Junhoe, Seulgi, Yejin, oczywiście młodsza siostra Jeona też i jego tata, pani od matematyki, ta urocza sprzedawczyni z kawiarni, co ci zawsze dorzuca darmowe ciastko...

— Dobra, skończ. Tyle mi wystarczy — uniósł dłoń już czując, jak zaczynała go boleć głowa. To było złe pytanie. Bał się, że zaraz naprawdę większość osób, które lubi okażą się być wilkołakami. — Jak długo wiesz?

— Dowiedziałem się trochę przed tym, jak zacząłem się zadawać z Hoseokiem. Miesiąc, trochę ponad? Nie pamiętam — tym razem to on wzruszył ramionami, wskakując na szkolny parapet. Wciąż mieli jeszcze trochę czasu do lekcji, a wolał już siedzieć z nimi i tłumaczyć się przed Taehyungiem niż samotnie czekać pod klasą. — Często, kiedy kłóciłem się z rodzicami to szedłem do lasu ochłonąć. Raz naprawdę porządnie mnie opieprzyli i trochę za daleko się zapędziłem. Było już późno i ciemno, więc zacząłem panikować. Wystraszyłem się czegoś i zacząłem uciekać, przez przypadek osunąłem się urwiska i wpadłem do tej niewielkiej rzeki, która tam przepływa. Wiecie, że nie umiem pływać i na szczęście pojawił się Hoseok, ale jako wilk i musiał się z powrotem przemienić, żeby mi pomóc. Tak się dowiedziałem, ale miałem o tym nikomu nie mówić, bo mógłby mieć problemy.

— I przez cały ten czas nie odrzucało cię to, czym jest? — spytał z ciekawością, powoli zapominając o swojej lekkiej złości na Parka. Chyba naprawdę nie potrafił trzymać do niego urazy zbyt długo.

— To wciąż ten sam Hoseok, jedynie czasem zmienia się w wilka i biega po lesie z wywieszonym językiem ociekającym śliną, nic nadzwyczajnego — niższy wzruszył ramionami, mimowolnie się uśmiechając. Dahyun parsknęła na jego słowa cichym śmiechem, a Taehyung jedynie wywrócił oczami. No tak, wracali już do codzienności, jakby naprawdę nic się nie stało, a życie było po to, żeby sobie z niego ciągle żartować.

— Ja się pytam na poważnie, Jimin.

— A ja ci odpowiadam na poważnie. Okey, to dziwne, że zmienia się w wilka, ale nie zmienia to faktu, że człowiekiem jest wciąż tym samym. Tak samo zabawnym i kochanym, jak wtedy gdy mi się spodobał — jasnowłosy niemal od razu złagodniał, mówiąc w ten sposób o starszym, a Taehyung poczuł dziwne ciepło na sercu. Jiminowi naprawdę zależało na starszym i z każdym dniem przekonywał się o tym coraz bardziej.

— No właśnie, a to oznacza, że Jeongguk wciąż jest takim samym idiotą, ale za coś go musiałeś polubić i to się w nim nie zmieniło bez względu na wszystko.

Znajomy głos rozległ się tuż za plecami Dahyun, przez co całą trójką podskoczyli wystraszeni. Hoseok już od dłuższego czasu musiał przysłuchiwać się ich rozmowie, bo stał lekko uśmiechnięty, a za to Jimin poczerwieniał jeszcze bardziej. Nawet nie zareagował, gdy Jung wskoczył obok niego na parapet, po czym objął go w pasie z zadowoleniem. Taehyung zupełnie pominął moment, w którym tamta dwójka przestała ukrywać swój związek przed resztą szkoły i miał ochotę strzelić sobie za to w twarz. Nieważne, że był zły na przyjaciela, w takich momentach powinien przy nim być i go wspierać zamiast obrażać się, jak mała dziewczynka.

— Polubiłem go za wiele rzeczy, które nagle straciły dla mnie całkowicie na wiarygodności, więc może sam ocenię, czy coś się w nim dla mnie zmieniło, okey? — mruknął cicho, splatając dłonie na klatce piersiowej. Mógł się spodziewać, że przyjaciele Jeona będą go bronić, w końcu należeli do tego samego stada, czy coś w tym stylu. Za bardzo się jeszcze na tym wszystkim nie znał, ale był pewien, że zgłębi trochę ich świata, bo wbrew pozorom wydawał się być ciekawy.

— Słuchaj, wiem co robił i możesz mi wierzyć, że nie popierałem tego od samego początku. — słowa starszego nieco go zaskoczyły, przez co z zaciekawieniem słuchał dalej, chociaż pozostała dwójka wydawała się być zdezorientowana. W końcu nie wiedzieli, co jeszcze Jeongguk zrobił poza nie powiedzeniem mu, że przypadkiem jest wilkołakiem, a on jeszcze nie chciał się tym dzielić. Jakby nie patrzeć, sam wykazał się lekką głupotą tak po prostu ufając dzikiemu zwierzęciu i wpuszczając go do mieszkania, jakby naprawdę był tylko domowym pieskiem. — Próbowaliśmy go wiele razy przekonać, żeby z tym skończył, ale on to on. Jest cholernie uparty, ale teraz naprawdę tego żałuje.

— A co mi po tym? Stało się i tyle, mógł myśleć wcześniej. To nie jest coś, o czym można tak po prostu zapomnieć, Hoseok.

— Rozumiem... — westchnął cicho, opierając głowę o tą Jimina. Nie widział sensu w przekonywaniu Taehyunga, że wszystko było w porządku i przecież nic się nie stało. Rozumiał go, ale spróbować chociaż raz chciał ze względu na swoją przyjaźń z Jeonem.

Właściwie niewiele już rozmawiali, zwłaszcza Kim stał się małomówny. Znów w jego głowie pojawiło się tysiąc myśli i w końcu musiał odejść, żeby uspokoić się w odosobnionym miejscu. Ominął pierwszą lekcję dobrze wiedząc, że nauczycielka zabije go, kiedy zobaczy, że na wszystkich następnych się pojawił. Mimo wszystko nie obchodziło go to, tak samo jak i wiele innych rzeczy. Czekał tylko na koniec lekcji, żeby szybko udać się na salę gimnastyczną, gdzie od razu znalazł trenera. Chodził za nim, gdy ten układał materace rozłożone podczas zajęć na parkiecie, od czas do czasu pomagając mu.

— Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? — spytał po raz kolejny mężczyzna, na co Taehyung westchnął głośno. Cała ta rozmowa była dla niego bardziej męcząca niż się spodziewał.

— Tak, proszę pana. Naprawdę nie widzę sensu w tym, żebym był dalej w drużynie. Znów zrobi się ogromne zamieszanie, to się po prostu nie uda i ja to czuję.

— Ale ja widzę w tym sens, Taehyung. Jesteś naprawdę dobrym graczem i wiele wnosisz do drużyny, szkoda byłoby to marnować.

— Drużyna radziła sobie równie dobrze beze mnie, a koszykówka nie jest moją największą miłością, więc nie będę żałował tej decyzji.

Starał się brzmieć przekonująco, jednak trener wydawał się być równie nieustępliwy, co on. Zatrzymał się w końcu w miejscu, żeby spojrzeć na Kima, który nagle poczuł się już mniej pewnie. Jego spojrzenie naprawdę miało w sobie moc, której nie potrafił opisać i potrafiło sprawić, że człowiek czuł się winny.

— Chodzi o Jeongguk, prawda? Znów się o coś pokłóciliście? — spytał bez ogródek, lekko przekręcając głowę na bok, na co młodszy westchnął cicho.

— Tak, ale tym razem to coś naprawdę poważnego i nie sądzę, że nam przejdzie. A przynajmniej nie mi — zapewnił go. Nie chciał psuć atmosfery w drużynie tylko przez swoją kłótnie z Jeonggukiem, a odejście było najlepszym wyborem. W ten sposób mógł się najlepiej, jak to tylko możliwe, odizolować od bruneta.

— Skąd ta pewność? — mężczyzna uniósł brew, jednak nawet nie pozwolił mu odpowiedzieć na to pytanie. — Nie będę się hamował i powiem wprost. To jest zajebiści głupi pomysł. Marnowanie swojego talentu przez kogoś innego zawsze odbija się na nas w przyszłości, Tae. Będziesz później tego żałował.

— Wątpię, proszę pana... — spuścił wzrok, wzdychając cicho. Ta rozmowa była cięższa niż się spodziewał. Nie rozmyślił się nagle i nie miał wątpliwości, po prostu czuł, że zawodził trenera, który naprawdę widział w nim kogoś więcej.

— Więc zagraj chociaż z nami ostatni mecz. Po nim zdecydujesz, czy rzeczywiście chcesz odejść. Jeszcze nigdy nie wygraliśmy z tą drużyną, a ty jesteś nasza szansą na zamienienie tego.

— Nie, przykro mi. Podjąłem już decyzję.

Uśmiechnął się smutno, kiwając delikatnie głową nauczycielowi i odwracając się w stronę wyjścia. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak mocno biło mu serce, dopóki nie przymknął na chwilę oczu. Zdecydowanie nienawidził, gdy ktoś w niego wierzył, a on musiał tę osobę zawieść. Mimo wszystko naprawdę nie widział innego dobrego wyjścia z tej sytuacji. Nie chciał wprowadzać nieprzyjemnej atmosfery na treningach, a dobrze wiedział, że nie radziłby sobie z obecnością Jeongguka. Tak było dla nich wszystkich lepiej.

Szedł z drżącymi dłońmi przez korytarz, gdy nagle za rogiem niemal wpadł na przygarbioną postać. Jego szybko bijące serce na chwilę zamarło, żeby następnie zacząć bić jeszcze mocniej, gdy ujrzał zmęczoną twarz Jeongguka. Ze wszystkich możliwych ludzi musiał wpaść akurat na niego i akurat wtedy poczuć nieprzyjemne kłucie, gdzieś w klatce piersiowej.

— Tae...

— Nawet nie zaczynaj — przerwał młodszy, unosząc do góry dłoń. — To i tak bez sensu, Jeon. Po prostu daj mi spokój.

Byłe pewien, że usłyszał ciche westchnięcie, gdy ze spuszczoną głową mijał bruneta. Nie chciał, żeby widział łzy, które nagle pojawiły się w jego oczach z jakiegoś niewiadomego powodu. To krótkie i niespodziewane spotkanie wpłynęło na niego mocniej niż mógłby przypuszczać.

Nie lubił tego Jeon, który zamiast za nim pójść i zacząć dalej mówić, po prostu został w miejscu z zaciśniętą szczęką. Podświadomie pragnął, żeby go zatrzymał, zaczął mówić te swoje bezsensowne głupoty i niespodziewanie pocałował, jak to często robił w nieodpowiednich momentach nie potrafiąc się powstrzymać. Chciał móc go od siebie odepchnąć i uderzyć, zacząć krzyczeć i po prostu wyrzucić z siebie to wszystko, co nie zostało powiedziane kilka dni temu. Chciał, żeby po prostu choć trochę było tak, jak dawniej.

Ta wersja, w której starszy po postu się poddał i nie zrobił nic, była dla niego jeszcze bardziej bolesna, bo Jeongguk zawsze walczył o to, na czym mu zależało.

***

    Siedział w kuchni z lekko nieobecnym wzrokiem, trochę słuchając, co mówił Seokjin, a trochę rozmyślając nad zajściem sprzed kilku godzin. Wciąż się jeszcze nie otrząsnął i miał ochotę dalej płakać, ale życie toczyło się dalej, a on przecież nie mógł stać w miejscu.

— Słuchasz mnie w ogóle? — nagłe pytanie wyrwało go z tego innego świata i ściągnęło na ziemię. Lekko potrząsnął głową, żeby się skupić i spojrzeć z powrotem na swojego brata.

— Przepraszam, miałem ciężki dzień. Możesz powtórzyć? — poprosił z lekkim uśmiechem, po chwili napychając sobie do ust garść orzeszków solonych. Powoli wpadał już w uzależnienie od nich, ale jakoś nieszczególnie się tym martwił. Najwyżej zostanie grubym singlem do końca życia.

— Mówiłem, że byłem dziś u matki...

— Już wiem, czemu nie słuchałem.

­—... i dowiedziałem się czegoś. — dokończył starszy, patrząc na niego z dezaprobatą, na co jedynie wzruszył ramionami. Ten temat wciąż był dla niego drażliwy i nawet jeśli już pogodzili się z Jinem, to wciąż mogło pójść coś nie tak i wywiązałaby się kolejna kłótnia. — Jaesung będzie miał sprawę w sądzie o napada i próbę morderstwa.

— Wow... Szok i niedowierzanie — burknął Taehyung, tracą całkowicie apetyt. Rzucił kilka pojedynczych orzeszków z powrotem do miseczki, żeby po raz kolejny móc się w nią zapatrzeć.

— I tylko tyle?

— A czego się spodziewałeś? Ten człowiek mnie chuja obchodzi. — wzruszył ramionami, lekko wydymając dolną wargę, na co Seokjin niemal jęknął z frustracji.

— Po pierwsze, wyrażaj się. Po drugie, naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak możesz być tak obojętny.

— Tylko mi nie wyjeżdżaj z tekstem, ze to mój ojciec i tak dalej — uprzedził Kim, żeby po kilku sekundach samemu cicho jęknąć. — Proszę cię, on nawet nie wie, że ma syna. Mam w życiu ważniejsze osoby niż on i naprawdę nie obchodzi mnie nic, co jest z nim związane. Jak dla mnie może zgnić w więzieniu i mu nawet zwiędłego kwiatka na grób nie przyniosę.

— Czy ja i ty na pewno jesteśmy rodziną?

— Niestety tak, po prostu ty jesteś zbyt uczuciowy i taki... Otwarty? Martwisz się o wszystko i wszystkich, a ja jestem osobą, która ma wyjebane na tych, na których powinna mieć i tyle.

Między nimi zapanowała chwilowa cisza, która mimo wszystko została przerwana przez Seokjina. Tatehyung naprawdę lubił z nim rozmawiać, ale nie w takie dni i nie na takie tematy. Nie zgadzali się ani trochę w kilku różnych kwestiach, a on naprawdę wolał unikać więcej kłótni, jednak Jin chyba bardzo polubił drażnić tego dnia lwa.

— Mama często o ciebie pyta, wiesz?

— Teraz już wiem.

— Lubi wiedzieć, co u ciebie słychać i jak sobie radzisz.

—Rozmawiacie o takich rzeczach przy niedzielnym obiadku, czy może na wieczornej herbatce przy kominku?

— Nie musisz być taki sarkastyczny... Ona naprawdę się zmieniła.

— Zmienią to się pory roku, ale nie ona — zapewnił go młodszy, powoli odsuwając się od stolika. — A teraz wybacz mi, ale jestem strasznie zmęczony i pójdę już do siebie, hyung. Babcia niedługo powinna wrócić, pooglądaj sobie telewizje albo krzyżówkę rozwiąż, czy co tam jeszcze wolisz.

Delikatnie poklepał go po ramieniu, uśmiechając się nieco sztucznie. Z ulgą ruszył do wyjścia z kuchni myśląc o tym, jak bardzo chciał być już w swoim łóżku. Na następny dzień czekała go jeszcze rozmowa z wychowawcą, który zaczepił go pod koniec lekcji i powoli zaczynał się już stresować, o co takiego mogło mu chodzić. Nic złego nie zrobił, o czym mógłby się dowiedzieć, więc tym bardziej nie miał żadnego pomysłu.

— Tae — głos Seokjina zatrzymał go w miejscu, przez co westchnął cicho, zerkając na niego przez ramię. — Wszystko w porządku? Wydajesz się być bardzo przybity. Stało się coś?

Widział w jego oczach, że naprawdę się martwił. Po raz pierwszy do godziny naprawdę miał ochotę podejść do niego i prostu przytulić starszego, jak za dawnych lat, kiedy czuł się źle i coś go trapiło. W tamtym momencie wiedział jednak, że to i tak nic by nie dało, a on nie był już małym dzieckiem, które mogło z płaczem uciekać do starszego brata. Oboje znali już uroki prawdziwego świata i Seokjin nie mógł go już przed nimi uchronić.

— Nie, hyung. Jestem tylko trochę zmęczony.

Tym razem posłał mu szczerszy uśmiech, chociaż i tak kryło się w nim coś smutnego, czego starszy nie mógł przeoczyć. 

Przepraszam za błędy, ale jestem już nieco nieprzytomna i nie wiem, kiedy będę miała czas je poprawić, a chciałam w końcu dać wam już rozdział:(
Wiem, że jest tak trochę o czymś, ale jednak o niczym, jednak obiecuję, że to tak tylko przejściowo, bo teraz akcja będzie znów nabierać tempa, ponieważ małymi kokami zbliżamy się już do końcówki

A co tam u was ciekawego słychać, tak w ogóle? Jesteście zdrowi? Wszystko u was w porządku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro