#34
Tak, ja niestety wciąż żyję...
Idk czy akurat tym rozdzialikiem umilę wam niedzielny wieczór, ale mam nadzieję, że i tak się z niego będziecie cieszyć
***
Wystarczyło piętnaście sekund, żeby jego dotychczasowe życie legło w gruzach.
Piętnaście sekund, podczas których serce przestało bić.
Piętnaście sekund w trakcie, których mózg nie był w stanie zarejestrować tego, co dokładnie się działo.
Stał za ścianą z własną ręką zaciskającą się na jego ustach, żeby przypadkiem nie uciekł z nich żaden niekontrolowany odgłos. W jego głowie cały czas pojawiał się obraz dwóch nagich ciał zmieniających swój kształt. Dwóch masywny bestii powoli kroczących w stronę ciemnego lasu i kupki ubrań porzuconej na tarasowych płytkach.
Potrzebował kolejnych kilku sekund, żeby w końcu rzucić się biegiem w stronę ulicy, tym razem nie przejmując się tym, jak głośno się poruszał. Brakowało mu powietrza, jednak nie przestawał biec, jakby zaraz coś miało pojawić się za jego plecami. Pragnął znaleźć się w bezpiecznym pokoju i poczuć znajomy zapach własnej kołdry.
Nie przywitał się z babcią, która zaniepokojona ruszyła za roztrzęsionym wnuczkiem, który zamknął pokojowe drzwi przed jej nosem. Niemal od razu zrzucił z siebie za dużą bluzę, lekko się wzdrygając. Wziął ją wychodząc od Jeongguka zaledwie pół godziny wcześniej, żeby nie zmarznąć, po czym i tak musiał wrócić po swój zeszyt od matematyki. Od razu ruszył na tyły domu, gdzie w ogrodzie brunet miał coś robić ze swoim ojcem, który bardzo uprzejmie wyprosił Taehyunga z ich mieszkania. Nie wiedział, co można było robić listopadowym, późnym wieczorem w ogrodzie, jednak niezbyt go to interesowało.
Pewnie obchodził dom, nagle zatrzymując się na widok dwójki rozbierających się mężczyzn. Instynktownie cofnął się do tyłu, żeby wychylić się zza ściany, ale to było jego błędem. Powinien od razu uciekać z tego chorego miejsca, zamiast zastanawiać się, z jakiego powodu Jeongguk rozbierał się ze swoim ojcem do naga we własnym ogródku.
I właśnie wtedy zobaczył, jak ich ciała zaczęły się stopniowo przemieniać, stawać coraz bardziej masywniejszymi. Ten obraz miał w swojej głowie bez przerwy. Mieszał się w niej strach, dezorientacja i swego rodzaju fascynacja. To nie mogło być wytworem jego wyobraźni, jakimś rodzajem halucynacji, choć było tak prawdziwe, że aż nierealne. Ludzie nie zmieniali się w zwierzęta, to nie było normalne.
Nie wyszedł ze swojego pokoju już przez resztę wieczora i nocy. Leżał zakopany pod pościelą, starając się opanować drżące ciało i nie wyobrażać sobie, jak nagle w ciemnościach jego pokoju materializował się ogromny, krwiożerczy wilk, mówiący do niego głosem Jeongguka. Było z nim na tyle źle, że musiał zapalić światło, choć i tak w niczym mu to nie pomogło.
Nie poszedł do szkoły, nawet nie podając powodu babci. Nie tknął śniadania i nie chciał rozmawiać, zaszył się znów w swoim pokoju, gdzie tak naprawdę w większości spędził półtora dnia. Godziny siedzenia w czeluściach internetu i zagłębiania się w przeróżne artykuły i wpisy na blogach wcale nie pomagały, wręcz tylko wszystko utrudniały. Wilkołaki nie istniały, jednak jak inaczej mógł to wytłumaczyć? Jakie inne wyjaśnienie mógł znaleźć na to, co widział w oświetlonym ogrodzie?
Wyszedł z domu dopiero następnego dnia popołudniu, gdy wiadomości od Jimina i Dahyun nasiliły się jeszcze bardziej. Każdy najmniejszy odgłos stresował go do tego stopnia, że lekko się wzdrygał, czujnie rozglądając się dookoła. Droga do kawiarni dłużyła mu się niemiłosiernie, jakby dzieliły go od niej kilometry. Nagle każdy mijany człowiek stał się dla niego potencjalnym „wilkołakiem".
— Co się z tobą działo, do cholery?! — Dahyun nawet nie dała mu zdjąć kurtki, od razu naskakując na zestresowanego chłopaka. Widział w jej oczach, jak bardzo była zła, ale też zmartwiona. Jimin wydawał się być bardziej spokojniejszy, choć mogło to być tylko złudzeniem.
— Przepraszam, ja... — zaczął niepewnie, siadając na wolnym miejscu. Nie myślał nad tym, co powinien im powiedzieć. Na pewno prawdę, tylko jak to wszystko przedstawić? — Stało się coś dziwnego... I strasznego.
— To znaczy? — Jimin zmarszczył brwi, pochylając się nieco do przodu, żeby być bliżej cicho mówiącego Taehyunga.
—Wiem, jak to cholernie dziwnie zabrzmi, ale musicie mi uwierzyć... Jeongguk jest wilkołakiem.
— Żartujesz sobie? — dziewczyna parsknęła śmiechem, patrząc na niego z politowaniem. — Nie można się do ciebie dobić przez prawie dwa dni, a kiedy już się spotykamy mówisz nam, że Jeongguk jest jebanym wilkołakiem? To nawet nie jest śmieszne, Tae. W głowę się uderzyłeś?
— Niestety nie — zacisnął mocno szczękę z uporem wpatrując się w przyjaciółkę. — Wiem, co widziałem. Kurwa, on się przemienił na moich oczach! Razem ze swoim ojcem! Musiałem po coś wrócić do niego i poszedłem prosto do ogrodu, gdzie mieli coś robić i tam zobaczyłem, jak wspólnie się rozbierali. Możecie się domyślać, jakie myśli pojawiły się w mojej głowie, ale zamiast stamtąd odejść patrzyłem dalej, a oni wtedy zaczęli się przemieniać. Stali się pieprzonymi wilkami, cholernie dużymi w dodatku!
— Nie wiem, co ty brałeś, ale musiało być naprawdę mocne — Dahyun pokręciła głową z niedowierzaniem, widząc upór i zaciętość Kima.
— Ugh! Ile się naczytałaś książek o tych wszystkich wilkołakach i innych takich, co? Ile razy mówiłaś mi o takich rzeczach? Nie chciałabyś, żeby to okazało się prawdą? — łapał się każdej deski ratunku, żeby tylko przekonać dziewczynę. Z wszystkich ludzi ona, jako pierwsza powinna mu uwierzyć.
— Tae, to są tylko książki. Głupi fikcja i nieważne, jak bardzo ją kocham, to wiem, że to po prostu nie jest możliwe. Wilkołaki nie istnieją, a ty miałeś jakieś urojenia.
— Wiem, co widziałem. Gdyby to był tylko wymysł mojej wyobraźni, to nie siedziałbym zamknięty w pokoju przez dwa dni bojąc się chociażby wyjrzeć przez okno. — zacisnął pięści z irytacją i skierował wzrok na drugiego przyjaciela. — Powiedz, że chociaż ty mi wierzysz.
Dopiero wtedy zobaczył, w jakim stanie był Jimin. Siedział sztywno, blady jak ściana, dłońmi bawiąc się metalową łyżeczką. Nie wyglądał na zdenerwowanego, tak jak Dahyun. Nie był nawet wystraszony. Zachowywał się tak, jakby był czymś zestresowany...
— Ty wiedziałeś — szepnął z niedowierzaniem Taehyung, przez co chłopak upuścił czystą łyżeczkę i przełknął głośno ślinę.
— C-co? Nie wiem, o czym mówisz — starał się grać, jednak zawsze był w tym kiepski. Nie potrafił ukrywać tego, co naprawdę czuł.
— Wiedziałeś — powtórzył jeszcze raz, powoli odsuwając się od stolika. — Wiedziałeś i nic nam nie powiedziałeś! Ukrywałeś coś tak ważnego, przez co godzinami odchodziłem od zmysłów! Nie mogę w to uwierzyć.
— Taehyung, to nie tak!— Jimim próbował go zatrzymać, jednak ciemnowłosy wyrwał swoją dłoń i niemal biegiem rzucił się do wyjścia. Wszyscy klienci obejrzeli się za nim, a po chwili spojrzeli na niewielki stolik, przy którym siedziała pozostała dwójka.
— O co tu, do cholery, chodzi? — dziewczyna czuła się tak bardzo zdezorientowana, że nie wiedziała już, co rzeczywiście było prawdą, a co kłamstwem. — On mówił prawdę?
— Musimy pogadać, ale w bardziej ustronnym miejscu. I najpierw muszę zadzwonić do Hoseoka — westchnął cicho, czując się bezsilnie. Wszystko wymknęło się spod kontroli i ktoś musiał to jak najszybciej załatwić.
***
Z szybko bijącym sercem stał przed znajomymi drzwiami, ciągle się wahając. Miał wrażenie, jakby najbliższe minuty miały zdecydować o całym jego przyszłym życiu, a on z łatwością mógł to spieprzyć, bo akurat w tym był dobry. Telefon od Hoseoka sprawił, że niemal dostał zawału słysząc te dwa słowa.
Taehyung wie.
Jeśli jeszcze jakkolwiek mógł uratować tę sytuację, to musiał się bardzo postarać. Dlatego z trudem zmusił samego siebie, żeby w końcu zapukać uniesioną dłonią w drewnianą powierzchnię i z niecierpliwością oczekiwać na pojawienie się Kima.
Niestety, ledwo drzwi się otworzyły i młodszy zdążył wyjrzeć na zewnątrz, a znów z powrotem się zamknęły. No prawie, bo Jeongguk w ostatnim momencie zdążył wsadzić stopę między nie a framugę i dzięki temu wepchnąć się do środka.
— Pogadajmy — poprosił na wstępie, łapiąc ciemnowłosego za nadgarstek i nie pozwalając mu odejść. Nie musiał mówić nic więcej, żeby Taehyung się domyślił, o czym chciał z nim pogadać.
— Ten mały zdrajca się wygadał — bardziej stwierdził niż zapytał, prychając cicho pod nosem. Wyszarpnął dłoń z uścisku Jeongguka i znów spróbował odejść, jednak tym razem nie powstrzymał go. Zamiast tego brunet poszedł zaraz za nim. — Wyjdź z mojego domu, nie mam ochoty z tobą gadać, Jeon.
— Ale nie masz wyboru — zauważył, zatrzymując się przy stole i lekko opierając o jedno z krzeseł. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na to, w jakim stanie był Taehyung. Z tłustymi włosami i cieniami pod oczami, a do tego w za dużej bluzie odsłaniającej jedynie końcówki nogawek jego krótkich spodenek, powinien wyglądać tragicznie. I tak właśnie było, jednak dla niego wciąż był idealny i nawet w takim wydaniu mógłby oglądać chłopaka godzinami. Bolało go jedynie to, że to on doprowadził go do takiego stanu. — Jeśli to cokolwiek zmieni, to ja też nie wiedziałem, że on wiedział... A nie powinien.
— Super, teraz mi lepiej — mruknął w odpowiedzi, skupiając się na zbieraniu brudnych naczyń z blatu. Chciał robić wszystko, byle tylko nie patrzeć na Jeona i zająć czymś drżące dłonie. Bał się tej rozmowy, nie chciał jej tak bardzo, że jego samego to zadziwiało. Wolał dalej żyć i bić się z własnymi myślami, czy aby na pewno nie zwariował i szukać innych wyjaśnień na całą tę sytuację, a ta rozmowa oznaczała, że musiałby w końcu spojrzeć prawdzie w oczy.
Dlatego ignorował starszego, mając małą nadzieję, że po prostu się zirytuje i wyjdzie. Wiedział, że nie posłuchałby jego próśb o opuszczenie domu, a siłą by go nie wyrzucił, więc musiał próbować czegokolwiek innego.
— Martwiłem się, kiedy nagle przestałeś przychodzić do szkoły i nie odbierałeś telefonu, wiesz? Kila razy nawet do ciebie przychodziłem, ale twoja babcia nie chciała mi nic wytłumaczyć i kazała wracać do siebie. — Jeongguk starał się jakkolwiek zacząć tę rozmowę, ale przychodziło mu to z trudnością. Obojętność Kima, pod którą chował swój gniew wszystko bardzo utrudniała. — Wiem, że czujesz się zdezorientowany, ale...
— Zdezorientowany? — nie wytrzymał nawet kilku sekund. Spojrzał na Jeongguka z uniesioną brwią, cicho prychając pod nosem. — Jestem, kurwa, przerażony. W jednym momencie posuwasz mnie na swoim łóżku, a w następnym widzę, jak przemieniasz się w wilka. To nie jest normalne, Jeon.
— Nie powinieneś w ten sposób się dowiedzieć, wiem o tym — starszy westchnął głośno, przecierając zmęczoną twarz dłońmi. — Tylko postaw się na moim miejscu. Nie mogłem ci powiedzieć, z resztą nawet jeśli bym mógł, to jak byś to sobie wyobrażał? To nie jest coś, co oznajmia się przy wspólnym obiedzie.
— I to nie jest coś, co ukrywa się przed kimś, z kim się sypia! Albo przyjaźni! — naprawdę nie potrafił zachować spokoju w takim momencie. Wszystkie emocje z poprzednich dni kumulowały się w jego głowie, jakby miały zaraz rozsadzić ją od środka. Patrzył na twarz Jeongguka, ale miał wrażenie, jakby patrzył na kogoś zupełnie innego. Wszystkie te rzeczy, które wiedział o chłopaku stały się nagle nieważne. Nie wiedział o nim więcej niż się spodziewał, podczas gdy starszy znał już niemal każdy szczegół z jego życia.
— Kiedyś na pewno bym ci powiedział, po prostu czekałem na odpowiedni moment.
Bezsensowne tłumaczenia bruneta w ogóle na niego nie działały. Gdyby dowiedział się o tym bezpośrednio od niego, to może sytuacja przedstawiałaby się nieco lepiej. Nie czułby się oszukany i przez kilka dni nie bałby się, że zwariował. Raczej zacząłby się wtedy martwić o zdrowie psychiczne Jeongguka.
— Więc co będzie dalej? — spytał cicho, kiedy młodszy milczał już od kilkunastu sekund. Wydawał się całkowicie nie skupiać na tym, co robił, jakby chciał jedynie zająć czymś swoje ręce.
— Wyjdziesz z tego domu i dasz mi święty spokój, chociaż przez jakiś czas. W tym momencie boję się, że zaraz się na mnie rzucisz i połkniesz w całości, a ty się pytasz, co dalej.
— Daj spokój, czy przez te wszystkie tygodnie zrobiłem ci jakąkolwiek krzywdę? Wiesz, że jestem niegroźny.
— No właśnie nie wiem, Jeon. Okazuje się, że wcale cię nie znam.
Jeongguk kompletnie nie rozumiał jego postawy. Wiele razy spędzał z nim długie godziny na tarasowych kafelkach, wpuszczał nawet do własnego domu, kiedy był wilkiem, a nagle mówił mu, że się go bał. Mógł być zdenerwowany, że ukrywał przed nim taki fakt, jednak to on sam gładził go zawsze po pysku, jakby był domowym pieskiem.
Bez słowa zaczął się rozbierać, zaczynając od swojej bluzy. Sam nie wiedział, na co dokładnie liczył, ale miał nadzieję, że to pomoże. Pamiętał, jak w obecności wilka Taehyung stawał się dziwnie milszy i spokojniejszy, dlatego chyba w głowie pojawiła mu się myśl, że i tam razem nieco się uspokoi, jeśli zobaczy go pod drugą postacią.
— Jasne, jeszcze mi tu rób striptiz. O niczym innym nie marzę! — młodszy niemal rzucił trzymaną paczką herbatników na blat, gdy szybko się odwracał. Ostatnie, na co miał ochotę, to oglądanie nagiego Jeona. Jeśli liczył na to, że nagle szybki seks wszystko załatwi, to grubo się mylił. W ten sposób wręcz jeszcze bardziej zdenerwował Taehyunga, bo chłopakowi na myśl nawet nie przyszło, że nagle postanowił się przemieniać w jego domu. Zaciskał dłonie w pięści, uporczywie wpatrując się przed siebie w kuchenne szafki i ignorując dziwne odgłosy dochodzące zza jego pleców. Dopiero coś mokrego ocierającego się o jego skórę sprawiło, że podskoczył zaskoczony, spoglądając za siebie.
I w tamtym momencie Jeongguk zrozumiał, jak ogromny błąd popełnił. Widział w oczach Taehyunga, jak nagle wszystkie fragmenty układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsca, a on uświadamiał sobie, na co tak dokładnie patrzył. Nie wpadł na pomysł, że młodszy był zbyt zaskoczony, żeby kilka dni temu rozpoznać w nim tego samego wilka, który odwiedzał go wieczorami już od wielu tygodni. Sam nagle pojął, dlaczego Kim słowem się na ten temat nie odezwał, bo w końcu jak mógł to zrobić, skoro żył w nieświadomości.
— To jest jakiś żart... — szepnął cicho, cofając się o krok do tyłu, przez co wpadł pośladkami na blat. W jego oczach momentalnie zebrały się łzy, które jednak wcale nie chciały wypłynąć.
Przypomniał sobie swoje pierwsze spotkanie z czarnym wilkiem, kiedy to bał się, że zaraz zostanie zagryziony na śmierć. W jego głowie zaczęły się pojawiać wszystkie ich wspólne wieczory, które spędzili w swojej obecności. Mówił mu niemal wszystko, zwierzał się z tego, jak się czuł i co go trapiło, a przez cały ten czas był oszukiwany. Mógł znieść to, że Jeongguk był jakimś wybrykiem natury, ale nie to, że przez cały ten czas się nim bawił. Nagle wszystkie te sytuacje, gdy wiedział coś, czego nie powinien, stały się dla niego jasne.
Nie pomogło nawet to, że brunet ponownie przemienił się w człowieka. Widok jego twarzy był jeszcze gorszy, niż gdy miał przed sobą te czarne ślepia, którym bezgranicznie ufał, bo w końcu komu wilk mógł wygadać jego sekrety. Nie pozwolił mu się nawet odezwać, bo sięgnął po pierwszą lepszą rzecz, którą miał pod ręką i z całej siły rzucił nią w Jeongguka. Chłopak jedynie dzięki swojemu refleksowi nie oberwał prosto w twarz z metalowej łyżki. Za każdym razem, gdy tylko otwierał usta i próbował coś powiedzieć, to kolejna rzecz leciała w jego kierunku. Taehyung niemal automatycznie poruszał ręką, marząc jedynie o tym, żeby zrobić starszemu krzywdę, przy okazji rzucając w jego stronę wiązanką wyzwisk.
— Ty głupi, przerośnięty, niewyżyty bydlaku! Pieprzony kłamco i frajerze! — coraz mocniej zaciskał dłonie na ciasteczkach babci, przez co niektóre kruszyły się jeszcze zanim poleciały w stronę Jeongguka. Dla osoby z zewnątrz mogło to wyglądać zabawnie, gdy nagi Jeon starał się nie obrywać słodyczami, a jednocześnie ratować przed rozbiciem starą zastawę babci Kima, jednak im nie było ani trochę do śmiechu. — Jesteś większym dupkiem niż myślałem, Jeon!
— Mogę ci to wszystko wytłumaczyć, tylko daj mi coś powiedzieć, proszę! — w końcu udało mu się dojść do głosu, bo Taehyung nagle nie znalazł w zasięgu dłoni nic, czym udałoby mu się rzucić. Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż był tak samo wściekły i nie zamierzał dopuścić.
Stanowczym krokiem ruszył w stronę Jeongguka, po drodze zbierając z podłogi jego ubrania, bo jeszcze tyle był w stanie dla niego zrobić z czystej łaskawości. Starszy znał możliwości Taehyunga i wiedział, że chłopak byłby zdolny do wielu rzeczy, ale nie spodziewał się, że nagle zacznie go pchać w stronę wyjścia. Nie chciał tego, bo bał się, że przez przypadek mógłby zrobić mu krzywdę, ale zaczęli się szarpać, bo nie miał zamiaru wyjść bez rozmowy. Był silniejszy od Kima, jednak na jego niekorzyść działał fakt, że chłopak wcale nie przejmował się tym, że mógłby mu zrobić krzywdę i już po kilku sekundach na klatce piersiowej miał czerwony ślady po jego paznokciach.
— Do cholery, uspokój się! — nie wytrzymał w końcu i potrząsnął ciemnowłosym, zaciskając dłonie na jego ramionach.
Pożałował tego już chwilę później, bo chłopak rzeczywiście się uspokoił, jednak mógł przez to zobaczyć jego twarz zalaną łzami, które w końcu postanowiły opuścić jego oczy. Czuł, jak całe jego ciało drżało, widział, że ledwie łapał oddech. Mimo wszystko w spojrzeniu Kima wciąż wrzała ta sama złość pomieszana z bólem. Jeongguk pomyślał, że właśnie miał przed sobą cały swój świat, który sam zniszczył i w tamtym momencie patrzył, jak płonął kawałek po kawałku. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że wciąż zaciskał dłonie na wątłych ramionach chłopaka, dopóki ten sam nie wyrwał się z ich uścisku.
— Myślałem, że kiedyś nienawidziłem cię z całego serca, ale teraz wiem, że to było nic — wyszeptał łamiącym się głosem, znów pchając bruneta w kierunku drzwi, na co tym razem mu pozwolił. — Tyle razy robiłem z siebie idiotę, kiedy byłeś obok mnie. Spędzałem z tobą noce, gdy nie mogłem spać przez koszmary i płakałem z bezradności, gdy wszystko znów zaczynało się walić. Słuchałeś tego wszystkiego, a na następny dzień zachowywałeś się, jakby to w ogóle nie miało miejsca. Ani razu nie pomyślałeś, jak będę się czuł, gdy wszystkiego się dowiem? Bo jak nie, to powiem ci, jak się teraz czuje. Jakby życie po raz kolejny mnie wyruchało i teraz świetnie się bawiło, spoglądając na to wszystko z boku. Jakby wszystko to, co stało się do tej pory było kłamstwem, jakbym był dla ciebie zwykłą zabawką, którą bawiłeś się tygodniami. Ufałem ci, choć coś mówiło mi, że nie powinienem, ale ja musiałem być pieprzonym idiotą. Teraz widzę, że moja matka jest przy tobie nikim. Bijesz ją na głowę, Jeon.
Nie miał zamiaru słuchać więcej tego, co starszy chciał mu powiedzieć. Nie chciał już nawet na niego patrzeć, bo z każdą kolejną sekundą miał wrażenie, jakby coraz bardziej brakowało mu powietrza w płucach. Jego serce nie powinno tak bardzo boleć, a jednak z jakiegoś powodu nie przestawało o sobie dawać znać. Jeongguk nie był już dla niego tylko przyjacielem, bo nie tak powinny boleć zerwane przyjaźnie. Był kimś o wiele ważniejszym, a nagle stał się całkowicie obcą osobą.
Nie przejmował się tym, że któraś sąsiadka mogła akurat wyglądać przez okno, czy wyprowadzać swojego psa na spacer. I tak było już ciemno, więc bez żadnych wyrzutów sumienia wypchnął bruneta z domu, od razu po ty rzucając w niego ubraniami zwiniętymi w kulkę. Już sekundę później jedynym, co Jeongguk mógł podziwiać były zamknięte drzwi.
Po ich drugiej stronie Taehyung osunął się powoli na podłogę, zanosząc się jeszcze większym szlochem. Nienawidził takich momentów jak ten, gdy czuł się bezradny, jak dziecko. Drżącymi dłońmi objął się za ramiona w miejscach, gdzie Jeongguk je ścisnął. Był pewien, że na następny dzień będzie miał tam siniaki, ale z wszystkich bóli, jakie odczuł tego wieczoru, akurat ten był najsłabszy.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale naprawdę bardzo was przepraszam za tak słabą aktywność teraz eh rozszerzenia w liceum są superkowe, ale zabierają nieco więcej czasu, a przy okazji moich chęci do wszystkiego, więc mam nadzieję, że i tak zostaniecie tu ze mną i będziecie zawsze czekać na kolejne aktualizacje:(
Dziękuję wszystkim tym kochanym osobom, które pisały do mnie te wszystkie miłe słowa podczas mojej długiej nieobecności, dzięki temu miałam choć trochę mniejsze wyrzuty sumienia, że nic nie wstawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro