#29
wena wciąż się u mnie utrzymuje, więc korzystam z tych ostatnich dni wakacji, żeby dać wam jak najwięcej rozdziałów
***
Jeongguk od jakiegoś czasu obserwował milczącego chłopaka, który leżał przy jego boku w samych bokserkach i bluzie. Był dziwnie spokojny, nie odezwał się od momentu, kiedy skończyli się kochać, nie mówił nawet żadnych złośliwych komentarzy. Nieco go to przerażało i miał pewność, że o wiele bardziej wolał tę złośliwą i bardziej rozgadaną wersję Taehyunga.
Nawet jeśli już wcześniej zauważył, że coś było nie tak, to nie potrafił przerwać i porozmawiać o tym z ciemnowłosym. Nie potrafił tak po prostu go odtrącić, kiedy chłopak cały czas obejmował go tak mocno, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Wolał udawać, że wszystko było dobrzw i korzystać z tych długich minut przyjemności.
— Wszystko w porządku? — w końcu się odezwał, przekręcając się na bok, żeby móc lepiej widzieć Taehyunga. Leżał na brzuchu, dłonią skubiąc materiałową poszewkę od poduszki, a drugą ręką podpierając się pod brodą.
— Tak. — nawet na niego nie spojrzał, a jego głos brzmiał dziwnie pusto. Właściwie to było pierwsze słowo, jakie wypowiedział do przyjścia do niego, poza pojękiwaniem „Jeongguk" w jego szyję, kiedy starał się być cicho, żeby nie usłyszeli go w reszcie domu. Nie wiedział, że to i tak było bezsensowne i ojciec bruneta i tak wiedział, co robili, ale nie mógł mu tego przecież powiedzieć. —Myślisz, że mógłbym zostać u ciebie na noc, czy twój tata bardzo się wkurzy?
— Pewnie możesz, rano najwyżej podwiozę cię wcześniej po rzeczy do szkoły, ale nie wyglądasz jakby było w porządku... Coś się stało? — nie odpuszczał i cały czas natarczywie przyglądał się twarzy Taehyunga, jednak tamten wydawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Miał już pewność, że coś było bardzo nie tak i musiało się coś stać.
— Nieważne, Jeon. To i tak nie twój interes.
— Słucham? — zmarszczył brwi w zdziwieniu i uniósł się nieco do góry, podpierając łokciem o poduszkę. — Chyba jednak mój, skoro tutaj przyszedłeś. Porozmawiaj ze mną, Tae, martwię się o ciebie. Będzie ci łatwiej, jeśli to z siebie wyrzucisz.
— Słuchaj, gdybym chciał rozmawiać, to naprawdę nie przyszedłbym do ciebie, tylko do Jimina albo Dahyun, więc zamknij się już — w końcu na niego spojrzał, jednak jego wzrok był jeszcze chłodniejszy niż głos, którym się odezwał.
Zabolało i to całkiem mocno. Nie sądził, że był dla Taehyunga tylko kimś, przy kim mógł przez chwilę zapomnieć. Myślał, że znaczył dla niego trochę więcej i młodszy przyszedłby do niego ze swoimi problemami, żeby się wygadać.
Nie zdążył mu odpowiedzieć, bo usłyszał głos swojego taty, który go wołał. Po raz ostatni obrzucił Taehyunga zmartwionym wzrokiem i naciągnął na siebie dresy, żeby po chwili wyjść z pokoju. Wiedział, co jego ojciec myślał o ich relacji i że nie pochwalał tego, chociaż samego Kima bardzo lubił. Stanął przed nim z lekko pochyloną głową, żeby po raz kolejny nie ujrzeć zawodu w jego oczach i przygotować się na ostre słowa, które wypowie.
— Babcia Taehyunga dzwoniła — powiedział po chwili, zaskakując tym Jeongguka. Chłopak spojrzał na niego niepewnie i ujrzał zmartwienie w oczach ojca. —Jego mama trafiła dzisiaj pobita do szpitala.
— Co? — tylko na tyle było go stać w tamtym momencie. Zamrugał szybciej, cały czas przetwarzając tych kilka słów. W końcu dowiedział się skąd wzięło się zachowanie Taehyunga.
— Nie powiedział ci? — mężczyzna uniósł brew, jednak po chwili cicho prychnął. — Ah no tak, raczej niewiele rozmawialiście.
— Chociaż dzisiaj sobie daruj, proszę.
— Masz szczęście, że Moonbyul już spała. Inaczej wszedłbym wam do pokoju i obydwóch wyciągnął z łóżka za uszy.
— Nie zrobiłbyś te... — przerwał w połowie, widząc minę swojego ojca i aż się przeraził. — Boże, ty byś to zrobił! Mój ojciec to potwór.
— Uważaj na słowa — spojrzał na niego groźnie i zrobił krok w przód, na co Jeongguk odruchowo się cofnął. — W innych okolicznościach uprzejmie wyprosiłbym stąd Taehyunga, ale jego babcia poprosiła, żebyś się nim zajął i uważał, żeby nie zrobił nic głupiego.
— Pytał, czy mógłby zostać na noc... Nie będzie ci to przeszkadzać? — mimo wszystko wolał się upewnić, choć na twarzy mężczyzny nie widział już złości. Jeongguk doskonale znał ten wzrok, który mówił, że się martwił, chociaż starał się udawać, że wcale tak nie było.
— Tak, tylko bądźcie cicho.
Chłopak wywrócił oczami, za co dostał od ojca w tył głowy, jednak mógł wrócić już do pokoju i do Taehyunga. Otworzył powoli drzwi, żeby nie skrzypiały i nie obudziły młodszego w razie jakby spał, co jednak nie miało miejsca. Pozostał niezmiennie w tym samym miejscu, jednak nie skubał już poduszki i po prostu wpatrywał się w pustą ścianę. Jeon oparł się plecami o zamknięte drzwi i cicho odchrząknął.
— Wiem o twojej mamie — powiedział ostrożnie, jednak ciemnowłosy nie zareagował na te słowa. Zupełnie, jakby ich nie usłyszał. — Jesteś pewien, że nie chcesz o tym porozmawiać? Może nie jestem twoim przyjacielem, jak Dahyun i Jimin, ale potrafię słuchać, Tae.
— I co mam ci powiedzieć? Czego tak właściwie oczekujesz, Jeon? — podniósł się do siadu, żeby tym razem spojrzeć na starszego. — Że zacznę płakać i rozpaczać?
— Nie, ale możesz mi powiedzieć, jak się czujesz. To czasem pomaga, wiesz?
— Nie czuje się. Jest mi całkowicie obojętne, co się z nią stało albo stanie dalej. Mam swoje życie, w które nie wejdzie po raz drugi i tyle. Nic więcej — wzruszył ramionami, lekko wykrzywiając usta w pseudo uśmiechu.
— I jesteś pewien, że wolisz siedzieć tutaj niż pojechać do niej? A co jeśli, nie daj Boże, jej stan się pogorszy? Nie będziesz na siebie zły?
— Serio, nawet ty? Nie chcę do niej jechać, nie widzę takiej potrzeby. — naprawdę starał się zachować spokój, jednak przychodziło mu to z trudnością. Nawet Jeongguk był przeciwko niemu, stał się kolejną osobą, która go zdradziła.
— To twoja ma...
— Nie mów tego — przerwał mu w połowie. Nie chciał po raz kolejny słyszeć tego samego zdania, tak jakby ono miało cokolwiek zmienić. — Słuchaj, cieszę się, że twoja mama była cudowną kobietą, która cię przytulała, kiedy tego potrzebowałeś i śpiewała na dobranoc, ale ja zasypiałem słuchając jęków mojej matki zza ściany i to ja musiałem niańczyć ją, a nie na odwrót. Daj sobie, kurwa, spokój i przy okazji też mi.
Jeongguk spodziewał się, że po tych mocnych słowach Taehyung wyjdzie z jego pokoju i z domu, jednak tak się nie stało. Zamiast tego położył się przodem do ściany, owijając kołdrą, jak kokonem. Dyskusja była skończona i nie było już sensu, żeby znów się odzywał. Musiał odpuścić, chociaż nie chciał.
Wyjął z szafy cienki koc, żeby móc się nim przykryć, zgasił niewielką lampkę stojącą przy łóżku i położył się na nim. Dochodziła dwudziesta trzecia, a pokój oświetlał jedynie jasny blask księżyca. Miał wrażenie, jakby ciało po jego prawej stronie lekko się trzęsło, jednak nie reagował na to. Jeśli Taehyung chciał, żeby dał mu spokój, to miał zamiar to zrobić. Był cholernie upartym i porywczym człowiekiem, który zawsze musiał postawić na swoim i Jeon nie mógł z tym walczyć. Leżał z ręką podłożoną pod głową, bo ciemnowłosy przygarnął sobie nawet jego poduszkę. Mijały godziny, a może tylko minut, a on wsłuchiwał się w cichy płacz Taehyunga i odgłosy kroków jego ojca. Szykował się do spania i po jakimś czasie zamknął we własnym pokoju. Tylko oni pozostali jedynymi osobami, które wciąż nie spały.
— Jeongguk? — nagle usłyszał drżący głos chłopaka, który powoli obrócił się w jego stronę. Wciąż owinięty był w kołdrę, przez co widoczna była tylko jego głowa. Nawet w tym słabym świetle widział jego twarz, te zapłakane oczy i opuchnięte usta, które miał ochotę wycałować i wyszeptać w nie, że wszystko będzie dobrze.
— Tak? — odpowiedział po kilkunastu sekundach, gdy Taehyung nie powiedział nic więcej. Kątem oka zauważył na zegarku, że zbliżała się północ.
— Zawieziesz mnie do Seulu? — poprosił cichym głosem, opuszczając głowę. Starszy szybko złapał jego policzki w dłonie i przyciągnął go do siebie, żeby delikatnie pocałować. Poczuł, jak Kim zaczął wygrzebywać dłonie spod kołdry, żeby móc go objąć, a właściwie wtulić się w niego całym ciałem.
— Ubierz się — powiedział po kilku sekundach, po czym szybko pocałował go w czoło i sam wstał. Nie potrzebowali dużo czasu, kilkanaście minut później siedzieli już w samochodzie Jeongguka i odjeżdżali pustą drogą.
Taehyung rozsiadł się wygodnie na przednim siedzeniu, szczelniej otulając się kurtką bruneta i włączył radio, żeby cicho grało im przez całą drogę. Sami się nie odzywali i skupiali na własnych myślach, a Jeon przy okazji na kierowaniu. Tylko od czasu do czasu zerkał na młodszego chłopaka, żeby upewniać się, że wszystko było w porządku, jednak tamten już więcej nie płakał. Po prostu obserwował mijany krajobraz, opierając się czołem o szybę.
Przemieszczali się po Seulu o wiele szybciej niż w dzień, bo nie było korków i o wiele mniej samochodów jeździło po ulicach. Kierował się w stronę adresu wcześniej podanego przez Taehyunga i po kilkunastu minutach zatrzymał się przed ogromnym, dobrze oświetlonym budynkiem.
— Iść z tobą?
— Nie, to nie potrwa długo — zapewnił go cicho, po czym wysiadł z westchnięciem. Z drżącymi dłońmi ruszył w stronę rozsuwanego wejścia i po chwili znalazł się już w ciepłym pomieszczeniu, gdzie słychać było jedynie przyciszone rozmowy.
Chwilę zajęło mu przekonanie pielęgniarki do podania numeru sali, pomimo później godziny. Ostatecznie nawet sama go zaprowadziła, żeby na pewno trafił i pozostawiła samego pod jasnymi drzwiami, które były lekko uchylone. Niepewnie wszedł do środka, jakby bał się, że mógłby tam zastać coś strasznego.
Na łóżku nie leżała ta piękna kobieta, którą zapamiętał. Nie miała pasującego makijażu, drogich ubrań, idealnie ułożonych włosów. Nie spojrzała na niego czekoladowymi oczami, których odbiciem były jego własne. Widział tylko opuchniętą, siną twarz i kilka szwów, które ciągnęły się przez jej prawy policzek. Nawet jej dłonie zdawały się być w równie tragicznym stanie, co cała reszta. Przerażała go cała ta szpitalna aparatura, która cicho pikała, przerywając idealną ciszę. Nie mógł uwierzyć, że to była jego mama. To po postu nie mogła być ona.
Przez całą drogę tłumaczył sobie, że chciał przyjechać w to miejsce tylko po to, żeby z satysfakcją w głosie powiedzieć jej, że sobie na to zasłużyła. Nacieszyć się widokiem jej porażki, na którą sama zapracowała. A jednak stojąc przy tym szpitalnym łóżku czuł, jak coś ściskało go w gardle, a w głowie pojawiała się myśl, że nawet jeśli to było jej winą, to nikt nie zasługiwał na takie coś. Nie potrafił udawać, że nie miał serca. To ono w końcu różniło go od tej kobiety i to ono sprawiało, że wciąż miał nadzieję, że może jeszcze będzie dla niego nadzieja na stanie się kimś więcej niż jego matka.
Zaczął się powoli cofać, zauważając na stoliku kilka drobiazgów, które zapewne kupił jej Seokjin albo może jedna z przyjaciółek. Zastanawiał się, czy ze sobą rozmawiali i czy potraktowała go, jak syna czy może jak kogoś, z kim nie chciała mieć nic wspólnego. Liczył mimo wszystką na tę pierwszą opcję.
— Taehyung... Proszę, zostań ze mną — usłyszał nagle jej słaby głos. Nawet nie zauważył, że od jakiegoś czasu wpatrywała się w niego spod lekko uniesionych powiek, chociaż sprawiało jej to wiele trudności.
Nie odpowiedział jej ani się nie zatrzymał. Spuścił jedynie głowę, żeby nie widziała jego łez i tym razem szybszym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Potrzebował świeżego i orzeźwiającego powietrza, jednak kobieta znów go zatrzymała, gdy łapał już za klamkę.
— Poczekaj — poprosiła błagalnym głosem, a on posłuchał. Wzięła głębszy wdech, cicho odchrząkując. Mówienie sprawiało jej trudność. — W tej szufladzie, do której zabraniałam ci się zbliżać znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie i zrozumiesz, dlaczego to ukrywałam.
Nie powiedziała nic więcej, jednak on też się nie odezwał. Był skołowany, bo w tamtym momencie nie wiedział, o czym mówiła i po prostu zamknął za sobą drzwi. Szybkim krokiem ruszył przez korytarz, po drodze mijając tę samą pielęgniarkę, która wcześniej go zaprowadziła do matki. Na dworze niemal pobiegł do samochodu Jeongguka, żeby jak najszybciej odjechać z tamtego miejsca.
Brunet o nic nie pytał, jedynie czekał aż Taehyung sam się odezwie. Widział, że był roztrzęsiony, chociaż próbował to ukrywać. Dopiero po kilkunastu sekundach ruszyli w dalszą drogę. Tym razem nie miał pojęcia dokąd jechali, jednak posłusznie skręcał tam, gdzie Kim mu kazał, żeby w końcu dojechać do niezbyt ładnie wyglądającej dzielnicy.
— Teraz możesz ze mną iść — ciemnowłosy spojrzał na niego przelotnie, po czym szybko wysiadł. Słyszał za sobą jego kroki, a po chwili szli ramię w ramię w stronę jednej z klatek obskurnego bloku.
Jego matka nie musiała mu nic mówić, on dobrze wiedział, kto był odpowiedzialny za jej stan. Była tylko jedna osoba, która mogła to zrobić, a on ten ostatni raz postanowił zrobić coś dla tej kobiety. Wspinał się po stopniach, żeby ostatecznie zatrzymać się na drugim piętrze przed obdrapanymi drzwiami i mocno zacząć w nie pukać. Nie bawił się w subtelność, bo w tamtym momencie poczuł, jak wychodziła z niego cała złość zbierającego się w jego ciele przez kilka godzin. Niecierpliwie czekał, nasłuchując odgłosów dochodzących z mieszkania, którego nienawidził całym sercem.
— Taehyung? — zaspany mężczyzna otworzył mu drzwi w samych bokserkach. Wydawał się być szczerze zdziwiony i zupełnie nieświadomy tego, po co Kim mógłby do niego przyjść.
— Tęskniłeś za mną, Jaesung? — spytał z pseudo miłym uśmiechem, który zszedł z jego twarzy równie szybko, jak się pojawił. — To za moją matkę.
Wziął zamach bez żadnego zawahania i trafił starszego mężczyznę prosto w szczękę, przez co tamten zatoczył się do tyłu i niemal upadł. Nawet Jeongguk się tego nie spodziewał i ze zdziwieniem spojrzał na młodszego, który wciąż zaciskał dłoń w pięść, żeby nie czuć bólu. Nie był zbyt dobry w biciu się, ale brunet uznał to za słaby moment do informowania go o tym i uśmiechnął się lekko pod nosem.
— Nie waż się do niej więcej zbliżyć, zrozumiałeś? — warknął chłopak, patrząc na krwawiącego Jaesunga. Był z siebie trochę dumny i poczuł się nawet nieco lepiej.
— Ta dziwka sobie na to zasłużyła, a ty zaraz skończysz tak samo — mężczyzna ruszył w jego stronę z furią w oczach, ale wtedy stanął przed nim Jeongguk. Był od niego nieco niższy, jednak silniejszy i w tamtym momencie miał zamiar to wykorzystać. Nie mógł pozwolić, żeby Taehyungowi cokolwiek się stało.
— Chyba raczej nie — wzruszył ramionami i wbił kolano w jego brzuch. Wiedział, że jego oczy znów stały się ciemniejsze, bardziej zwierzęce, a z gardła wyrwało się niekontrolowane warknięcie, które mógł usłyszeć tylko mężczyzna. Czuł, jak strach przejmował nad nim kontrolę, kiedy patrzył na coś, czego nie potrafił zrozumieć. Każdy zaczynał się bać, kiedy Jeongguk patrzył na niego tak dzikim wzrokiem, jakby stał się jego kolejną ofiarą.
Kolejnym uderzeniem poprawił cios Taehyunga, przez co jeszcze więcej krwi znalazło się na brudnych panelach i nie pozwalając mu się otrząsnąć uderzył po raz kolejny. Panował nad sobą i kontrolował siłę, z jaką uderzał raz za razem. Przyparł mężczyznę do ściany, ramieniem naciskając na jego krtań. Dopiero w tamtym momencie Jaesung przypomniał sobie skąd znał twarz Jeongguka, chociaż tamten już wcześniej go rozpoznał.
— Proszę, przestań już — oboje ledwo usłyszeli głos Taehyunga, który przez cały czas stał w tym samym miejscu. Nie był wystraszony zachowaniem Jeona, bardziej zafascynowany tym, z jaką lekkością się poruszał, jednak wiedział, że nie mogli przesadzić.
— Chciałem się upewnić, że dotarło do niego, co powiedziałeś — brunet spojrzał na Kima, lekko luzując nacisk na krtań mężczyzny, żeby mógł wciąć głęboki wdech.
— Pieprzony Jeon Jeongguk — warknął Jaesung, spluwając na ziemię krwią. — Tak samo spierdolony, jak jego tatuś.
— Jasne, przekaże mu pozdrowienia — powiedział sarkastycznie, w końcu się od niego odsuwając. Mężczyzna osunął się na ziemię, dłoń przyciskając do bolącego boku i z nienawiścią patrząc na dwójkę chłopaków, która po prostu odeszła zostawiając go samego.
— Skąd on cię zna? — pierwszy odezwał się Taehyung, gdy siedzieli już z powrotem a samochodzie.
— Pewnie nie pamiętasz, ale kiedyś mieszkał u nas w mieście. Miałem około trzynastu lat, kiedy się wyprowadził. Mało ludzi go lubiło, a jeszcze mniej chciało się z nim zadawać. A ty? Skąd wiedziałeś, że to on pobił twoją mamę?
— Odkąd przeprowadziliśmy się do Seulu, to czasem do nas wpadał. Wiesz, został takim stałym klientem matki. W ostatnich latach właśnie pojawiał się częściej, ale rozumiem już dlaczego. Czasem mama mnie do niego zabierała, nie wspominam tego dobrze... Zawsze był trochę agresywny i zdarzało się, że całkowicie mu odbijało — Taehyung westchnął cicho i znów wyjrzał przez okno, chociaż widok się nie zmienił i wciąż stali w miejscu. — Kilka razy uderzył matkę, a ostatnio siedział w więzieniu za jakąś napaść. Ona próbowała się ze mną skontaktować, pisała i dzwoniła, ale ja nie odbierałem. Mówiła, ze wrócił i bała się, a ja wiedziałem do czego był zdolny i i tak to zignorowałem...
— To nie twoja wina, Tae — zapewnił szybko brunet, jednak niepotrzebnie.
— Wiem. I tak nie mógłbym nic zrobić... Ale teraz już się raczej do niej nie zbliży — uśmiechnął się smutno i odwrócił w stronę Jeongguka. — Dziękuję.
— To była czysta przyjemność, nigdy chuja nie lubiłem.
— Mówię o wszystkim, a nie tylko o tym, że go pobiłeś. — wywrócił oczami i delikatnie przyciągnął bruneta do siebie, żeby móc go pocałować. To było ledwie muśnięcie warg, jednak Jeongguk i tak się uśmiechnął. — Zawieziesz mnie jeszcze w ostatnie miejsce?
— Dokąd? — zapytał, odpalając silnik i zapinając pasy.
— Do mojego starego mieszkania. Muszę sprawdzić jeszcze ostatnią rzecz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro