Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#28

jestem bardzo zmęczona po pracy, ale daje wam ten krótki rozdział, bo wy daliście Stefanowi dużo miłości

***

    Z westchnięciem ulgi Taehyung odłożył ciężką torbę na ciemne kafelki i rozsiadł się na wygodnej kanapie przy boku Jongupa. Dopiero w środę po treningu udało im się razem wyjść na miasto, co ostatecznie skończyło się na tym, że dopadli drzwi najbliższej pizzerii bez chwili zawahania. Oboje byli na tyle głodni, że od razu zabrali się za wybieranie pizzy, którą zamówili kilka minut później. Dopiero po tym skupili się na sobie i w tamtym momencie nagle żaden nie wiedział, co powiedzieć. Oboje wiedzieli, po co się spotkali, ale żaden nie chciał poruszać tego tematu.

— Zauważyłem, że Jimin ostatnio chodził przybity, wszystko u niego okey? — w końcu to Jongup przerwał niezręczną ciszę, a Kim wypuścił z ulgą powietrze z płuc.

— Właściwie, to nie... Znaczy teraz już tak, ale wcześniej było źle. Jego rodzice dowiedzieli się, że chodzi z Hoseokiem i nieźle się o to z nim pokłócili. — niewiele miał tajemnic przed chłopakiem i całkowicie mu ufał, dlatego tamten orientował się mniej więcej w wydarzeniach z życia jego przyjaciół. Miła pewność, że nikomu tego nie powie, a przy okazji sam mógł się trochę wygadać. — Na szczęście trochę się już pozbierał. Najgorzej, że odcięli go od pieniędzy i teraz ma mniej czasu wolnego, bo pracuje dorywczo u mojej babci w kwiaciarni, żeby mieć na te swoje zajęcia z tańca.

— Nieciekawie... Dobrze, że przynajmniej twoja babcia dała mu tę pracę. W sumie trochę mu zazdroszczę, bardzo miło spędza się z nią czas — uśmiechnął się szeroko, po chwili czując lekkie szturchnięcie w ramię.

— Przestań, bo jeszcze zrobię się zazdrosny — Taehyung wywrócił oczami, jednak sekundę później spoważniał. Nie było już sensu tego przedłużać, chociaż bardzo chciał. Powinien od razu przejść od rzeczy, a nie czekać na jakiś cud, który sprawiłby, że ta rozmowa nie musiałaby się nigdy odbyć. — Tak co do naszej rozmowy sprzed weekendu... W pewnym sensie miałeś rację.

Jongup nie wyglądał na zdziwionego. Jego uśmiech stał się bardziej smutny, jednak nie widział w jego oczach cienia wyrzutu, czy jakiejkolwiek pretensji, chociaż właśnie tego się spodziewał. Wyobrażał sobie, jak tamten się na niego złościł i krzyczał, a tymczasem chłopak siedział spokojnie, nawet się nie odzywając i czekając aż zacznie mówić dalej.

— Jeongguk rzeczywiście stał się dla mnie kimś ważnym i pewnie nie potrafiłbym z niego zrezygnować, jednak nie o niego tu chodzi. Lubię cię i to bardzo, ale jako przyjaciela — Taehyung naprawdę starał się patrzeć mu w oczy, jednak nie potrafił. Przy Jongupie chciał być kimś dobrym, udawać lepszego człowieka. Dawał mu motywację do tego, żeby zmienić się na lepsze i powinien starać się to zrobić, ale równocześnie czuł, że to nigdy nie będzie w stu procentach możliwe, bo on po prostu taki był. Kapryśny, złośliwy, porywczy i przewrażliwiony. Był mu winien chociaż tyle, żeby być całkowicie szczerym w tamtym momencie. — Starałem się sobie wmawiać, że z czasem zacznę czuć coś więcej, ale teraz wiem, że to by się nigdy nie stało... Wiesz, że dobrze spędza mi się z tobą czas i zawsze czuję się szczęśliwy, ale to po prostu nie to, rozumiesz? Wiem, że to zabrzmi głupio w tej sytuacji, ale czy możemy zostać przyjaciółmi? Przepraszam, naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło.

Przez chwilę znów zapanowała między nimi cisza, przerwana jedynie przyjściem kelnerki z ich pizzą, której żaden i tak nie tknął. Jedynie obrzucili ją przelotnym spojrzeniem, żeby po chwili znów skupić się na sobie nawzajem.

— Spodziewałem się tego, ale i tak... Chyba jednak nie da się przygotować na coś takiego — Jongup zaśmiał się nerwowo, drapiąc się po karku. — Daj mi czas, okey? To byłoby ciężkie zachowywać się, jakby nic się nigdy nie stało podczas spotkań z tobą. Po prostu potrzebuje kilku dni, żeby oswoić się z nową sytuacją.

— Dam ci tak dużo czas, ile tylko będzie ci potrzebne — Taehyung zapewnił go od razu, nawet nie zauważając, że z tego wszystkiego zaczął skubać jedną z serwetek. — Jutro w szkole oddam ci wszystkie rzeczy, które do tej pory mi kupiłeś.

— Tae, daj spokój. To były prezenty, przecież możesz je zachować. Przyjaciele dają sobie prezenty.

Te słowa ukłuły go w serce, zwłaszcza ostatnie zdanie. Miał wrażenie, że tym razem usłyszał w jego głosie nutę pretensji i żalu, ale nie zdziwił się. Jongup miał do tego prawo.

— One wszystkie dużo koszto...

— Koniec tematu — przyłożył palec do ust ciemnowłosego, żeby go uciszyć i głową skinął w stronę stygnącej pizzy. Uśmiechnął się lekko, żeby rozluźnić atmosferę i samego Taehyunga. Chciał tych kilka następnych minut spędzić na miłej rozmowie, udając, że wcale nic się nie stało i nie miał złamanego serca. Na bycie smutnym będzie miał czas później. — Zjedzmy ją zanim całkowicie wystygnie.

Nawet jeśli Kim chciał jeszcze wrócić do poprzedniego wątku, to nie miał okazji, bo Jongup skutecznie zmieniał temat za każdym razem. W końcu odpuścił, samemu starając się cieszyć tym, że po prostu siedzieli razem przy stoliku i jedli, chociaż tym razem, jako przyjaciele. Mimo wszystko wyrzuty sumienia nie opuszczały go przez cały ten czas, a w głowie ciągle krążyła jedna myśl.

Był okropnym człowiekiem, który potrafił jedynie ranić innych ludzi.

***

    Wiedział, że coś było nie tak, jak tylko przekroczył próg domu. Samochód Seokjina stał przy chodniku, jednak w mieszkaniu nie było słychać żadnych rozmów, panowała grobowa cisza przerywana tykaniem zegara. Niepewnie ruszył do kuchni, gdzie zazwyczaj jego babcia przyjmowała swojego wnuczka, żeby móc go ciągle czymś dokarmiać. Niemal od razu pożałował swojej decyzji i tego, że nie poszedł prosto do swojego pokoju.

— C-co się stało? — spytał drżącym głosem, kiedy tamta dwójka zerwała się z krzeseł na jego widok. Starsza kobieta miała zmartwiony wyraz twarzy, a oczy Seokjina były opuchnięte od płaczu. To naprawdę nie wróżyło nic dobrego.

— Chodzi o mamę — chłopak odezwał się pierwszy, podtrzymując się dłonią o oparcie krzesła. — Kilka minut temu dzwonili ze szpitala. Została poważnie pobita.

Taehyung wydawał się w ogóle nie usłyszeć głosu brata. To, że słowa do niego dotarły zdradziła jedynie jego powieka, która niekontrolowanie drgnęła. Nic nie odpowiedział, jedynie wciąż stał w tym samym miejscu, jakby był robotem, który się zawiesił.

— Jin specjalnie na ciebie poczekał — odezwała się staruszka, co nieco otrzeźwiło ciemnowłosego. Spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.

— Po co?

— Jak to, po co? — starszy wydawał się być zaskoczony jego reakcją. Była niemal obojętna, jakby zupełnie nic się nie stało. — Żeby do niej pojechać.

— Ja nigdzie nie jadę — powiedział stanowczo i spróbował odejść, jednak brat złapał go za ramię, zatrzymując w miejscu.

— Żartujesz sobie? Nasza mama została pobita i leży w ciężkim stanie w szpitalu, a ty nie masz zamiaru do niej jechać?! — nawet nie zdawał sobie sprawy, że uniósł głos, dopóki Taehyung nie przyjął bojowej postawy, prostując plecy i patrząc na niego spod przymrużonych powiek.

— A po co niby mam tam jechać? Żeby na nią popatrzeć? Lekarze się nią zajmą, nie potrzebuje mnie — warknął, wyszarpując swoje ramię.

— Jesteś niemożliwy! Powinieneś tam być, to twój obowiązek, jesteś jej synem!

— A gdzie ona była, kiedy ty złamałeś nogę albo leżałeś z zapaleniem płuc w szpitalu, do cholery?! Też powinna przy tobie być, bo to jej obowiązek, jako matki, a jednak nawet cię nie odwiedziła — prychnął głośno, nawet nie przejmując się tym, że ich babcia wciąż tam była i wszystkiego słuchała, a on nie wyrażał się zbyt ładnie.

— To inna sprawa i dobrze o tym wiesz! Ona ma dwóch synów i wybrała ciebie, ale ja mam jedną matkę i nie mogę jej tak zostawić! — Jin wydawał się być szczerze zdenerwowany jego zachowaniem, czego Taehyung nie potrafił zrozumieć. Całe lata miała go kompletnie w dupie, a on przejmował się nią, jakby był wzorową matką.

— Oh... Rozumiem — powiedział po chwili, znów prychając pod nosem. — Wybrała mnie, ale ja jestem tym gorszym synem i teraz ty masz szansę, żeby się wykazać i być przy niej w trudniejszym momencie. To żałosne. Czego ty oczekujesz? Że po wszystkim będzie ci tak wdzięczna, że nagle znów zmieni się w matkę, którą znałeś z przeszłości? To jest dziwka, Jin! Liczą się dla niej tylko pieniądze, a nie ty czy ja i lepiej się z tym pogódź, bo szkoda twojego czasu! Ja swojego zmarnowałem już wystarczająco i więcej nie zamierzam.

— Taehyung! Wyrażaj się i uważaj, co mówisz. — tym razem ich babcia się odezwała, wkraczając między nich. Miała wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą z pięściami albo powiedzą o kilka słów za dużo.

— Ty też przeciwko mnie? — spojrzał na nią z wyrzutem i smutkiem, jakby właśnie go zdradziła. — Wiesz o wszystkim, co zrobiła, a i tak trzymasz jego stronę? Naprawdę, babciu?

— Tu nie ma żadnej strony, Tae — starała się mówić łagodnym głosem, jednak to wcale nie działało na chłopaka, a jedynie bardziej go denerwowało. Nie był małym dzieckiem. — Powinieneś mimo wszystko do niej pojechać. To twoja mama, ona jest tylko jedna.

— Wolałbym jej nie mieć w ogóle — powiedział oschłym tonem i tym razem nikt go nie zatrzymał, gdy ruszył w stronę wyjścia. Trzasnął drzwiami, choć nieświadomie i szybkim krokiem ruszył chodnikiem, który wciąż był mokry od wcześniejszego deszczu.

Na całym świecie było jedno miejsce, w którym czuł się naprawdę dobrze i bezpiecznie i był to dom jego babci, jednak w tamtym momencie chciał się znaleźć jak najdalej od niego. Czuł się zdradzony i niezrozumiały przez najbliższe osoby, a to bolało.

Wszystko, co złe w jego życiu przypisywał swojej mamie, wszystko było jej zasługą. Gardził nią nawet za swój charakter, tłumaczył go przed samym sobą wychowaniem i warunkami, w jakich dorastał. Nienawidził jej za to, że nigdy nie czuł się szczerze kochany i doceniany. Potrafiła tylko wymagać i żądać, kazać spełniać jej zachcianki i być takim, jakim ona chciała go widzieć.

Instynktownie kierował się w dobrze sobie znanym kierunku. Nie myślał o tym, czy to był dobry pomysł i czy powinien iść akurat do tej osoby, ale była pierwszą, o której pomyślał. Przyspieszył kroku, kiedy jego dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć i już po kilkunastu minutach mógł słyszeć głośne szczekanie psa, gdy stał pod ciemnymi drzwiami.

— Taehyung? — starszy mężczyzna wyglądał na zdziwionego, jednak po kilku sekundach wpuścił chłopaka do środka. Od razu powitał go ogromny owczarek niemiecki, z którym zdążył się zaprzyjaźnić przez kilkanaście ostatnich dni.

— Przepraszam, że tak bez zapowiedzi... Jest Jeongguk? — starał się mówić spokojnym głosem, jednak sam słyszał, że brzmiał żałośnie. Niemal jakby miał się zaraz rozpłakać, a powstrzymywało go przed tym tylko głaskanie Dodo po pysku.

— Tak, w swoim pokoju.

Nie pytał o nic więcej i po prostu przepuścił Kima, który chwilę wcześniej zdjął buty, żeby móc wejść w głąb domu. Znał drogę do pokoju Jeona, dlatego już bez słowa wyminął jego tatę, po czym przeszedł przez resztę korytarza i bez pukania wszedł do właściwego pomieszczenia. Brunet akurat wyjmował coś z szafy, kiedy Taehyung zamykał za sobą drzwi. Odwrócił się w jego stronę ze zmarszczonymi brwiami, będąc tak samo zaskoczonym, jak jego ojciec chwilę wcześniej.

— Co się stało, że wpadasz tak z zaskoczenia? — spytał od razu, jednak nie dostał odpowiedzi. Upuścił koszulkę trzymaną w dłoni sekundę po tym, jak Kim przyciągnął go do pocałunku. Nie zauważył, że coś było nie tak. Nie miał okazji, bo chłopak skutecznie odciągnął jego uwagę i całkowicie rozproszył.

Został w samych spodniach jeszcze zanim zdążyli dojść do łóżka, na którym nieudolnie wylądowali w plątaninie rąk i nóg. Jeongguk nic z tego wszystkiego nie rozumiał, ale nie musiał. Nie liczyło się nic innego poza Taehyungiem i jego ustami, które były jego małym uzależnieniem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro