Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#22

    Taehyung już od jakiegoś czasu szedł pod szerokim parasolem z przemokniętym brunetem u boku. Nie potrafił zrozumieć, jak ktokolwiek normalny w ogóle mógł chcieć wychodzić w taką pogodę pobiegać, jednak najwyraźniej Jeongguk do normalnych się nie zaliczał. Wpadli na siebie przypadkiem, kiedy Kim akurat spieszył się na spotkanie, a starszy wybiegł zza rogu. Ostatecznie skończyło się na tym, że obaj szli ramię w ramię, a Taehyung wcale nie musiał wiedzieć, że brunet zazwyczaj biegł jeszcze około dwóch kilometrów i dopiero wtedy zawracał.

— Będziesz chory.

— Spokojnie, często biegam w deszczu, a rzadko choruje — Jeongguk wzruszył lekko ramionami, a po chwili uśmiechnął się szeroko. — Ale to urocze, że się o mnie martwisz.

— Nie wyobrażaj sobie za dużo — młodszy wywrócił oczami, mimo wszystko również się uśmiechając. — Nawet gdybyś był umierający, to bym nie przyszedł w odwiedziny.

— Tak się okłamuj, kotku.

Taehyung już po prostu nie reagował na te z pozoru czułe słówka, jakimi raczył go brunet. Przywykł do tych wszystkich księżniczek, maleństw i innych dziwnych określeń, których używał. Tak właściwie całkowicie je ignorował. Początkowo go irytowały, jednak zrozumiał, że dokładnie taki był w tym cel Jeongguka i postanowił nie dawać mu tej satysfakcji, że po raz kolejny udawało mu się go zdenerwować, ale najwidoczniej starszemu weszło już w nawyk używanie tych przesłodzonych słówek i stały się nieodłącznym elementem ich słownych przepychanek. Zdarzało się nawet, że sam Taehyung ich używał, żeby jeszcze mocniej dopiec Jeonowi.

Czasem Kim leżał wieczorami w łóżku i zastanawiał się, co tak właściwie łączyło go z chłopakiem. Nie mógł powiedzieć, że stali się kimś na kształt przyjaciół. Właściwie było im jeszcze do tego daleko, ale wszystko zmierzało właśnie w tym kierunku. Byli bardzo dobrymi kolegami, którzy zawsze mogli na siebie liczyć, kiedy akurat mieli gorszy humor i przypadkiem musieli się na kimś wyżyć. Czasem nawet śmiali się z samych siebie i z tego, jak zaczęła się ich znajomość, co głównie wynikało z faktu, że ich charaktery były tak bardzo podobne, a zarazem zupełnie inne. No i również z tego, że obaj kierowali się jakimiś uprzedzeniami i błędnymi wyobrażeniami siebie nawzajem.

—Tak właściwie, to gdzie idziesz? — Jeongguk znów odezwał się po chwili ciszy, cały czas obserwując chłopaka, który wydawał się być dziwnie zamyślony. Szybko się otrząsnął, jednak nie odpowiedział od razu, jakby nie był pewien, co powinien powiedzieć.

— Umówiłem się z kimś.

Czuł na sobie pytające spojrzenie bruneta, którego ta odpowiedź wcale nie usatysfakcjonowała. Westchnął cicho, wciąż bijąc się z własnymi myślami. Nie było tajemnicą, że on i Jongup mieli bardzo dobre relacje, które również zmierzały w bardzo jednoznacznym kierunku, jednak wciąż czuł się dziwnie rozmawiając o tym z Jeonggukiem. Nigdy już nie urządził mu tak dziecinnej sceny, jak tamtego dnia w szatni i zachowywał się całkowicie normalnie w obecności Jongupa, ale Kim wciąż obawiał się, że pewnego dnia znów zrobi coś głupiego, co zepsuje wszystko, nad czym tyle pracowali.

— Konkretnie z Jongupem ­ — w końcu to z siebie wydusił i nawet jeśli Jeonggukowi zadrgała powieka, to tego nie zauważył.

—Kolejna tandetna randka? — spytał lekko sarkastycznie, za co został szturchnięty w przemoczone ramie. — No co? Chłopak nie ma za grosz wyobraźni. Niech zgadnę, znowu zabiera cię na kawę, której nawet nie lubisz i będziesz udawać, że jest przepyszna?

— Stara się, okey? Poza tym, idziemy do kina i już mu uświadomiłem, że o wiele bardziej wolę zwykłą herbatę niż ten czarny napój szatana, jakbyś chciał wiedzieć.

— A popłakał się, jak mu to powiedziałeś?

— Jesteś straszny! — po raz kolejny Jeonggukowi się oberwało, jednak przez to jego śmiech stał się jeszcze głośniejszy. — To, że w przeciwieństwie do ciebie ma uczucia i jest nieco bardziej wrażliwy nie daje ci prawa do śmiania się z niego!

— Jasne, tylko problem tkwi w tym, że właśnie za to mnie uwielbiasz — brunet poruszył zabawnie brwiami i spróbował objąć Taehyunga w pasie, ale tamten szybko go odepchnął.

— Nienawidzę cię, Jeon i spierdalaj, bo jesteś cały mokry.

— Dobra, kończę już żartować, bo się księżniczka zaraz naprawdę obrazi — uniósł dłonie w geście kapitulacji, dzięki czemu został ponownie wpuszczony pod parasol. — Ale musisz przyznać, że ja byłem bardziej kreatywny. Trochę zjebałem z tematyką, ale liczył się sam koncept z zabraniem cię do muzeum.

— Zapominasz, że to nie byłam randka tylko jedynie spotkanie zapoznawcze, a to różnica i dla twojej wiadomości, to lubię moje wyjścia z Jongupem. Jest miło i przyjemnie, a on nie zachowuje się, jak wrzód na dupie i nie jest upierdliwy.

— Sugerujesz mi coś? —jedna brew Jeongguka zawędrowała do góry, a Kim niemal zaczął mu klaskać.

— Brawo, czyli jednak czasem myślisz.

— Jeszcze trochę i pomyślę, że naprawdę mnie nie lubisz... Dobra, nieważne. Zostawmy Jongupa w spokoju, później chcę tylko wiedzieć, czy się popłakał na filmie, bo pewnie pójdziecie na jakąś komedię romantyczną czy inne gówno. Lepiej mi powiedz, czy jesteś już psychicznie gotowy na jutrzejszy dzień.

— Nie. — Taehyung westchnął ciężko, przypominając sobie, co go czeka za kilkanaście godzin. — Kto wymyśla, żeby w taką pogodę popierdalać po lesie i bawić się w szukanie jakichś przedmiotów? To jest w ogóle bezpieczne? Co z dzikimi zwierzętami?

— Już od lat szkoła organizuje taką grę terenową w pierwsze dni listopada. Wszystko przygotowują na bezpiecznym i zabezpieczonym terenie, gdzie można swobodnie się poruszać.

— Jak dla mnie, to nadal chujowy pomysł. Najchętniej bym nie poszedł, ale babcia mówi, że przyda mi się trochę kontaktu z naturą i ruchu na świeżym powietrzu. W ogóle już nic mi się nie chce, szkoła mnie męczy. Jeszcze ta głupia matematyka. Wszystko idzie mi dobrze, tylko z nią, jak zawsze są problemy.

— Mogę ci pomóc — propozycja bruneta lekko go zdziwiła, jednak i tak spojrzał na niego zainteresowany. — Możesz do mnie pojutrze wpaść, chyba że masz jakieś plany.

— Taki jesteś dobry z matmy?

— Nienajgorszy. W drugiej klasie nieźle mi szło, więc raczej bez problemu ci pomogę i nie będziesz musiał wydawać pieniędzy na korepetytora.

— Serio chcesz to zrobić za darmo?

— Twój uśmiech będzie dla mnie najlepszą zapłatą — Jeongguk puścił mu oczko, a chłopak niemal jęknął, przecierając oczy dłonią.

— Jestem zażenowany twoimi tekstami, Jeon — wymamrotał, zbierając psychiczne siły. — Udam, że nigdy tego nie powiedziałeś, okey?

— Jak chcesz, chociaż jak dla mnie ten był jednym z lepszych — brunet wzruszył ramionami, cały czas lekko się uśmiechając. — Dobra, biegnij do Jongupa, bo biedak już czeka, a nie tu ze mną flirtujesz.

— Mam nadzieję, że jednak przypadkiem wpadniesz jutro na jakieś dzikie zwierzę.

Odszedł bez pożegnania, jednak niezbyt daleko, bo zdołał jeszcze usłyszeć ostatnie słowa Jeongguka, przez które po raz ostatni się obrócił.

— Tylko ubierz się jutro ciepło!

— Jasne, mamo! — odkrzyknął i szybkim krokiem znów ruszył w stronę Jongupa, bo patrzenie na opięty przez mokre dresy tyłek Jeona wcale nie działał na niego dobrze.

Przywitał się z przyjacielem i we dwójkę weszli do przestronnego kina, w którym znajdowało się tylko kilka osób. Taehyung złożył swój parasol, który po chwili zostawił w specjalnym stojaku i szybko poprawił rozwiane włosy. Zaledwie w kilka minut wybrali, co chcą obejrzeć i kupili bilety, a po chwili również duży kubełek popcornu karmelowego i jakiś niegazowany napój, którego rodzaju Kim nie potrafił zidentyfikować.

— Chcesz gdzieś jeszcze iść po kinie, czy raczej wrócić prosto do domu? — Jongup odebrał od niego jedzenie, które ostatecznie i tak postawił między fotelami na podłodze, dzięki czemu oboje mieli wolne ręce.

— Wolałbym iść do domu, muszę się jeszcze ogarnąć przed jutrem — posłał mu przepraszający uśmiech, jednak po chwili zmarszczył brwi, bo przyjaciel nagle zaczął grzebać w kieszeniach kurtki.

— W takim razie... — zaczął powoli, w końcu ściskając w dłoni jakieś niewielkie pudełeczko i lekko unosząc kąciki ust. — Dam ci ten drobny prezent teraz. Mam nadzieję, że będzie ci się podobać.

Zachęcająco wysunął rękę w jego stronę, a Taehyung bardzo niepewnie odebrał pudełko i przez chwilę mu się przyglądał. Domyślał się, co mogło być w środku, jednak nie mógł uwierzyć, że Jongup naprawdę to zrobił. W końcu po kilkunastu sekundach jego oczom ukazała się delikatna, srebrna bransoletka z niewielką gwiazdką, którą kilka dnia temu wspólnie podziwiali na jednej z wystaw w sklepie jubilerskim.

— Wiesz, że cholernie mi się podoba, ale nie mogę jej przyjąć — spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, jakby wciąż do niego nie docierało, co się tak właściwie stało. — To zbyt wiele.

Wiedział, że nie kosztowała majątek, ale dla Kima to i tak było dużo. W połączeniu z tymi wszystkimi innymi drobiazgami, które Jongup mu dawał i faktem, że sponsorował niemal każde ich wyjście, czuł się po prostu źle. Chłopak mógł sobie na to pozwolić i Taehyung zdawał sobie z tego sprawę, ale on w zamian nie mógł mu dać praktycznie nic.

— Daj spokój, przecież bardzo ją chciałeś — Jongup złapał go za dłoń i pogładził ją kciukiem, nie patrząc mu w oczy. — Lubię sprawiać ci przyjemność, wiesz?

— Teraz już wiem i to kochane, ale po prostu... Czuję się źle z tym, że wydajesz na mnie tyle pieniędzy. Nawet nie pozwalasz mi płacić za samego siebie, jak gdziekolwiek jesteśmy.

— Jeśli pozwolę ci zasponsorować nam następną randkę, to przyjmiesz tę bransoletkę i będziesz się z niej cieszył? — nadzieja w jego głosie sprawiła, że Kim niemal nie był w stanie mu odmówić.

— Nie wiem... — powiedział cicho, a po chwili poczuł dłoń chłopaka na swoim policzku. Uniósł głowę, dzięki czemu w końcu mogli spojrzeć sobie w oczy i przez chwilę panowała między nimi cisza. Światła na sali zaczęły powoli gasnąć, przez co widzieli się coraz słabiej, jednak nie miało to znaczenia, bo ciepłe wargi Jongupa bezproblemowo odnalazły te należące do Taehyunga i zaczęły je subtelnie muskać.

Tym razem oddał ten delikatny pocałunek, nieco mocniej zaciskając dłoń na otwartym pudełku. Czuł karmelową słodycz i lekki posmak mięty, które razem dawały dziwne, ale o dziwo całkiem smaczne połączenie. Nie było fajerwerków i Taehyung nie czuł motylków w brzuchu, ale było mu przyjemnie, gdy Jongup w ten nieśmiały sposób go całował.

— Chcę żebyś wiedział, że traktuje to wszystko na poważnie, Tae — szepnął cicho, gdy odsunął się kawałek od chłopaka, a tamten lekko się uśmiechnął.

— Wiem — splótł ich palce razem, wolną dłonią chowając prezent do kieszeni. — I bardzo mnie to cieszy.

Obaj już więcej się nie odezwali, bo wiedzieli, że słowa nie były w tym wypadku konieczne.

***

    Czasem tak jest, że kiedy człowiek budzi się rano, to czuje, że tym razem nic nie będzie szło po jego myśli. Potknie się na schodach, rozleje herbatę, spali tosty, ubrudzi ubranie błotem, zapomni czegoś zabrać z domu, a później w dodatku zgubi się w pieprzonym lesie z przemoczoną mapą i zepsutym kompasem.

Dokładnie tak miał tamtego dnia Taehyung. Przeklinał wszystkich i wszystko, zwłaszcza swoją matkę za to, że w ogóle go urodziła. Nie do końca dogadał się z Dahyun, która była z nim w parze i jak się okazało, oboje niezbyt dobrze radzili sobie z orientacją w terenie i obsługiwaniem się mapą oraz kompasem. Jak na złość to zawsze Jimin ją prowadził, gdy byli w jednej drużynie, ona po prostu grzecznie za nim chodziła rozwiązując zagadki. A Taehyung? Nigdy nawet nie bawił się w takie zabawy i nie posiadał do tego odpowiednio wyćwiczonych umiejętności.

Kiedy już zboczyli z trasy, to dalej było tylko gorzej. Planowali pójść na skróty, o których istnieniu zapewniała go Dahyun, a których nigdy nie odnaleźli. Jedynie coraz gęstsze drzewa i kłujące krzaki. Próbowali wrócić tą samą drogą, którą przyszli, jednak musieli parę razy źle skręcić, przez co błądzili bez sensu w kółko. Taehyung zapomniał telefonu z domu, a dziewczyna oczywiście nie miała zasięgu, w dodatku zdążył jej się rozładować, więc nawet nie mogli sprawdzić godziny.

W tamtym momencie cały wszechświat był przeciwko nim, a swoją nienawiść postanowił dodatkowo okazać w bardzo spektakularny sposób. Coraz gęstsze chmury zbierały się nad lasem, a lekki deszcz zaczynał już kropić. Mapa i tak nie była im już potrzebna, więc nawet nie zawracali sobie głowy schowaniem jej, a przypadkowo rozbity o kamień kompas nadawał się jedynie do wyrzucenia.

— Po prostu zostańmy już tutaj, na pewno zaczną nas niedługo szukać, a kręcąc się w kółko i tak nic nie zyskamy — Taehyung opadł z głośnym westchnięciem na zmoczony głaz i przetarł zmęczoną twarz dłońmi. Szacował, że było około siedemnastej, bo zaczynało się już ściemniać, a zabawa miała trwać najpóźniej do szesnastej trzydzieści. Nauczyciele na pewno musieli się zorientować, że się zgubili i zorganizować jakąś akcję poszukiwawczą, a przynajmniej taką miał nadzieję.

— Przepraszam, to moja wina — drżący głos dziewczyny ledwie dotarł do jego uszu, jednak i tak od razu pokręcił przecząco głową, chociaż w tamtym momencie nawet kark go bolał.

— Nie, to nasza wspólna wina.

— Boję się...

Taehyung wstał ze swojego miejsca i przygarnął ją do siebie ramieniem, obejmując ją mocno. Czuł, jak Dahyun się trzęsła i wiedział, że on sam również to robił. Był zmarznięty i przemoczony, zlepione kosmyki włosów przyklejały mu się do czoła, a niby sportowe buty niemiłosiernie uciskały stopy. W tamtym momencie marzył jedynie o ciepłym łóżku, jednak nie wiedział, że najgorsze było dopiero przed nimi.

— Kurwa, Taehyung — głos dziewczyny nagle stał się bardziej piskliwy, a jej dłonie zacisnęły się na bluzie Kima, gdy spojrzała ponad jego ramieniem. — Spierdalamy.

Wystarczyło, że on sam lekko obrócił głowę, żeby ochoczo się z nią zgodzić. Zaledwie sekundę po tym, jak dostrzegł ciemny kształt zbliżający się w ich stronę, po lesie rozniósł się donośny ryk. Wielki niedźwiedź biegł w ich kierunku na czterech łapach, poruszając się zadziwiająco szybko.

Rzucili się biegiem w całkowicie przypadkowym kierunku, potykając się niemal o każdą możliwą rzecz. Taehyung starał się nie dopuścić do tego, żeby strach go sparaliżował i biegł tak szybko, jak jeszcze nigdy. Dłoń zaciskał na tej należącej do dziewczyny i niemal ciągnął ją za sobą, bo biegła wolniej.

Dzikie zwierzę zbliżało się do nich coraz bardziej, a im coraz ciężej było oddychać. W pewnym momencie kostka Dahyun utknęła między wystającymi korzeniami, które Kim przeskoczył, przez co upadła na ziemię, ciągnąć za sobą chłopaka. Krzyknęła cicho z bólu, a po chwili również z przerażenia, bo ciemny kształt był już całkowicie wyraźny, znajdując się zaledwie kilak metrów od nich. W tamtym momencie Taehyung działał całkowicie instynktownie i po prostu zasłonił przyjaciółką własnym ciałem, w myślach błagając o szybką i w miarę bezbolesną śmierć.

***

    Ostatni nauczyciel pojawił się w miejscu zbiórki, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Dwójki uczniów wciąż nigdzie nie było, a każdy zaczynał coraz bardziej się martwić. Nie dotarli nawet do drugiego punktu, w którym czekał pan Choi ze wskazówkami, gdzie ukryto ich przedmioty, a ostatnia widziała ich nauczycielka, która rozdawała kompasy całkiem blisko miejsca startu.

—Zawiadomiłam już służby ratownicze, musimy na nich czekać. Ściemnia się, a sami ich nie znajdziemy — dyrektorka stała razem z resztą nauczycieli na boku, rozmawiając ściszonymi głosami, jednak Jeongguk słyszał doskonale każde ich słowo.

Czuł, że stanie się coś bardzo złego, jeśli zaraz czegoś nie zrobią, a obawa, że cokolwiek mogło stać się Taehyungowi była na tyle silna, że drżały mu dłonie mocno zaciśnięte w pięści. Hoseok obserwował swojego przyjaciela, wyczuwając, w jakim był w stanie i wiedział, że to się dobrze nie skończy. Sam też się martwił, jednak starał się zachowywać o wiele spokojniej.

— Pierdole to, idę ich szukać — Jeongguk w końcu nie wytrzymał i zdążył się nawet obrócić, jednak poczuł mocny uścisk na ramieniu.

— Pojebało cię? Nie możesz tak po prostu sobie pójść i ich szukać. Słyszałeś, pomoc niedługo będzie i oni się tym znajdą — Hoseok starał się mówić stanowczym głosem, jednak bezskutecznie.

— Sam ich znajdę zanim oni w ogóle tutaj dotrą. Powiedz trenerowi, on zrozumie.

— To może sam mu powiesz?

— Nie, będzie próbował mnie powstrzymać, nawet zdając sobie sprawę z tego, że najszybciej odnajdzie go ktoś z nas.

— Jeon, zastanów się nad tym — jego przyjaciel po raz ostatni spróbował przemówić mu do rozsądku. — Nawet, jak go znajdziesz to, co zrobisz? Przemienisz się przy Taehyungu z powrotem w człowieka? Przecież jak zobaczy wilka, to się przerazi, nie mówiąc już o Dahyun.

— Zapominasz, że wcale nie muszę się przy nim przemieniać — chytry uśmiech pojawił się na wargach bruneta, gdy wyszarpnął ramię z uścisku Hoseoka. — Tae bardziej mi ufa, kiedy jestem wilkiem i pewnie nawet się ucieszy, kiedy mnie zobaczy.

Po tych słowach rozejrzał się, czy nikt przypadkiem na nich nie patrzył i dyskretnie zaczął się wycofywać w głąb lasu, żeby tam móc się przemienić. Jung patrzył na to przez chwilę, cicho wzdychając pod nosem. Tak, Jeongguk miał rację i dobrze o tym wiedział, jednak nadal nie uważał tego za dobry pomysł. Wiele ryzykował.

W końcu jednak ruszył się z miejsca i podszedł do drobnego jasnowłosego chłopca, który cały czas chodził niespokojnie przy jednym z większych drzew. Czuł, jak bardzo zdenerwowany i zmartwiony był, jednak wcale go to nie dziwiło.

— Hej, spokojnie — odezwał się cicho, łapiąc drżącą dłoń Jimina. — Będzie dobrze, zaufaj mi.

— Co jeśli coś im się stało? Cholera, nie powinienem pozwolić im iść razem, przecież Dahyun w ogóle się nie zna na takich rzeczach, a Taehyung to już w ogóle — chłopak brzmiał, jakby zaraz miał się popłakać i Hoseok nie wiedział, co innego mógłby zrobić poza przyciągnięciem go do siebie i zamknięciem w swoich ramionach. Gładził jego plecy, żeby nieco się uspokoił, kompletnie ignorując zdziwione spojrzenia niektórych uczniów.

—Jeongguk przed chwilą pobiegł ich szukać. Nic im nie będzie, obiecuje — szepnął mu do ucha, żeby nikt nie usłyszał i przyłożył policzek do skroni chłopaka. W tamtym momencie wręcz zaczął się modlić, żeby jego słowa okazały się prawdą.

***

    Biegł przez las szaleńczym tempem odkąd tylko udało mu się wyczuć zapach dwójki nastolatków. Liczyło się dla niego tylko jak najszybsze dotarcie do nich i umożliwienie bezpiecznego powrotu do pozostałej reszty. Nie myślał o tym, jakim cudem zabrnęli tak daleko w las i dlaczego. Jego celem było odnalezienie ich, zwłaszcza Taehyunga, który był jego priorytetem.

W czasie tych kilkunastu minut współpracował z wilkiem niemal, jak nigdy dotąd. Tym razem im obojgu zależało równie mocno i mieli wspólny cel, a to znacznie ułatwiało kontakt i zapobiegało wewnętrznym konfliktom.

Zapach był coraz mocniejszy, a zarazem coraz bardziej niepokojący. Czuł w nim coś w rodzaju strachu, który był wyjątkowo silny, a po chwili do jego nozdrzy napłynęła kolejna woń, która sprawiła, że jego serce niemal zamarło. Ten zapach nie wróżył niczego dobrego i sprawił, że przebierał łapami jeszcze szybciej.

Kiedy w końcu ujrzał drobne postacie, skulone w mroku na mokrej ziemi, pozwolił wilkowi przejąć dowodzenie. Z dziką furią rzucił się na duże zwierzę, które stawało już na tylnych łapach i w ostatnim momencie powstrzymał je przed zamachnięciem się potężną łapą. Oboje runęli na ziemię, jednak już po chwili znalazł się na nim, szaleńczo próbując wgryźć się w jego szyję. Został zrzucony, a cichy pisk wyrwał się spomiędzy jego kłów, gdy ostry kamień nieprzyjemnie wbił mu się w podbrzusze. Szybko się podniósł, ponownie zasłaniając dwa trzęsące się ciała swoim własnym i wgryzł się we włochatą łapę niedźwiedzia, który głośno ryknął.

Te niepokojące odgłosy sprawił, że Taehyung uniósł głowę i niemal z ulgą odkrył, dzięki komu przeżyli. Jak oczarowany patrzył na czarnego wilka, który w tamtym momencie nie pozwalał, żeby rozwścieczony niedźwiedź znalazł się zbyt blisko nich. Słyszał gardłowe warczenie i widział, jak jego mięśnie napinały się do skoku przed każdym atakiem.

Niestety nie tylko on zdołał dostrzec ich wybawcę, bo Dahyun wyjrzała zza jego ramienia i mimowolnie znów krzyknęła z przerażenia. Nie zawała sobie sprawy, że wilk ich bronił, był dla niej tylko kolejnym dzikim zwierzęciem, które chciało zrobić sobie z nich kolację.

— Spokojnie, teraz wszystko już będzie dobrze — zapewnił ją, odsuwając się kawałek. Szybko zaczął łamać wystające korzenie, żeby mogła wyswobodzić kostkę, która wyglądała na spuchniętą.

— Dobrze?! Ten wilk jest niemal tak wielki, jak ten niedźwiedź, a ty mówisz, że będzie dobrze?!

— Zaufaj mi, on nam pomoże.

W tamtym momencie nie mógł jej wszystkiego wytłumaczyć, tym bardziej, że walka między zwierzętami stawała się coraz bardziej zaciekła, a on zaczynał się martwić, że jego wilkowi jednak mogło się coś stać. Początkowo nie dopuszczał do siebie myśli, że niedźwiedź mógłby mu cokolwiek zrobić, jednak ta wizja stawała się coraz bardziej realna, bo najwidoczniej miał o wiele więcej siły, niż Taehyung początkowo przypuszczał.

— Uderzyłeś się w głowę? — Dahyun cały czas patrzyła na niego przerażonym wzrokiem, równocześnie kręcąc nogą i starając się ją wyswobodzić. Nagle głośno jęknęła, gdy korzenie niespodziewanie się poluzowały, a kostka została uwolniona. Nieprzyjemny ból zaczynał do niej dopiero docierać, a w dodatku okazało się, że jej przyjaciel oszalał, więc wszystko kumulowało się w jednym momencie.

— Wiem, jak to brzmi, ale ja go znam, okey? Później ci to wytłumaczę, teraz musimy uciekać.

Pomógł się podnieść dziewczynie, która już nic nie powiedziała. Nie było czasu się kłócić i dobrze o tym wiedziała, ucieczka w tamtym momencie była najważniejsza. Kim przewiesił jej ramię przez swój kark i pomagał się przemieszczać w możliwie najszybszym tempie. Lekko utykała i widział, jak wiele bólu sprawiał jej kontakt uszkodzonej nogi z ziemią.

Mimowolnie zerkał za siebie, żeby upewniać się, że jego wilk wciąż był cały i zdrowy. W pewnym momencie spojrzał w najbardziej nieodpowiedniej chwili i zdołał zobaczyć, jak potężna łapa niedźwiedzia odepchnęła masywne ciało, jakby było szmacianą lalką i zwierzę uderzyło żebrami o gruby dębowy pień. Zdołał usłyszeć jeszcze jego cichy skowyt zanim ze łzami w oczach i kłującym sercem zaczął iść jeszcze szybciej. Wiedział, że nie mógł mu pomóc, kiedy cała uwaga niedźwiedzia była na nim skupiona i właśnie szykował się do kolejnego ataku. Sam by zginął, gdyby tylko tam wrócił, a Dahyun nie poradziłaby sobie sama.

Miał nadzieję, że wilk da radę i już wieczorem będzie mógł go zobaczyć na swoim podwórku, o ile sam zdoła wydostać się z lasu jeszcze przed zapadnięciem nocy. Cały czas jego myśli krążyły tylko wokół tego zwierzęcia, które uratowało mu tamtego dnia życie, prawdopodobnie poświęcając przy tym swoje.

— Co jeśli ten niedźwiedź nas dogodni? — głos Dahyun cały czas drżał tak samo, jak kilkanaście minut wcześniej. Nie słyszeli już odgłosów walki, właściwie nie słyszeli nic poza kroplami deszczu rozbijającymi się o mokrą glebę i swoich przyspieszonych oddechów.

— Jeśli wilk go nie zabije, to na pewno jesteśmy już na tyle daleko, że nie zdoła nas znaleźć — próbował brzmieć przekonująco, jednak sam sobie nie wierzył. Wciąż się bał, ale nie wiedział już, o co dokładnie. O siebie, o Dahyun, czy może tylko o wilka?

— Nie wiem, czy dam radę zajść jeszcze daleko... Ta kostka cholernie boli.

— Domyślam się. Przejdziemy jeszcze tyle, ile dasz radę, okey?

Ich wędrówka długo już nie trwała. Szli zaledwie kilka minut, kiedy zmęczona dziewczyna po prostu usiadła na ziemi, pozwalając łzom spływać po policzkach. Taehyung sam miał ochotę zrobić dokładnie to samo, jednak postanowił już, że musiał chociaż udawać tego silniejszego i spróbować jakoś wyciągnąć ich z tego gówna.

Na jego szczęście nie byli zbyt długo sami. Nagle spomiędzy drzew wyłonił się tak dobrze znajomy mu kształt, a on ze szczęścia rzucił się w jego stronę. Zanurzył dłonie w mokrej i już nie tak przyjemnej, jak zawsze sierści wilka, wtulając się w jego szyję. Nie potrafił opisać tego, jak bardzo ulżyło mu, że przeżył i jak szczęśliwy był w tamtym momencie. Zupełnie tak, jakby wszystko było już w porządku i nic im nie groziło. Czuł się bezpieczny.

— Wiedziałem, że przeżyjesz... Nie zostawiłbyś mnie, prawda? — szepnął cicho, czując jak ciężki łeb opadł na jego ramie, zupełnie jakby zwierzę oddawało jego uścisk.

— Kurwa, powiedz mi, że oszalałam i ty wcale nie przytulasz się właśnie z dzikiem zwierzęciem — głos Dahyun przywrócił go do rzeczywistości i sprawił, że odsunął się od wilka i spojrzał na nią.

— On nie jest dziki, sama widzisz. Można powiedzieć, że się przyjaźnimy.

— Jakim cudem przyjaźnisz się z wilkiem?! I dlaczego on jest taki wielki?!

— To skomplikowane... Możemy o tym porozmawiać na spokojnie, jak już będzie po wszystkim?

— Masz rację, to musi być bardzo skomplikowane i chyba jednak nie chcę nic na ten temat wiedzieć.

Dla Taehyung jej wybór był wyjątkowo korzystny, bo oszczędzał mu wiele tłumaczenia. Lekko się zdziwił, kiedy ponownie spojrzał w kierunku wilka, bo ten ułożył się na ziemi, szturchając łapą niecierpliwie jego nogę. Przez chwilę myślał, że zachciało mu się pieszczot, jednak dopiero po czasie zrozumiał, co zwierzę próbowało mu przekazać.

Przekonanie Dahyun, żeby wsiadła na jego grzbiet było wyjątkowo trudnym zadaniem, jednak w końcu mu się udało i po kilkunastu sekundach sam znajdował się za nią. Gdyby ktoś mu powiedział, ze tego dnia będzie ujeżdżał wilka, jak rasowego konia, to prawdopodobnie wysłałby go do psychiatry, jednak dokładnie to się działo. Dziewczyna niemal leżała na zwierzęciu, żeby utrzymywać równowagę, a on leżał na niej, równocześnie starając się jej nie zgnieść, kiedy pędzili między drzewami szybkim tempem. O wiele lepiej się czuł, kiedy nie patrzył i wyobrażał sobie, że właśnie jechał autem, bo nieprzyjemne mdłości od razu mijały.

— Widzisz, jakie atrakcje ci na dzisiaj przygotowałem — spróbował jakoś rozluźnić atmosferę, przekrzykując wiatr, jednak w zamian Dahyun kopnęła go zdrową nogą.

— Zabiję cię, rozumiesz?! — warknęła, mocniej zaciskając pięści na posklejanej od deszczu sierści wilka.

Na szczęście nie biegli wcale długo i w końcu do ich uszu zaczęły docierać odgłosy głośnych rozmów. Rozpoznawali poszczególne głosy nauczycieli i oczywiście Jimina, który zawzięcie o coś się kłócił. Powoli zaczynali zwalniać, aż w końcu całkowicie się zatrzymali i wilk ostrożnie się pochylił, dzięki czemu oboje mogli z niego zejść. Oczywiście Dahyun skorzystała z pomocy Taehyunga, bo kostka wciąż dokuczała jej tak samo mocnym bólem, jak kilkanaście minut wcześniej.

Chłopak chciał pożegnać się z wilkiem, jednak nie zdążył. Odwrócił się zaledwie na kilka sekund, a w tym czasie zawierzę zdążyło odbiec tą samą drogą, którą chwilę wcześniej biegli. Wiedział, że niedługo znów się spotkają, jednak smutek i tak pojawił się na jego twarzy.

Przez ostatnie metry znów podtrzymywał dziewczynę ramieniem, a na jego policzkach pojawiły się łzy. Kiedy naprawdę byli już bezpieczni, zaczynało do niego docierać, jak blisko śmierci tamtego dnia się znaleźli i jak bardzo przez cały ten czas się bał. Weszli w światło latarek cali w błocie, przemoczeni i z oczami spuchniętymi od płaczu, a wszyscy od razu rzucili się w ich stronę. Nie zdziwił się, że pierwszą osobą, która ich dopadła był Jimin. Z ulgą wtulił się w ciało przyjaciela, który zaczął przytulać ich nieco trochę zbyt mocno, mamrocząc coś o tym, jak bardzo się martwił. Niestety nauczyciele dosyć szybko go odciągnęli, zauważając, że Dahyun utykała na jedną nogę. Taehyung puścił dziewczynę, którą od razu się zajęli, prowadząc w stronę jednego z samochodów. Zaledwie kilka sekund później otoczyły go kolejne ramiona, tym razem należące do Jongupa.

Cały się trząsł, nie potrafiąc przestać płakać, kiedy chłopak gładził jego plecy i mokre włosy. Słyszał, że ktoś coś do niego mówił, jednak potrzebował kilku minut na uspokojenie się i dopiero wtedy był w stanie normalnie porozmawiać z dyrektorką, która przez cały czas stała obok. Ochoczo przyjął koc od pana Choi, który po chwili przyniósł mu również kubek ciepłej herbaty.

— Trochę zboczyliśmy z trasy, ale zamiast wrócić tą samą drogą, to poszliśmy na skróty, a raczej planowaliśmy pójść — zaczął mówić drżący głosem, kiedy stał już przy aucie, w którym siedziała Dahyun. Szkolna pielęgniarka zajmowała się jej kostką, mówiąc coś o zwichnięciu, a reszta nauczycieli zebrała się dookoła. Musiał powiedzieć, co się stało, oczywiście zmieniając kilka faktów. — Później zaczęliśmy błądzić i ostatecznie skończyło się na tym, że chcieliśmy poczekać w jednym miejscu, aż ktoś nas znajdzie, ale po jakimś czasie pojawił się tam niedźwiedź, więc zaczęliśmy uciekać. Na szczęście był ranny, więc udało nam daleko uciec, a w końcu dał sobie spokój, ale baliśmy się zostać w miejscu, więc szliśmy dalej. Wtedy Dahyun się potknęła i zrobiła coś w kostkę i mieliśmy się już jednak zatrzymać, ale na szczęście po czasie skojarzyła okolicę i w ten sposób w końcu udało nam się dotrzeć aż tutaj.

Nerwowo bawił się swoimi palcami, czekając aż ktokolwiek się odezwie. Trochę się bał, że dziewczyna powie, że skłamał, jednak siedziała cicho ze spuszczoną głową.

— Boże święty, to musiało być straszne — pan Choi patrzył na nich ze współczuciem, cały czas pocierając ramię Taehyunga, jakby to miało go rozgrzać. — Zawiadomiliśmy już odpowiednie służby, ale nawet nie zdążyli dojechać, jak widzicie... Całe szczęście, że nic poważnego wam się nie stało, wszyscy strasznie się martwiliśmy.

— Teraz najlepiej będzie, jak odpoczniecie w swoich domach. Poinformowaliśmy twoich rodziców, Dahyun, więc niedługo powinni się pojawić, ale twoja babcia nie odbierała — dyrektorka spojrzała w stronę Taehyunga i uśmiechnęła się z troską. — Podwiozę cię.

— Nie ma potrzeby, proszę pani. Zabiorę się z kimś. Babcia pewnie jest zajęta w kwiaciarni i dlatego nie odbierała, a ja nie chcę pani sprawiać problemu.

— Nie mów takich głupot. Dużo dzisiaj przeżyłeś, jestem wam obojgu coś winna w ramach rekompensaty za ten nieudany dzień, więc chociaż tobie w ten sposób pomogę. To nie jest dla mnie żaden problem. 

Mimo wszystko Taehyung był jej wdzięczny, bo w tamtym momencie naprawdę marzył już tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku. Skinął lekko głową i ruszył za kobietą w stronę jej samochodu, który był zaparkowany całkiem niedaleko, a po chwili siedział już wygodnie na przednim siedzeniu.

Przez chwilę wydawało mu się, że między drzewami dostrzegł swojego wilka, jednak równie dobrze mógł już majaczyć ze zmęczenia, bo po paru sekundach niekontrolowanie zasnął. 

idk chciałabym jeździć na wilku 

rozdział jest niesprawdzany, a ja zmęczona, więc przepraszam mordki za wszystkie błędy, ale dawno nic nie dodawałam i no rozumiecie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro