#20
Mała sarenka uciekała w popłochu wśród gęstych drzew, gdy masywne łapy w szybkim tempie uderzały o mokrą ziemię. Dzika furia, której nie był w stanie wytłumaczyć, gromadziła się w jego ciele i szukała łatwej drogi ucieczki. Nigdy nie podejrzewał, że jego chłopiec byłby zdolny doprowadzić go do takiego stanu. Zazdrość blokowała jego racjonalne myślenie, a Jeongguk tracił kontrolę nad swoimi instynktami.
Czekał na Taehyunga bardzo długo, niecierpliwie przechadzając się w cieniu ogrodowego dębu. Niestety czekał tak długo tylko po to, żeby wyczuć zbyt silny i wyjątkowo świeży zapach Jongupa, który jasno mówił mu, co się stało. Nawet jeśli zaskoczył i nieco wystraszył chłopaka, gdy gardłowe warknięcie wypłynęło spomiędzy jego zaciśniętych kłów, to całkowicie się tym nie przejął.
Musiał stamtąd uciec, jak najszybciej, żeby nie rzucić się na zdezorientowanego Kima, póki jeszcze był w stanie nad sobą panować. Przebiegając w ciemnościach kolejne metry był w stanie myśleć tylko o tym, że ktoś całował jego Taehyunga, a tylko on miał do tego prawo.
Jako wilk nienawidził dzielić się tym, co już było jego.
Przemierzał kolejne metry goniąc zwierzę potykające się o wystające korzenie. Mógł wyczuć zapach strachu, który jeszcze bardziej go nakręcał i dawał tę chorą satysfakcję. Nie powinien tego robić, jednak kto mógł mu w tamtym momencie zabronić? Czuł silną potrzebę pokazania swojej wyższości nad wszystkim, co żyło, chociaż w żadnym stopniu nie mogło mu to pomóc z Taehyungiem. Chłopak wciąż nie zdawał sobie sprawy, co tak właściwie zrobił, jak pierwotne instynkty w nim wyzwolił.
Był tak skupiony na swojej ofierze, że nie zwrócił uwagi na ciemny kształt przebiegający między drzewami. Dopiero czując silne uderzenie w bok, które zwaliło go z łap, skoncentrował się na drugim wilku. Stał nad nim, patrząc wyjątkowo nachalnym wzrokiem, który nie podobał się Jeonggukowi. Szybko się podniósł, warcząc cicho z głową pochyloną niebezpiecznie nisko nad ziemią.
''Popierdoliło cię? Co ty sobie wyobrażasz, Jeon?''
Jego przyjaciel był zdezorientowany niemal tak samo, jak mała sarenka zanim wilk zaczął za nią swój pościg. Instynktownie cofnął się do tyłu, gdy kolejne warknięcie opuściło gardło zwierzęcia.
"Nie wtrącaj się."
To jedno zdanie powinno powstrzymać Hoseoka, jednak tak się nie stało. Zastąpił drogę przyjacielowi, gdy ten znów chciał się rzucić w szaleńczą pogoń za swoją ofiarą. Poczuł ulgę, gdy spomiędzy drzew wyłonił się kolejny wilk. W jego ciemnej sierści zaplątane były listki i małe gałązki, a ona sama wyglądała, jakby był po ciężkich przejściach i Jung naprawdę nie chciał wiedzieć, gdzie Junhoe się szlajał zanim do nich dotarł.
"Wiesz, że tak nie można. Co cię opętało?"
"Zejdź mi, kurwa, z drogi."
"Nie zamierzam pozwolić ci robić tego dalej. Czuję, jaki jesteś wściekły. Zbyt wściekły."
"Jeśli sam się nie odsuniesz, to zrobię to za ciebie."
Tym razem warknięcie nie było już ciche i ostrzegawcze. Hoseok powinien uciec zaraz po usłyszeniu długiego i gardłowego odgłosu, jednak nie mógł tak zostawić przyjaciela. Wiedział, co się z nim działo i że dotarcie do tego prawdziwego Jeongguka będzie ciężkie, jednak nie miał wyboru. Musiał mu pomóc, chociaż nie wiedział, jak wiele mogło go to kosztować.
"Będziesz ze mną walczył?"
"Jeśli będziesz na tyle głupi, żeby się nie odsunąć, to tak."
"Tylko nie wiem, czy poradzisz sobie z nami dwoma na raz."
W końcu Junhoe postanowił się włączyć, gdy zauważył, że sytuacja była naprawdę poważna. Hoseok miał z Jeonggukiem silniejszą więź, o wiele łatwiej było mu wyczuć, jak bardzo zwierzęcy instynkt przejmował kontrolę nad jego działaniami. Jeśli Jung przeczuwał najgorsze, to musiało być naprawdę źle.
"Poradziłbym sobie nawet gdybyście byli czterej."
Tyle wystarczyło, żeby Junhoe miał pewność, co robić. Rzucił się na większego wilka, nieco go tym zaskakując. Spodziewał się ataku ze strony Hoseoka, a tymczasem skoczyła na niego zupełnie inna osoba, na co nie był gotowy i pierwszych kilka sekund znajdował się pod ciężkim ciałem wilka. Mimo wszystko szybko się otrząsnął i z łatwością zrzucił z siebie zwierzę. Za późno zrozumiał, że Koo miał jedynie odwrócić jego uwagę, żeby Hoseok mógł się odpowiednio przygotować. Ledwie zaczął dociskać łapami ciało wilka do wilgotnego podłoża, a już sam na nim leżał, powalony przez najlepszego przyjaciela.
Gdyby tylko walczyli z normalnym wilkołakiem, to w dwójkę daliby mu radę, jednak Jeongguk był alfą. Masywniejszy i silniejszy od nich zdawał się niemal dobrze bawić podczas całej walki. Był urodzony, żeby zabijać, potrzebował o wiele więcej samokontroli, żeby nie zdarzały się takie sytuacje, jak tamta. Hoseok o tym wiedział i nie było innego wyjścia, jak siłą zmusić go do oddania władzy tej ludzkiej części jego natury.
Jedyną osobą, która dałaby mu radę bez przeszkód byłby jego ojciec, jednak nie chcieli go wzywać. Mógłby pojawić się za późno, a nawet mogłoby się okazać, że nieświadomie zrobiliby sobie o wiele poważniejszą krzywdę, niż gdy walczyli w trójkę.
Dwa ciała na przemian nacierały na to trzecie, jednak niewiele to dawało. Jeongguk zdawał się odpychać ich, jak szmaciane lalki i w końcu ta zabawa go znudziła. Sam rzucił się do przodu, żeby dopaść agresywniejszego przeciwnika. Ostre kły wbił niemal z dziecięcą łatwością w umięśnioną łapę, a skowyt bólu zakłócił nocną ciszę. Hoseok padł na ziemię, po której jego przyjaciel go przeciągnął, rozrywając kolejne centymetry grubej skóry.
Dopiero błyszczące, pełen bólu i strachu oczy dyszącego wilka sprawiły, że w głowie Jeongguka zapaliła się czerwona lampka. Z ogromną trudnością, jakby toczył wewnętrzną walkę, wypuścił z mocnego uścisku szczęki łapę przyjaciela i zaczął cofać się do tyłu. Wszystkie jego mięśnie drżały, gdy potrząsał gwałtownie łbem. Wilk nie chciał odpuścić, jednak chłopak za wszelką cenę próbował odzyskać kontrolę i w końcu z przerażeniem w oczach mógł zobaczyć, co tak naprawdę zrobił.
"Hoseok... Tak bardzo cię przepraszam."
Wciąż nie był w stanie podejść do swojego przyjaciela, który z niemałym wysiłkiem podniósł się z ziemi. Lewą łapę trzymał w górze, a po jej boku płynęła strużka krwi. Tuż przy nim stał Junhoe, który wciąż przyjmował pozycję do ataku, jakby Jeongguk znów miał się na nich rzucić.
"Nic się nie stało, zdarza się."
"Żartujesz sobie?! Mogłem wam zrobić coś o wiele gorszego! Nawet zabić."
"Miałem cię tak po prostu zostawić?! Kiedy biegałeś po lesie, jak opętany i nie byłeś w stanie nad sobą zapanować?!"
"Jeon... Wiesz, że on ma rację. Nawet ja poczułem, że było bardzo źle. Nigdy ci się nie zdarzyło aż tak stracić kontrolę."
Junhoe w końcu sobie odpuścił i podparł kulejącego wilka zamiast szykować się na odparcie ewentualnego ataku. Jeongguk wiedział, że mieli rację, jednak poczucie winy wciąż pozostawało. Dopiero do niego docierało, na jak długo stracił kontrolę i w jakim stopniu. Przez całe życie uczył się, jak nad tym zapanować, a wystarczył jeden zapach, jedna wizja w jego głowie, w której Taehyung całował się z kimś innym, a on tak łatwo dawał sobą sterować niebezpiecznej bestii drzemiącej wewnątrz niego.
"Dziękuję... Za to, że mnie powstrzymaliście i za to, że nie wezwaliście ojca. Bardzo źle z twoją łapą?"
"Do jutra się zagoi, ale pewnie będzie boleć kilka dni. Jutrzejszy trening raczej sobie odpuszczę. I nie musisz się martwić, nie wezwaliśmy go i nie mamy zamiaru nic mu powiedzieć."
"Jeszcze raz dziękuję.... Pewnie nie darowałby mi tego do końca życia i wygarnął, że będę beznadziejnym alfą skoro nie umiem nad sobą zapanować."
"Nie wiem, jak Hoseok, ale ja jestem ciekaw, co sprawił, że tak się wściekłeś."
"Wolałbym o tym nie mówić."
"Jesteś pewien? Może byłoby ci łatwiej, gdybyś jednak powiedział?"
"Junhoe, odpuść. Jest już okey i nie chcę o tym myśleć. Jestem wam dłużny do końca życia za to, co zrobiliście i nie mam pojęcia, jak mógłbym się odwdzięczyć."
"Na początek wystarczy, jeśli jakoś uda ci się mnie umówić z Jinhwanem."
"Gdyby nie to, że niezbyt mogę chodzić, to już dawno bym cię zapierdolił, wiesz?"
Jeongguk nie był w stanie powstrzymać cichego śmiechu, za który obaj przyjaciele obdarzyli go gardłowym warknięciem i powrócili do swojej świeżo rozpoczętej kłótni. Pomimo tego, że poczucie winy niemal zżerało go od środka, to czuł, że gdzieś wgłębi jego wilk wciąż czuwał niespokojny i tak samo bezwzględny, jak kilka minut wcześniej.
***
Chłopak starał sobie tłumaczyć, że cała ta zazdrość i zaborczość wobec Taehyunga była spowodowana tylko tym, że to jego wilk coś sobie ubzdurał. W końcu Kim wcale nie był jego własnością i jako człowiek zdawał sobie z tego sprawę, jednak jako zwierzę patrzył na wszystko z nieco innej perspektywy. Niestety to wcale nie było prawdą, bo negatywne odczucia w nim odżyły, jak tylko zobaczył młodszego w szkole i przypomniał sobie, jak silnym zapachem Jongupa pachniał zeszłego wieczora.
Przed najdłuższą przerwą zdążył już kilka razy przeprosić Hoseoka, który wydawał się już być wkurzony przez to ciągłe powtarzanie, jak jego przyjacielowi jest głupio, jednak Jeon po prostu musiał zajmować czymś swoje myśli, gdy tylko Taehyung był w pobliżu. Pomimo parszywego humoru trzymał się tamtego dnia całkiem nieźle, dopóki wszyscy nie poszli na stołówkę. Pech chciał, że akurat wtedy Namjoon zaprosił trójkę drugoklasistów na wspólny obiad ze względu na Dahyun, a Taehyung całkiem przypadkiem wypatrzył Jongupa w tłumie uczniów i w ten sposób niemal nie mieścili się przy stoliku, a Jeongguk cały czas ściskał dłonie w pięści, językiem wypychając policzek.
Właściwie lubił Jongupa, nie znali się bardzo dobrze, ale ze wspólnych treningów mógł wywnioskować, że był naprawdę spoko człowiekiem. Niestety cała ta sympatia do jego osoby znikała, gdy tylko widział, jak zaciekle rozmawiali z Taehyungiem na jakieś nieznane mu tematy. Nawet nie próbował włączyć się do tych rozmów, bo nie chciał robić z siebie głupka. Oczywiście przez cały ten czas Hoseok udawał, że wcale nie dostrzegał dziwnego i bardzo jednoznacznego zachowania swojego przyjaciela i nie domyślał się powodów jego wieczornej złości.
Na szczęście jego męki dosyć szybko się skończyły, a on kolejne trzy godziny mógł regenerować swoje nadszarpnięte nerwy, a to tylko po to, żeby później ponownie zobaczyć tę dwójkę razem, jak wchodzili do szatni przed treningiem. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego przy nim Taehyung nie śmiał się tak szczerze i dźwięcznie, a ten kwadratowy uśmiech niemal nigdy nie gościł na jego twarzy. Okey, może przed weekendem obaj mieli się daleko w poważaniu, ale na przykład wczorajszego dnia Jeongguk naprawdę bardzo się starał, a jedyne co otrzymywał, to ciche chichoty pod nosem.
— Możemy chwilę pogadać? — brunet złapał młodszego za ramię, gdy ten już przebrany przechodził obok niego. Pomimo swojego zdziwienia chłopak skinął lekko głową i cierpliwie czekał, aż wszyscy wyszli z szatni, żeby znów obdarzyć wyższego pytającym spojrzeniem.
— Stało się coś?
— Więc ty i Jongup?
— W jakim sensie?
— Zauważyłem, że sporo rozmawiacie — Jeongguk starał się podejść do tematu, jak najspokojniej, jednak przychodziło mu to wyjątkowo ciężko.
— Tak, a to oś złego? Jest naprawdę bardzo fajny.
— Lubisz go?
— To chyba oczywiste, że tak — Taehyung wywrócił oczami, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Ta rozmowa robiła się dla niego męcząca.
— Ale tak po prostu lubisz, czy coś więcej?
— O chuj ci chodzi, Jeon? — w końcu nie wytrzymał, a jego postanowienie bycia miłym nawet dla bruneta szybko prysło i stało się odległą przeszłością. — To moja sprawa, w jakim stopniu lubię Jongupa, czy kogokolwiek innego.
Chłopak chciał już wyjść, jednak ręka Jeongguka znów go zatrzymała, zaciskając się na jego ramieniu. Uniósł brwi, patrząc najpierw na nią, a później na twarz chłopaka.
— Podaj mi jeden powód, dla którego mnie zatrzymałeś i dla którego miałbym tu zostać chcoćby sekundę dłużej.
— Nie chcę, żebyś poświęcał Jongupowi tak wiele swojej uwagi — słowa same uciekły spomiędzy jego warg, zanim w ogóle zastanowił się nad tym, co powiedział. Niestety było już za późno, a w ciemnych oczach niższego zaczynała zbierać się złość.
— Co proszę? Ty chyba sobie, kurwa, żartujesz.
— Nie. Marnujesz tylko na niego czas.
— Swój czas marnuje tylko będąc z tobą.
Dosłownie sekundę później stało się coś, czego na pewno żaden z nich się nie spodziewał. Jeongguk wcale nie planował tego, że pocałuje Taehyunga, a młodszy wcale nie miał zamiaru tego pocałunku oddawać, ale to było silniejsze od niego.
Naprawdę lubił wargi bruneta, które w tak subtelny, a zarazem bardzo podniecający sposób pieściły te jego i dłonie chłopaka, które władczo obejmowały go w pasie. Nienawidził uczucia przynależności, jednak w takich momentach czuł, że dla Jeongguka mógłby zrobić wyjątek, gdyby tylko całował go w ten sposób do końca życia.
Niestety pomimo całej przyjemność i szybko bijącego serca, to w Taehyungu wciąż kotłowała się złość na tego przerośniętego dupka. Niemal ostatkiem silnej woli przerwał pocałunek, odpychając od siebie zaskoczonego bruneta.
— Nienawidzę cię — warknął drżącym głosem i niewiele myśląc uderzył starszego z otwartej dłoni w policzek. — Myślisz, że masz prawo robić takie rzeczy?! Nie jestem pieprzoną zabawką, Jeon. Nigdy więcej nie całuj mnie bez mojego pozwolenia, w ogóle nigdy już nawet o tym nie myśl. Będę rozmawiał i spotykał się z kim będę chciał, a tobie nic do tego, bo jesteś dla mnie nikim, rozumiesz? Jedna noc słabości nie daje ci prawa do wpierdalania się w moje życie z butami bez żadnego logicznego wytłumaczenia i mieszani w nim, ty głupia kupo mięśni!
Tym razem Jeongguk nie powstrzymywał chłopaka, gdy tamten wybiegał z szatni nie czekając na jego odpowiedź. Wiedział, że to spierdolił i wspaniałomyślnie postanowił usunąć się na najbliższe minuty w cień. Wiedział już, do czego zdolny był młodszy działając pod wpływem emocji.
Oczywiście zdawał sobie sprawę, że każde podanie piłki przez Taehyunga lądujące niebezpiecznie blisko jego krocza wcale nie było przypadkiem.
***
Kanapa i ciepły koc były dla Taehyunga idealnymi warunkami do spędzenia czasu podczas deszczowego wieczora. Lubił słuchać odgłosu kropel rozbijających się o szyby i oglądać, jak powoli spływały po gładkiej powierzchni. Od godziny towarzyszył mu Seokjin, który zrobił nawet dobrą kolację, jednak zostawił chłopaka na chwilę samego, żeby sprawdzić, kto w taką pogodę dobijał się do ich drzwi.
—Dziwne... Spodziewałbym się wszystkich, tylko nie Jeongguka — jego brat wrócił do pokoju ze zmarszczonymi brwiami, a Taehyung bardzo starał się udawać, że jego słowa go obeszły. Nie spuszczał wzroku z podziwianego widoku, chociaż imię bruneta sprawiło, że jego tętno momentalnie przyspieszyło. — Powiedział, że to nawet dobrze, że ja otworzyłem, a nie ty. Nie chciał wejść i poprosił mnie, żebym ci to przekazał. Bardzo ładne.
Na te słowa już nie mógł nie zareagować. Obrócił gwałtownie głowę w bok, cicho jęcząc z bólu i niemal zachłysnął się powietrzem, gdy zobaczył, co Seokjin trzymał w dłoni.
— Oh... To ja się tym zajmę od razu — mruknął cicho i szybko wstał z kanapy, odbierając od chłopaka swoją własność. Zabrał z kuchni potrzebny przedmiot zanim wbiegł na górę, a będąc jeszcze na schodach krzyknął do swojego brata. — Hyung, włącz Opowieści z Narnii! Dawno nie oglądałem, a mam ochotę!
Nawet nie zamknął za sobą drzwi, gdy wszedł do swojego pokoju. Na nocnym stoliku ustawił przezroczysty wazon, a do niego włożył niewielki i skromnie udekorowany bukiet z drobnych konwalii. Drżącą dłonią wyciągnął spomiędzy białych dzwoneczków złożoną karteczkę i otworzył ją siadając na łóżku.
Konwalie są naprawdę piękne, ale i tak nie ma nic piękniejszego od ciebie. Przepraszam, Tae. Zachowałem się dzisiaj głupio, przyznaję. Mam nadzieję, że dasz mi drugą szansę.
— Pierdolony romantyk — mruknął, prychając pod nosem. Mimo wszystko nie mógł zaprzeczyć, że jego serce zabiło odrobinę szybciej, a na policzki wkradły się delikatne rumieńce, gdy po raz kolejny czytał krótką wiadomość na beżowej karteczce.
Jedynie brzydkie pismo Jeona odrobinę psuło cały magiczny klimat tej cudownej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro