Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#19 [1/2]

Mini maratonik wciąż trwa!
Ktoś tęsknił za Jeonem??

***

    To nie tak, że Taehyung nie poszedł na następny dzień do szkoły, bo się bał. On po prostu lekko się zestresował, gdy obudził się rano i uświadomił sobie, co tak właściwie zrobił. Zerkał co chwila na biurko, na którym nie stały żadne kosmetyki, bo przed zaśnięciem połowę wyrzucił, a tylko kilka schował do najgłębszych zakamarków szafy. Patrzył w lustro i widział zupełnie inną osobę, nie był tym samym Kim Taehyungiem, który wcześniejszego dnia szykował się przed dużą szafą do szkoły.

Cała pewność siebie jaką miał wydawała mu się ulecieć wraz z jasnymi włosami i wyrzuconymi soczewkami. Wciąż pozostawał tak samo wyniosłym, jednak chciał bardziej otworzyć się na ludzi, ale nie był na to jeszcze gotowy. O wiele łatwiej było mu ponownie zakopać się w ciepłej pościeli i po prostu zasnąć na następnych kilka godzin.

Właściwie wyszedł z domu dopiero późnym popołudniem, gdy jego przyjaciele wyciągnęli go na kawę. Specjalnie uszykował się o wiele wcześniej, żeby po drodze wstąpić jeszcze do kwiaciarni i pomóc pani Kim przy kilku bukietach. Długo bił się z samym sobą w myślach, czy może jednak powinien ten ostatni raz sięgnąć po kosmetyki, żeby stopniowo przyzwyczajać się do nowego wyglądu, jednak ostatecznie z cichym westchnięciem zamknął szufladę i szybko wyszedł z pokoju.

Przemierzał kolejne metry chodnika w wygodnej bluzie, która była na niego za duża o dwa rozmiary i prostych włosach swobodnie opadających mu na czoło. Początkowy stres znikał, a on przestawał się czuć jakby wyszedł na dwór całkowicie nagi, gdy uświadomił sobie, że ludzie wcale nie patrzyli na niego w jakiś dziwny sposób.

— Cholera — mruknął pod nosem z niezadowoleniem, gdy pierwsze krople deszczu spadły na jego twarz. Nie pomyślał, żeby zabrać parasol, a do kwiaciarni pozostał mu jeszcze spory kawałek drogi, jednak nie miał innego wyjścia, jak po prostu zarzucić kaptur i pójść dalej przed siebie. W ostatnim momencie zanim spuścił głowę zobaczył czarne auto zatrzymujące się po drugiej stronie ulicy.

Doskonale wiedział, do kogo należało i ta świadomość wcale nie poprawiła jego humoru. Widział, jak Jeongguk machał do niego zza kierownicy, żeby wsiadł, jednak on miał przed tym pewne opory. Zostanie z nim sam na sam z małą ilością przestrzeni wcale nie brzmiało zachęcająco, bo Taehyung najzwyczajniej w świecie nie ufał samemu sobie po sobotniej nocy. Dzień wcześniej unikał go w szkole, jak ognia i starał się robić wszystko, żeby ukradkiem nie zerkać na chłopaka, gdy przechodził kawałek dalej korytarzem. To nie tak, że już go nie irytował. Robił to, nawet jeszcze bardziej niż kilka dni wcześniej, właśnie przez to, że Kim tracił przy nim kontrolę nad samym sobą.

— Już myślałem, że nie wsiądziesz — Jeonggk starał się na niego nie patrzeć, gdy tylko wsiadł do auta, jednak jego wzrok niemal automatycznie wędrował w stronę chłopaka. Zaczynało coraz bardziej padać i Kim stwierdził, że może jednak te pięć minut sam na sam z brunetem uda mu się jakoś przetrwać. — Gdzie cię podwieźć?

— Do kwiaciarni mojej babci — chłopak zapiął pasy i spróbował usiąść w jak najbardziej komfortowej pozycji, jednak palący wzrok starszego cały czas sprawiał, że kręcił się nerwowo na fotelu. Nawet kiedy ruszyli miał wrażenie, że tamten co chwila na niego zerkał. — Masz dzisiaj jakiś dzień dobroci, że postanowiłeś mnie zabrać?

—Powiedzmy.

Między nimi zapanowała cisza przerywana jedynie odgłosem kropel uderzających o dach samochodu. Żaden z nich nie wiedział, co powinien powiedzieć, a atmosfera robiła się coraz bardziej niezręczna. Taehyung za wszelką cenę starał się nie patrzeć na dłoń Jeongguka, którą trzymał na kierownicy, a na której pojawiły się żyły. Udawał, że zamazany obraz za szybą był o wiele bardziej intersujący.

— Więc... Przefarbowałeś się — głęboki głos Jeona zakłócił przyjemny odgłos deszczu.

— Tak.

— Pasuje ci. Oczywiście te wcześniejsze też ci pasowały, wyglądałeś w nich zjawiskowo. Teraz też jest super, chyba nawet wyglądasz jeszcze ładniej. Pewnie w każdych byłoby ci pięknie, ale mam nadzieję, że zostaniesz przy tym brązie na dłużej. Czuję się, jakby siedział przy mnie zupełnie inny Taehyung. Taki bardziej... Ludzki?

— Okey, zrozumiałem — Kim przerwał jego wywód, wywracając oczami. Zauważył, że Jeongguk potrafił się rozgadywać na naprawdę bardzo głupie tematy, gdy nie wiedział, co właściwie powinien mówić. — Dzięki.

Niezręczna cisza powróciła, a oni oboje uświadomili sobie, że udawanie, że do niczego między nimi nie doszło będzie bardzo trudne. Oboje chcieli powiedzieć coś na ten temat, jednak Taehyung był zbyt dumny, żeby złamać własny warunek, a Jeongguk chciał dotrzymać obietnicy.

Chciał też pocałować Taehyunga, jednak to byłoby jego największym życiowym błędem, który prawdopodobnie skończyłby się jego tragiczną śmiercią.

— Pamiętasz, jak mówiłem ci, że masz bardzo ładny kolor oczu? — brunet znów zaczął swoją paplaninę, przez co Kim jęknął żałośnie. Żałował, że jednak nie postanowił przejść się do kwiaciarni w ulewie. — Teraz jest jeszcze piękniejszy. Twoje oczy wyglądają, jak dwie miski masy czekoladowej.

— Czy możesz przestać sprawiać, że mam ochotę wyskoczyć z twojego samochodu? — Taehyung w końcu na niego spojrzał i niemal od razu pożałował, bo Jeongguk również mu się przyglądał. Stali na czerwonym świetle, chociaż swobodnie mogliby przejechać, bo w okolicy i tak nie było żadnego innego pojazdu. — Nasza relacja ma się teraz opierać na tym, że będziesz próbował prawić mi żałosne komplementy, żeby tylko przerwać niezręczną ciszę, dzięki czemu będzie tylko gorzej?

— Wypraszam sobie, moje komplementy nie są żałosne — patrzył na niego szczerze oburzony, jakby Kim zranił go w najgorszy możliwy sposób. — Przynajmniej się staram zrobić cokolwiek.

— Serio, kurwa? A przepraszam bardzo, co ja mam niby robić? Też ci tak słodzić? — chłopak prychnął głośno, jednak po chwili zaczął mówić przesłodzonym głosem, nawet nie zdając sobie sprawy, że zmienił pozycję i siedział przodem do Jeongguka oparty o samochodową szybę. — Jejku... Założyłeś dzisiaj białą, a nie czarną podkoszulkę! Wyglądasz tak cudownie! Zapasach tamtych ci się wyczerpał i musiałeś zmienić, czy może masz tylko jedną i w końcu postanowiłeś ją uprać?

— Mógłbyś się bardziej postarać — Jeon wywrócił oczami i pstryknął młodszego w nos, na co tamten uderzył go w dłoń, marszcząc przy tym brwi. — Moje komplementy przynajmniej były szczere. Chujowo powiedziane, ale prosto z serduszka.

—Uważaj, bo się jeszcze rozczulę.

— Możesz wyglądać, jak uroczy dzieciak, ale wewnątrz wciąż pozostaniesz taką samą zołzą, prawda?

— Tylko dla ciebie, jeśli cię to pocieszy — Taehyung znów usiadł przodem do kierunku jazdy, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ze zirytowania zaczął nawet przygryzać wargę, czego nie lubił, bo popękane usta były czymś strasznym.

Te ostatnie ulice znów pokonali w milczeniu, jednak tym razem już nie tak niezręcznym. Kim miał wrażenie, że Jeongguk stał się nagle jakiś weselszy, jakby stało się coś naprawdę dobrego. Nie mógł tego samego powiedzieć o sobie, bo wciąż miał ochotę zapaść się głęboko w fotel i po prostu zniknąć. Chociaż niechętnie musiał przyznać, że ta mała „sprzeczka" dostarczyła mu odrobinę dobrej zabawy i w pewnym momencie prawie się uśmiechnął, ale w ostatniej sekundzie udało mu się powstrzymać. Musiał przecież zachować przy nim swój wizerunek.

— Dzięki za podwózkę.

Taehyung jak najszybciej odpiął pas, gdy tylko zatrzymali się przed niewielkim budynkiem i wysiadł z samochodu, jak poparzony. Zbyt dużo Jeongguka groziło mu przegrzaniem mózgu od zbyt intensywnego myślenia o tym, że skórzana kurtka wcale nie opinała się seksownie na jego barkach.

— Wracasz później prosto do domu, czy gdzieś jeszcze idziesz? — chłopak wysiadł zaraz za nim i od razu go zatrzymał.

— Spotykam się z Dahyun i Jiminem w kawiarni — odpowiedział szybko, żeby jak najszybciej się go pozbyć, jednak od razu tego pożałował. Jeongguk uśmiechnął się z zadowoleniem, zamknął samochód na kluczyk i ruszył zaraz za nim.

— Cudownie. Nie mam dzisiaj co robić, więc poczekam i tam też cię podwiozę.

— Żartujesz sobie, prawda? — Taehyung wszedł do ciepłego pomieszczenia, wciąż patrząc ze zdziwieniem na Jeongguka, który wcale nie wyglądał, jakby zaraz miał odpowiedzieć „oczywiście, że tak".

— Oczywiście, że nie — wzruszył ramionami i od razu po tym ukłonił się starszej kobiecie, która wyszła z zaplecza. — Dzień dobry, pani Kim.

— Chłopcy, jak dobrze, że już jesteście. Taehyung nie mówił, że przyprowadzi pomocnika, ale to dobrze, bo Seokjin akurat dzisiaj jest niedostępny, a ja mam ręce pełne roboty — staruszka uśmiechnęła się do nich pogodnie, a z ust najmłodszego wyrwał się niekontrolowany jęk.

— Wcale nie przyprowadziłem pomocnika. Jeongguk sam postanowił się tu przyprowadzić i bynajmniej nie po to, żeby nam pomóc.

— Ale z wielką chęcią zrobię wszystko, o co mnie pani poprosi.

— Uroczy, jak zawsze — kobieta poklepała go po policzku i weszła ponownie za ladę, żeby zacząć zapisywać coś na kartce,. — Ja muszę tutaj pozałatwiać trochę papierkowej roboty, ale Tae we wszystkim się orientuje, więc na pewno da ci jakieś zadanie. Idźcie na zaplecze chłopcy, prawie wszystko już tam podszykowałam.

Taehyung wiedział, że był na przegranej pozycji i nie mógł już protestować. Wywrócił oczami na widok zadowolonego uśmiechu Jeongguka i po prostu ruszył przed siebie ze spuszczonymi ramionami, jakby za ścianą czekała go szubienica, a nie robienie bukietów.

— Tae! Zapomniałabym powiedzieć, że wyglądasz ślicznie — staruszka spojrzała na niego po raz ostatni, a on posłał jej delikatny uśmiech i zniknął w drugim pomieszczeniu razem z Jeonem.

— Często tutaj pomagasz? — brunet usiadł na wysokim krześle przy niewielkim stole i obserwował uważnie każdy ruch Taehyunga, który ze skupioną miną wybierał odpowiednie kwiaty. — Co mogę zrobić?

— Jak babcia ma dużo zajęć w domu to przychodzę zamiast niej albo jak pani Kim jest chora... I po prostu siedź na dupie i mi nie przeszkadzaj.

— Na pewno? Mógłbym się na coś przydać.

—Po prostu... Przestań być wrzodem na dupie, dobra?

— Zabawne, chyba kiedyś powiedziałem tak samo o tobie.

— Zabawne, zaraz wywalę cię tylnymi drzwiami.

— Dlaczego jesteś taki niemiły? Dzięki mnie nie zmokłeś, a teraz będziesz miał kolejną darmową podwózkę.

— Nie prosiłem o to. Czego oczekujesz? Że zacznę z tego powodu rzucać ci kwiatki pod nogi? — Taehyung uniósł brew, a po chwili podniósł jednego ze zwiędłych kwiatów, tylko po to, żeby rzucić nim w twarz Jeongguka. — Wybacz, czasem mam problemy z celnym trafianiem.

— Ja za to zawsze trafiam — znaczący uśmiech pojawił się na jego twarz, a już po chwili cichy śmiech Jeongguka wypełnił pomieszczenie, gdy zobaczył, jak młodszy się zarumienił. — Nie zaprzeczyłeś.

— Postanowiłem więcej nie odpowiadać na głupie zaczepki — mruknął pod nosem i nieco pochylił głowę, żeby brunet nie mógł patrzeć na jego twarz. — A teraz się już zamknij, bo serio chce się skupić. Możesz ewentualnie porozcinać tamte wstążki wzdłuż zaznaczonych linii.

Jeongguk sięgnął po wskazaną materiałową tasiemkę i nożyczki, żeby sumiennie wypełnić zadanie powierzone mu przez Taehyunga. Tamtego dnia miał naprawdę dobry humor i to dzięki temu drobnemu szatynowi, który stał naburmuszony, jak małe dziecko. Prawdopodobnie tydzień wcześniej każde słowo Taehyunga byłoby dla niego powodem, żeby nienawidzić go jeszcze bardziej, jednak w tamtym momencie traktował ich rozmowy, jak przekomarzanie, bo był świadomy, że Kim po prostu już taki był. Nawet jeśli zachowywał się tak tylko w stosunku do niego, to traktował to, jak pewien rodzaj wyróżnienia. Z resztą wiedział, że nie tylko jemu ich małe kłótnie sprawiały przyjemność, bo nie dało się nie zauważyć satysfakcji na twarzy młodszego, gdy udawało mu się dopiec Jeonowi w najbardziej złośliwy sposób.

— Nie wiedziałem, że jesteś w tym aż taki dobry — ponownie odezwał się po kilku minutach ciszy, gdy co chwila zerkał na smukłe palce Taehyunga, które z delikatnością obchodziły się z każdym kwiatkiem. Czuł, że jego serce biło w wolniejszym tępię, a oddech się uspokoił. Kim był po prostu zrelaksowany dzięki temu, co robił i najwidoczniej przestała mu nawet przeszkadzać jego obecność.

— Wielu rzeczy o mnie nie wiesz — uśmiechnął się delikatnie pod nosem i z dumą spojrzał na swoje dzieło. — Może być? Na piątą rocznicę związku.

— Jak najbardziej. Bardzo subtelny, ale uroczy — Jeongguk przerwał swoją, oczywiście bardzo ciężką i męczącą pracę, żeby móc lepiej przyjrzeć się połączeniu czerwonych tulipanów, niezapominajek i czegoś zielonego, co zapewne służyło do ozdoby i nadawało lepszego efektu. Jakimś cudem dzięki Taehyungowi to zestawienie wyglądało naprawdę dobrze.

— Wiesz, że wszystkie kwiaty mają swoje znaczenie? Nie tylko gatunki, ale też kolory są ważne — Kim zajął się jeszcze ostatnią częścią, czyli zapakowaniem niewielkiego bukietu w przezroczystą folię.

— Znaczenia niezapominajek się domyślam. Co z tulipanami?

— Czerwone oznaczają po prostu „kocham cię". Pewnie dziewczyna, która to dostanie nawet nie będzie o tym wiedziała i najzwyczajniej w świecie ucieszy się z ładnego bukietu, ale ja i tak lubię dopracowywać takie drobne szczegóły.

— To urocze — brunet uśmiechnął się lekko i odłożył na bok nożyczki, całkowicie skupiając swoją uwagę na Taehyungu, który zaczynał tworzyć kolejny bukiet. Podziwianie chłopaka przy pracy okazało się dla niego o wiele ciekawszym zajęciem niż cięcie głupich wstążek. — A tydostałeś kiedyś od kogoś kwiatka, którego znaczenie było ważne, a nie sam fakt, że ładnie wyglądał?

— Nie — smutny uśmiech pojawił się na ustach Kima, jednak szybko został zastąpiony przez bardziej wesoły, gdy Jeongguk ponownie się odezwał.

— Więc ja ci kiedyś takiego dam.

— Nie wiem, czy jest jakiś kwiat wyrażający czystą nienawiść.

— Wystarczy taki mówiący, że jesteś piękny.

— Znów zaczynasz z tymi komplementami... — Taehyung wywrócił oczami, śmiejąc się pod nosem. Przez chwilę żaden z nich znów się nie odzywał, jednak w końcu cichy głos Kima ponownie dotarł do uszu Jeongguka. — Konwalie powinny być w porządku. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro