Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▪︎ 4 - 𝑾𝒊𝒕𝒂𝒎𝒚 𝒘 𝒓𝒂𝒎𝒊𝒐𝒏𝒂𝒄𝒉 𝒔́𝒎𝒊𝒆𝒓𝒄𝒊

- Noen, Noen wstawaj! - Kaitlyn zaczeła trząść chłopakiem. Dzisiaj miał ją zabrać do biblioteki. Była podekscytowana jak nigdy, wstała jakąś godzinę temu ale widząc jak jej towarzysz słodko śpi postanowiła jeszcze go nie budzić, ale teraz śpi zdecydowanie zbyt długo. Może i nie wygrał ani razu w karty ale to nie był powód by teraz dać mu za to następną godzinę spania. Miała mu dać fory? Prawdopodobnie tak ale ostatecznie rywalizacja była zbyt zacięta.

- Boże spokojnie - chłopak wstał i powoli się przeciągnął. - Co ty taka zdenerowana?

- Miałeś zabrać mnie do biblioteki! - założyła ręce na piersi.

- No dobrze, zjemy coś i możemy iść - Kaitlyn zrobiła minę dziecka które właśnie dostało lizaka. W tempie ekspresowym zrobiła 4 kanapki, po 2 dla każdej osoby.

- No, jedz szybciej - powiedziała prawie z pełnymi ustami.

- Spokojnie - kiedy on kończył posiłek dziewczyna była już zwarta i gotowa do drogi. Złapała go za rękaw i wywlekła z domu. Noen musiał ubierać się w biegu gryząc ostatni kawałek posiłku.

- Prowadź, mój przewodniku - Przewrócił oczami i zaczął iść dobrze znaną mu drogą. W połowie trasy Kaitlyn wyprzedziła go do takiego stopnia że musiał za nią biec. W końcu staneli przed dębowymi drzwiami biblioteki. Chłopak oparł się o ścianę budynku ciężko dysząc.

- Już się zmęczyłeś? Jakim cudem nadal żyjesz mając taką kondycję? - zapytała badawczo mu się
przyglądając.

- Przypominam że musiałem wstać na zawołanie, zjeść w pośpiechu i za tobą biec! - powiedział z wyrzutem.

- Nie marudź, no to wchodzimy czy nie?

- Nie - odpowiedział ale widząc wzrok towarzyszki po prostu bez słowa wszedł do środka. Jak najciszej przeszli do kąta na samym końcu biblioteki. Chłopak podszedł do jednego z regałów i wziął z niego lampę naftową. Następnie podszedł do wolnej ściany.

- Teraz patrz - Noen nacisnął jedną z wystających cegieł. W podłodze otworzyło się przejście ze schodami prowadzącymi głeboko w dół. - Ostrożnie, bo spadniesz. - zeszli na sam dół. Weszli do całkiem obszernego pomieszcenia gdzie stały regały wypchane starymi księgami i papirusami. - Gdzie ja położyłem tą książkę... - chłopak zaczął przeszukiwać pomieszczenie, w tym czasie Kaitlyn postanowiła pozwiedzać na własną rękę.

Po dłuższej obserwacji jej uwagę zwróciła całkiem obszerna księga oprawioną w purpurową skórę. Dziewczyna wzieła ją do ręki i przetarła kurz z okładki. Nie było żadnego tytułu. Zaciekawiona otowrzyła egzemplarz na losowej stronie. Ku jej zaskoczeniu wszystko było zapisane w jej języku narodowym. Na kartkach były zapisane wszelakie zaklęcia.

- Kaitlyn, gdzie jesteś? Znalazłem to co chciałem. - dziewczyna odłożyła znalezisko na półkę . - Spójrz, to jest oryginał, pamiętnik jakiegos typa czy coś.

- Serio czytałeś czyiś pamiętnik? - zapytała zawiedziona

- To nie jest takie złe jak ci się wydaje, z resztą nie czytałem całego tylko sam koniec. Ostatnie zapiski są napisane na szybko i chaotycznie, ale treśc jest najważniejsza. Pozwól że ci przeczytam:

Niebo rozbłysło milionami kolorów, to nie jest dobry znak. Czuję to.

- To jest notatka która została zapisana parę lat przed tym co ci teraz jeszcze przeczytam ..

Krzyk, wrzask, jakby demon z czeluści wychodził na powierzchnię. W środku dnia nastała noc, tak czarna, że nic nie było widać. Siedziałem w jednym miejcu w swoim domu, nie było żadnego źródła światła. Zatykałem uszy by nie słyszeć tych wrzasków. Piekielnych wrzasków i ludzkich krzyków agonii. Nie wiem ile to trwało, nikt nie wie. Czas dłużył się niemiłosiernie. Powietrze było tak gęstę że ledwo można było oddychać. W końcu gdy wszystko ustało ludzie wyszli na ulice. Setki, może tysiące trupów. Na ulicach powstały krwawe rzeki. Zwłoki były rozszarpane, niektóre zmiażdżone.

To coś powróci, to pewne.
Boże
Coś się zbliża
Potwór, demon
On tu idzie
Boże, kim on jest
On t u i dzie
Boż e m iej nas w op iece

- Tu teskt się urywa - zamknął książkę. - Co sądzisz?

- Hmm, ksiega jest tutaj więc musiała być znaleziona najpewniej na tych terenach. Może znalazłoby się jeszce coś zawierające podobne informacje?

- Może jest ale szukanie tego będzie strasznie trudne co nie?

- No tak ale... - Nagle nastąpił huk, dziewczyna podskoczyła ze strachu. Było słychać straszny hałas. Wmieszany w krzyki i odgłosy kroków.

- Ej, Jeff, weź sprawdź czy ktoś jeszcze tutaj jest!

- Nie ma sprawy!

Noen złapał Kaitlyn za rękę i szybko schował się z nią w ciemnym kącie.

- Patrz! Jakieś sekretne przejście!

- No to je sprawdź idioto.

- Nie pyskuj krasnalu.

Odgłosy kroków stawały się coraz głośniejsze.

-Wygląda mi to na jakieś archiwum.
Noen zasłonił ręką usta dziewczyny. Jeff the killer, no kto by się spodziewał. Najważniejsze to siedzieć cicho i przeżyją.

- Nic ciekawego - chłopak odpalił zapałkę i rzucił nią w sterty papieru po czym pośpiesznie pobiegł na górę.

Noen poczuł że robi mu się gorąco ale nie tylko przez coraz większy płomień ale też przez emocje. Taki stary papier i książki okazały się dobrą podpałką. Jeśli zaraz stąd nie uciekną, to koniec, spalą się żywcem. Noen chwycił jak najmocniej rękę Kaitlyn prowadząc ją do wyjścia.

- Poczekaj! - wyrawała się mu i wbiegła spowrotem w głąb pomieszczenia.

- Kaitlyn! Tu się za chwilę wszystko podpali!

Dziewczyna przeskawiała płomienie, aż w końcu dotarła do konkretnego regału. Złapała purpurową książkę, z pomocą magii "schowała" ją. Dzięki temu będzie mogła ją przywołać w każdym momencie. Szczęśliwa nawet nie zauważyła że płomienie uszkodziły kostrukcję mebla. Zdąrzyła tylko pisnąć zanim drewniany regał z księgami poleciał centralnie na nią. Na szczęście Noen w porę złapał ją za przed ramię i pociągnął w swoją stronę.

- Teraz naprawdę musimy stąd wyjść. W pośpiechu wbiegli na górę. W samą porę bo nafta w lampie którą zostawili eksplodowała.

- Hej! - spojrzeli się w stronę głosu. Niedaleko nikt stał Jeff, a przy wyjściu był - z tego co im się wydawało - kagekao. Czarnowłosy ruszył w ich kierunku.

- Kaitlyn okno! - Noen krzyknął do sparaliżowanej strachem dziewczyny. Spojrzała się na niego i kiwneła głową. Rozbiegli się, wskoczyli na regał i zasłaniając rękami twarze by się nie pokaleczyć wsykoczyli przez okno rozbijając szybę. Upadli na chodnik, turlając się kawałek dalej.

- Szybko! - wstali i po szybkim otrzepaniu się z kawałków szkła pobiegli dalej. Chcieli wybiec na jedną z ulic ale zatrzymali się widząc tłum ludzi uciekających przed mrocznym klownem.

- Musimy jakoś uciec! - powiedziała w nerwach dziewczyna. Próbowali wybiec na pare innych ulic ale tam sytuacja była taka sama.

- Kurwa, otoczyli nas - przeklnął Noen. - Nie mamy innego wyjścia. Kaitlyn idź za mną! - chłopak wbiegł centralnie w uciekający tłum, zaczął się przez niego przedzierać by w ostatniej chwili wbiec razem z towarzyszką w zaciemnioną ślepą uliczkę. Przywarli do ściany. Zobaczyli jak obok wejścia przechodzi Laughing Jack. Tłum ludzi został zebrany w takim miejscu że nie mogli go dostrzec ale za to doskonale słyszeli rozmowy.

- Udało się! Mój plan był genialny, z resztą jak zwykle.

- Zabieramy ich wszystkich do ośrodka?

- Tak, każdego.

Bohaterowie odetchneli z ulgą. Noen przyłożył palec do ust, tym samym przekazując by była cicho. Kaitlyn spojrzała się w stronę końca uliczki gdzie stało parę skrzyń. Wśród ciemności dostrzegła kota który siedział na szczycie "zamku" ze skrzyń. Z uśmiechem wpatrywała się w kociaka, niestety radość nie trwała długo gdy dostrzegła szklaną butelkę stojącą obok zwierzęcia. Błagała w myślach by ten czarny scenariusz się nie spełnił. Futrzak zaczął trącać łapką butelkę.

*Nie, proszę nie, błagam, zostaw, proszę* - krzyczała w myślach.

Z przerażeniem obserwowała lot butelki która następnie roztrzaskała się o kamienną ścieżkę.

- Słyszeliście to? Pójdę sprawdzić

- Schowaj się za mną, jak mnie złapie ty uciekasz jak najszybciej i nie ma żadnych ale. - Noen jak najszybciej streścił jej plan.

- No proszę, a kogo my tu mamy... - Klown powoli zbliżył się do chłopaka.

- Prawie ci się udało. Podniósł go za ubranie do góry.

Kaitlyn nie mogła ruszyć się z miejsca. Czuła jakby jej nogi zostały wmurowane w ziemię. Dopiero krzyk Noena "Uciekaj!"wyrwał ją z tego stanu. Zanim L.J zorientował się co się dzieje dziewczyna była już dużo dalej od niego. Czuła jak adrenalina pulsuje w jej żyłach. Już tylko trochę, da radę. Gwałtownie jej ciało unioslo się do góry. Candy Pop trzymał ją za kaptur. Obrócił ją w swoją stronę i uniósł ją wyżej na wyskość by jej twarz była na równi z jego.

- Dzień dobry, śpieszy ci się gdzieś? - zpapytał spokojnym głosem.
Kaitlyn nie dała rady wydusić z siebie żadnego słowa. Mroczny błazen zaśmiał się głośno - No co jest? Języka cię zabrakło? Oj, już wiem! Kruszynka się boi, co? - zapytał z wrednym uśmieszkiem na twarzy.

- Nie nazywaj mne tak - powiedziała odważnie jednak w jej głosie było słychać nutę strachu.

- Czyli jednak umiesz mówić, wspaniale. W takim razie skoro nie "kruszynka" to może "cukiereczek"? Nawet by do ciebie pasowało - przechylił lekko głowę na bok.
- Dobra, zbieramy się. - pstryknął palcami na rękach każdej z osób pojawiły się kajdany połączone łańcuchem do kajdanów kolejnej osoby. Jack podszeł z Noenem do Candy'ego. - Pójdziecie razem - Candy Pop uśmiechnął się łącząc ich koło siebie. - Idziemy! - tłum ludzi ruszył przed siebie z Creepypastami na czele.

Bohaterowie spojrzeli się na siebie ale nie zamienili żadnego słowa. Dopiero gdy przeszli dosyć długą drogę i teraz szli zaśnieżoną ścieżką, Kaitlyn postanowiła się odezwać.

- Może, może nie bedzie aż tak źle. - Nie wiedziała co ma powiedzieć. To było pierwsze zdanie jakie przyszło jej do głowy jako dobry początek rozmowy. Noen mruknął coś w stylu "Mhm, jasne" i to by było na tyle z pasjonującej rozmowy. Przynajmniej próbowała, liczą się chęci. Dziewczyna powoli zaczynała odczuwać zmęczenie. Szli dosyć długo i nic nie wskazywało na to że Creepypasty postanowiłyby się przeteleportować. W końcu prawie dotarli na miejsce.

- Noen, widzisz ten szary budynek? - spojrzała się na chłopaka.

- Co ty gadasz, ja widzę tylko jakby... sam zarys budynku.

- Jak to, przecież wyraźnie widać jego kolor i ogólny wygląd.

- Kaitlyn, nie widzę koloru. - Jej
towarzysz był mocno zmieszany.

- Co wy za bzdury pleciecie, przed nami nie ma żadnej budowli - powiedziała jakaś osoba przed nimi, która właśnie obejrzała się na nich przez ramię.

- Ty widzisz cały budynek, ja tylko zarys a reszta ludzi nic nie widzi? To jest zbyt podejrzane - chłopak zmarszczył brwi. Drzwi ośrodka otworzyły się. Bohaterowie kiedy przeszli przez próg, parę metrów dalej zemdleli. Tak samo jak reszta ludzi.

          ⊰-⊱⊰◇⊱⊰-⊱⊰◇⊱⊰-⊱⊰◇⊱⊰-⊱

- Kaitlyn, Kaitlyn! - Noen potrząsał ramię nieprzytomnej dziewczyny.

- Co się stało? - Podniosła się powoli podpierając się ręką o zimną podogę.

- Zemdleliśmy i nie mamy już skrępowanych rąk, ale nie to jest najdziwniejsze. Pamiętasz drogę którą tu doszliśmy?

- Nie, ale weszliśmy tymi drzwiami prawda? - wskazała na miejsce gdzie teorytycznie powinny być owe drzwi, jednak była tam tylko ściana. - Co jest... - zdezorientowana rozejrzała się do okoła.

- Witajcie. - ciepły kobiecy głos zwrócił uwagę wszystkich osób. Przed nimi stała kobieta odziana w biały strój składający się z spodni, bluzki na długi rękaw z metalowymi wstawkami, oficerek, płaszcza z kapturem i skórzanego paska na broń.

- Czy to nie jest "Strażnik"? - Noen spojrzał na dziewczynę której twarz wyrażała niepewność.

- Przepraszam za takie przywitanie. Nie bójcie się, wszystko już jest w porządku. - podeszła do jednej z osób i pomogła jej wstać.

- Skąd mamy mieć pewność że mówisz prawdę? - ktoś z tłumu zadał pytanie.

- Wiem że nie ważne co bym powiedziała, część z was po prostu mi nie uwierzy. Mam na imię Carys - kobieta uśmiechneła się ciepło. - Widzicie, jestem tu by wam pomóc, Creepypasty lubią zabijać, a ja pomagam im to zmienić. Jeśli będą was gnębić możecie to do mnie zgłosić, a ja zaareaguję.

- To po co tu jesteśmy?

- Nauka idzie bardzo powoli i czasami Creepypasty ranią innych, ale z tego co wiem juz nie zabijają.

- Kłamstwo, to wszystko jest kłamstwem - wyszeptała Kaitlyn.

- Może nie - Noen położył jej rękę na ramieniu.

- Noen, to nie jest prawda. Uwierz mi, wiem co mówię. - po jej policzku spłyneła samotna łza.

Zgromadzeni ludzie zaczeli się cieszyć po usłyszaniu tych wiadomości, może trochę ich poturbują ale przynajmniej będę żyć prawda? Radosną atmosferę przerwało przerażające zdarzenie. Kobieta która przedstawiła się jako Cerys zaczeła się głośno śmiać. Jej ciało przeobraziło się najpierw w bezkształtną masę która kolejnie zaczeła rosnąć i przybierać inną sylwetkę. Ton głosu stawał się coraz niższy. Po jakiś parunastu sekundach przed sobą mieli postać mrocznego błazna zwijającego się ze śmiechu.

- Gdy.. gdybyście widzie...li swoje miny! - ledwo mógł się wysłowić. - Ah, jacy łatwowierni. Nie sądziłem że tak łatwo pójdzie. - wytarł niewidzialną łzę - Skoro wstęp mamy za sobą to przejdźmy do spraw oficjalnych. Jak pewnie każdy z was wie mam na imię Candy Pop i jestem tkaczem marzeń, źródłem całego istnienia. Jestem sercem całej ciemności, źródłem wszystkich koszmarów i pożeraczem śmierci! - błazen po raz kolejny zaczął się opętańczo śmiać. - Jesteście tutaj dlatego że taki mam kaprys, wpadłem na genialny pomysł i zaczeło mi się nudzić. Macie dosyć duże szczęście bo wasi poprzednicy mieszkają lub mieszkali w zwykłych celach, a dla was przygotowaliśmy małe pokoje o dużo lepszym standardzie, po dwie osoby w jednym pomieszczeniu. Na razie razem z moją pomocnicą was tam zaprowadzimy, później będzie obiad po którym będzie apel na którym będziecie mogli zdawać pytania, płakać, przeklinać, wrzeszczeć, czy co tam będziecie jeszcze chcieli. Zatem proszę za mną - Candy Pop ruszył do przodu a za nim cały tłum.

- Kaitlyn, wszystko w porządku? - Jego towarzyszka nic nie mówiła, jedynie wpatrywała się tępo przed siebie.

- Jak, jak on śmiał... - warkneła. - Pieprzony skurwysyn.

- Uważaj bo jeszcze usłyszy - Za jej plecami szła czarnowłosa kobieta o ciemno czerwonych oczach. - Jak się denerwuje potrafi być naprawdę okropny - powiedziała ciszej.

- Kim jesteś? - Noen zlustrował ją wzrokiem.

- Yennefer, pomocnica tego o tam na samym początku. - wskazała palcem na błazna który - jak można było wywnioskować - świetnie się bawił robiąc "gwiazdę".

- Kolejny "Buntownik"? Świetnie.

- Nie jestem "Buntownikiem" - fukneła wściekła.

- Szczerze, nie obchodzi mnie kim jesteś. - Noen wzruszył ramionami. Powiedziałby jej coś jeszcze ale doszli na miejsce.

Yennefer poszła do przodu i zaczeła pomagać Candy Pop'owi przydzielać osoby do pokojów. Właściwie to gdy do niego podeszła błazen powiedział parę słów i zaczął się kierować w ich stronę.

- Postanowiłem zająć się tyłami i w sumie dobrze się składa bo na samym końcu jesteście wy, a przecież nie chcemy żeby was ktoś rozdzielił. - uśmiechnął się kpiąco, po czym otowrzył drzwi, popchnął ich do środka i zamknął drzwi.

Noen położył się na dolnej części piętrowego łóżka.

- Ej, zobacz jakie fajne świecące coś pod sufitem! Do czego służy ten przycisk? - podszedł do włącznika i nacisnął go. - Jak się naciśnie ten przycisk to światło gaśnie i jak naciśnie się ten przycisk drugi raz to światło się pojawia! - podczas gdy chłopak zafascynowany był żarówką, Kaitlyn usiadła na podłodze i plecami oparła się o ścianę.

Nie dość że ten błazen zabił jej rodziców to jeszcze miał czelność wykorzystywać ich wizerunek.
Mineły dwa lata podczas których próbowała o nich zapomnieć. Odrzucała od siebie myśli, wspomnienia by nie żyć przeszłością i iść na przód. Jednak teraz wszystko powróciło z podwójna siłą. Każdy szczegół, mimika twarzy, głos. Nostalgia atakowała jej serce. W tym momencie obiecała sobie jedno. Skoro i tak ma umrzeć, to przynajmniej postara sie by zapamiętali ją w najbardziej bolesny sposób jaki mogła sobie wyobrazić.

2401 słów.
W końcu aczynamy akcję, od teraz rozdziały będą z punktu widzenia narratora. Nie mam pojęcia ile czasu zajmie mi pisanie następnej części więc do zobaczenia za miesiąc? XD❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro