Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37.

ALEX

Livia zaprowadziła mnie na miejsce mojego ostatniego zamieszkania.
-Co tu robimy? Czemu nie pomagamy reszcie?-zapytałem zdezorientowany.
-Musimy przeszukać te katakumby. Znasz wszystkie korytarze i zakamarki?
-Nie. Wiesz, nie potrzebuję oglądać zawartości krypt. Bez obrazy.
-Rozumiem. Jeśli Mefistofeles tu był, wydaje mi się, że musiał zostawić tu jakiś ślad. I musimy go szybko znaleźć.
-Co? Wzięłaś mnie tu, żeby szukać jakiś zabawek? Wracam do lasu.
Złapała mnie za rękaw.
-Nigdzie się nie ruszysz! Zostaniesz tu ze mną!
Ah, te baby.
Chcąc-nie chcąc, musiałem z nią zostać. Ruszyliśmy w głąb katakumb.

Szukaliśmy...szukaliśmy...szukaliśmy... Na każdym kroku, tylko kupa kości, resztki ubrań, pajęczyny, kurz...no po prostu, od wielu już dziesięcioleci, nie używane katakumby.
Nie żebym narzekał...
Ale, w końcu:
- Liv. Pozwól na chwilę.-powiedziałem.
W jednej z trumien, w której leżał, dawno już rozłożony kościotrup. Jednak moją uwagę przykuła gruba księga, która znajdowała się w jego "dłoniach".
Co dziwne, nie była zakurzona. Owszem, stara i zniszczona, ale wyglądało na to, że ktoś niedawno z niej korzystał. Bynajmniej nie byłem to ja.
-Alex! Jesteś wielki!-zawołała Livia.
-Sam to wiem. Nie musisz prawić mi takich kompletów.-uśmiechnąłem się znacząco.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi! Znalazłeś książkę z zaklęciami!
Już bez głupich uwag, delikatnie wyciągnąłem z opornych kości ową książkę.
Podałem ją Livii.
Dziewczyna otworzyła ją i przekartkowała. Niektóre strony zawierały przyklejone karteczki z odnośnikami i innymi przydatnymi informacjami. Na ostatniej stronie był wykaz składników do jakiegoś eliksiru.
Znalazła odpowiedni przepis.
-To eliksir na zmiennokształtność. Gwarantuje zmianę w każdą możliwą postać przez pół roku. Potrzebne składniki...-nie słuchałem jej zbytnio dalej, dopóki nie usłyszałem:
-...ekstrakt z dwóch tysięcy błądzących dusz.
-Czyli one...tak jakby...rozpłęły się w powietrzu?
-Nie do końca. On je wypił. Nic już nie możemy dla nich zrobić...
-Zabieramy więc księgę i idziemy pomóc tym, którym jeszcze możemy.-powiedziałem i pociągnąłem ją w stronę wyjścia. Wkrótce znów byliśmy w drodze do lasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro