26
Nazajutrz ze zdziwieniem stwierdziłam, iż dom jest prawie pusty. W kuchni zostałam tylko Kyle'a i Darryla oraz Warrena.
-Gdzie reszta?-spytałam, przeciągając się.
-Sam jest w piwnicy. Zaraz przyjdzie. Jane zabrała stado na spotkanie z innym klanem. Wrócą pojutrze. Mamy cały dom dla siebie.-odpowiedział Kyle.
-Super. W takim razie, nie muszę się na razie ubierać.-stwierdziłam.
Miałam na sobie koszulkę nocną i szlafrok w panterkę.
Zrobiłam sobie jajecznicę i usiadłam obok Darryla.
-Jak się czujesz?-zapytałam przyjaciela.
-Warren mówi, że będę żył.
-Taaa... jeszcze jakiś pożytek z niego będzie.-dodał Kyle.
-Za tydzień, kochanie. Za tydzień.
-Będę czekał z niecierpliwością.
Po czym zaczęli się namiętnie całować.
Pogodziłam się już z odmienną orientacją Darryla. Kiedyś było mi przykro, kiedy widziałam, jak całuje się ze swoim chłopakiem. Teraz cieszyło mnie ich szczęście.
W międzyczasie do kuchni wszedł Sam.
-Mercedes, masz plany na dzisiejszy dzień?-zapytał.
-Nie, przynajmniej na razie. A bo co?
-Może pobiegamy dziś na przedmieściu? Tam kręci się mało osób. Mam ochotę gdzieś wyjść.
-Ok. Daj mi chwilę.
Po skończeniu śniadania, poszłam wziąść kąpiel i przygotować się na wyjście z Samem. Zdziwiła mnie jego propozycja, bo od kilku lat nigdzie z nim nie byłam. W końcu zeszłam do salonu i czekałam na przybranego ojca.
Po chwili zjawił się, gotowy do drogi.
-Gotowa?-zapytał.
Z uśmiechem pokiwałam głową.
-To ruszamy.
Droga samochodem zajęła nam pół godziny. Sam zaparkował na leśnej dróżce. Wyszedł grzecznie z samochodu i odszedł na bok. W tym czasie rozebrałam się, wysiadłam i przemieniłam. Po chwili on zrobił to samo. Gnaliśmy po leśnych ścieżkach i pagórkowatych łąkach ponad cztery godziny. Wróciliśmy do samochodu zmęczeni, ale zadowoleni. Gdy już siedzieliśmy w ludzkich postaciach, ubrani i gotowi do powrotu, Sam zapytał:
-Mercy? Chcesz dziś zjeść ze mną kolację w West Sun?
To była jedna z moich ulubionych restauracji.
-Nie mam planów na wieczór. A z jakiej okazji?-zapytałam.
-Tak po prostu. Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu. Dawno już tego nie robiliśmy.
-Zgoda.
Umówiliśmy się na dziewiętnastą. Po powrocie do domu, udałam się do mojej garderoby i wyciągnęłam z niej czarną sukienkę przed kolano i tego samego koloru, długie kozaki, ze złoceniem na czubkach.
Zrobiłam delikatny makijaż i czekałam na Samuela. Pół godziny przed umówionym spotkaniem, zapukał do mojego pokoju.
-Gotowa?-zapytał.
-Tak.
-No to idziemy.
Na miejscu byliśmy punktualnie.
Zamówił dla nas moje ulubione owoce morza i butelkę pół wytrawnego wina.
Byłam naprawdę zdziwiona jego zachowaniem.
-Mercy...Chciałem Cię o coś zapytać. Nie jesteś już małą dziewczynką. Wyrosłaś na cudowną kobietę. Jesteś piękna, mądra i odważna. Chciałabyś...Chciałabyś być ze mną?
No to się porobiło. Zmiennokształtna Mercedes, porzucona przez ojca, wychowana przez wilkołaki, przyjaźniąca się z hybrydą wampira i wilkołaka, polująca na wampira-czarnoksiężnika...
Co ma odpowiedzieć Samuelowi, którego, jako mała dziewczynka, traktowała jak ojca?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro