25
-Mercy...-rozległ się słaby głos Alex'a.-Mogłabyś podać mi stamtąd jakieś ubrania?
Spojrzałam w stronę chłopaka. Siedział oparty o ścianę, oczywiście nagi. Rany na jego brzuchu, powoli się goiły. Wyszukałam mu jakieś ciuchy i rzuciłam w jego stronę.
-Chodźmy w końcu do domu.-powiedział Samuel, wystając z krzesła.
-Jestem ciekawa, dlaczego nas tak po prostu zostawił. Nie uwięził, nie sprawdził, czy nie będziemy go śledzić.
-Jest na to za zuchwały. Wie, że nie znamy go za bardzo. Jest od nas o wiele silniejszy.-skwitował Alex, po czym nieudolnie próbował założyć koszulkę, krzywiąc się przy okazji z bólu.
-Zaczekaj. Pomogę Ci.-powiedziałam, podchodząc do wampira i zabierając mu z rąk czarną koszulkę.
Założyłam mu najpierw przez ręce, aby nie musiał ich za bardzo podnosić. Potem przez głowę.
-I gotowe.
-Dzięki.
Z gardła Samuela wydobyło się ostrzegawcze warknięcie.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Spokojnie, Sam. O co Ci chodzi?-zapytałam.
-Trzymaj ręce przy sobie, krwiopijco.-skierował te słowa do Alex'a.
Przewróciłam tylko oczami.
-Ale ja mu tylko pomogłam. Alex jest moim przyjacielem. Kiedyś uratowałam go przed łowcami wampirów.
-Skończcie się wygłupiać.-Alex przytomnie zażegnał zbliżającą się kłótnię.-Teraz musimy ustalić plan działania.
-Chodźmy więc do nas. Tam będzie najbezpieczniej.-potwierdziłam.
Udaliśmy się do domu. Po drodze ostrzegłam Alex'a, by pod żadnym pozorem nie wracał do katakumb, tylko "nocował" w mojej kawalerce. Niechętnie się zgodził.
Gdy dotarliśmy na miejsce, sfora Samuela była w całości w salonie. Darryl dochodził do siebie, pod okiem Warrena i Kyle'a. Cieszyłam się, że przyjaciel wraca do zdrowia.
Przedstwailiśmy stadu Alex'a i opowiedzieliśmy o przebiegu zdarzeń.
Było już późno. Niedługo będzie świtać. Odprawiłam wampira do mojej kawalerki i udałam się na spoczynek.
Znowu krótki rozdział, nie wiedziałam co wymyślić, aby jakoś zakończyć dzień. A więc macie coś takiego. Może wieczorem dodam kolejny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro