Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Następny ranek, dom Samuela.

SAMUEL

Wstałem z rana, z dziwnym uczuciem. Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i udałem się w stronę kuchni. Jednak nie dotarłem tam. Przy pokoju Mercedes, zastałem niezłe zbiegowisko.
-Co Wy tu robicie? Co się dzieje?-przepchałem się przez tłum wilkołaków, stając pod drzwiami.
Z pokoju czuć było zapach świeżej, ludzkiej krwi. Nic dziwnego, że stado było poddenerwowane. Starsze osobniki próbowały okiełznać młodsze, u niektórych zaczynała się przemiana. Warren i Kyle zdołali odprowadzić kilka do piwnicy. Podeszła do mnie Jane.
-Sam!-powiedziała.-Właśnie chciałam Cię obudzić. Nie da rady tam wejść. Jakaś siła blokuje drzwi. Nic nie możemy zrobić.
-Rozejdźcie się! Ale już!!!-krzyknąłem na swoje stado. Ci, którzy byli najbardziej opanowani, posłuchali rozkazu. Zostały tylko cztery osobniki, dwa w postaci ludzkiej, dwa właśnie kończyły przemianę.
Złapałem za ręce tych pierwszych i poprowadziłem do salonu. Kyle zajął się pozostałymi. Ja tymczasem próbowałem otworzyć pokój. Na próżno jednak. Dałem za wygraną i poszedłem do salonu.
-Jane! Opowiedz mi wszystko od początku!
-A więc-zaczęła moja zastępczyni-jak zwykle wstałam pierwsza. Przechodząc koło pokoju Mercy,  poczułam zapach ludzkiej krwi. Nie chcę Cię martwić...ale to była krew twojej przybranej córki. Swoją drogą, zaczyna to śmiesznie brzmieć.
-Co masz na myśli?
-Nie udawaj... Myślisz, że nie widzimy jak na nią patrzysz? Bynajmniej nie jak ojciec na córkę...-w jej głosie słychać było smutek.-A teraz sprawdź, co z tym pokojem.-dokończyła i wyszła z pomieszczenia.
Poszedłem pod pokój Mercy. Uderzyła we mnie fala magii. Tędy na pewno nie wejdę. Wyszedłem na zewnątrz i poszedłem pod jej okno. Znalazłem dość duży kamień, wycelowałem w szybę i z całej siły rzuciłem. Szkło ustąpiło. Podciągnąłem się na rękach i zaraz byłem w środku. Magia przestała działać. Otworzyłem drzwi. Kyle przyszedł zająć się wybitnym oknem. Pokój wyglądał jak rzeźnia. Krew była wszędzie. Na ścianach, podłodze, a nawet na łóżku. Podszedłem do mebla, na którym znalazłem list.
JEŚLI CHCESZ ODZYSKAĆ SWOJĄ ZMIENNOKSZTAŁTNĄ SU*Ę, SPOTKAJMY SIĘ NA STARYM CMENTARZU O PÓŁNOCY. SAM NA SAM. BEZ ŻADNYCH SZTUCZEK.
Żadnego podpisu. Nic.
Zawołałem Jane i pokazałem jej to. Po chwili powiedziała:
-Chyba nie zamierzasz tam iść? To pułapka.
-Wiem, ale nie mam wyboru. Zajmij się stadem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro