17
Następny ranek, dom Samuela.
SAMUEL
Wstałem z rana, z dziwnym uczuciem. Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i udałem się w stronę kuchni. Jednak nie dotarłem tam. Przy pokoju Mercedes, zastałem niezłe zbiegowisko.
-Co Wy tu robicie? Co się dzieje?-przepchałem się przez tłum wilkołaków, stając pod drzwiami.
Z pokoju czuć było zapach świeżej, ludzkiej krwi. Nic dziwnego, że stado było poddenerwowane. Starsze osobniki próbowały okiełznać młodsze, u niektórych zaczynała się przemiana. Warren i Kyle zdołali odprowadzić kilka do piwnicy. Podeszła do mnie Jane.
-Sam!-powiedziała.-Właśnie chciałam Cię obudzić. Nie da rady tam wejść. Jakaś siła blokuje drzwi. Nic nie możemy zrobić.
-Rozejdźcie się! Ale już!!!-krzyknąłem na swoje stado. Ci, którzy byli najbardziej opanowani, posłuchali rozkazu. Zostały tylko cztery osobniki, dwa w postaci ludzkiej, dwa właśnie kończyły przemianę.
Złapałem za ręce tych pierwszych i poprowadziłem do salonu. Kyle zajął się pozostałymi. Ja tymczasem próbowałem otworzyć pokój. Na próżno jednak. Dałem za wygraną i poszedłem do salonu.
-Jane! Opowiedz mi wszystko od początku!
-A więc-zaczęła moja zastępczyni-jak zwykle wstałam pierwsza. Przechodząc koło pokoju Mercy, poczułam zapach ludzkiej krwi. Nie chcę Cię martwić...ale to była krew twojej przybranej córki. Swoją drogą, zaczyna to śmiesznie brzmieć.
-Co masz na myśli?
-Nie udawaj... Myślisz, że nie widzimy jak na nią patrzysz? Bynajmniej nie jak ojciec na córkę...-w jej głosie słychać było smutek.-A teraz sprawdź, co z tym pokojem.-dokończyła i wyszła z pomieszczenia.
Poszedłem pod pokój Mercy. Uderzyła we mnie fala magii. Tędy na pewno nie wejdę. Wyszedłem na zewnątrz i poszedłem pod jej okno. Znalazłem dość duży kamień, wycelowałem w szybę i z całej siły rzuciłem. Szkło ustąpiło. Podciągnąłem się na rękach i zaraz byłem w środku. Magia przestała działać. Otworzyłem drzwi. Kyle przyszedł zająć się wybitnym oknem. Pokój wyglądał jak rzeźnia. Krew była wszędzie. Na ścianach, podłodze, a nawet na łóżku. Podszedłem do mebla, na którym znalazłem list.
JEŚLI CHCESZ ODZYSKAĆ SWOJĄ ZMIENNOKSZTAŁTNĄ SU*Ę, SPOTKAJMY SIĘ NA STARYM CMENTARZU O PÓŁNOCY. SAM NA SAM. BEZ ŻADNYCH SZTUCZEK.
Żadnego podpisu. Nic.
Zawołałem Jane i pokazałem jej to. Po chwili powiedziała:
-Chyba nie zamierzasz tam iść? To pułapka.
-Wiem, ale nie mam wyboru. Zajmij się stadem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro