Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

  - Izu... Izuku?! - wykrzyknęła kobieta, patrząc się na syna z przerażeniem.
Ten ocknął się jakby z transu i popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem.
  - Stało się coś?... - Zapytał tonem, jakby dopiero co się obudził.
  - Stoisz tak już dwie godziny! - Wyrzuciła z siebie. - Ja rozumiem, medytacja i tak dalej, ale to już za długo!
  - Nic mi nie jest - powiedział już przytomnie Midoriya i w tym momencie zatoczył się tak mocno, że niemal wpadł na ścianę. Matka podbiegła do niego, przyłożyła mu dłoń do czoła, załamała ręce i kazała mu natychmiast się położyć, a sama wybiegła po jakieś leki do zielarki.
Kiedy wróciła, jej syn był akurat w objęciach Morfeusza, ze zmarszczonymi brwiami mamrocząc coś przez sen, jakby usilnie zastanawiał się nad jakimś problemem. Uśmiechnęła się na ten widok. Może lepiej by było, gdyby już teraz zażył lekarstwo, ale skoro spał, to chyba nie było tak źle...
  Otworzyła okno i postawiła na szafce nocnej syna miseczkę z zielem koya, które według zielarki miało właściwości uspokajające. Rzeczywiście, rozmoczone w wodzie, po kilku minutach zaczęło wydzielać miękki, słodki zapach, który sprawiał, że aż chciało się weń wejść i zasnąć tam, niedręczonym przez nikogo...
  Z otumanienia ocknęła się po dłuższej chwili. Nie wiedziała, co ją obudziło, ale gdy spojrzała na twarz chłopaka, zrozumiała, że to przez ciszę - Midoriya zasnął kamiennym snem. Jedynie jego uszy stały jeszcze, naprężone, jakby nasłuchując niebezpieczeństwa. Potarła jedno z nich palcem prosto w czuły punkt, mniej więcej na środku. Jak na komendę, chłopak odetchnął nieco głośniej i jego uszy opadły bezwiednie na poduszkę.
  Kobieta uśmiechnęła się. Ach, nie ma to jak znać własne dziecko...

* * *

  - Todoroki! - usłyszał za sobą. Odwrócił się. Za nim stał Iida, jak zwykle z padaczką rąk. - Wiesz może, gdzie są Kaminari, Kirishima, Midoriya i Uraraka?
  - Ich wszystkich nie ma? - mimowolnie zmarszczył brwi.
Rozmówca skinął głową kilka razy.
  - Tak, ich wszystkich. Rozmawiałeś z nimi ostatni, więc może coś wiesz...
  - Chciałbym - Todoroki potarł brodę. - To dziwne... Moja siostra też się niedawno pochorowała... - Nagle otworzył szeroko oczy, odwrócił się na pięcie i odbiegł, ile sił w nogach. Usłyszał za sobą zdziwione "To-Todoroki?!", ale nie zwrócił na to uwagi. Biegł dalej. Niektórzy patrzyli się na niego jak na wariata, inni tłumaczyli sobie, że niedługo zaczną się lekcje. Cóż, była w tym cząstka prawdy. Musiał znaleźć pewną osobę, zanim ta pójdzie do klasy.
  Gdy znalazł się przed drzwiami pokoju mauczycielskiego, zatrzymał się z piskiem podeszw sandałów, uspokoił oddech i zapukał do drzwi.
  Po kilku minutach siedział już z Cementossem-sensei w jego dojo. Na szczęście zarówno sala, jak i nauczyciel byli wolni. Todoroki powinien siedzieć teraz w ławce i ustalać z resztą klasy szczegóły dotyczące Festiwalu, ale fakt ten został dyskretnie pominięty.
  - Sensei - chłopak spojrzał na rozmówcę z wyrzutem - co to były za świece, te dwa tygodnie temu?...
  - Ktoś się pochorował, co? - bardziej stwierdził niż zapytał Cementoss-sensei. Po jego minie widać było, że czegoś podobnego się spodziewał.
  - Cztery osoby - przyznał Todoroki.
  - Aż tyle? Cóż... - nagle spojrzał na chłopaka takim wzrokiem, że ten aż drgnął. - Pewnie chcesz wiedzieć, jak do tego doszło?...
Todoroki przełknął ślinę i skinął głową.
  - Wiesz pewnie o deryscynie?... Widzę, że nie. To substancja odurzająca, ale w dość specyficzny sposób.
  - Specyficzny?...
  - Otóż, odkryto, że jeżeli wymiesza się ją z woskiem podczas produkcji świec, podczas spalania będzie jak zwykłe ziele koya. Ale, jeżeli, że tak powiem, wetrze się w ubranie, jej zapach jest niewyczuwalny, za to powodujący silną gorączkę kilka godzin po kontakcie dłuższym niż pięćdziesiąt minut. Co ciekawe, nie da się tego zapachu wyprać. Mam na myśli, że woda nic tu nie zdziała. Tu musi zadziałać wiatr.
  - No dobrze, rozumiem, ale czemu w takim razie chory nie jestem ja?
  - To też zbadano. Dosyć trudno w to uwierzyć, ale osoba, która miała kontakt z deryscyną poprzez świece, jest na to w jakiś sposób uodporniona. Ta odporność może trwać od trzech tygodni do nawet dwóch miesięcy.
  Todoroki spojrzał na duży zegar wahadłowy stojący w rogu. Jeśli dobrze chodził, minęło już siedem minut lekcji.
  - Przepraszam, ale muszę już iść - wstał pospiesznie i skierował się do drzwi.
  - Zaleciłbym raczej bieg, ale skoro ci się nie śpieszy...
  - Taak... Dziękuję, do widzenia - rzucił jeszcze za siebie, po czym szybkim krokiem, bo zauważył idącego korytarzem spóźnionego nauczyciela, dotarł do klasy. Kiedy otworzył drzwi, wszyscy spojrzeli się na niego jak na kosmitę. Faktycznie, nigdy się nie spóźniał. Ale co miał zrobić...
  - Todoroki... - usłyszał gdzieś z dołu.
  - Ach, to tylko ty - popatrzył w znajomą twarz.
  - Tylko, tylko... Dlaczego wszyscy mówią "TYLKO Mineta", a nie mogą mówić "AŻ Mineta"?...
  Wywrócił oczami i od razu się zdziwił. Nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Może to skutki deryscyny?...
  - No, nieważne... - chłopak spojrzał chytrze.
- Wiesz, że pochorowały się aż cztery osoby... Ale tym, kto rozmawiał z nimi ostatni, był nikt inny, tylko ty! Więc?...
  - To dosyć długa historia.
  - A to jedna z łatwiejszych wymówek.
  - Cóż, mógłbym to skrócić, ale i tak jest to dosyć skomplikowane...
  - Skomplikowane? A nie po prostu niewygodne?...
  - Ja przepraszam, ale jak niby miałbym sprawić, by cztery osoby pochorowały się w tym samym czasie?
  To nieco zbiło Minetę z tropu, ale nie całkiem.
  - Zioła, techniki hipnozy, świece zapachowe... - wyliczał. - Cóż, zależnie od sytuacji... - dodał, ale Todoroki nie pozwolił mu dokończyć.
  - No dobra, rozumiem, ale... po co?
  - Och, powodów może być wiele. Na przykład zbliżający się Festiwal... Czy osłabienie przeciwników chorobą nie byłoby najlepszym rozwiązaniem?!
  - To bez sensu. Przecież Festiwal o tej porze roku jest dla Elementu Ognia. Nie wiem, czy wiesz, ale ani Kirishima, ani Kaminari, ani Uraraka, ani tym bardziej Midoriya nie władają tym Elementem.
  - Nie zapominajmy o Festwialu Wody... Przecież twoja Mana obsługuje również ten Element, mam rację?
  - Rację masz, ale... Przecież to dopiero na wiosnę! Zresztą, wciąż nie wiem, po co.
  - Przecież widzisz, jaki Midoriya jest silny. Poprzednio z nim wygrałeś, ale czy uda ci się to zrobić po raz drugi?...
  - Więc twierdzisz, że postanowiłem otruć Midoriyę tylko po to, by nieuczciwie wygrać? To się nawet kupy nie trzyma. Gdzie jego choroba, a gdzie Festiwal Wody?
  - A kto wie, może użyłeś jakiegoś złośliwego środku?...
  Todoroki pokręcił głową. Przez "złośliwy" Mineta rozumiał taki, który na początku działał nieco słabiej, potem jego skutki zanikały na jakiś czas, a po kilku miesiącach wracały ze zdwojoną siłą.
  - To absurdalne.
  - Niezła wymówka.
  - Słuchaj, Mineta - chłopak zniżył głos, ale na szczęście nikt ich nie podsłuchiwał. - Midoriya jest moim przyjacielem, a nie wrogiem. Nawet jeśli faktycznie mam małe szanse w walce z nim, to jego praca, jego wysiłek. Zasłużył na pierwsze miejsce.
  To powiedziawszy, wyprostował się i podszedł do stolika Iidy, Asui i Yaoyorozu. Powitali go z ulgą. Wreszcie ktoś ze świeżym umysłem, kto obiektywnie oceni ich projekty!
  Mineta stał jeszcze chwilę w miejscu, gdzie zostawił go Todoroki, po czym wzruszył ramionami i miał wrócić na swoje miejsce, gdy nagle napotkał spojrzenie oczu o kolorze, który w towarzystwie tej twarzy nieodparcie kojarzył mu się z kolorem krwi. Trwało to pół sekundy, może ćwierć, po czym oczy spojrzały w inną stronę. Ale to wystarczyło, żeby się wzdrygnął. To uczucie wściekłości, jakby wyrzutu... Niepowstrzymana agresja... Natychmiast usiadł przy swojej grupie. Wolał nie prowokować kogoś takiego jak Bakugou.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro