Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

  - Izuku, jesteś w domu?
  - Tak, mamo - Midoriya pomachał już nie najmłodszej kobiecie, gdy mijał ją w drodze do swojego pokoju.
  - Pospieszyłam się, więc obiad będzie za chwilę - oznajmiła radośnie, po czym zauważyła wyraz twarzy syna. - Izuku, jakoś tak wyglądasz... - przyłożyła mu dłoń do czoła. - Stało się coś?
  - Nie, nie, wszystko w porządku... Myślę tylko - dodał szybko, widząc spojrzenie matki. Ta najwyraźniej uznała, że od myślenia głowa nie boli i nie powinna się martwić, bo rzuciła jeszcze coś o myciu rąk. Nawet nie bardzo usłyszał co.
  Automatycznie umył ręce w beczce z deszczówką, tak samo zjadł obiad składający się głównie z sałaty, pomidorów i marchewki (cóż, trudno było ukryć, że był królikiem...), poszedł do swojego pokoju i bęcnął na łóżko.
  Jeszcze przez chwilę leżał, zbierając myśli. Analizował słowa Todorokiego. Wiedział, że coś pominął, jakiś drobny szczegół, który mógłby popchnąć tę układankę do przodu. Ale gdzie ten szczegół był, albo chociaż gdzie należało go szukać? Zmarszczył brwi i dla odmiany skoncentrował się nie na analizowaniu, a na przypominaniu sobie słów kolegi. Jak najdokładniej, kropka w kropkę... Odetchnął. Próbował nie myśleć o swojej matce, która, zatroskana, krążyła pod drzwiami do jego pokoju możliwie bezszelestnie, ale mimo jej starań była, cóż, dość słyszalna. Odrzucił od siebie tę myśl, potem kolejną i kolejną... I tak został mu czysty umysł, bez niczego niepotrzebnego. Wysilił się jeszcze trochę, po czym nagle uświadomił sobie, że na siłę nic nie wskóra, najwyżej łeb mu wybuchnie od ciśnienia. Potrząsnął głową. Co mówił Cementoss-sensei o pamięci?... Nie próbujcie odtworzyć wydarzeń. Próbujcie odtworzyć sytuację. Tak! To było to! W warunkach "egzaminu" podobnych do tych, w której odbywała się "nauka", zawsze łatwiej jest sobie coś przypomnieć.
  Wstał i zastanowił się chwilę. Gdy szafka była przesunięta, stał gdzieś blisko niej, ale potem przesunął się, żeby wysłuchać Torokiego. Gdzie stał, pod jakim kątem, w jakiej pozycji?...
  - Dokładnie naprzeciw Todorokiego-kuna... Czyli twarzą do ściany... Tak, stopy były gdzieś o dwadzieścia stopni odchylone... - Nawet nie zauważył, gdy zaczął mówić do siebie. - Nie, prawa była prosto... Ręce... Jedna wzdłuż tułowia, druga...
  W końcu umilkł. Zamknął oczy. Wsłuchał się w głos, tak dobrze słyszalny w jego umyśle.

* * *

  Wchodząc do sali, niemal wpadł na Bakugou. Ten cofnął się i warknął. Przynajmniej nie próbował zacząć bójki, jak ostatnio.
  - Miło, że choć raz się opanowałeś - zauważył sarkastycznie Todoroki, wchodząc do sali.
  - Wal się, gnoju.
  - Wiesz, gdybyś wtedy też się tak opanował, nie byłoby nas tutaj - wziął stojącą przy ścianie miotłę i zaczął zamiatać podłogę.
  - Wiem, kretynie - Bakugou poszedł w jego ślady. - Trzeba było nie zaczynać.
  - To ty ruszyłeś na mnie jak wściekła maciora.
  - Coś ty powiedział?!
  - To, co słyszałeś - powiedział, a w każdym razie chciał powiedzieć, Todoroki. Nie zdążył, bo w drzwiach stanął Cementoss-sensei.
  - Kłótnia? - Zapytał, łącząc końce palców jak podczas medytacji.
  - Nasza sprawa - Bakugou machnął gniewnie ogonem i wrócił do zamiatania. Wydawał się całkowicie spokojny, ale ktoś, kto dobrze go znał, mógł bez trudu dostrzec jego wściekłość.
  - Moim zadaniem jako nauczyciela jest edukowanie was - Cementoss-sensei zamilkł na moment, po czym dodał - w tym, jak radzić sobie z problemami tego typu.
  - Nie mam temu... - Bakugou w odpowiednim momencie uświadomił sobie, że słowo "palant" niekoniecznie jest adekwatne w rozmowie z nauczycielem, ale i tak minął moment, zanim ciągnął dalej - ...mu nic do powiedzenia.
  - To naprawdę nasza sprawa, sensei - dodał Todoroki.
  - Wasza, a jakże - Cementoss-sensei potarł brodę, jakby w zamyśleniu. - Ale cała ta Akademia jest zarówno moja, jak i wasza. Więc rzeczy, które się w niej dzieją, powinny interesować także mnie, nieprawdaż?...
  Bakugou położył uszy po sobie.
  - Czego chcesz? - syknął.
  Kąciki ust Cementossa-sensei uniosły się lekko w drapieżnym uśmiechu.
  - Chodźcie za mną - rzucił i wycofał się na korytarz.
  Toroki od razu podążył za nim. Miotła stuknęła cicho, gdy odkładał ją na miejsce. Nawet nie spojrzał na drugiego chłopaka.
  - Ty... - Bakugou nie miał zamiaru iść za nauczycielem, ale jeszcze bardziej nie chciał zostać w sali i sprzątać wszystkiego sam. Nie dokończył więc zdania, i, rzuciwszy miotłą o podłogę, wyszedł na korytarz.
Po kilku minutach wolnego, wręcz zbyt wolnego marszu, dotarli do małej sali, przypominającej trochę dojo, a trochę zawaloną świecami bawialnię. Cementoss-sensei usiadł w głębi pomieszczenia, po czym gestem nakazał chłopakom zrobić to samo. Faktycznie, na samym środku sali, w okręgu tworzonym przez świece, leżały dwie poduszki. Usiedli na nich. Teraz znajdowali się jakiś metr od siebie, a Cementoss-sensei siedział pod kątem dziewięćdziesięciu stopni do nich. Miał zamknięte oczy. Bakugou w duchu nie mógł znieść jego nawyku do medytacji gdzie i kiedy popadnie, ale że i tak by to nic nie dało, postanowił siedzieć cicho.
  W końcu Cementoss-sensei otworzył oczy i odetchnął głośno.
  - Bakugou - wymieniony zastrzygł uszami. Wreszcie coś się dzieje! - Zapal świece po stronie Todorokiego, a ty - zwrócił się do drugiego chłopaka - po stronie Bakugou.
  Zadanie nie było szczególnie trudne, ba, było wręcz śmiesznie proste, a jednak coś w nim było nie tak. Z Cementossem-sensei zawsze tak było, pomyślał z goryczą Bakugou. Niby da łatwe zadanie, ale zawsze jest jakiś haczyk... tylko jaki...
  Wykonał ruch, jakby chciał wstać, by sprawdzić, czy Cementoss-sensei zareaguje. Rzeczywiście, natychmiast kazał mu usiąść.
  - Nie macie ich zapalać ogniem - dodał, patrząc na Todorokiego z lekko uniesionymi brwiami i Bakugou z dość wyrazistym wyrazem twarzy, wyrażającej całkowite niezrozumienie. Aż zaśmiał się w duchu. - Zapalcie je, rozpalając u przeciwnika emocje.
  - Mamy rozmawiać? - Upewnił się Todoroki.
  Cementoss-sensei skinął głową.
  - Ilość niezapalonych świec będzie oznaczała ilość barier, które musicie jeszcze pokonać - dodał, po czym umilkł już na dobre.
  Spojrzeli po sobie. Chyba w całym tym cyrku chodzi o to, żeby wszystko wyjaśnić, zastanowił się szybko Bakugou. Tylko że tu nie ma nic do wyjaśniania...
  - Bakugou - powiedział Todoroki swoim zwykłym, wypranym z emocji głosem - nie sądzisz, że musimy sobie coś wyjaśnić?
  - Nie - warknął tamten.
  - To może przeprosisz mnie za "pchlarza"?
  - Jeszcze czego!
  - To to odwołaj.
  - Nie będę cofał słów, które są zgodne z prawdą.
  - Może jeszcze to ja mam przepraszać ciebie?
  - Hę? - na wargach Bakugou pojawił się drwiący uśmieszek. - Dajesz.
  - Przeproszę, jeśli będę wiedział, za co.
  - Wiesz, za co.
  - Nie wiem.
  - Wiesz, wiesz.
  - Bardzo bym chciał.
  - To się domyśl.
  - Jak może myśleć ktoś, kto "nie ma mózgu"?
  - Nie wiem. Wątrobą myśl.
  - Ciekawe, jak.
  - No to nogami.
  - Co...?
  - Przecież ten, co nie ma w głowie, to ma w nogach, dobrze mówię?
  - Mówisz dobrze. Myślisz źle.
  - Na pewno lepiej od ciebie.
  - Doprawdy? Jeśli chodzi ci o tamten test, to przypominam, że miałeś tylko pół punktu więcej ode mnie.
  - Nie o tamten. Chodzi mi o ten, który całkiem spieprzyłeś.
  - Który?
  - Ten w podstawówce, kiedy kazali ci narysować ojca.
  - Tak, świetny żart. Ale wiesz, co?
  - Co?
  - Fajnie się z tobą kłóci, kiedy nie używasz pięści.
  Bakugou umilkł. Jego ogon drgnął. Próbował na szybko wymyślić jakąś ripostę, ale tylko otworzył usta. Zamknął je zresztą natychmiast, bo zdał sobie sprawę, że to wygląda idiotycznie. Co robić, co robić... Komplementów nie było w planach... Zresztą, to nie w stylu Todorokie... Boże, jego oczy... To człowiek?...
  W tym momencie świeca po lewej stronie Bakugou wystrzeliła jasnym płomieniem.
  - Bariera gniewu złamana - oświadczył cicho Cementoss-sensei.
  Bakugou pochylił się do przodu. Więc chodziło o to, żeby rozmiękczyć przeciwnika, tak?...
  Płomień lekko przygasł, ale po chwili znów był tak samo mocny.
  - Bariery przekracza się bezpowrotnie - powiedział ledwie słyszalnie Cementoss-sensei.
  Faktycznie, czuł się, jakby jakaś część jego umysłu była już mniej wkurzona... Czuła się teraz wolna, bardziej skora do rozumienia innych ludzi...
  Potrząsnął głową. Wystarczyło ją zignorować. Tylko jak to zrobić... Matko, co tak śmierdzi...
  Rzucił okiem na jedyną palącą się świecę, najprawdopodobniej zapachową. Zaraz, jedyną? Od kiedy tu jest tak ciemno?
Nie myśl o takich rzeczach! Skup się, skup się... Po mojej stronie jest jeszcze sześć świec... Ale po jego siedem...
  Spojrzał na rywala. To będzie trudny pojedynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro