Bonus
Kiedy postanowiono o budowie akademiku dla uczniów, Bakugou i Todoroki byli nawet szczęśliwi, że mogą teraz spędzać ze sobą więcej czasu. Najwięcej spędzali go w pokoju Bakugou. Jedyną przeszkodą był jego sąsiad...
- Shouto - Bakugou spojrzał prosto w dwukolorowe oczy, co zawsze wywoływało u niego dziwne poczucie ekstazy. Todoroki już dawno to zauważył, i nie miał nic przeciwko temu. Właściwie to nawet lubił, kiedy chłopak, jego chłopak, tak się w niego wpatrywał i zapominał o całym świecie.
- Tak, Katsuki? - jasny ogon drgnął, gdy jego właściciel został czule pogłaskany za uchem.
- Ja... - nie dane było mu skończyć, gdyż nagle zza ściany dobiegł dziki wrzask, coś jakby trzask rozrywanego materiału, potem głośny ryk, a po chwili cały tumult ucichł równie gwałtownie, jak się zaczął.
Bakugou wypadł na korytarz (Todoroki wolał schować się do szafy, bo a nuż ktoś wejdzie do pokoju), by po chwili zobaczyć postać z czerwonymi włosami i w podartym kimonie. Wydawała się znajoma...
- Kirishima?!
- Bakugou, cześć! - Wykrzyknął uradowany chłopak. - Patrz, patrz! - Zamachał ogonem... zaraz, ogonem? Od kiedy on miał ogon?!
- Wreszcie mogę nazywać się mężczyzną! - Zawołał, promieniejąc ze szczęścia. - Mam nawet skrzydła! - Na potwierdzenie swoich słów machnął nimi kilka razy, jakby trudno było zauważyć wielkie płaty skóry w kolorze ognistej czerwieni pomieszanej z czernią przy jego plecach. - Może niedługo będę mógł nawet ziać ogniem! I będę mógł się z tobą zmierzyć na Festiwalu Ognia za rok! Niesamowite! Niesamowite, prawda? Bakugou?
- Tak, bardzo - zapytany przewrócił oczami. Chwilę temu zauważył już kilka osób przyglądających się im ze schodów. Widać było, że trudno im było uwierzyć w to, co widzą.
- Co nie?! - Chyba w całym swoim dotychczasowym życiu nie był jeszcze tak podjarany. - Muszę sprawdzić, czy umiem latać! A, a, a potem polecę do rodziców im powiedzieć!
- A co mnie to obchodzi... - Bakugou prychnął i już sięgał do drzwi, gdy usłyszał:
- No, wiesz, bo tak właściwie, to skoro mamy weekend, to może mógłbym polecieć na te dwa dni do rodziców... Więc, skoro Shouji jest chory... Będziesz sam na piętrze...
- Ach. - Spojrzał mu prosto w oczy. - Mi to nie przeszkadza.
- To super! - Rozpromienił się jeszcze bardziej, chociaż chwilę temu wydawało się to niemożliwe. - To, to ja już lecę! Dosłownie! - Zachichotał, po czym podbiegł do okna, otworzył je i wyskoczył. Było to trochę, a nawet bardzo ryzykowne, zważywszy, że nie latał nigdy w życiu, ale instynkty wzięły górę i po chwili Kirishima szybował po ciemniejącym już nieboskłonie.
- O rany - westchnął Sero, wciąż stojąc na schodach.
- Odlot - przyznał Kaminari. - Myślicie, że ja też mogę kiedyś ewoluować?
- Chyba w snach - parsknęła Jirou. - Smok to nie gepard, baranie.
- To w końcu jestem gepardem czy baranem?!
- Jesteś gepardem, barani łbie.
- No super...
Dalszego ciągu rozmowy nie usłyszał. Wszedł już do pokoju i starannie zamknął drzwi.
- Słyszałeś? - Zapytał, wciąż odwrócony do drzwi.
- Każde słowo - odparł Todoroki.
- Więc...
Urwał, gdy czyjeś ręce objęły go w pasie.
- Bedziemy sami przez dwa dni...
Poczuł czyjś nos we włosach.
- Nie zrobię nic bez twojej zgody, Katsuki - Todoroki złapał jego brodę i odwrócił do siebie, by móc go pocałować.
- Akurat nie o to mi chodziło... - wyrzucił z siebie Bakugou, gdy wreszcie oderwali się od siebie.
- A co, czyżbyś chciał mi coś zaproponować? - Nie zdążył zaprotestować, bo został zaniesiony do łóżka jak panna młoda.
- Nie... w sensie tak... Znaczy, nie to, że nie chcę, tylko...
- Ćśśś, Katsuki, ćśśś... - Todoroki położył palec na jego ustach, po czym delikatnie je ucałował. Jak zawsze, uciszyło to wszelkie protesty. Zdołało nawet wywołać lekki rumieniec, co w przypadku Bakugou było niemałym osiągnięciem.
- Wyglądasz słodko - stwierdził Todoroki, składając pocałunek na jego szyi.
- Z-zamknij się...
- Tak, tak... - Rozchylił mu kimono i zajął się jego obojczykiem. Odpowiedzią był lekki dreszcz, co bardzo mu się spodobało.
- Obiecałeś, że nie zrobisz nic dziwnego bez mojej zgody...
- To całkiem prawdopodobne.
- Kurna... Naprawdę mam z tobą wytrzymać całe dwa dni?
- Nie miałbym nic przeciwko.
- Mam nadzieję, że Kirishima zaraz wróci... - warknął Bakugou. Todoroki tylko się uśmiechnął.
On również chciał, by ta chwila trwała wiecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro