Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bonus

  Kiedy postanowiono o budowie akademiku dla uczniów, Bakugou i Todoroki byli nawet szczęśliwi, że mogą teraz spędzać ze sobą więcej czasu. Najwięcej spędzali go w pokoju Bakugou. Jedyną przeszkodą był jego sąsiad...
  - Shouto - Bakugou spojrzał prosto w dwukolorowe oczy, co zawsze wywoływało u niego dziwne poczucie ekstazy. Todoroki już dawno to zauważył, i nie miał nic przeciwko temu. Właściwie to nawet lubił, kiedy chłopak, jego chłopak, tak się w niego wpatrywał i zapominał o całym świecie.
  - Tak, Katsuki? - jasny ogon drgnął, gdy jego właściciel został czule pogłaskany za uchem.
  - Ja... - nie dane było mu skończyć, gdyż nagle zza ściany dobiegł dziki wrzask, coś jakby trzask rozrywanego materiału, potem głośny ryk, a po chwili cały tumult ucichł równie gwałtownie, jak się zaczął.
  Bakugou wypadł na korytarz (Todoroki wolał schować się do szafy, bo a nuż ktoś wejdzie do pokoju), by po chwili zobaczyć postać z czerwonymi włosami i w podartym kimonie. Wydawała się znajoma...
  - Kirishima?!
  - Bakugou, cześć! - Wykrzyknął uradowany chłopak. - Patrz, patrz! - Zamachał ogonem... zaraz, ogonem? Od kiedy on miał ogon?!
  - Wreszcie mogę nazywać się mężczyzną! - Zawołał, promieniejąc ze szczęścia. - Mam nawet skrzydła! - Na potwierdzenie swoich słów machnął nimi kilka razy, jakby trudno było zauważyć wielkie płaty skóry w kolorze ognistej czerwieni pomieszanej z czernią przy jego plecach. - Może niedługo będę mógł nawet ziać ogniem! I będę mógł się z tobą zmierzyć na Festiwalu Ognia za rok! Niesamowite! Niesamowite, prawda? Bakugou?
  - Tak, bardzo - zapytany przewrócił oczami. Chwilę temu zauważył już kilka osób przyglądających się im ze schodów. Widać było, że trudno im było uwierzyć w to, co widzą.
  - Co nie?! - Chyba w całym swoim dotychczasowym życiu nie był jeszcze tak podjarany. - Muszę sprawdzić, czy umiem latać! A, a, a potem polecę do rodziców im powiedzieć!
  - A co mnie to obchodzi... - Bakugou prychnął i już sięgał do drzwi, gdy usłyszał:
  - No, wiesz, bo tak właściwie, to skoro mamy weekend, to może mógłbym polecieć na te dwa dni do rodziców... Więc, skoro Shouji jest chory... Będziesz sam na piętrze...
  - Ach. - Spojrzał mu prosto w oczy. - Mi to nie przeszkadza.
  - To super! - Rozpromienił się jeszcze bardziej, chociaż chwilę temu wydawało się to niemożliwe. - To, to ja już lecę! Dosłownie! - Zachichotał, po czym podbiegł do okna, otworzył je i wyskoczył. Było to trochę, a nawet bardzo ryzykowne, zważywszy, że nie latał nigdy w życiu, ale instynkty wzięły górę i po chwili Kirishima szybował po ciemniejącym już nieboskłonie.
  - O rany - westchnął Sero, wciąż stojąc na schodach.
  - Odlot - przyznał Kaminari. - Myślicie, że ja też mogę kiedyś ewoluować?
  - Chyba w snach - parsknęła Jirou. - Smok to nie gepard, baranie.
  - To w końcu jestem gepardem czy baranem?!
  - Jesteś gepardem, barani łbie.
  - No super...
  Dalszego ciągu rozmowy nie usłyszał. Wszedł już do pokoju i starannie zamknął drzwi.
  - Słyszałeś? - Zapytał, wciąż odwrócony do drzwi.
  - Każde słowo - odparł Todoroki.
  - Więc...
  Urwał, gdy czyjeś ręce objęły go w pasie.
  - Bedziemy sami przez dwa dni...
  Poczuł czyjś nos we włosach.
  - Nie zrobię nic bez twojej zgody, Katsuki - Todoroki złapał jego brodę i odwrócił do siebie, by móc go pocałować.
  - Akurat nie o to mi chodziło... - wyrzucił z siebie Bakugou, gdy wreszcie oderwali się od siebie.
  - A co, czyżbyś chciał mi coś zaproponować? - Nie zdążył zaprotestować, bo został zaniesiony do łóżka jak panna młoda.
  - Nie... w sensie tak... Znaczy, nie to, że nie chcę, tylko...
  - Ćśśś, Katsuki, ćśśś... - Todoroki położył palec na jego ustach, po czym delikatnie je ucałował. Jak zawsze, uciszyło to wszelkie protesty. Zdołało nawet wywołać lekki rumieniec, co w przypadku Bakugou było niemałym osiągnięciem.
  - Wyglądasz słodko - stwierdził Todoroki, składając pocałunek na jego szyi.
  - Z-zamknij się...
  - Tak, tak... - Rozchylił mu kimono i zajął się jego obojczykiem. Odpowiedzią był lekki dreszcz, co bardzo mu się spodobało.
  - Obiecałeś, że nie zrobisz nic dziwnego bez mojej zgody...
  - To całkiem prawdopodobne.
  - Kurna... Naprawdę mam z tobą wytrzymać całe dwa dni?
  - Nie miałbym nic przeciwko.
  - Mam nadzieję, że Kirishima zaraz wróci... - warknął Bakugou. Todoroki tylko się uśmiechnął.
  On również chciał, by ta chwila trwała wiecznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro