R. C.D...4
Romer
- Jesteśmy. O...wybacz Lubo, może przyjdziemy później?
Camelia
- Nie, zstańcie. Ja, w gruncie rzeczy już wychodzę. Zobaczymy się...przy obiedzie.
I Luna, opuściła gabinet Alfy z uśmiecem na twarzy. Po czym, przystaneła na przeciwko dużego lustra i przyjżała się, swojemu odbiciu. Co bardzo ją wystraszyło, jeżeli Ona widzi siebie teraz, to jak na codzień...postrzegała ją reszta. Camelia ujrzała cień iskierek, nikły ale jednak, blask w swoich oczach. Przyżekła sobie, że spróbuje ze wszystkich sił wziąść się w garść. Przecież jej córka wróciła, Ona nadal jest Luną stada i odzyskali przywódcę. Czego więcej trzeba? Niczego, jedynie dobrej chęci. No i, z takim postanowieniem odeszła, połna nowej siły którą otrzymała za pomocą, obecności córki.
Na tomiast, w tym samym czasie, w gabinecie Alfy.
Romer
- Czy możesz nam zdradzić, po co nas tu wezwałaś?
Any
- Pomożecie mi, oboje.
Ria
- Dlaczego my dwoje.
Any
- Udajesz głupią, czy jesteś głupia? Nie chcę niedomówień i oszczerstw, pod moim adresem. Szczególnie osób, z mojej sfory. Ja i Romer, przyjaźnimy się od dziecka i to prawdziwa przyjaźń. A że mój przyjaciel, po tylu latach samotności, odbalazł swoją mate...ja to szanuję i szczerze cieszę się, z tego powodu...
Ria
- Poważnie? Bo jakoś, nie widać byś się cieszyła.
Romer
-Ria.
Any
- To, że nie skacze z radości, ani nie uśmiecham się od ucha do ucha, nie oznacza że jest inaczej. Obecny czas, w jakim się znajdujemy i tym nieporządku. Nie pozwala mi, na okazywanie radości, było by to...nie na miejscu, nie uważasz? Są sprawy ważniejsze, dlatego was tu wezwałam.
Romer
- Mianowicie?
Any
- Ty, Romerze jako mój Beta. Musisz wprowadzić mnie w te dokumenty, papiery. Powiedzieć mi, czym zajmował się, mój ojciec w ostatnim czasie. O, sojuszach i zerwanych paktach...dosłownie o wszystkim. Pomożecie mi również, posortować te wszystkie papierzyska, na ważne i mniej ważne. Dlatego, mówię to przy tobie, Rio. Nie chcę, byś myślała że chcę uwieść, twojego partnera. My z Romerem zawsze, będziemy darzyć się bratersko-siostrzaną miłością, niczym po za tym.
Ria
- Przepraszam, myślałam że...- wypowiedź dziewczyny przerwał jej przeznaczony.
Romer
- Oj, Ria....- objął dziewczynę ramiebiem-...mój kochany głuptasek. Any jest jak siostra, znamy się od szczeniaka, aż do teraz. Jakbyśmy mieli być razem, czy coś...to już dawno by, do tego doszło. Uwierz mi, poznasz ją bliżej i pokochasz jak siostrę. Ale...
Ria
- Ale, co?
Romer
- Unikaj jej, jak ma te dni...
Ria
-Jakie?
Romer
- No...okres, albo jest zdenerwowana, bo wtedy...- bagle przerwano mu zdanie.
Any
- Bie radze, tobie tego kończyć " małpiszonie". Jestem tylko kobietą, i mam prawo...
Romer
- Mieć swoje humorki? Tak wiem, ja już przywykłem. Dobra. Od czego chcesz zacząć?
Any
- Od regału z książkami. Trzeba je przebrać i mniej potrzebne usunąć. Nie chce regału, na całej ścianie, wystarczą najpotrzebniejsze z nich, np: pradawne podania i legendy, o naszym stadzie. O terytorium. Kiedy tego się pozbędziemy. Potrzebna nie będzie, szafka z szufladkamu na szyfr, bądź klucze. By umieścić tam potrzwbne dokumenty. I kiedy, posegregujemy to wszystko, zmieniamy tu wystrój. Nie chcę, by matka, Luna gdy tu przychodzi, robi się smutna. To miejsce, najbardziej przypomina jej ojca. Ale niektóre, detale zostaną. A i trzeba rozjaśnić te wnętrza. We wszystkich domostwach, muszą zniknąć te okropne kotary. Zastąpią je rolety, na parterach będą, automatyczne zewnętrzne, a na piętrach, pokoje. Trzeba, to całe miejsce odnowić. Tak samo jak pojazdy, bo ta uedna terenówka, nam nie starczy. I teraz, jest twoja pomic potrzebna Rio. Proszę, byś przeszła się po naszym terenie i notowała następujące informacje.
* ilość rodzin dzietnych
* ilość samotnych samic i samców
* wygląd zewnętrzny i wewnętrzny domów w którym mieszkają np: odrapania, zarwania itp. Rozumiesz.
* ilość członków w starszym i podeszłym wieku
* ilość osób, któży stracili partnerów w ostatniej bitwie.
Czy mogę, powierzyć swoje tobie takie odpowiedzialne zadanie?
Ria
- Mi...naprawde? Ledwo mbie znasz...
Aby
- Ale jesteś, mate Romera. A to mówi samo za siebie. Ufam jemu najbardziej i staram się, zaufać tobie. Więc?
Ria
- Zgoda. Podejmę się tego zadania. Idę po kartony na te papiery i książki.
Na tych słowach, skączyła się rozmowa. Po uprzednim pozwoleniu, dziewczyna wyszła z gabinetu, po wspomniane kartony.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Wszystkie trzy, powołane grupy na zebraniu, któtre odbyło się kilka dni temu, pracują pełnaą parą. Camelia wraz z kilkoma, rosłymi młodymi mężczyznami, jak i kucharkani, pracowali nad stołówką. Najpierw mężczyźni, odremintowali ściany, schody i ganek, oraz ocieplili budynek. Po czym, zajeli się wymianą dachówek na dachu. A kobiety, zajeły się wynoszeniem krzeseł i stołów, po czym wysprzątały wszystko i odświerzyły ściany we wnątrz, kolorem wybranym przez Alfę. Dwóch chłopców w wieku 14 lat, przyszli pomóc i dostali zahęcie. Mieli wybejcować drewniane ławy i stoły ze stołówki. Zaś grupa Romera, zajeła się strzyżeniem trawy, odmalowaniem i odremontowaniem pozistałych domów, sal treningowych oraz terenu wokół jak i płotu, otaczającego teren watahy. Natomiast Any, po odświerzeniu gabinrtu, zajeła się remontrm ścian, z zewnątrz budynku od frontu, z 5-ką jej ludzi. A następni, zaczeli od boku. Okna również zostały powymieniane, na pancerne szyby i ramy antywłamaniowe.
Dzień pełen wrzawy, chaosu i charmidru, chylił się ku końcowi, a razem z nim koniec pracy. Gdy każdy w koło, rozchodził się do swoich domów, czy pokoi. Any usłyszała rozmowę, płaczącej nastolatki z koleżanką.
Dzuewczyba
- On...znawu chciał...tego...znowu mnie szarpał i krzyczał na mnie. On myśli, że będę jego bez wpojenia. Ale ja...
Koleżanka
- Może czas najwyższy,byś powedziała o tym...nie wiem...może komuś starszemu, naszemu Becie. Albo idź bezpośrednio do naszej Alfy.
Dziewczyna
-NIE!!! Alfa, ma ważniejsze sprawy niż ta. Po za tym, jest kobietą a On...
Any
- A On, jest już trupem, proste. Żaden, ale to żaden mężczyzna, chłopak, czy zapchlony kundel. Nie będzie zmuszał, mojej rodziny i członków stada, w tym samice do współżycia. Jesteś za młoda, by ktoś Cię...to On, ci to zrobił?
Dzieeczyna niepewnie kiwneła głową i opuściła ją, by patrzeć na czubki swoich butów. A koleżanka obieła ją ramieniem, wtedy ujrzała pytający wzrok Alfy i usłyszała głos w głowie.
Any Od kiedy
Koleżanka
- Już, od roku ten chłopak jej to robi. Ale Mika,nie ulega. On za to, staje się agresywniejszy i bardziej śmielszy.
Any
- Czy to, któryś z naszych?
Koleżanka
- Nie. Nasi omijają ich w szkole, szerokim łukiem. To członek z watahy " Mricznych Wilków".
Any
- Z tymu chłopakami, zawsze jest kłopot. Posłuchajcie mnie uważnie. Jutro nie idziecie do szkoły, a ja osobiście usprawiedliwie waszą nieobecność. Do szkoły pójdziecie, w poniedziałek tak samo jak ja. Ale nikomu ani słowa. Dobrze?- Kiedy nastolatki, kiwneły głowami, przywódczyni pozwoliła im odejść.
Any, odwróciła się w stronę głównegi wejścia i zobaczyła, jak w jej kierunku zmierza Ria. Więc postanowiła, poczekać na mate, swojego przyjaciela.
Ria
- Witaj Alfo, Luno...-zmieszała się dziewczyna.
Any
- Any. Mów mi po imieniu. Witaj czy masz może dla mnie, to o co Ciebie poprosiłam?
Ria
- Oczywiście. Proszę. Właśnie zmierzałam do Ciebie ale zauważyłam, iż rozmawiasz z młodymi samicami i nie chciałam przeszkadzać.
Any
- Byłam światkiem rozmowy między tymi dziewczynami. I dowiedziałam się, zaskakującej informacji.
Ria
- Powiedz mi, cóż ciebie trapi, moja Alfo. Bo po twoim wyrazie twarzy, wnioskuję iż to, nie jest miły temat.
Any
-Dobrze, powiem tobie ale...musimy przejść do gabinetu.
I skierowały się, do pomieszczenia. Ria zajeła wskazane przez Any miejsce, i zajeła wiklinowy. Wyłożony poduchą, miękki i wygodny fotel.
Any
-Odpowiedz mi, na kilka pytań.
Ria
- Zgoda.
Any
- Czy wszyscy z naszej watahy, uczęszczają do tej samej szkoły?
Ria
- Tak. A, czy coś się stało poważnego?
Any
-Tak. Jedna z tych dziewcząt, zostaje nakłaniana siłą, od roku do uległości. Jakiś zapchlony kundel z orzeciwnej watahy, usiłuje zmusić ją do stosunku bez wpojenia. Dzisiaj widziałam u niej siniaki. Dlaczego nikt z naszych nie reaguje?
Współtowarzyszka rozmowy, siedziała z szokowana z ręką na ustach, i ze złością na twarzy. Była w takim szoku, że nie potrafiła się wysłowić. Dopiero po pewnym czasie, odezwała się.
Ria
- Nikt, ze sparowanych nie wiedział o tym. Mimo to iż, chodzimy do jednej placówki, to na różnych skrzydłach. Sparowane pary, na lewym skrzydle a single na prawym. A z naszej watahy, chodzą tam młodzi i niektórzy z naszych chłopaków mogą się bać, tych starszych. Tylko, dlaczego Ona, nie zdradziła tego Romerowi?
Any
- Zastanów się,...nie chciałabym by zabrzmiało to chamsko, ale nie mam wyjścia. Tylko nie, obruszaj się, nie denerwuj i nie obrażaj. Ale, nie powedziała, bo się bała. Albo dla tego że, zajmował się tobą, niż wypełniać obiwiązki Bety stada.
Ria
- Chyba...nie, napewno masz rację. Dopiero teraz to zrozumiałam, będę pilnowała by, wypełniał swoje obowiązki jak należy. A, tutaj masz tą liste.
Lista
8-nastolatków w wieku (10-17 lat)
12- dzieci w wieku (0-9 lat)
18- samic bez pary
25- samców bez pary
6- rodzin z dziećmi
27- samic po stracie mate
24- samców bez mate
Łączna liczba osób w stadzie: 120 z czego 60 wojowników i 6 strażników.
- A licząc z Tobą to 121 członków, tylko nie wiem do której grupy, się będziesz wliczać Alfo?
Any
- Do każdej,samotna wojowniczka, strażnik i przywódca.
Ria
- Dobrze. Czy w czymś jeszcze, mogę pomóc?
Dzuewczyna odmówiła pomocy, ale za to przydzieliła ją do Luny i kucharek. Zapewniła że jak będzie, potrzebowała pomocy to ją oto poprosi. Dni mijały w spokoju, każdy był chętny, do pomocy. Szybkimi krokami zbliżał się Poniedziałek, i pierwszy dzień nowej szoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro