Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R.39

  Po wczorajszym powrocie, członków oby dwóch srad "Mrocznych wilków" i " Mglistych kłów". Po kolacji i wieczornej rozmowie, Alf z Betami oraz dziwnym odczuciu, iż ktoś ich obserwuje Any, poprosiła Naketa by został u niej. Nie chciała zostawać sama tej nocy. I przeczucie jej nie myliło, po 3 nad ranem dziewczyna, zaczęła kręcić się i spać nie wygodnie. Nawet zaczeła, krzyczeć przez sen,: " TO NIE MOŻLIWE!!!"," WY NIE ŻYJECIE", " NIE NAWIDZĘ CIĘ! Nie nawidzę...
Brutalnie obudzona, przez swego życiowego partnera. Spocona, zalana łzami, zdezorientowana, patrzała oczami pełnymi bólu. Nie chciała jednak, wyjawić przyczyny i potwierdzić że śnił jej się koszmar. A może...to prada? Więc Naket nie nalegał, tylko zaczął proces uspakajania i wyciszania.
  O godzinie 9:00 obudziła się już na dobre. Wpatrywała się w sufit postanowiła że zaczerpnie wiedzy u znajomej czarownicy. Wstała z łóżka, zrobiła poranną toalete, ubrała się i pisząc kilka słów na kartce, położyła ją na łóżku.

   " Pojechałam coś sprawdzić, nie długo będę, to ważne..."

  Po nie spełna 3 godzinach szybkiej jazdy, dojechała do celu. Gdy zaparkowała samochód, wysiadła i zaczęła podchodzić ostrożnie do drzwi frontowych. Bo coś przeczuwała, iż nie jest w pożądku. Gdy podeszła bliżej...zauważyła iż drzwi są otwarte. Popchneła je lekko i modliła się, by nie zaskrzypiały. W momęcie gdy cała, znalazła się we wnątrz niewielkiego domu, usłyszała złowróżenie ton, jakiego używał jakiś Delta.

Delta
- Mów czarownico! Wiesz że za czasów...palili czarownice. Chyba nie chcesz, tak skączyć i by skączyła tak twoja wnusia, starucho!

Kiejrana
- Nie dotykaj mnie, psie!

Eloiza
- Zabieraj te zapchlone łapy...

  Starsza czarownica, nie dokończyła wypowiedzi, gdyż po pomieszczeniu rozległ się plask. Delta uderzył w twarz kobiete.
Any nie czekała dłużej, na rozwój sytuacji. Gdy niepostrzeżenie, stanęła u progu drzwi odwróceni mężczyźni, znowu zaczeli sobie na wiele pozwalać. W momęcie gdy ta sama Delta, próbował ponownie uderzyć starszą Panią, usłyszał za plecami...stanowczy, ostrzegawczy warkot Alfy. Raptowniem, zastygł z reką w powietrzu, a oczy zrobiły mu się wielkie jak żarówki. Odwrócił się nie pewnie i zobaczył przed sobą.. Alfę.. W jej oczach płoną ogień, który spowodował że Delta, zaczeła odczuwać brak powietrza. Zaczął się dusić, im bliżej Any podchodziła tym bardziej, facet nie mógł złapać powietrza. Aż w pewnej chwili, padł na kolana podpierając się na rękach, spojrzał ponownie na Alfę i błagał wzrokiem, prosił by przestała.

Any
- Matka, w domu nie nauczyła kultyry?! Zabawiasz się w damskiego boksera, że bijesz kobiety? Brak tobie wychowania staruchu, by podnosić rękę i bić, starsze Panie. Po za tym, nie tak Wilki!...traktują członków rodziny. A tak sie składa, iż te dwie CZAROWNICE to członkowie mojej RODZINY. A za brak szacunku, karą jest śmierć.

  Mężczyzna, zrobił jeszcze bardziej przerażoną minę. Odwrócił głowę, do swojego towarzysza i spostrzegł że ten, wycofuje się. Any nie musiała odwracać wzroku, by domyśleć się co planuje drugi wilk.

Any
-Nie radze! W tej chwili siadasz...tu!

  Po tonie dziewczyny i słowach, bez mrógnięcia okiem usiadł przed oblicze wilczycy.

Any
- Teraz...poczujecie moje miłosierdzie...

  Jeden z wilków odetchnął z ulgą. Kiejrana nie rozumiała postępowania wilczycy. A Eloiza, ze spokojem przytulała wnuczkę i wpatrywała się w sytuację.

Any
- Możecie wybrać, który za tą obrazę...przypłaci życiem...mimo to, drugiego nie ominie...bolesna kara.

  Nagle wszyscy zamarli, nawet zdawać by się mogło że...powietrze również.

Any
- Kiejrana, idż z babcią na góre...zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy.

Kiejrana
-Ale...

  Any popatrzała na starszą kobietę, ta tylko kiwnęła głową i chwyciła wnuczkę za rękę, ciągnąc w strone schodów.

Kiejrana
-Ale babciu...tak nie...

Eloiza
- Chodż dziecko. Any wie co robi, a za każdy swój uczynek się płaci. Nie istotne czy jedt on dobry i w dobrej intencji, czy podły, nikczemny by wyżądzić krzywde.

  Młoda czarownica już nie mówiła nic, tylko poszła potulnie za opiekunką. Na chwilę nastała cisza, ale nie trwało to długo.

Any
- I jak...zastanowiliście się już...

Delta
- On...

Delta2
-On- tu wskazując palcem, pokazali na siebie na wzajem.

Any
- Tak też myślałam...tchórze. Więc wybrałam wcześniej.

  I tu w tym momęcie, oczy Any zapaliły się żywym ogniem. Wilczyce zaczął otaczać, płomień...który kierował się w strone, z szokowanych Delt.

Any
- Wracaj ogniu. To by było zbyt proste. I nie pachniało by ładnie.

  Więc tak jak poprzednio...Delta zaczął odczuwać brak powietrza. To uczucie nasiliło sie bardziej, wilkołak zaczął panikować. Rozrywać kołnież koszulki, drapał i szarpał tak mocno iż dotarł do tchawicy. I padł obok, zszokowanego towarzysza. Teraz to nie z lękiem, czy obawą spojrzał na Alfe. Teraz to panicznie zaczął się bać...niepozornie wyglądającej dziewczyny.

Any
- No nie stety, ale ty również, zapłacisz...za zniewagę mojej bliskiej.

  Dziewczyna podchodząc do przerażonego mężczyzny, wysuneła pazur, a gdy była na przeciwko niego. Zrobiła szybki ruch ręką i wydłubała mu oko. Po czym, z kieszeni wyciągnęła tępy posrebrzany nóż i zrobiła mu, zogromnej wielkości ranę na prawej ręce. Rana ciągneła się...od barku do samego kciuka. Krzyków nie było końca.

Any
- A teraz, dwie sprawy. Powiedz swoim Panom psie, że nadchodzimy i nic, nie stanue nam na drodze by ich zabić, gdy bedzie to konieczne.  A druga to ta, byś zabrał go ze sobą. Delta patrzał, przenikliwie na dziewczynę jednym okiem. Mimo iż rany zadane przez Any, strasznie go bolały, nie wydał żadnego dźwięku. W strachu i na znak że rozumie, co dziewczyna powiedziała kiwnął głową.
I mimo iż, ogromny palący ból, czuł w rece. To zabrał swojego, nie żywego towarzysza i dociągnął go do samochodu. Jednak wilk, nie wiedział iż sam doprowadzi wrogów do swoich Panów. Nie wiedział że ma podżucony nadajnik. Any patrzała za odjeżdżającym samochodem, z założonymi na piersiach rękoma oraz podniesioną głową.

Eloiza
- To było konieczne...nie zadręczaj się dziecko...

Any
- Wiem. Każda bitwa czy wojna, musi ponieść ofiary po...oby dwóch stronach. A to, nie była nawet bitwa, tylko zwykłe starcie...

Kiejrana
-Mimo to, i tak dziękujemy...tak właściwie to. Co ciebie sprowadza?

Any
-Miałam pytanie, do twojej babci. Ale teraz...to nawet nie muszę o to pytać. Tylko zastanawia mnie, w jaki sposób...ONI przeżyli.
Ale dowiem się, gdy staniemy twarzą w twarz. A teraz, zabieram was do siebie, tutaj same nie jesteście bezpieczne. I uprzedzam, nie chce słyszec słowa sprzeciwu.

  Kiedy ruszyły w drogę, na ziemię WYBRANEJ Alfy. Eloiza wpatrywała się w zadumie przez tylnią szybę, od strony prawej pasażera.

ELOIZA
   " Pradawni nie wiem w co gracie, ani jakie są wasze plany. Ale wiem iż mamy po swojej stronie...WALECZNĄ WILCZYCE".

KIEJRANA
  " Miejcie w opiece nas wszystkich, a przedewszystkim Any. Bo to Ona, niedługo wybrać będzie musiała. Oby się nie wahała i podjeła słuszną decyzję".

ANY
  "  Oj, pradawni, pradawni. Teraz ważą się, nie tylko nasze losy, ale również i wasze. Nie ważnę , jaką decyzję podejmę, bądźcie wtedy przy mnie".

W TYM SAMYM CZASIE

Naket
- Gdzie ta...uparta wilczyca się podziała. Przecież On, Oni...mogli ją zaatakować.
 
    " Set! Czy już coś wiadomo, na horyzoncie?"

Set
   " Nie Alfo. Alfy Any jeszcze nie widać".

Naket
   " Jak będziesz coś wiedział..."

Set
  " Alfo! Wyczuwam coś dziwnego. Słyszę nadjeżdżający samochód, ze strony riwiery. A w nim dwie czarownice i..."

Naket
" Any?!"

Set
  " Tak. Już wraca, mam zwołać wszystkich?"

Naket
  " Możesz. Ale patrolujcie, tamte strony...coś czuję że będziemy mieli gości".

Set
   " Ma się rozumieć".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro