R.38.
2 TYGODNIE PÓŹNIEJ
Dzisiejszego dnia wraca, druga grupa wycieczkowiczów. A jednocześnie, tego dnia dwie Alfy, miały wyruszyć na obławę, na tą zakałe która grozi Anabell oraz wszystkim uczniom szkoły którą prowadzi. Lecz aby go schwytać, muszą wyruszyć w podróż do odległego, o 1654 km terenu neutralnego, na którym przeważają zwykli ludzie. Więc teraz Any wraz z Naketem ustalają taktykę, by omówić ją na spotkaniu grupy. Musi ona polegać na tym, by nie skrzywdzić żadnego człowieka i by nadmiernie się nie ujawnić. Mimo iż wiedzą że, to nie będzie takie łatwe. Ponieważ przeciwnik może im to uniemożliwić.
Any
- Naket, zdajesz sobie sprawę z tego że nawet jak damy z siebie 100% to i tak, możemy zostać zdemaskowani. Prawda?
Naket
- Zdaję sobie z tego sprawę, lecz mam takią nadzieję iż...że ten idiota, nie będzie chciał się z tym odnosić. No wiesz, o co mi chodzi? Że nie będzie chciał, pokazać kim jest i do jakiej rasy należy.
Any
- A mi się zdaje...mam takie dziwne przeczucia że...sama nie wiem, jak to nazwać.
Naket
- Co, się dzieje? Jeżeli nie wiesz, jak to nazwać to...powiedz co chodzi tobie po głowie. Może te myśli, będą chaotyczne ale damy sobie z tym rade.
Kiedy Any, wypuszczała z siebie słowa i myśli, które siedziały jej w głowie. Jej mate siedział i słuchał, wszystkiego w skupieniu. Z początku nie chciał dać wiary, w przeczucia i dziwne odczucia, swojej przeznaczonej ale po głębszym przemyśleniu tego, zaczął się zastanawiać nad sensem jej słów.
Naket
- To, całkiem możliwe ale...no nie do końca jestem tego pewny...no bo jak?
Any
-Nie wiem...i właśnie to mnie, nurtuje do tej pory. Ale też, nie ma dowodów że to oni, sam musisz to przyznać.
Naket
- Załużmy czysto teoretycznie, że masz rację, to co zrobimy? Jeżeli twoje przeczucia się nie mylą, i jest tak jak powiedziałaś i czujesz. To co my zeobimy?
Any
- To, będzie cios. Ale nie tylko dla nas ale też...dla naszych watah.
Naket
- DLA NASZEJ WATAHY! Boże kobieto, kiedy to zrozumiesz że...MAMY 1 WATAHE! A zaczynając ten temat to,pytanie podstawowe. Czy zastanowiłaś się, gdzie będziemy mieszkać?
Any
- Tam...gdzie zawsze się widzieliśmy. A teraz powiedz, kiedywyruszamy? I jakoś, musimy się rozdzielić.
Naket
- O, rozdzieleniu nie było mowy. Nawet tak nie patrz, nigdzie się nie rozdzielamy. Nie, ma takiej mowy. A teraz, wyjdzmy przed dom, nasi wrócili.
Kiedy para, wyszła przed dom. Na podjazd wyjeżdżał y samochody i autokar wycieczkowy. Gdy zaparkowały wszystkie pojazdy, członkowie stada zaczeli z nich wysiadać.
Romer
- NO!!! NA REŚCIE W DOMU!!! ANY! Nigdy więcej, nie pojade na żadne wakacje...nigdy.
Any
-Ciebie również, miło widzieć przyjacielu. Rio, kochana! I jak się bawiłaś? Wypoczełas trochę? Ładnie wyglądasz, urlop tobie posłużył.
Ria
- Dziękuję Alfo. Co prawda, moja maruda dała siwe znaki. Lecz muszę przyznać, wypoczełam i...
Any
- JEZU RIA! JESTEŚ W CIĄŻY!!! Gratuluję.
Beta i jego mate, patrzeli po sobie w szoku i zaraz zwrócili oczy na swoją Alfe.
Ria
-Skąd? Skąd Any wiesz o tym?
Any
- Czuję. No, co? Po wyglądzie widzę zmiany, a po zapachu je czuje. Jeszcze raz gratuluję. Teraz musisz Romer, na nich uważać.
Romer
- Ale...
Any
- Ale są dwie. Jedna daje, druga nie.
Romer
- Oczywiście Alfo. A czy tu wszystko dobrze? Czy już wiadomo coś, na " Ten" temat.
Naket
- Tak, ale o tym to potem. Teraz to pozwól że tobie pogratuluje. Ty masz tyle szczęścia że twoja ukochana, jest również uległa. Ja niestety...nie mogę dotrzeć z moją do 4 bazy.
Any
- Ty futrzaku, uważaj bo cofniemy się do pierwszej bazy.
Naket
- Nie!!!
Any
- Miło mi serdecznie, widzieć wszystkich z powrotem. Całych i zdrowych, a przedewszystkim wypoczętych. Teraz rozejdźcie się do siebie, i po tem zobaczymy się na kolacji.
Wszyscy
- DZIĘKUJEMY ALFO. RÓWNIEŻ CIESZYMY SIĘ Z POWROTU DO DOMU.
Sony
- Wszędzie dobrze, ale w domu NAJLEPIEJ!
WSZYSCY
- RACJA!
Gdy po 10 minutach wszyscy wrócili do siebie. Any w drodze do budynku, przystaneła. Ponieważ miała dziwne wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Zaczeła się rozglądać, ale niczego nie dojrzała. Skierowała wzrok w niebiosa i myśląc zwracała się do pradawnych.
Any
" Czuwajcie i mniejcie w opiece te i bliskie mi ziemie. Miejcie w opiece ludzi mi bliskich i nasze nowe duże stado. Proszę was oto pradawni".
Naket
- Co się dzieje? Jesteś nie spokojna..
Any
- Nic takiego, wszystko jest w pożądku. Po prostu, coś sobie przypomniałam. Chodź mój ty kundelku czarny idziemy wypocząć.
Kiedy oboje znaleźli się, w pokoju dziewczyny. Ta nie kłopocząc się, obecnością swojego mate. Ściągneła koszulkę, zostając w samym staniku sportowym i walneła się na łóżko, by się zdrzemnąć. Nie patrząc na faceta, ułożyła się na brzuchu, zakrywając w połowie twarz poduszką.
Any
- Przestań się tak lampić, cymbale. Zrzucaj te przepocone łachy i legaj koło mnie. Chyba że...wolisz warować na podłodze. Nie będę bronić....
Nie usłyszała konśliwych odpowiedzi, tylko pi nie długim czasie. Poczuła jak strona łóżka po jej prawej stronie się ugina. A na karku i ramionach, poczuła ciepły oddech Naketa.
Naket
- Ty jesteś terrorystką i robisz wszystko z premedytacją, wiesz?
Dziewczyna głowę w kierunku przeznaczonego i z wyżutami w oczach powiedziała.
Any
- Kochany mój, wiem co czujesz...jak bardzo na ciebie działam...jaką, masz na mnie ochote...bo to samo czuję ja. Lecz w obecnym momęcie, jestem zmęczona. I jednego czego pragnę...to twego zrozumienia, wsparcia i ciepłych, bezpiecznych ramion.
Naket
- Przepraszam Any...no to chodz sie przytul, moja kobitko.
C.D.N...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro