Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R.30

Hejka...wstawiam nowy rozdział. Co prawda krótki ale to dla z nie cierpliwionych i tych którzy są ciekawi dalszych przygód. Więc by nie przedłużać...zacznijmy.

"""""""""""""""""""" """""""""

   Ogień to żywioł zniszczenia. Niby piękny i oferuje ciepło swym grzaniem, to zbiera żniwa w mgnieniu oka. Tworzy zgliszcza, ruiny, popiół i szarówke.  Pozbawia zwierząt domów i ludzi życia, zatrówa powietrze. Ale jej, jej jedynej nie robi nic...bo to ona jedna, potrafi z nim zatańczyć, w jego płomieniach. Otula ją całą, od stóp po kolana i płynie wyżej przed siebie. Zajmuje jej brzuch, tors piersi i plecy. Otula barki, ramiona, łokcie i dłonie. Otacza jej szyję, niczym wąż boa, okala twarz i oczy z których płonie prawdziwa pożoga, a gdy splata się z jej włosami...unoszą się na wszystkie strony, splątują w warkocze i syczą, jak żmije zygzakowate. Lecz jej ludźkiej skórze, nie krzywdzi, nie parzy. Przy skórze, otacza ją lodowaty, niebieski płomień, zaś na końcach, tworzą się żółto- czerwone języki płonące.
  Ten właśnie widok, został jej mate i Beta. I wszyscy, którzy byli na tej polanie.

Any
- Jako Alfa nad alfami, pozbawiam was mocy i przemian. Skazuje na żywot zwykłych ludzi. Odejdźcie puki na to pozwolenie macie. Bo później " Ja", nie ręczę za inne czyny i racje.

  Po chwili, gwar łamanych kości było słychać to ostatnia, ich przemiana w wilkokrwiste stworzenia. Zaczeli uciekać na różne strony, a inni przyglądali się z ulgą i spokojem.

Naket
- Co do cholery, tu się wyprawia?!
Co, to wszystko ma znaczyć?! Nathanielu, co tu się stało?

Nathaniel
- Skrócona, czy pełna wersja wydarzeń?

Naket
- Mów...

Nathaniel
- Gdzieś w połowie drogi, nas zaatakowali...

  Gdy chłopak opowiadał wszystko po krótce. Macie swojej Alfy, aż to chwili obcej. Ani jeden, ani drugi nie mogli wyjść z szoku z zaistniałego wydarzenia. Raptowniem oby dwoje, odwrócili głowy w stronę wilczycy w płomieniach, i wstrzymali oddechy. Płomień z powrotem wracał na swoje miejsce. Zaczął się cofać, wiatr ucichł, a woda uspokoiła się...burza zaś ucichła, tak bardzo, iż nie było śladu najmocniejsze go, po jakim kolwiek wyładowaniu. Ogień cofał się ścieżką, niczym wąż dusiciel do swego gniazda, do swego początku. Z którego zaczął swój taniec, swoją wędrówkę. Any chwilę postała, lecz raptem jakby ją siły opuściły. Zaczęła osuwać się bezwładnie na ziemię. Nawet nadbiegający Naket czy Romer, nawet Nathaniel...żaden z nich, nie zdołał dobiec by złapać upadającą dziewczynę.

Drugi dzień

  O świcie, po przebudzeniu nielicznych nastał nowy dzień. Naket jako Alfa, zarządził powrót i jak naj ostrożniej, przetransportowanie jego przeznaczonej do domu. Lecz to, nie było potrzebne gdyż, Any obudziła się, jakąś godzinę później. Nie patrząc na swój strój i wygląd, wyszła z namiotu i odszukała skótą dziewczynę. Kiedy ją znalazła, rozkuła ją, napoiła, nakarmiła i zaczęła z nią rozmawiać. Dziewczyna okazała się na wpół sierotą. Straciła ojca i matkę, a została jej jedynie babcia, która wywodziła się ze starego rodu czarownic.

Any
- Więc zrobimy tak, ja i dwóch, trzech moich ludzi...od wieziemy ciebie do domu...do babci, a wtedy wrócę do siebie.

Kiejrana
- Bardzo mi miło, iż chcesz mi pomóc...lecz nie chcę ciebie, obciążać sobą.

Any
- Przestań...z miłą przyjemnością, poznam twoją babcię. Po za tym, będę pewna iż...dotarłaś bezpiecznie na miejsce.

Kiejrana
- Dziękuję serdecznie Alfo. Więc niech tak będzie.

  Any uśmiechnęła się życzliwie i wstając, rozglądnęła się za swoim Mate oraz Betą. Stali nieopodal i dyskutowali, na jakiś temat. Mimo to dziewczyna, nie przejmowała się tym i przerwała im konwersację.

Any
- Romer, ty wracasz do domu, i tak jak ustaliliśmy wcześniej. Zajmujesz się wszystkim. Zabierzesz ze sobą, innych stąd. I jeżeli będą chciali zostać u nas, to ich przyjmiemy, a jak nie...to od transportujesz ich do domów. A ja...

Naket
- A, ty co...? Gdzie się, tym razem wybierasz? Wracasz z nami, i nawet mnie nie...

Any
- Zamknij się, ja odworzę Kiejranę do domu. Nathaniel i...

Naket
- Ja, jedziemy razem...No co, się tak patrzysz? Nie puszczę ciebie samej.
    " Set, wracasz do stada...pomorzesz Romerowi. Ja jadę z moją mate, odwieść pweną dziewczyną do domu. Zajmij się wszystkim, pod moją nieobecność".

Set
  " Jasne Alfo. Zrozumiałem, nie musisz się martwić".

- Już, Set o wszystkim wie...to kiedy jedziemy.

Any
- Teraz.

  Wilczyca, podeszła do dziewczyn z którą wcześniej rozmawiała, z informacją że wyruszają. Ta następnie, kiwnęła głową wstała i poczłapała za wilczą Alfą. Znajdując się przed Samochodem i kolejnym Alfą. Przywitała się z należytym szacunkiem, oddanym Alfie, zajeła miejsce koło Any, na tyłach siedzieniach.

Nathaniel
- W którą, stronę mam jechać. I przedewszystkim...jak długo będziemy jechać?

Kiejrana
- Północno-wschodnia strona riwiery, na pograniczu Stanu Lineum( nazwa wymyślona). Z stąd, to obecnie...dwa trzy dni drogi jazdy

Nathaniel
- No to w drogę. Czy wszyscy, zapieli pasy...Alfo, Alfo Nakrdzie?

Any
- Nat, jeżeli za 3 sekundy...nie odpalisz tego auta, uwież że...zamieniamy się miejscami.

Po tych słowach, auto ruszyło z miejsca, z piskiem opon. Wyjeżdzając na pustą i długą szosę.

C.D.N...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro