Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R.15.

RENEGACI

[ W słowniku wyrazów obcych, znaczenie jest takie:

     Osoba wyrzwkająca się swoich dotychczasowych przekonań, ideałów, przechodząca na stronę przeciwnika; zdrajca, odstępca].

Moje znaczenie

( Osoba wyrzekająca się przekonań i ideałów, despotycznych władców, Alf, istot rządzących nie zgodnych z prawami pracy dawnych; banita, wygnaniec.

   Który nie przystosawia się do nie prawych i godnych miana władców...)

  Od Autorki.

   To tak krótko wprowadzenie, abyście mniej więcej wiedzieli, o co mi chodzi, moje spostrzerzenia. Możliwe że inaczej się to nazywa, ale ja właśnie tak ich spostrzegam.

A teraz, wracamy do lektury.

******************************

W samą porę , przybyli renegaci. Wtedy gdy potrzebowali inni ich pomocy. Pokłon po tym wszystkim, jednej Alfie złożyli. Renegaci tylko jednej przywódczyni, hołd i szacunek okazali. Mimo iż, z dystansem na innych przywódców spoglądali, to wolę wilczycy uszanowali. Po wyroku i jego wykonaniu, wszyscy z polany zaczęli odchodzić. Wszyscy, oprócz garstki ludzi, wilków, istot różnych. Na otwartej przestrzeni w koło ogniska, pozostało 5 Alf, renegaci, beta stada i Luna.

Camelia
- No więc...co teraz, córko?

Any
- Ty matko jako Luna i ty Romer, mój Beto...odprowadzicie nowo przybyłych, do ich pokoi. Zapoznajcie się z nimi, ale na samym początku na karmcie, pewnie po podróży są głodni. A my, drodzy panowie i ty Nathanielu wraz z Noemi. Pozwólcie za mną do gabinetu, musimy omówić kwestie waszego przybycia. Zdążyłam zauważyć iż, nie jeden osobnik z tutaj zebranych jest zdziwiony, a niżeli zszokowany.

Nathaniel
- Oczywiście, moja Alfo, wiesz że za tobą, wskoczyłbym w ogień.

Any
- Wiem mój bracie, ja za tobą również. Panowie pozwolą, za mną. Noemi czy mogłabyś, ugasić...

Noemi
- Tak jasne Alfo, bez problemu.  Ogniu gaśnij, dzięki za pomoc...w rytuale i obrzędzie. Teraz zgaś się i odpoczywaj. Bądź gotów gdy będę ciebie wzywać.

  Ogień na słowa czarownicy, zaczął się wypalać. Aż po pożodze gorąca, nie została ani iskierka malutka.

  Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca, a " Sąd Pięciu" wykonał swoje zadanie. Wszyscy wyznaczeni, znaleźli się w gabinecie Any.

Any
- Przejdę od razu do sprawy. Renegaci od dziś, nie są Renegatami bez władcy. Teraz to...są moi ludzie, moja rodzina i należą do mojej Watahy. Za każdy ich wyskok, czy złe zachowanie. Ja Alfa "Mglistych Kłów", przywódczyni stada, biorę pełną odpowiedzialność. Każdy z tych istot, nieistotne czy to wilkołak, czarownica, Elf czy kto inny...od teraz i od zawsze na wieki, to mój brat i siostra.

Leon
- Ale Any, dlaczego? Dlaczego, nie powiedziałaś o tym wcześniej. Wiesz jakie będzie zamieszanie, gdy inne stada się o tym dowiedzą. Będą się bali, że tworzysz jakąś armię...nie żebym miał coś do tego...no ale co inni powiedzą?

Any
- Oj wujku, nie obchodzą mnie inni...niech gadają. Zawdzięczam ten ludziom, bardzo dużo. Zawdzięczam im...swoje życie.

Zenit
- Jak to, życie?

Nathaniel
- Kiedy Any, była za granicą jeden z wil...

Any
- Nie muszą, wiedzieć wszystkiego. Natanielu ważne że zawdzięczam wam życie. Tak to już dawno, nie było by mnie wśród braci i sióstr moich. Również od nich, nauczyłam się wiele. Tak samo, poznałam ich ideały kierujemy się tymi samymi przekonaniami...iż wszystkie istoty oraz stworzenia, które żyją to rodzina. Że żyjąc zgodnie z innymi i prawami pradawnych, tak naprawdę żyjemy w zgodzie z samym sobą. Czy któryś z obecnych przywódców, ma mi za złe...że wzięłam pod swoje skrzydła renegatów...że biorę za nich pełną odpowiedzialność i dałam im dom ?

Xelon
- Nie. Ja nie jestem przeciwko. Dziadek, byłby z ciebie dumny.

Naket
- Jak na razie, powstrzymam się od głosu. Zobaczymy czy nie będą stwarzali kłopotów, mimo iż uważam...że popełniasz błąd Any.

Any
- Akurat z twoim zdaniem, najmniej się liczę, wiesz Naket.

Leon
- Nie mam zastrzeżeń. Pamiętaj dziecino, że zawsze możesz na mnie liczyć, jesteśmy przecież rodziną. A kto, jak nie krewny pomoże.

Zenit
- Może to i...pochopną decyzja, ale szanuję twoje zdanie. Zawsze trzeba dać drugą szansę, ty ją właśnie dałaś renegatom. Każdy z nas tutaj obecny, powinien brać z ciebie przykład.

Dziadek Zenita
- Ja...nie mam nic do powiedzenia. Jestem wilkiem starej daty...teraz pozwalam na władzę młodych osobników. Obyście tylko...tu zwracam się do waszej trójki. Tak, nie patrzcie się tak na mnie, Naket, Zenit i ty droga Any...nie popełniajcie błędów swoich ojców, rządzicie godnie.

  Kiedy wszyscy, wydali swoje opinie na temat renegatów. poszli do swoich tymczasowych kwater. A w gabinecie, zostali tylko Any, Nathaniel i Noemi.

Nathaniel
- Dlaczego, nie pozwoliłaś mi... bym powiedział, co się zdarzyło?

Any
- To, nie ich sprawa. Poza tym...to było dawno, prawie już o tym zapomniałam, nie roztrząsajmy tego...już minęło.

Noemi
- Dobrze wiemy że, tak nie jest...ty do tej pory, mniewasz koszmary. Wiesz o tym że, one nie minął dopóki, dopóty nie znajdziemy winowajcy...tego co ci zrobił. Ale nasza Alfo, czy ty w ogóle komuś o tym powiedziałaś?

Any
- Tak...

Noemi
- Nie chodzi mi o...twoją ciotkę. Pytam czy, powiedziałaś komuś z tąd...nie powiedziałaś, prawda? Nawet, nie musisz odpowiadać...

Any
- Zostawmy ten temat...wrócimy do niego, kiedy indziej. A teraz, rozgośćcie się, w końcu jesteście w domu. Noemi, twój pokój jest na drugim piętrze, przedostatnie drzwi na prawo. Zaś twoje Nathanielu, przedostatnie na lewo. Wybaczcie mi, iż was nie odprowadzę, ale muszę jeszcze skończyć z papierami. Jutro... druga noc pełni, i wasza noc... jutrzejszej nocy staniecie się pełnoprawnymi członkami Watahy "Mglistych Kłów".

Noemi
- Zrozumiałe, to ja...żegnam się i lecę do siebie. Cholera!

Any
- Co? Czy coś, się stało?

Noemi
- No tak...jak mam lecieć, bez miotły.

  Po słowach czarownicy, w gabinecie zapadła cisza, ale zaraz została przerwana, przez wybuch śmiechu trzech osób się tam znajdujących. Mimo swojej ciężkiej i przykryj przyszłości. Czarownica była, osobą pogodną i zabawną zawsze znalazła sposób na to, by rozładować najbardziej gęste powietrze w otoczeniu.

Any
- A może?...Nie to głupie.

Noemi
- No mów...

Any
- Pożyczę ci długopis i jakoś na nim odlecisz?

Noemi
- Jasne...bo mój zadek, się na nim zmieści...to dobry wyrób, nie chcę by przez przypadek wkład wyleciał. Wolę, wymyśloną fruzie, mimo iż to miotła i kij wbiję mi się, tam gdzie nie trzeba...to tył, jest super z pióropuszem...leceeeeeę. Dobrej nocy życzę.

Any
- Pa i na wzajem.

Nathaniel
- Z nią...nigdy nie będzie, nam nudno.

Any
- Z wami wszystkimi, czuję się teraz jak...w prawdziwym domu. Nath...

Nathaniel
- Tak?

Any
- Czy ty...kiedyś powiesz jej, co czujesz. Widzę jak na nią patrzysz, każdy to widzi.

Nathaniel
- A czy ty, moja droga...spojrzysz mu kiedyś w oczy?

Any
- Może kiedyś...ale teraz, nie mówimy o mnie Nath.

Nathaniel
- Wiesz Any...ja chyba, pójdę już do siebie. Jestem strasznie zmęczony, po podróży i tym wszystkim.

Any
- Tak, tak jasne. Tak sobie mów, uciekasz od rozmowy...jak zawsze z resztą.

Nathaniel
- Ja od rozmowy, ty od przeznaczonego.

Any
- Tylko że...moja historia, nie może skończyć się happy endem. A twoja owszem.

Nathaniel
- Bo się boisz. Gdzie jest, ta silna odważna, dziewczyna którą poznałem. Nawet po tym, co zrobił ci, tamten wilk...potrafiłaś stanąć na nogi i brnąć dalej. A teraz, uciekasz od szczęścia.

Any
- Nathanielu, proszę przestań. To nie temat na dzisiaj. Jutro zadzwonię, do dyrektorki i powiadomię o waszym przybyciu...oraz o tym iż, będziemy w szkole w środę.

Nathaniel
-  Zgoda. Aha, nie było jak zapytać. Po co właściwie, był ten obrzęd. Co się stało?

Any
-  Jutro ci wszystko wyjaśnię. Teraz, zmykaj spać niesforny dzieciaku, bo mamusia się ze złości i da klapa w dupsko.

Nathaniel
- O, cholerą jasna, to spadam. Wolę nie narazić się mamie.

  Kiedy mężczyzna wyszedł z gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Alfa oparła się, o oparcie fotela i przymknęła oczy, by dać sobie chwilę na głębszy oddech. Minęły zaledwie 3 minuty, jak otworzyła na oścież zwierciadła duszy i zabrała się za papiery, które jeszcze dziś chciała skończyć. Nad stosem, niejasnych dla niej umów, siedziała już dobre 3,5 godziny. W końcu zrezygnowana, odłożyła wszystko na posegregowane kubki, zgłosiła lampkę i poszła do siebie. Wykąpała się i przebrała w piżamę, cały dzień był męczący, każde dzisiejsze wydarzenie i wypruło ją z sił,  ledwo przyłożyła głowę do poduszki a już zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro