Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 Schronienie

Zostałam obudzona przez Briana szturchnięciem w bok. Obruciłam głowę w jego stronę.

- Koniec spania. Zdaje się, że lekcje się już skończyły.

- Już się przemieniam i jedziemy.

Tak jak wcześniej powiedziałam, przemieniłam się i wsiadłam na Bell. Skierowałam ją w stronę wejścia do szkoły. Tam stali wszyscy moi przyjaciele.

- Uprzedzę was i powiem, że pytania dopiero po przyjściu do domu Mari.

- Uh. Ale to tak daleeeeko. Nie dam rady. - Powiedział Garry.

- Nie przesadzaj. To tylko jakieś 1,5 km stąd. A jeśli chcesz pytać wcześniej to zważ na to, że ja i Brian mamy miecze, a on jest najlepszym szermierzem na świecie.

- Czekałem już 3 miesiące to poczekam jeszcze te kilkanaście minut.

- ŻE CO!?!?!? NIE BYŁO MNIE AŻ 3 MIESIĄCE!?!?!? - wybuchnęłam.

Wszyscy poza Brianem cofneli się o 2 kroki. Pewnie dlatego, że rzadko krzyczałam.

- Nooo tak. Aż 3 miesiące.

- Tak wyjdzie. Od chwili, gdy Cię znalazłem. 2 tygodnie podróż, a potem 2,5 miesiąca u Malcolma. - odparł Brian.

- Aż tak długo wysłuchiwałam lekcji mojej mamy? Masakra.

- Dobra koniec tematu. Reszta u Mari. W sumie ciekawe co się dzieje u moich rodziców i Malcolma. - Powiedziałam.

Ruszyliśmy powoli chodnikiem kontynuując rozmowę. Ja i Brian jako jedyni jechaliśmy konno.

- Na pewno nic im nie jest. Malcolm wyśmienicie walczy, a twoi rodzice sprawiają wrażenie takich co też co nie co wiedzą o walce. - Powiedział chłopak.

- I tak ty walczysz najlepiej na całym świecie. Mój ty dowódco. - Wymyśliłam mu jakieś zdrobnienie.

- Jak ja jestem twoim dowódcą, to Ty będziesz moją wojowniczką. - Brian podłapał temat zdrobnień.

- Mi to pasuje. A tak w ogóle to co u was się działo przez te 3 miesiące? I całe wakacje?

- Nic ciekawego. W szkole tylko parę ucieczek za teren, na wakacje w domu cały czas. - powiedział Will.

- Na obozie było smutno bez ciebie. Nie miałam z kim pływać kajakiem. - rzekła Mari.

- Spływ pontonowy połączony z paintballem był wyśmienity! Szkoda, że Ciebie nie było. - powiedział Garry.

- Spadłam z konia w zeszłym tygodniu. Na szczęście nic mi nie jest. - odparła Klaudia.

- Widziałem to. Było komicznie. - rzekł Artur.

- A ja nadrobiłam w końcu McGyvera. Serio te wybuchy były niesamowite. - na koniec odezwała się Miriam.

- A nie mówiłam? Uwielbiam ten serial. - odpowiedziałam.

Kontynułowaliśmy rozmowę na różne błahe tematy. W pewnym momencie przed nami pojawił się portal, z którego wybiegli kolejno moja mama, mój tata i Malcolm. Zaraz za nimi wyłonili się wojownicy zła. Było ich około tuzina uzbrojonych po zęby. Brian cały czas miał przy sobie miecz, a ja na sobie strój żywiołów, przy którym miałam całą potrzebną mi broń. I co z tego jak nie umiałam używać miecza, a celność miałam bardzo złą. Ale wtedy nie miałam takich myśli. Dokładnie nic nie myślałam. Instynktownie do jednej ręki chwyciłam łuk, do drugiej strzałę z kołczana i napięłam cięciwę. Wymierzyłam w cel ,jakim było udo jednego z napastników i strzeliłam. Nie patrzyłam już w jego stronę. Obrałam nowy cel. Było to ramię drugiego sługi zła. O trafności poprzedniego strzału przekonał mnie krzyk nieprzyjaciela. Drugi strzał również okazał się celny, tak samo jak trzeci, wymierzony w łydkę. Więcej nie zdążyłam pokonać, bo już leżeli ranni na ziemi. Całość nie potrwała dłużej niż dwie minuty. Po chwili rzuciłam się w ramiona moich rodziców. Nie obchodziło mnie to, że są cali we krwi. Liczyło się tylko to, że żyją.

- Hej! Mamo, tato, nie wiedziałam, że umiecie tak świetnie walczyć.

- Dziękujemy za słowa uznania. Ty też wyśmienita byłaś z tym łukiem. - Powiedział tata - Masz talent.

- Dzięki.

- A ja to co? Duch?

- Dla nich tak.

- No tak w sumie to nawet się nie rozgrzałem. Żaden z nich nie potrafił sparować żadnego mojego ciosu.

- Ty to całkiem inna liga. nie liczysz się w tej konkurencji.

- A to niby dlaczego?

- Może dlatego, że ćwiczysz od piątego roku życia? - Powiedziałam - W dodatku znasz ich system treningowy. Tyle wystarczy?

- Niech Ci będzie. - Odparł chłopak niechętnie. - Nie chce mi się kłócić.

- To co. Idziemy? Nie możemy być na widoku zbyt długo.

Szóstka moich przyjaciół, którzy do tej pory stali jak słupy soli, widząc ten spektakl i słysząc wymianę zdań, otworzyli tylko usta i pokiwali głowami. Ruszyliśmy w ciszy przed siebie, by po dwudziestu minutach być przed drzwiami domu Mari. Konie wypuściliśmy na ogródek z tyłu domu przylegający do lasu. Przyjaciele do tego czasu zdążyli przetrawić trochę wcześniejszą sytuację. Artur otworzył drzwi od domu i my wszyscy rozsiedliśmy się na kanapach w dużym pokoju.

- Na pewno macie do nas wiele pytań...

- Nawet nie wiesz jak wiele. - przerwał mi Will.

- ... ale musicie z nimi poczekać do końca historii - westchnęłam.

- Istnieje świat o nazwie Happylad - zaczęła mama - zamieszkują go istoty nadprzyrodzone stojące po stronie dobra. Nazywa się je od nazw zwierząt lub, gdy są z natury dobre, używa się nazw z legend.

- Istnieje też świat zła zwany Badland. - kontynuował Brian - Wobec nich zawsze używa się nazw z legend. Złe stworzenia mają zawsze czarne oczy. Ale są osoby, które się tam urodziły i nie są złe. Na przykład ja. - Chłopak posmutniał w efekcie czego Malcolm położył mu dłoń na ramieniu i lekko je ścisnął. - Teraz złe istoty zaatakowały Happyland, w którym byliśmy.

- Chcieli dopaść Sarę, ale im się to nie udało. - Medyk przejął pałeczkę - Udało nam się uciec, ale dalej nas ścigają.

- Już w chwili, gdy Sara się urodziła wiedzieliśmy, że będzie kimś wielkim. Kimś, z kim trzeba się liczyć. Ale żeby od razu władczynią czterech żywiołów!? - Odezwał się tata - Jestem taki dumny ze swojej córeczki.

- Tato! Nie zawstydzaj mnie przy przyjaciołach! - Powiedziałam czerwieniąc się - Ale zmieniając temat
to teraz co się działo ze mną przez te trzy miesiące. Więc tak. Jechaliśmy razem przez las i nagle zauważyłam czarnego wilka z czarnymi oczami.

- Nagle czarny wilk wybiegł mi przed maskę i skręciłem wpadając do rowu. Drugi był na dachu - powiedział tata - Ja i Aneta nie mogliśmy się ruszyć przez zacięte pasy, więc krzyknąłem do Sary, żeby biegła, uciekała.

- Ja za to szedłem leśną drogą wraz z końmi, gdy nagle usłyszałem hałas. Od razu ruszyłem w tamtą stronę, a jak poczułem krew, to pobiegłem bez wahania. Dotarłem w ostatniej chwili. Pokonałem napastników i wysłałem rodziców Sary do Malcolma. To zaklęcie zużyło mi wiele z pokładów energii. Wsiadłem na Croopera i ruszyłem za śladami Sary. Zobaczyłem jak kolejny ze sług zła stoi nad ciałem nieprzytomnej dziewczyny. Zsiadłem z kasztana i zabiłem drania zanim jej coś zrobił.
Potem jej pomogłem.

- Brian zaprowadził mnie do Malcolma, który mnie pomógł, bo miałam złamaną rękę, a potem po przemianie łapę. Rodzice uczyli mnie nowych, potrzebnych mi rzeczy przez  2,5 miesiąca. Niedługo potem musieliśmy uciekać. Teraz jesteśmy w tym momencie.

- Dzięki za wyjaśnienia. - powiedziały bliźniaki.

- Teraz musimy to wszystko... - odrzekł Will

- ...przemyśleć. - skończyła Miriam.

- Rozumiem.  powiedziałam - Jednak to dużo informacji. W dodatku dziwnych informacji. A teraz wasza kolej na opowieści. Co przez ten czas porabialiście?

- Nic szczególnego. - odparł Artur - Spotykaliśmy się dosyć często w kawiarni i zastanawialiśmy się co się z tobą działo. Martwiliśmy się o ciebie.

- I czy może jakiś przystojniak nie wpadł ci w oko. - powiedziały chórem dziewczyny - Tak bardzo się cieszymy!

- Wy zawsze tylko o jednym myślicie. - pokręciłam głową z rezygnacją - Ale jak widać znalazłam. - przytuliłam się do Briana - Nareszcie. Bardzo się z tego cieszę. Tym bardziej, że połączyło nas przeznaczenie.

- Już dawno temu zostaliśmy sobie przepowiedziani. - odrzekł Brian - Jeszcze zanim się urodziliśmy.

- Jestem głodna. Jest coś do jedzenia? - zapytał Malcolm, za co dostał łokieć pod żebra od mojej mamy - Ała! Za co to!

- Oczywiście. Mamy pełną lodówkę jedzenia. Zaraz coś zrobię dla wszystkich. - powiedziała Mari, po czym poszła do kuchni - Na co macie ochotę?

- Co zrobisz będzie dobrze. 

- Wydaje mi się, że było powiedziane o tym, że Brian trenuje od piątego roku życia? - krzyknęła Mari nie przerywając przygotowywania posiłku - Niesamowite!

- Nie niesamowite tylko okrutne. - odparł chłopak - To wszystko przez ojca. To on mi kazał. Inaczej czekałby mnie marny los. Prawdopodobnie byłaby to śmierć.

- Współczuję. - powiedział Will - Szkoda, że nie miałeś dzieciństwa.

- Każdy ma dzieciństwo. - posmutniał Brian - Jeden takie, drugi inne, ale każdy przechodzi przez ten okres w życiu.

- Jak ty to przeżyłeś? - spytała dotąd milcząca Klaudia - Przecież to niemalże wyrok śmierci!

- Wyrokiem śmierci byłoby dla mnie jakby ojciec się dowiedział o moich zdolnościach władania nad powietrzem. - rzekł znowu chłopak - Na szczęście nie nastąpiło to przed wojną. Teraz zapowiada się kolejna porcja bijatyki i pól pełnych krwi niewinnych istot.

-Niestety taki jest obraz wojny. - doda Malcolm - Nasz wróg jest silny, ale my też jesteśmy silni. Mamy po naszej stronie cały świat dobra.

- Trzeba jak najszybciej powiadomić jak najwięcej królestw o zbliżającej się wojnie.

- A właśnie! - krzyknęłam - Mamo, tato! Nie powiedziałam wam jeszcze, ale pojawiły mi się wzory na łapach! Chcecie zobaczyć?

- No oczywiście, że tak! - odkrzyknęli chórem - Jak byśmy śmieli nie spojrzeć na nie.

Wyskoczyłam w górę z nóg, a wylądowałam już na łapach zmieniając się w locie. Wskoczyłam na stół pośrodku pokoju i wyprostowałam się dumnie.

- Jakie piękne. - niemal rozpłakała się mama - A jakie wyraźne, oznaczające wielką potęgę.

- Po prostu cudowne. - zgodził się z mamą tata - Jesteśmy dumni z tak uzdolnionej córci.

W tym momencie Mari przyniosła spagetti , więc zeszłam ze stołu i przemieniłam się z powrotem w ludzką formę. Artur i ja pomogliśmy nakryć do stołu, a podczas pałaszowana posiłku nikt się nie odezwał ani słowem. Potem wszyscy pomogli sprzątnąć ze stołu i do późnego wieczora graliśmy w różne gry i rozmawialiśmy o błachych sprawach.

________________________________________________________________________________

Przepraszam, że tak długo mnie nie było i nie dodawałam rozdziałów. Postaram się poprawić i dodawać rozdziały częściej. Niestety jestem w 2 klasie technikum i mam dużo nauki, chociaż ci co mnie już trochę znają wiedzą, że i tak się nie uczę, a nie mam zbyt wiele złych ocen ( jakby nie patrzeć dla mnie zła ocena to 3 ). Mam po prostu prawie cały dzień zajęty i nie mam ani czasu, ani chęci na przepisywanie książki. To ja się żegnam i do następnego rozdziału lub komentarza. Pa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro