Rozdział 10. Tajne szkolenie Sary
Następnego dnia Brian obudził Sarę o 3:00 nad ranem.Dziewczyna szybko ubrała się w ten sam strój, jaki się na niej pojawił poprzedniego dnia, założyła całą broń, a na to wszystko narzuciła czarną pelerynę z obszernym kapturem, zapinaną pod szyją srebrną zapinką w kształcie liścia dębu, po czym cicho wyszła z domu. Następnie wsiadła na oklep na Bell i rozgrzała oba konie w trakcie czekania na chłopaka. Gdy on wsiadł na Croopera, oboje pojechali na polankę w lesie na umówioną wcześniej lekcję szermierki. Pogalopowali w odpowiednie miejsce do ćwiczeń po drodze przedzierając się przez gąszcz i przeskakując przez różne przeszkody w bardzo szybkim tempie. Gdy dotarli na miejsce była 3:15 i jeszcze słońce nie musnęło nawet czubków drzew. W ciemności nic nie widzieli, ale instynkt działał na pełnych obrotach i dzięki temu mogli się nie przewrócić idąc. Musieli wyjechać tak wcześnie, bo nikt nie wiedział o ich planach. Niestety z tego powodu nie mieli zbyt wiele czasu na naukę. Zeszli z koni, rozgrzali szybko nadgarstki i rozpoczęli ćwiczebną walkę w celu sprawdzenia umiejętności brązowowłosej. Wymienili ze sobą kilka ciosów, które w wykonaniu dziewczyny wyglądały nieporadnie. Po kilku minutach chłopak zaczął uczyć Sarę od podstaw. Spędzili tam ok. 2 godziny intensywnie trenując. W końcu przyszedł czas na powrót do domu rodziców Mari.
Gdy szykowaliśmy się już do odjazdu, usłyszeliśmy tętent końskich kopyt na ściółce leśnej w zaroślach nieopodal. Nagle zza krzewów otaczających polanę wyskoczył kary* koń z wysoką, szczupłą amazonką** na grzbiecie. Bell i Crooper niemal od razu zjawili się obok nas. W tym samym czasie tajemnicza kobieta zatrzymała konia i zsiadła z jego grzbietu. Oboje z Brianem stanęli w pozie gotowości do walki. Przybyła dziewczyna odrzuciła tylko kaptur do tyłu, a potem zamarła, trzymając wodze karuska w ręku. Miała kruczoczarne włosy i brązowe, niemal czarne oczy, identyczne jak te chłopaka. Ubrana była w obcisłe spodnie, i kurtkę nieutrudniającą ruchów, obie te rzeczy zrobione z czarnej skóry, oraz również czarne oficerki***. Na plecach miała przewieszone dwa miecze tworzące tam znak wielkiej litery X, a na przednim łęku wisiał łuk. Z tyłu siodła przytroczony był też kołczan ze strzałami do kompletu. Po chwili milczenia odezwała się , a jej hipnotyzujący głos docierał do nas z lekkim opóźnieniem. Odwróciła się do Briana.
- O matko! Czy ty to Brian!? Jakie szczęście, że cię tak szybko znalazłam! - Gdyby nie przygotowany do ataku miecz czarnowłosego, dziewczyna już by się na niego rzuciła. - Jestem Marry! Twoja młodsza siostra! Poznajesz mnie?
- Eeeee - Chłopak jęknął tylko w odpowiedzi.
- Przepraszam, powinnam zacząć inaczej. Witaj Brianie - Zaczęła wypranym z uczuć głosem Marry - Jesteś moim bratem i największym bohaterem wszechczasów.
- Przepraszam panią bardzo, ale z tego co mi wiadomo, moja siostra zmarła dawno temu i nawet jej nie poznałem. - Odezwał się w końcu chłopak stanowczo. - Więc powiedz nam kim jesteś, jak się nazywasz i skąd przybywasz. No i oczywiście też w jakim celu przybywasz.
- Naprawdę mam na imię Marry i jestem twoją siostrą. - zaczęła zrozpaczona dziewczyna. - Twoje imię i historię poznałam dopiero od żołnierzy. Nasz ojciec nazywa się Michał Xenofilius i jest zbyt okrutny, żeby mu służyć. Nasza matka- Łucja, ja jej nie poznałam, ale umarła zaraz po moich narodzinach. Chcę stanąć do walki po twojej stronie.
- A dlaczego tak nagle "najwierniejszy sługa" mojego ojca, jego najlepszy żołnierz postanowił nagle zmienić stronę? Dlaczego niby mam Ci ufać?
- Znam jego imię. Poza mną tylko ty je znasz, no i twoja towarzyszka już teraz też. A poza tym po prostu spójrz mi w oczy. Wcale nie są czarne, tylko ciemno brązowe, takie jak twoje.
Oszołomiony chłopak zwrócił wzrok na jej oczy i się w nich zatopił. Sara poczuła się w tamtej chwili oszołomiona i zdradzona. Brian za to czytał z oczu Marry całą jej przeszłość. Jej ból, determinację, żeby przetrwać, samotność i radość z tego spotkania. Przede wszystkim zwracał uwagę ich kolor. W ciemności wydawały się czarne, ale w drobnym świetle świtu był widoczny doskonale brąz. Czarnowłosemu na ten widok miecz wypadł z ręki i rodzeństwo rzuciło się sobie w ramiona z płaczem.
- Wierzę Ci. - wyszeptał do wojowniczki. - Wierzę siostrzyczko.
Sara zaraz po tym jak upadł miecz Briana, schowała swój i się przyglądała tej scenie bez słowa. Po kilku minutach rodzeństwo odsunęło się od siebie i zgodnie otarli oczy z łez.
- Eeee, Brian, chyba musimy się już zbierać. - Po raz pierwszy odezwała się Sara. - Jak przyjedziemy za późno, to zauważą nasze zniknięcie.
- Masz rację wilczku. - Odrzekł czarnowłosy. - Marry, możesz tu zostać? Reszta nie jest jeszcze gotowa na twoje przybycie.
- Jasne bracie. Ale zobaczymy się jutro?
- Oczywiście!
- To już się cieszę!
- Brian! Wsiadaj już i jedźmy! - Krzyknęła Sara już z grzbietu Bell.
- Już wsiadam! - Chłopak zagwizdał, Crooper przybiegł. Wojownik sprawnie wskoczył na jego grzbiet i zaczął oddalać się wolnym galopem. - To do jutra siostro!
- Do jutra Brianie!
Wyjeżdżając za linię krzew ruszyli już szybkim galopem do ich tymczasowego miejsca zamieszkania. Droga zajęła im ok. piętnastu minut,a na miejscu byli o ok. 5:30. Konie były tylko lekko wilgotne, za co dziewczyna dziękowała w duchu. Wchodząc do domu starali się zachować bardzo cicho, ale i tak na korytarzu spotkali mamę Mari i Artura. Z lekkiego szoku pierwsza ocknęła się dziewczyna.
- Co pani tu robią? Nie woleliby pani spać, tym bardziej, że jest weekend?
- Wolelibyśmy. - Mruknęła z niezadowoleniem mama Mari - Ale ktoś nas obudził o barbarzyńskiej porze już prawie trzy godziny temu.
- Przepraszam za to bardzo, ale to bardzo przepraszam. - Powiedział Brian.
- Nie gniewam się, ale dam wam taką małą radę. Drugim razem przed wyjazdem upewnijcie się, że na pewno nikogo nie obudziliście.
- Ma się rozumieć. - Odpowiedzieli chórem Sara z Brianem.
- A teraz zmykajcie spać, bo po Sarze widać, że jest wykończona. - Pani Garrow dodała już czulej.
- Dooooobranoc. - ziewnęła wspomniana dziewczyna - I dziękuję pani za radę.
- Dobranoc skarbie.
Po tej krótkiej wymianie zdań Sara ociężale wspięła się po schodach na pierwsze piętro, weszła do przydzielonego im pokoju i przebrała w piżamę, na którą się składały krótkie i luźne spodenki w kolorze fioletowym i tego samego koloru bluzka na ramiączkach. Tylko,że bluzka miała jeszcze złote kotwice. Jak już wchodziła do łóżka, przez drzwi wszedł Brian i poszedł w jej ślady. W momencie, kiedy ściągnął bluzkę Sara zauważyła poza idealnie wyrzeźbionymi mięśniami, takimi jak u greckiego boga, blizny na jego ciele. Ciągnęły się przez całą długość klatki piersiowej po skosie białe szramy, a plecy miał całe w bliznach. Sara podeszła do niego i przesunęła delikatnie wzdłuż tej najdłuższej na plecach, a potem tą samą dłonią dotknęła ust.
- Kto Ci to zrobił kochany? - zapytała drżącym głosem wilkołaczka.
- Kilka z nich to rany bitewne. - Tu pokazał na bliznę na klatce piersiowej i tą na barku - Ale większość z nich to wina mojego ojca.
- Biedny ty.
- Już się do nich przyzwyczaiłem. Chodźmy już spać.
Razem zbliżyli się do łóżka i do niego weszli. Czarnowłosy otulił ramionami brązowowłosą, powiedzieli sobie "dobranoc" i "do zobaczenia po południu", a potem w mgnieniu oka tak zasnęli wtuleni w siebie. Kiedy dziewczyna już się obudziła, było dużo po porze obiadowej, ale na krześle obok łóżka stał talerz z prawdopodobnie ciastem, które wyglądało jakby ktoś nasypał na talerz ziemię. "Pewnie Artur znowu próbował piec" pomyślała dziewczyna, po czym zeszła na dół do jadalni. Byli tam wszyscy aktualni mieszkańcy tego domu. W tym samym momencie Brian wyciągał z pieca pizzę własnej roboty i stawiał na stole. Kiedy nie patrzył, podsiadłam go i nałożyłam sobie kawałek na talerz. Czarnowłosy zorientował się co się dzieje dopiero po chwili.
(KyotoNakahara - challenge done)
- Eeeeeej! Podsiadłaś mnie!
- No wiem. I co z tego? - zaśmiała się dziewczyna - I Artur. Ile razy Ci mówiłam, żebyś nawet nie próbował piec?
- No wiele... - Artur się speszył, a w tym samym momencie Brian przysunął sobie jeszcze jedno krzesło. - ...ale warto było spróbować.
- Jak jesteśmy tu wszyscy, to chcę ogłosić, że od poniedziałku idę do szkoły i nie słyszę nawet słowa sprzeciwu. - Dodała szybko, bo już widziała, że wszyscy obecni chcą się wtrącić. Jedynie rodzeństwo Garrow się uśmiechało promiennie.
________________________________________________________________________________
Dziękuję za wytrwałość w czekaniu. Szczególne podziękowania dla KyotoNakahara i Kuro125 . Bez nich nie byłoby tego rozdziału w tym terminie. Do następnego
Zwiadowczyni-Natka.
*kary - cały czarny.
**amazonka - tu dziewczyna jeżdżąca konno.
***oficerki - buty do jazdy konnej sięgające kolan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro