Rozdział 9. Ucieczka wojowniczki
Narracja trzecioosobowa
Po środku ściany na przeciwko wejścia głównego stał tron, na którym siedział dumnie wyprostowany, wysoki mężczyzna o srogiej twarzy. Miał czarne włosy i tego samego koloru oczy. Twarz miał w cieniu przez co otaczała go bardzo mroczna aura. Każdy w królestwie się go bał, a nazywał się Xenofilus. Nawet jego dzieci nie znały jego imienia. Żadne poza jednym, dawno temu wygnanym - Brianem. Władca czuł do niego jedynie pogardę, niechęć i gniew. Ostatnim razem, gdy się spotkali, to było na polu bitwy, rozprawił się z trzema oddziałami jego armii i poprowadził wojska dobra do walki. Wtem po komnacie rozległo się pukanie w wielkie wrota prowadzące do sali tronowej.
- Wejść!
Głos władcy poniósł się echem po sali ,a drzwi się otworzyły. Stanęła w nich kobieta ubrana w czarne, obcisłe, skórzane spodnie oraz czarne buty do jazdy konnej do kolan (oficerki), a także obcisłą, skórzaną kurtkę. Na plecach miała dwa miecze z czarnymi rękojeściami schowane w również czarnych pochwach. Jej długie, kruczoczarne włosy wydawały się pochłaniać nikłe światło, a niemal czarne oczy, które w tym świetle były czarne, spoglądały mrocznie, tajemniczo i ... smutno na stopy króla. Smukła postać bezgłośnie jak cień sunęła przez komnatę w stronę tronu. Tuż przed podwyższeniem piętnastolatka uklęknęła.
- Witaj ojcze. - powiedziała beznamiętnie - Muszę cię zmartwić, ale twój plan pochwycenia niejakiej Sary Srom się nie powiódł. Dziewczyna uciekła, a wraz z nią Brian. Jej rodzice oraz ten medyk z tamtej wioski w ostatniej chwili przenieśli się do krainy niemagicznych.
- Niedobrze. Bardzo niedobrze. - zaczął władca - Zawiodłaś mnie moje dziecko. Myślałem, że chociaż ty mnie nie zdradzisz. Już straciłem jedno dziecko i nie chcę stracić drugiego. Za długo kosztuje mnie wyszkolenie wyśmienitych wojowników. Nie zawiedź mnie więcej. Wystarczy, że Brian postanowił mnie zdradzić i został wykluczony z kręgu rodziny. Jeśli i ty mnie jeszcze raz zawiedziesz, to spotka cię śmierć. Brian to wróg, nie rodzina. Zapamiętaj to dobrze i jeśli go spotkasz, zabij go!
- Dobrze ojcze. Jeśli pozwolisz to się już oddalę. Muszę przygotować się do wyprawy oraz naostrzyć swoją broń. Wyruszam wieczorem, więc muszę się spieszyć,by zdążyć.
- Możesz odejść Marry. Sprowadź do mnie niezwłocznie Georga. W wieku dwudziestu pięciu lat przyszła pora na poważniejsze zadania. Za dziesięć lat przyjdzie pora też i na Ciebie. Tylko pamiętaj, jeśli spotkasz tego zdrajcę rodziny, zabij go.
Dziewczyna wstała i wyszła z sali tronowej bez słowa. Udała się do zbrojowni, gdzie spotkała brata. Przekazała mu wiadomość od ojca, a sama zaczęła przygotowywać broń. Już dawno temu nauczyła się pokory wobec władcy i wykonywania jego poleceń. Bowiem nie można lekceważyć słów Xenofilusa. Lecz dla niej już dziś nadszedł koniec jego tyranii. Postanowiła bowiem, że tego wieczora ucieknie i przyłączy się do ruchu przeciw lordowi Badlandu.
- Odszukam Briana i pomogę mu w walce. - szeptała do siebie dziewczyna - gdziekolwiek on jest znajdę go. Przysięgam.
Dziewczyna ostrzyła broń, na którą składały się dwa jednoręczne miecze i dziesięć sztyletów o najróżniejszej długości. Dwa z nich zostały schowane w jej wysokich butach po zewnętrznej stronie łydki w specjalnie do tego stworzonych kieszeniach. Kolejne dwa dziewczyna schowała w rękawach na przedramionach. Jeszcze dwa włożyła w poły płaszcza. Resztę przypięła do pasa. Miecze zawiesiła na plecach, w ten sposób, że tworzyły wielki X. Potem zapakowała cały osprzęt (szczotki itp.), sprawdziła wszystkie skórzane paski w ogłowiu i siodle, czy nie są przetarte. Nic nie mogło być zepsute, by jej misja się powiodła. Ten wyjazd był tylko pretekstem do ucieczki. Marry już od dawna planowała opuszczenie tej krainy. Zbierała informacje o tamtym świecie od lat. Nie mogło się nie udać. Przynajmniej ona tak myślała. Na godzinę przed zmrokiem wyszła ze swojej komnaty wraz ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i udała się do stajni.
Wyczyściła i osiodłała swojego konia, którego dostała pięć lat temu na jej dziesiąte urodziny od kapitana straży. Miał wtedy 1,5 roku. To ona go wyszkoliła tak, że tylko ona mogła na nim jeździć. Nikt inny nie mógł się do niego zbliżyć. Był to kary ogier rasy fryzyjskiej. Wysoki, silny, umięśniony i bardzo wytrzymały. Dosiadła go po raz pierwszy, gdy miał trzy lata. W dodatku jako jedyna tego dokonała. Nawała go Heban. Ogier zawsze cieszył się, gdy ją widział. Byli bardzo zżyci ze sobą.
(Mniej więcej tak to sobie wyobraziłam)
To właśnie na tym koniu, dziewczyna jeździła na pierwsze samotne treningi, gdy odkryła, że potrafi używać magii. A konkretnie magii ognia. I przy okazji zmieniać się w wilka. Gdzieś w lesie niedaleko odkryła stary tor przeszkód, do trenowania crossu, więc często z niego korzystała, zarówno konno jak i w postaci wilczej. Mając pięć lat odkryła, że potrafi władać ogniem. Od tamtego dnia codziennie trenowała opanowanie jej żywiołu. O tym fakcie nigdy nikomu nic nie powiedziała. Jej matka umarła zbyt wcześnie, by mogła się jej zwierzać, a w zamku nikomu nie ufała. Dwa lata wcześniej usłyszała o jej starszym bracie, Brianie, który uciekł i zapragnęła postąpić tak jak on.
Zapakowała juki i przypięła je do siodła. Potem wsiadła na Hebana i odjechała głównym traktem do końca terytorium pod panowaniem jej ojca. Po tym jak koń rozgrzał się dostatecznie, popędziła go do galopu, ale nie na tyle szybkiego by Heban się zmęczył zbyt szybko.
Przy granicy lenn skręciłam w stronę miejsca mocy, bo wtedy zużywa się mniej energii na teleportację i dzięki temu jest łatwiej. Niestety dziewczyna podczas wyjazdu została zauważona przez Georga, a on wierny ojcu zgłosił to jemu. Został wysłany za nią oddział likwidacyjny. Zanim otworzyła portal, została dogoniona. Jak tylko usłyszała pościg, zawróciła konia i ruszyła do araku. Heban, nauczony wszystkiego przez wojowniczkę, nie zawahał się ani na chwilę. Zaszarżował na konnych, a Marry wyjęła oba miecze.
Na dany przez dziewczynę sygnał koń stanął dęba i się odwrócił, tak aby ona miała łatwy dostęp do czułych miejsc przeciwnika. Cięła po skosie i trafiła w twarz jednego mężczyzn. Niemal od razu poprawiła poziomym cięciem przez szyję drugim mieczem. Trysnęła krew. Gdy koń opadł z powrotem na cztery nogi, ona dźgnęła od góry zatapiając broń w ustach i gardle drugiego przeciwnika. Trzeciego cięła w poprzek klatki piersiowej, a potem wbiła ostrze aż po jelec w samo serce. Drugim mieczem cały czas odpierała ataki czwartego żołnierza. Gdy wyjęła pierwszy miecz z przeciwnika, zastosowała manewr posługując się oboma ostrzami, co się skończyło przecięciem połowy brzucha napastnika. Ostatni najeźdźca siedział bez ruchu na sparaliżowanym wierzchowcu. Dziewczyna podjechała galopem i nawet nie zwalniając, z mieczy zrobiła nożyce, co spowodowało dekapitację. Cała akcja trwała nie więcej niż pół minuty.
Pomiędzy drzewami zauważyła Georga na potężnym ślązaku maści skarogniadej. Chlasnęła go przez plecy, po sparowaniu kilku ciosów, tworząc głęboką ranę. Chłopak spadł nieprzytomny z konia, a Marry jak najszybciej się teleportowała na Ziemię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro