Rozdział 5 Marzenia i determinacja
【Budo x Ayano】Alluring Secret ~Black Vow~
Na samym początku pragnę was zaprosić do przeczytania pracy pewnej osoby. Mówiąc szczerze, to dopiero początek opowieści, lecz już czuję, że będzie super! Jest to "Biveilnod (Elfy)" autorstwa DarandorIron. Mimo, że jest to dopiero początek widzę w tej pracy potencjał, a możecie mi wierzyć, że jest to bardzo rzadkie. Czytałam bardzo dużo opowiadań, książek, lecz mało która opowieść potrafi sprawić, bym z niecierpliwością oczekiwała kontynuacji. Ta praca właśnie to zrobiła i z całym serduchem mogę ją polecić wam! Mam nadzieję, że zajrzycie do niej i ocenicie ;) Taka sama notka pojawi się w Askalonie.
Ps. Od teraz rozdziały będą pojawiać się codziennie, ponieważ już napisałam koniec Wilczego Króla - tak jak się spodziewałam jest to krótkie opowiadanie z - według mnie - dość ważnym morałem. Ciekawe czy ktoś go dostrzeże...
– Talia –
To marzenie doda mi sił i sprawi, że się nie poddam. Będzie moją motywacjom, która sprawi, że zechce wstać i walczyć. Maria jest moją nadzieją, osobą, na której całym sercem mi zależy i nie mam zamiaru jej porzucić. Biegłam unikając wszelkich przeszkód. Błoto spełniało swoją funkcję, ale byłam pewna, że to nie potrwa za długo. Wilki biegły mniej więcej za mną i nawet jeśli mnie nie czują, to jeśli choć jeden z nich mnie zauważy... Pokręciłam głową, rozglądając się na wszystkie strony. Wolałabym nawet o tym nie myśleć.
– Ona musi tu gdzieś być! – zawołał jeden z nich, a ja starałam się jeszcze bardziej przyspieszyć. Oni są już niedaleko. Jeśli nic nie zrobię, złapią mnie. Cholera! Myśl, Talio, myśl! Co mogę zrobić?
Wyrzuciłam swój bagaż jak najdalej w lewo, chcąc stronę się odciążyć i ich zmylić. Może mało mi to da, ale nie mam zamiaru się poddać. Jeśli jest sposób na tom, bym zdołała im uciec to, to wykorzystam. Biegłam tak szybko, jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Chciałam im uciec, lecz moje ciało zaczynało słabnąć. Mimo wszystko ludzkie organizm i wytrzymałość są słabsze niż ich. Szlag! Dlaczego właśnie teraz?! Muszę szybko znaleźć jakąś kryjówkę! Zaczęłam się rozglądać. W momencie, kiedy obróciłam się lewą stronę, zobaczyłam osobę, której nigdy już bym nie chciała widzieć. Osoba, która doprowadziła do schwytania mnie i moich towarzyszy, biegła obok mnie jakby było to nic wielkiego. Zazgrzytałam zębami, zastanawiając się, dlaczego jeszcze mnie nie złapał. Na pewno mnie zobaczył, – nie ma ku temu żadnych wątpliwości – więc z jakiego powodu to robi? Czyżby chciał mi pomóc? Nie, to niemożliwe. Wilkołak nigdy by nie zdradziły swojego króla – ich krew nie pozwoliłaby im na to, a na dodatek szczerze go kochają, no może poza paroma wyjątkami.
Przyśpieszyłam, chcąc biec jeszcze szybciej. Moje ciało nie chciało mnie słuchać. Oddychałam bardzo szybko, a przed oczami pojawiły mi się czarne plamki. Pokręciłam głową, olewając to. Coś takiego nie może mnie zatrzymać. Moja sytuacja jest beznadziejna, lecz jeśli chcą mnie złapać, powinni się bardziej postarać.
Staruszek zaśmiał się, widząc, że mimo zmęczenia, biegnę dalej. Posłałam mu krzywe spojrzenia. Irytujący kłamca. Tak bardzo skupiłam się, na mordowaniu go wzrokiem, że nie zauważyłam wystającego korzenia i zahaczyłam o niego. Upadłam na ziemię i rozdarłam część swoich spodni. Była to mała strata – ubranie i tak było już podarte. Szybko wstałam z ziemi, lecz zachwiałam się, czując pieczenie skóry. Nie wierzę! Jak mogłam się zranić przez coś takiego! Stłumiłam w sobie syknięcie i postawiłam krok do przodu. Przed ponowieniem biegu, powstrzymała mnie czyjaś dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam Betę.
– Nie uważasz, że czas się poddać? – spytał, a ja spróbowałam się mu wyrwać.
– Nigdy się nie poddam! – huknęłam, zaprzestając prób uwolnienia się. To bezsensu. Nie mam szans, by mnie puścił... Uśmiechnęłam się szatańsko. Jeśli on nie chce mnie puścić, to ja pociągnę go za sobą.
W bardzo szybkim tempie odwróciłam się, chcąc wykręcić mu rękę, lecz wilkołak przytrzymał mnie. Zacisnęłam szczękę, chcąc go kopnąć. Oberwał w brzuch, lecz nie puścił mnie, a nabrał gwałtownie powietrza do płuc. Już chciałam po raz kolejny go zaatakować, gdy obok nas pojawiła się trójka innych mężczyzn. Byłam wściekła, wiedząc, że nie mam nawet najmniejszych szans na ucieczkę.
– Beto...! – chłopak spojrzał na mnie, zaciskając pięści. Zaczął podchodzić w stronę naszej dwójki, a z jego twarzy zionął gniew. – Jak śmiałaś, szmato, uderzyć...!
– Cisza! – przerwał, trzymający mnie staruszek.
Przekręciłam oczami. Mało mnie obchodziło, co sądzą o mnie wilkołaki. Miałam ich gdzieś i zależało mi tylko na tym, by uwolnić od nich Marię.
– Panie, ale ona...! – młodszy chciał zaprotestować, lecz Beta uciszył go ruchem dłoni.
Po tym wilkołaki związały mnie i odprowadziły do pojazdu. Próbowałam uciec, lecz nie byłam wstanie – krępujące mnie więzy, były zbyt silne, a moi oprawcy zbyt czujni. Byłam na przegranej pozycji, lecz mimo to i tak nie szczędziłam, kopniaków wymierzonych w ich stronę. Mogli mnie za to ukarać, jednak mało mnie to obchodziło. Nic oprócz mojej siostry nie ma dla mnie znaczenia, ona stała się dla mnie powodem, dla którego mam siłę by żyć. Nie mogę jej zostawić, nie wybaczyłabym sobie, gdybym to zrobiła.
Będąc już przy przyczepie, zauważyłam wilkołaka, którego zaatakowałam. Był już przytomny, a na jego ciele nie było już żadnego śladu. Regeneracja wilkołaków jest dość zaskakująca...
– Panie, co powinniśmy z nią zrobić? – spytał jeden z nich, a staruszek uśmiechnął się w dziwnym sposób.
– Zwiążcie ją i wpakujcie z powrotem do przyczepy. Niech jeden z was siedzi wraz nią i pilnuje, by znowu czegoś nie wywinęła – rozkazał, a wilkołaki krzyknęły równocześnie: „Tak, panie!"
Myślałam, że będę mogła wykorzystać czas, w którym będą ze sobą rozmawiać na temat mojego „strażnika", na ucieczkę, lecz było to niemożliwe. Te bestie nie odstępowały mnie nawet na krok. Prychnęłam. Czyżby zmęczyły się tę małą pogonią? Nie powiem, sama jeszcze odczuwam jej skutki, ale dla nich to powinien być picuś.
Kiedy zostałam obwiązana grubym sznurem, wilkołaki zaprowadziły mnie do wnętrza przyczepy – jeden z nich został. Uniosłam głowę, chcąc się przyjrzeć mężczyźnie. Po moim ciele przeszły dreszcze. Osobą odpowiedzialną za pilnowanie mnie został wilk, którego uderzyłam. Ciekawe czy będzie chciał się zemścić?
– Dobra! Ruszamy, zostało jeszcze pół godziny drogi, a jeśli się nie pośpieszymy wszyscy buntownicy się obudzą! – krzyknął ich przywódca, po czym usłyszałam dźwięk chodzącego silnika. Samochód ruszył, a ja westchnęłam.
Spuściłam głowę i zaczęłam się przyglądać powierzchni, na której siedziałam. Nie wiem dlaczego, ale wydawała mi się ona bardzo interesująca. Wiedziałam, że kiedy dojedziemy na miejsce, spotkam się z winowajcą tego wszystkiego. Wilczy Król... Ciekawe jak mnie ukarze? Może skaże na wieczne roboty albo uczyni mnie jedną z nałożnic? Pokręciłam głową, wyrzucając ten pomysły z głowy. Nie ma nawet mowy! Już wolałabym umrzeć, ale... Przełknęłam z trudem ślinę. Cholera! A co z Marią? Nie mogę jej zostawić samej z tymi potworami! Zacisnęłam szczękę. Jeśli ceną za jej wolność będzie moje ciało, to... Nie! Kocham ją, ale nie mam zamiaru pozwolić, by którykolwiek z nich mnie dotykał w ten sposób! Wybacz, Mario, ale nie mam zamiaru zostać splugawiona, znajdę inny sposób na uratowanie cię.
– Mówiłem wam, Talia jest bardzo waleczna! – zawołał nagle ich przywódca, zmieniając temat ich rozmowy.
– A więc to ta dziewczyna?! – spytał ktoś inny.
Usłyszałam klaśnięcie.
– Tak, to ona! – potwierdził. – Musicie przyznać, że jest dość niezwykła. Gdyby był to ktoś inny, to zapewne płakałaby w rogu przyczepy i biadolił coś o swym marnym losie.
Nie słuchałam już dalej. Nie miałam ochoty, wysłuchiwać ich rozmowy, więc wyłączyłam swój umysł i pozwoliłam, by wspomnienia zalał moją głowę. Twarz Marii dodawała mi siły i odwagi. Dlaczego bóg jest tak niesprawiedliwy i odebrał mi jedyną bliską osobę? Co takiego zrobiłam, że mnie aż tak nienawidzi?
CDN
Kolejny już jutro! Co sądzicie o wyczynach Talii?
Ps. Przypominam o opowiadaniu u góry!
(Data opublikowania tego rozdziału: 17.09.17r)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro