Rozdział 9 Inna
07 Ghost OP HD.flv
– Talia –
Nie wiem ile minęło czasu, od kiedy moje cierpienie się rozpoczęło. Ból, był jedynym, co czułam. Nie mogłam się nawet przez moment pomyśleć o Marii, bo moje myśli prawie, że natychmiast zaczynały dotyczyć psa i mojego obecnego stanu. Jak mam to przerwać do cholery?! Poruszyłam delikatnie palcem, lecz nawet tak niewielki ruch sprawił mi nie lada ból. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, powstrzymując łzy przed wypłynięciem. Bądź silna, Talio, nie poddawaj się – powtarzałam sama sobie. Cholerny wilkołak, niech go piekło pochłonie!
~ Walcz, królowa, nie może poddać się czemuś takiemu! ~ ryknął głos w mojej głowie.
Królowa? A więc racje miałam, uważając, że w głębi serca chciałabym byś wysoko postawioną. Moje marzenia są dość żałosne.
~ Stan, w jakim się znalazłaś jest żałosny! Walcz, wiem, że potrafisz... ~ przekonywała podświadomość.
Zacisnęłam zęby. Przesunęłam trochę dłonie, lecz z moich ust wymknęło się pełne cierpienia syczenie. Nie poddawałam się jednak, robią kolejny mały krok do wyprostowania się. W chwili, kiedy siedziałam już na łóżku, odetchnęłam z ulgą, choć ból był jeszcze bardziej wyczuwalny.
~ Dobrze, a teraz wyciągnij dłoń, po to kim jesteś... Stań się tym, czym byłaś, Talio Dais.
Zza pół zamkniętych powiek dostrzegłam światło promieniujące z miejsca przede mną. Działanie nieznanego mi napoju zaczęło zanikać, co bardzo mnie cieszyło. Z o wiele mniejszym oporem wyciągnęłam przed siebie dłoń, chcąc uchwicić nieznaną materię.
– Ccczzzyyy ppppooożżżąddddasz wwwwładzyyy? – wysyczał nieznana mi istota.
Mimo wszystko nie bałam się. Miałam dziwne przeczucie, że skądś znam ten głos. To tak jakby był częścią mnie, którą kiedyś utraciłam.
– Kim jesteś? – spytałam cichym głosem.
Światło ukształtowało się w węża o błękitnych, chipnotyzujących oczach. Zatopiłam się w spojrzeniu lewitującego zwierzęcia.
– Nniiieee wwiiieeeessssssz? – wydawało mi się, że w jego głosie usłyszałam rozbawienie. – Ppprzyyyppoommmniiij sssssoooobbbiiieee – zażądał, liżąc mnie po policzku.
Moje ciało przeszły dreszcze, a jeden z kosmyków moich włosów opadł mi na twarz. Źrenice się mi rozszerzyły, kiedy spostrzegłam, że moje włosy zmieniły kolor na biały prawie, że w całości. Co się znowu stało? Dlaczego dzieje się coś takiego? Przecież takie rzeczy nie mogą dziać się w przypadku normalnego człowieka. Wąż zaśmiał się.
– Człooowwwiiiieeekaaa? – zapytał rozbawiony. – Tyyyy nieee jeeessssteś człooowieeekkiiiemmm.
Miał rację. Czułam się tak dziwnie. Pieczenie w gardle, zmiana koloru włosów i te dziwny głos z wcześniej. Ja chyba oszalałam. Jednak mam dziwne wrażenie, że to wszystko jest jak najbardziej normalne. Opuściłam dłoń, posyłając wężowi ponure spojrzenie.
– A więc według ciebie, kim jestem? Na badaniach wyszło...
– ...żeee nieee maaa w tooobbieee willlkołaczej krwiii – dodał szybko.
Zmarszczyłam brwi.
– No właśnie, a to oznacza, że jestem stu procentowym człowiekiem. Zresztą ty i tak jesteś tylko wymysłem mojej wyobraźni – zamyśliłam się. – Możliwe nawet, że moje obawy są przyczyną tego świństwa, które podał mi wilkołak – dodałam zirytowana.
Wąż owinął się delikatnie wokół mojej szyi. Dlaczego mu na to pozwalałam? Chłód jego suchej skóry był dla mnie bardzo odprężający. Czułam się tak, jakby tam było jego miejsce.
– Nieee, twooojaaa krreewww naaależyyy doooo histoooriii – syknął, a w jego oczach pojawiły się błysk. – Moojeee sssssłooowaaa cię nieee przeeekooonaaaają, aaaallle twoooje właaaasssssnnneee wssspooomnienia pooowinnny! – w momencie, kiedy to powiedział, jego ciało zaczęło lśnić, a świat zlewać w jedno. Zamknęłam oczy, nie chcąc oślepnąć.
Usłyszałam dźwięk zderzającego się o siebie metalu, krzyk i czyjś cichy śpiew.
– Nocy tej nastał koniec kolejnej ery, jednak historia i dziedzictwo ciemności nie zginęły. Nadszedł czas, by ta, która została przeklęta, po raz kolejny podjęła walkę i odbudowała swój ród... – nucił dziecięcy głos. Zaciekawiona otworzyłam oczy, a wtedy spostrzegłam, że znajduję się na tej samej polanie, co ze swojego snu. Czyżbym znowu zasnęła? Nie, jeszcze chwilę temu byłam całkowicie przytomna. Na dodatek ten wąż... Gdzie on jest? Postawiłam krok przed siebie, a promienie słońca zetknęły się z moja skórą. Od razu cofnęłam się, czując nagły ból na całym ciele. Spojrzałam na swoje dłonie i zauważyłam delikatne poparzenia. Światło słoneczne mnie... Rany zaczęły się goić, co było jeszcze większym zdziwieniem. Co to ma być?!
– Pani, gdzie jesteś?! – wołał ktoś z troską w głosie.
Obawiałam się opuścić swoją bezpieczną przystań. Jak na najbliższy czas miałam dość bólu. Nie minęła nawet chwila, a w polu mojego widzenia pojawiła się starsza kobieta o bladej cerze. Ubrana była w strój pokojówki. W chwili, kiedy mnie zauważyła, jej źrenice się rozszerzyły. Na jej twarz wstąpiła ulga. Nie rozumiałam tego.
– Pani, tak się martwiła... – szepnęła, klękając przede mną.
Znowu ktoś mnie traktuje jak jakąś królową. Zagryzłam wargę. Możliwe, że kobieta dostarczy mi jakiś pożytecznych informacji o tym miejscu i swoim stanie, dlatego jak na razie nie będę wyprowadzać ją z błędu.
– Wasza wysokość, proszę jak najszybciej wrócić do zamku, twa matka się niepokoi – oznajmiła z troską.
Pokręciłam głową. Nie ma nawet takiej opcji, że wyjdę z cienia. Nie mam zamiaru się usmażyć.
– Nie mogę wrócić, – zaczęłam – słońce mnie rani – wytłumaczyłam, a ona spojrzała na mnie zakłopotana.
– Wybacz, panienko, to przeze mnie... Wzięłam twój pierścień, chcąc go dla ciebie wyczyścić... – wyszeptała, wyciągając z małej torebki srebrny sygnet.
Podała mi pierścień, a ja wpatrywałam się w kobietę zaskoczona. To miałoby należeć do mnie? Przecież takie coś musi być cholernie drogie! Nieśmiało odebrałam przedmiot i wsunęłam na palec. Chłodny metal stykał się z moją skóra, sprawiając, że przechodzić mnie zaczęły przyjemne dreszcze. Przyjrzałam się wyrzeźbionemu na nim obrazkowi i zobaczyłam węża z błękitnym kamieniem jako okiem i mieczem ubrudzonym krwią.
Wzięłam gwałtowny wdech. No dobra. Mówiła, że dzięki tej ozdóbce będę wstanie poruszać się w słońcu. Sprawdźmy ile w tym prawdy. Niepewnie wyszłam z cienia i z szybko bijącym sercem odczekałam chwilę stojąc na słońcu. Nic się nie stało, przynajmniej nie czułam żadnego bólu, a skóra na rękach nie była ani trochę poparzona. Uniosłam dłoń wyżej, przyglądając się sygnetowi pod słońce. Jego piękno było niespotykane, lecz fakt, że moje rany zagoiły się tak szybko był jeszcze bardzo dziwny. Człowiek nie ma tak szybkiej regeneracji.
– Herb rodu królewskiego jest bardzo piękny... – rozmarzyła się, spoglądając w górę.
– Herb? – powtórzyłam, przejeżdżając palcem po ilustracji. Przeniosłam na nią spojrzenie, chcąc dowiedzieć się więcej. Kto wie? Może ta wiedza okaże się być przydatna.
Skinęła głową.
– Tak, to chwała naszej rasy. Ty pani jesteś naszą potęgą, Szkarłatna Królową. Twój ród rządzi wampirami od wieków i nikt nigdy nie ośmieliłby się chcieć odebrać ci władzy – wyznała, a mnie zamurowało.
CDN
Powiem tak: W tej historii nic nie będzie takie jak zwykle... Ale co to oznacza? Ciekawe, czy ktoś ma już jakieś podejrzenia. Kolejny już jutro!
(Data opublikowania tego rozdziału: 21.09.17r)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro