Rozdział 25 - "Tajemnica"
Nikodem przyjechał do Bartka tak szybko, jak było to możliwe. Zdziwił się, że to właśnie Dominik zrobił za jego prywatnego szofera. Na dodatek w drodze niczego się nie dowiedział. Od dwóch dni Bartek się nie odzywał. Chłopak miał złe przeczucia. Siedział jak na szpilkach. Jeśli rzeczywiście wydarzyła się tragedia, to wolałby wiedzieć od razu.
Gdy tylko Nikodem przekroczył próg drzwi, odetchnął z ulgą. Bartek się odwrócił i posłał ciepły uśmiech. Wtedy Nikodem wrócił na moment do holu, złapał za najbliższego buta, po czym wymierzył cios w stronę Bartka. Chłopak otworzył szerzej oczy.
— Ja ci dam nieodpisywanie od dwóch dni!
— Ej, ej, nie bij biednego Mentora!
— Zaraz ci tak przymentoruję tym butem, że ci wszystkie zęby mądrości wypadną!
Dopiero wtedy do Nikodema dotarło, co powiedział Bartek. Uspokoił się i przyjrzał dokładniej. Nie wiedział, jak powinien zareagować. Oznaczało to, że wilki nie zagryzły Bartka, ale także śmierć Jacka. Szukał odpowiedniego wyjścia z sytuacji. Postanowił znienacka rzucić butem. Bartek ledwo uchylił się od ciosu.
— To cię nie usprawiedliwia! — Nikodem założył ręce.
Dominik parsknął śmiechem.
— Ja też się cieszę, że żyję... — mruknął Bartek.
Nikodem podszedł i przytulił Bartka. Oczywiście, cieszył się, że chłopak żył, ale zdenerwowała go niewyjaśniona cisza.
— A co z Darią? — Nikodem się odsunął ze zmartwioną miną.
Bartek wziął głęboki wdech.
— Żyje — powiedział ze spokojem. — Teraz pewnie śpi. Nie rusza się z łóżka, dopóki nie zagoi jej się rana na udzie. A ponieważ ktoś musi mnie pilnować, to Rada przydzieliła Dominika jako prywatną niańkę.
— Jest okropny do wychowywania — wtrącił Dominik.
— Wypraszam sobie — burknął Bartek.
— Zgadzam się — dodał Nikodem.
Bartek rzucił Nikodemowi mordercze spojrzenie.
— Nie patrz tak na mnie, bo kabanosów nie dostaniesz... — powiedział poważnym tonem Nikodem.
Bartek wtulił się w chłopaka.
— Daruj...
Dominik parsknął śmiechem. Stwierdził, że wyprowadzi swojego wilka na spacer. Nikodem usiadł na kanapie. Bartek zajął miejsce obok. Założył nogę na nogę. Westchnął. Przywołał trochę magii w ręku. Nikodem się przyjrzał. Nie dostrzegł niczego specjalnego.
Postanowił przerwać ciszę:
— Jak się czujesz?
Bartek zamknął dłoń i błękit zniknął.
— Dziwnie. Jakoś tak... Sam nie wiem. Dwa dni temu zabiłem własnego wilka, a wcale nie czuję zerwanej więzi; mój ojciec nie żyje, ale... to nie tak, że nie jest mi przykro. Po prostu nie czuję nic. Na dodatek ten cały Mentor... Nie rozumiem, jakim cudem żyję.
— Bo? Źle ci jeszcze ? Przeżyłeś, to się liczy.
— Niki, to wilki chciały, żebym zabił Lirena, żeby udowodnić, że jestem na tyle godny, by nimi przewodzić. Najgorsze, że naprawdę się wahałem. Nie dałem rady.
— Ale... Zrobiłeś to.
— Tyle że się wahałem, a cała idea wyboru Mentora polega na kompletnym wyzbyciu się wahań.
— Najwidoczniej wilki nie znają regułki z podręcznika. — Nikodem przysunął się bliżej i pogłaskał Bartka po plecach. — Musiały uznać, że wystarczyło, że w ogóle to zrobiłeś. Ciężko, żeby było inaczej. To był twój wilk, sytuacja też pewnie nie była, a ty jesteś jeszcze młody.
— Może tak. — Uśmiechnął się delikatnie. — Jedynie dziwnie się czuję. Myślałem, że jak zostanę Mentorem, to będę się czuć dojrzalej, nie wiem, czuć, że faktycznie mogę więcej robić, ale... tak szczerze, nie czuję się obecnie specjalny.
— Bo jesteś już specjalny, jeśli spojrzeć na twoją inteligencję.
— Nikuś, grabisz sobie.
— Też cię kocham. — Nikodem ułożył usta w dzióbek.
Bartek skorzystał z okazji i złożył pocałunek. Nikodem owinął ręce wokół szyi chłopaka. Poczuł, że ten napierał coraz mocniej. Ułożył się wspólnie z nim wzdłuż kanapy. Dłoń Bartka wsunęła się pod materiał koszuli Nikodema, na co się wzdrygnął.
Nikodem się odsunął.
— Bartek, Daria jest w domu — powiedział, jakby chłopak nie miał tej świadomości.
— I co z tego? — Zabrał rękę. — Jej to nie przeszkadza. Już raz nas słyszała. — Posłał wredny uśmiech. — Zresztą, mogę używać teraz więcej magii, a wiesz, co to dla ciebie oznacza.
Nikodem się zaczerwienił.
— Ale może nie róbmy tego na kanapie?! Przecież jak Dominik wróci do domu, to dostanie traumy.
— Wyluzuj... Zaraz pójdziemy na górę.
Bartek znów złączył usta. Oparł dłonie obok głowy chłopaka. Nikodem nie miał zamiaru dłużej protestować. Naprawdę się cieszył, że minęło najgorsze na ten moment i obaj mogli odpocząć. Wiedział też, że okres szkolenia na Mentora będzie ciężki dla Bartka, gdy minie chwilowa apatia po śmierci ojca, ale zdecydował się go wspierać na tyle, ile zdoła. Jedynie czuł się źle z faktem, że nie uratowali Lirena. Docierało, że nie istniała szansa na odwrócenie skutków działania żółtej magii, ale mimo to w Nikodemie tkwiło pytanie: Co jeśli?
Coś zaczęło ocierać o nogę Bartka. Chłopak skrzywił się i spojrzał obok.
— Liren, nie teraz — warknął.
Wtedy do niego dotarło.
Obrócił się gwałtownie. Nikodem aż otworzył szerzej oczy.
— Liren?!
Wuff!
Przed nimi stał Liren z krwi i kości. Wystawiał język i machał radośnie ogonem. Bartek dostał szoku. Patrzył z niedowierzaniem. Łzy pociekły mu po policzkach. Rzucił się radośnie na wilka, tuląc go do siebie. Wilk zaszczekał radośnie. Znosił szloch Bartka. Chłopak wciąż nie wierzył. Głaskał zwierzaka po całym ciele, sprawdzając, czy to nie jego przewidzenie.
Tymczasem Nikodem zamarł. Nie rozumiał. Przecież Bartek powiedział, że go zabił. Co tu robił? Ożył? To niemożliwe. Coś mu tu nie pasowało, ale sam nie umiał skonkretyzować, co dokładnie. Przyglądał się z uwagą. Nie widział różnić. Wilk, do którego czule i z tęsknotą tulił się Bartek, wyglądał i zachowywał się jak Liren.
Czyżby wydarzył się cud?
Bartek wstał gwałtownie i pobiegł razem z Lirenem do innego pokoju, krzycząc:
— Daria! Liren żyje!
Nikodem patrzył, jak Bartek zniknął za rogiem. Skrzywił się. Chciałby się cieszyć, że Liren wrócił, był cały i zdrowy, ale jednocześnie czuł, że to sprawka tylko jednej osoby.
Obrócił się, jakby wiedział, że pojawiła się tuż za nim.
Barbara.
Nikodem rzucił jej wymowne spojrzenie.
— Przyznaj się — zaczął od razu — to ty.
Starał się mówić w miarę cicho, żeby Bartek niczego nie usłyszał.
— Tak... To ja — przyznała, opuszczając głowę. — I tak, miałeś rację. Przyczepiłam się do własnego syna, ale daj mi wyjaśnić! Jeśli nie ja, to zrobiłby to ktoś inny, a tak przynajmniej miałam nad tym delikatną kontrolę. Później stało się, co się stało z Lirenem. Potrzebowałam tego trochę, żeby dokopać tym, którzy mnie wkurzyli. Myślałam, że Liren nie będzie się rzucał. Gdyby Liren nie walczył ze mną, przeżyłby.
Nikodem szerzej otworzył oczy.
— Masz na myśli...
— To nie jest Liren...
Zimny pot oblał Nikodema. Barbara od razu wytłumaczyła:
— Nie mogłabym przywrócić prawdziwego Lirena do życia. Po śmierci wilka jego dusza przekształca się w materię i znika. Pozostaje po nim tylko duch. Zaczęłam tworzyć nowego za pozwoleniem Lucyfera. To nie jest dokładnie to samo, ale mam nadzieję, że Bartek się nie zorientuje.
Nikodem przygryzł wargi od środka.
— Nie sądzisz, że lepiej mu o tym powiedzieć?
Kobieta pokręciła głową.
— Załamie się. Niech żyje w przekonaniu, że jego ukochany wilczek powrócił. Przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić.
Nikodemowi niezbyt się to podobało, ale nie zamierzał protestować. Barbara miała trochę racji. Widział ogromną radość chłopaka, gdy Liren się ukazał. Nie potrafiłby odebrać mu tej ekscytacji. Obiecał, że go nie okłamie, lecz w tym przypadku... Lepiej, by nie poznał prawdy. Niech żyje w przekonaniu, że jego wilk znów trwał przy nim.
— Ponieważ nie mam już nad nikim władzy — ciągnęła Barbara — to Lucyfer nie pozwoli mi zbyt często tu chodzić. Nie będę mogła już was pilnować.
— Rozumiem... Doceniam, naprawdę. — Posłał lekki uśmiech.
— Możesz być na mnie zły za Lirena, nie będę się kłócić. Jedynie wiedz, że miło mi się patrzy, gdy Bartek jest szczęśliwy. Niczego bardziej nie cenię w swoim życiu. Patrzenie na uśmiechniętego synka to inny poziom szczęścia.
— Nie musisz się tłumaczyć — odparł spokojnie. — Idź już, zanim Bartek cię zauważy.
Barbara westchnęła.
— No nic. Trzymajcie się chłopcy, oby wam dopisywało szczęście. — Założyła ręce. — A teraz lecę prześladować mojego męża w piekle.
Nikodem parsknął śmiechem. Po chwili Barbara zniknęła. Niewiele później wrócił Bartek z bananem na twarzy. "Liren" wtulił się do Nikodema. Wariował jak prawdziwy. Przez moment Nikodema jeszcze kusiło, by powiedzieć wszystko Bartkowi, ale gdy zobaczył go całego w nieopisanej radości, to poczuł kłucie w sercu. Nie mógłby zepsuć tej chwili. Zdecydował się iść za radą Barbary i dochować tajemnicy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro