Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 - "Znaki"

Nikodem postanowił zostać u Bartka. Cioci napisał, że dowiedział się o wszystkim w środku nocy i nie chciał jej budzić. Miał nadzieję, że zrozumie. Modlił się w duchu, żeby w tym czasie faktycznie spała, bo inaczej łatwo się wkopie. Na szczęście, miał farta. Helenie niezbyt spodobało się, że Nikodem wychodził o tak później porze, ale nie skrzyczała chłopaka jakoś szczególnie. Przynajmniej przez wiadomości.

Bartek zdążył ochłonąć. Rankiem wstał z dość dobrym nastrojem. Nikodem dojrzał się, że udawał, ale nie chciał mu tego zarzucać. Domyślił się, że tak było mu prościej. Miał hipotezę, że Bartek doskonale wiedział, że jego drugie źródło się budziło, a to dołożyło dodatkowy stres. Jeśli zechce o tym porozmawiać z Nikodemem, to sam poruszy ten temat.

Rozległo się pukanie do drzwi. Bartek spojrzał zdziwiony wpierw na zegarek, a następnie w stronę wejścia.

— Śpicie? — spytała Daria po drugiej stronie.

— Nie — odpowiedział jeszcze nieco zaspany Bartek. — Czego chcesz od bladego świtu?

— Ola przyjechała i chce z tobą pogadać — wyjaśniła.

Bartka zamurowało. Spojrzał na Nikodema, który był równie zaskoczony. Minęło kilka godzin. Czyżby zdążyła przez ten czas zebrać myśli? Nikodem musiał przyznać, że dosyć szybko. Spodziewał się, że Ola w końcu pójdzie po rozum do głowy, ale nie sądził, że nastąpi to w tak zawrotnym tempie.

— Zaraz zejdę, przebiorę się — rzucił Bartek.

Nikodem usłyszał, że Daria odeszła od drzwi. Spoglądał teraz, jak Bartek szukał ubrań na zmianę. Kilkukrotnie niewiele brakowało, by się wywrócił o zawinięty róg dywanu. W końcu Nikodem go poprawił, żeby nie stanowił zagrożenia dla Bartka chodzącego po pokoju tak, jakby ktoś podpalił mu zadek i szukał w desperacji sposobu na ugaszenie płomieni. Gdy tylko Bartek skończył wyjątkowo pospieszną zmianę ubioru, wyszedł. Nikodem pogonił za nim, żeby przypilnować, czy "ten debil" zaraz nie spadnie ze schodów.

Ola czekała w salonie. Siedziała widocznie niekomfortowo. Nerwowo stukała nogą o podłogę. Odwróciła się do Bartka i posłała mu delikatny uśmiech. Wstała. Podeszła do chłopaka. Bez słowa przytuliła go. Wyjątkowo cicho powiedziała:

— Przepraszam...

Bartek westchnął. Ola rzuciła spojrzenie Nikodemowi.

— Tobie też się należą przeprosiny, Nikodem...

— Nie gniewam się — odparł, zakładając ręce.

Jestem współwinny, ale tego nie musisz wiedzieć.

— Bartek, możemy pogadać w cztery oczy? — Ola odsunęła się od Bartka.

Chłopak kiwnął głową. Wyszli na podwórko. Nikodem wraz z Darią stwierdzili, że w międzyczasie wezmą coś do zjedzenia, bo cała rozmowa Oli i Bartka mogła zająć długo. Nikodem szukał przekąsek. Ponieważ niczego nie znalazł, to Daria zdecydowała zrobić jajecznicę.

— Jak spał Bartek? — spytała Daria, biorąc jajka z lodówki.

— Całkiem dobrze. Chwilę mu zajęło, zanim się uspokoił, ale w końcu usnął.

— To dobrze. Za dużo wrażeń na raz.

Jacek wszedł do kuchni chwiejnym krokiem. Daria rzuciła mu mordercze spojrzenie.

— Miałeś leżeć.

— Usłyszałem "jajecznica" i od razu ozdrowiałem — powiedział ze śmiechem.

— Pewnie. Wywal się, rozwal sobie łeb, a potem pewnie będę ja miała to składać. Gwarantuję ci. — Wskazała na niego łopatką. — Nie tknę cię wtedy.

— Już nie przesadzaj... — Usiadł, trzymając się mocnym chwytem za stół. — Jak się wywalę, to nie będzie czego składać. Miałbym święty spokój.

Jacek oparł się wygodnie. Założył nogę na nogę. Patrzył, jak Daria szykowała jedzenie. Stukał palcami o blat i raz po raz spoglądał na Nikodema. Chłopak odczuł natychmiastowy dyskomfort oraz wzrost napięcia. Nie podobało mu się. Nasunęły się dziwne myśli, które tłumaczyłyby zachowanie Jacka. Na tle wszystkich wolał trzymać się tej odpowiadającej na wszystko stanem zdrowia.

— Nikodem — zaczął nagle Jacek — powiedz mi coś, tak szczerze. Czy miałeś jakikolwiek udział w ucieczce Lirena?

Nikodem zdębiał.

— Boże, Jacek, zamieniasz się w moją siostrę? — wymamrotała Daria z niezadowoleniem. — Przyznaj szczerze, kazała ci wszystkich wypytać, prawda?

Jacek odwrócił wzrok.

— Widzisz? Za dobrze znam te geny. Ta to by wszędzie znalazła winowajców. Dokopałaby się do samego Piekła, tylko po to, żeby obwinić Lucyfera za swoje błędy.

Daria spojrzała za siebie.

— Możesz jej przekazać, żeby sama ruszyła swoje majestatyczne dupsko, a nie wciąż wykorzystywała ciebie, szczególnie teraz, gdy ledwo chodzisz.

Jacek zacisnął zęby. Zasłonił ręką oczy i wziął kilka głębokich wdechów. Nikodemowi zrobiło się go żal. Widział na własne oczy teraz, jaką męczarnią dla niego były rozkazy Roksany. Kusiło go, by spytać, jak wyglądało to od strony Jacka, ale się powstrzymał, domyślając się, że to ostatni temat, o którym chciałby ktokolwiek mówić.

— Nie — odpowiedział w końcu Nikodem. — Nie wiedziałem nic.

— Na pewno? — Jacek spojrzał nieufnie. — Bo zdaje mi się, że w czasie tego zamieszania, widziałem, jak Liren szedł tuż za tobą. Co tam robiłeś?

Nikodema oblał zimny pot.

— Przypadkiem — rzucił szybko, by nie pozostawać zbyt długo w ciszy. — Chciałem się oddalić od zagrożenia i przypadkiem na niego trafiłem.

Jacek nie wyglądał na przekonanego. Nikodem zadrżał na myśl, że za moment wszystko się wyda i zostanie okrzyknięty mordercą.

— Jacek, zejdź z chłopaka — wtrąciła się Daria. — Nie rozpamiętujmy. Wystarczająco się wypłakałam po Karolce. Nie zrzucajmy na nikogo winy. Nawet jeśli ktokolwiek się przyczynił do wolności Lirena, to poznanie prawdy nic nie zmieni. Nie przywrócisz jej życia.

Jacek westchnął.

— Teraz — ciągnęła Daria — musimy się postarać, żeby Liren nie zabił nikogo więcej. Niestety.

Nikodem zrozumiał, co Daria miała na myśli. Nie musiała mówić na głos, że szansa na ratunek dla Lirena nigdy nie istniała. Tylko Demon, który się go trzymał, mógł odwrócić cały proces. Oni nie posiadali takiej mocy. Choć dalej Nikodem chciał wierzyć, że to Basia kontrolowała Lirena i że w końcu odpuści, to coraz bardziej wątpił. Wiedział, że wtedy pozostało im jedno.

Zabicie Lirena.

Pomyślenie o tym było niczym ugodzenie strzałą w serce. Pozwolił zrobić sobie nadzieję, wejść w obce środowisko, a zamiast widocznego postępu otrzymał solidnego kopniaka od Roksany, która wykorzystywała go w celu poszerzenia wiedzy. Sądził teraz, że w Radzie nikomu nie przeszło przez myśl, by ratować Lirena. On nic dla nich nie znaczył.

Daria skończyła szykować posiłek. Nikodem zdążył stracić apetyt, ale zjadł, bo głupio byłoby teraz odmówić. W trakcie zmywania naczyń rozległo się szczekania Reksa, który po chwili pobiegł w stronę drzwi. Nikodem, Daria i Jacek spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Wyjrzeli zza rogu. Dostrzeli, że Ola i Bartek wrócili. Nikodem zwrócił uwagę, że chłopak był po długim płaczu. Natychmiast wstał, by podarować mu pocieszającego przytulasa. Bartek schował twarz w ramieniu Nikodema. Wyraźnie nie chciał nic mówić.

Po mimice Oli łatwo wywnioskować, że to, co przekazała Bartkowi, powie reszcie. Potrzebowała tylko chwili.

— Po całym incydencie — zaczęła Ola — dużo osób zajęło się tropieniem Lirena. Porozdzielali się na małe grupki. Dwie z nich zostały zaatakowane, ale akurat jedna miała dużo szczęścia i widzieli nawet, że Liren pozostawiał na drzewach ślady pazurów. Dokładnie tak, jak szedł.

Bartek podniósł głowę. Dopowiedział:

— Znaki, które mają doprowadzić do jego kryjówki. Prawdopodobnie usiądzie w jednym miejscu. Bez przyczyny tego nie zostawia.

Nikodem pogłaskał chłopaka po plecach, słysząc, jak jego głos drżał.

— Egzekutorzy dopytali się Rady, czy powinni się tym zainteresować — kontynuowała Ola. — Zdaniem Rady Liren chce, żeby go znaleźć...

— I żeby go zabić — zwieńczył Bartek.

Nastała chwilowa cisza. Bartek widocznie powstrzymywał się od kolejnego napadu płaczu. Prawdopodobnie dlatego Ola wyciągnęła go na podwórko. Chciała, żeby dowiedział się pierwszy. To wciąż jego pupil. Najbardziej przeżyje stratę.

— Musimy tylko się w miarę szybko zgrać. Nie wiemy, ile Liren będzie siedzieć w jednym miejscu. — Ola spojrzała na Nikodema. — Wiem tylko, że lepiej, żebyś nie szedł, Nikodem...

Nikodem zamrugał kilkukrotnie.

— Bo?

— Sam się domyśl. — Bartek się odsunął. — To nie jest rutynowe wyjście. Jesteś w tym świeży. Liren może w akcie obrony cię wykorzystać.

— Przecież nie będę tam sam.

— Nie przydasz się. Proszę, zostań po prostu w domu. Będziesz bezpieczny.

— Będziesz mnie tak wiecznie od wszystkiego odciągał? — Nikodem parsknął z ironią. — Rozumiem, że jestem na wszystko podatny, ale widzę, że najchętniej przywiązałbyś mnie do łóżka, żebym nigdzie nie wychodził, bo może mi się coś stać. Sam chciałeś, żebym w końcu dostał magię, żebyś nie był ze wszystkim sam, ale chyba to się w końcu sprowadzi do tego, że za każdym razem będziesz mi rady od serca dawał.

— Proszę, zrozum. — Bartek złapał ręce Nikodema. — Ja na samą myśl, że stanę przeciwko własnemu zwierzakowi, trzęsę portkami, bo nie wiem, do czego jest teraz zdolny. Ja. Mając doświadczenie, dalej nie wiem, czy wyjdę stamtąd żywy.

— I uważasz, że się nie przydam.

— Nie pomożesz mi. Nie umiesz. Jeszcze. Nie dam rady walczyć, wiedząc, że jesteś gdzieś obok i mogę cię stracić. Na zawsze. Zrób to dla mnie.

Nikodem miał ochotę dalej ciągnąć temat, ale dał za wygraną. Za słabo znał magię. Nie umiałby się odnaleźć, a inni nie mogliby go przypilnować. To też dodatkowy stres dla ciotki. Nikodema wkurzało podejście Bartka, ale przy tej sytuacji niewiele wskóra.

— Dobrze. Zostanę w domu.

Bartek się uśmiechnął.

— Ale... — dorzucił Nikodem. — Jeśli coś ci się stanie, to do końca mojej edukacji jako Zaklinacza nie kupię ci nawet jednej paczki kabanosów.

Bartka zamurowało.

— Jesteś wredny... — wyjęczał z bólem pochodzącym prawdopodobnie z duszy.

Reszta osób nie zdołała zachować powagi sytuacji. Wszyscy zanieśli się śmiechem. Nawet Jacek, choć dopadło go uwierające kłucie w piersi, to parsknął kilka razy i zażenowany zakrył twarz. Przez chwilę atmosfera uległa zupełnemu rozluźnieniu. Dopiero później Daria stwierdziła, że powinni zająć się sprawami dotyczącymi nadchodzącego wyjścia.

Nikodem, słuchając wszystkiego, czuł się odsunięty. Dorzucał swoje propozycje i czasem spotykały się z aprobatą. Jednakże bardziej skupiał się na Bartku. Brał udział w rozmowie, ale widocznie cała sytuacja zaczynała go przerastać. Zaproponował mu krótką przerwę. Nie odmówił. Odeszli kawałek od zajętych rozmową kompanów. Bartek usiadł na schodach i złapał się za głowę. Nikodem jedynie zajął miejsce obok i objął go ramieniem.

— Nie wierzę, że przyjdzie mi patrzeć, jak on ginie... — mruknął pod nosem Bartek.

— Będzie mu lżej.

— Wiem, ale... mimo to... — Westchnął. — Sam nie wiem. To mój pierwszy wilczek. W końcu musiałbym się z nim pożegnać, ale... Nie sądziłem, że w ten sposób.

— Dasz radę.

— Chciałbym go ostatni raz pogłaskać... Jeśli wizja w "Pętli" się spełni, to dotknę go ostatni raz. Tylko wtedy też... Stracę ojca. Stracę całą moją rodzinę, jaką dotychczas miałem.

— Zawsze będziesz miał mnie, Darię. Będę twoją nową rodzinką.

Bartek widocznie się rozchmurzył. Niestety, tylko na moment.

— Szkoda tylko, że zdążyłem się trochę pogodzić z ojcem, a on i tak jest na skraju. Pocieszam się faktem, że... Jemu też będzie w końcu lżej. Uwolni się od czarów, odpocznie. Gorzej tylko, gdyby w trakcie walki moje drugie źródło się uaktywniło.

Nikodem się zdziwił.

— A przypadkiem nie na to tak bardzo czekacie?

— To co innego. Tam będzie cała wataha. Jeśli mój ojciec zginie... I będę mieć aktywne źródło, to... Będzie ciężko. Wilki wyczują moje najmniejsze zawahanie. Mogłyby się na mnie zwyczajnie rzucić i mnie zagryźć, jeśli nie okażę się wystarczająco kompetentny.

— Wiesz, musisz się przyszykować na taką możliwość. Musisz się przekonać do Mentorstwa. Teraz.

— To nie takie proste.

— Domyślam się. Wierzę, że sobie poradzisz.

Bartek odwrócił głowę w stronę Nikodema.

— Przynajmniej będę mieć ciebie.

Złożył krótki pocałunek na ustach chłopaka.

— Jeśli jutro zagryzą mnie wilki, to wiedz, że nikogo w życiu tak nie kochałem...

Nikodem uśmiechnął się smętnie.

— Nic cię nie zagryzie. — Pogładził Bartka po policzku. — Będziesz dobrym Mentorem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro