Rozdział 19 - "Uwolnienie" cz.I
Nikodem nie mógł spokojnie usiedzieć, przynajmniej dopóty zmęczenie nie wróciło do niego ze zdwojoną siłą. Wtedy padł zmęczony na ławkę i mógłby przysiąc, że żadna siła nie zmusiłaby go do uniesienia głowy. Dopiero pod koniec lekcji Bartek trącił go ramieniem. Niewiele mówił. Ciągle spoglądał z ukosa, zaciskał wargi. Nie ustalili jeszcze między sobą, co konkretnie byliby w stanie zrobić z Lirenem. Na ten moment Bartek stwierdził, że potrzebował chwili, żeby w pełni ochłonąć. Wyszli ostatni z sali. Nie spieszyli się, bo jako następną lekcję mieli wychowanie fizyczne, a na dodatek sala gimnastyczna była zajęta przez zawody siatkarskie.
Chłopcy poczekali, aż na korytarzu zrobi się nieco większy harmider, po czym Bartek zaczął:
— Przydałoby się, żebyś się w pełni wyspowiadał. Jak to się w ogóle zaczęło?
— Twój ojciec powiedział, że jest jakiś program i mógłbym pomóc. Byłem definitywnie przeciwko, ale później jakoś... Uznałem, że może faktycznie coś zdziałam, ale się srogo przeliczyłem. Chociaż dalej wierzę, że da się uratować Lirena. Nie wiem tylko, jak to zrobić.
— Jak oni go złapali? — Zatrzymał się przed schodami.
— Pomogłem... — Nikodem odwrócił wzrok. — Głównie do tego byłem im potrzebny. Na mnie...
— Na ciebie chętniej się złapał, ta, rozumiem.
Bartek przerwał. Zszedł szybkim krokiem po schodach, aż Nikodem nie zdołał za nim nadgonić. Odłożyli tylko zbędne książki do szafek i kontynuowali rozmowę:
— Jak bardzo źle go traktują? — zapytał Bartek, bawiąc się kluczykami. Unikał wzroku chłopaka.
— Chyba lepiej ci tego nie mówić.
— Skoro tak uważasz... — mruknął z lekkim niezadowoleniem. Wziął głęboki wdech. — To w ogóle legalne?
— Niezbyt. W teorii można by ich podpieprzyć gdzieś wyżej.
— Wywiną się. Wierz mi, wielu już próbowało. — Wzruszył ramionami. — Nawet Daria chciała, żeby Roksana odpowiedziała za wiele, oj wiele, ale łatwo ją uciszono, bo to siostry.
— Słucham? — Nikodem zamarł. — One są rodziną?
— Ta. Wiesz, Roksana to ta wspaniała córeczka, Daria niekoniecznie. To dłuższa historia, na pewno nie na teraz. Może Daria ci kiedyś opowie, choć niezbyt za tym przepada.
— Trudno się dziwić.
Bartek zdecydował się w końcu zapytać:
— Jak ty chcesz go uwolnić? Domyślam się, że ciągle go pilnują i ciebie tam nie wpuszczą. Więc jak?
Nikodem założył ręce. Czekał, aż w końcu powie o swoim pomyśle chłopakowi.
— Dowiedziałem się trochę o Radzie. Ostatnio zerwał się jeden z łańcuchów Lirena i wszyscy zaczęli panikować. Skupili się tylko na tym, żeby Liren się nie uwolnił. Resztę olali. Gdyby tylko wprowadzić zamęt gdzie indziej...
— Można spróbować go uwolnić... — dokończył Bartek, rozumiejąc myśl. — Zależy, ile miałbyś na to czasu. Zresztą, wiesz w ogóle, jak zrobić zamieszanie?
— Jeszcze nie, to dopiero pomysł.
Nikodem wyjął telefon, żeby pokazać kilka ciekawych zdjęć z galerii, które Dominik przesłał mu po cichu. Bartkowi zabłysły oczy.
— Czy to są...
— Tak — przerwał Nikodem. — Rozmieszczenie pomieszczeń łącznie z numerami obiektów. Legendę mam na innym zdjęciu. Dominik stwierdził, że pomoże mi z kolejnym moim durnym pomysłem, za który pewnie by go wylali, gdyby tylko wyszło na jaw, że mi pomagał.
— Długa ta nazwa.
— Sam to tak określił. Niemniej. On wie nieco więcej, więc w razie co mógłby nam pomóc.
Nikodem wskazał na pokój, w którym trzymano Lirena. Następnie przejechał palcem na pomieszczenie znajdujące się po drugiej stronie budynku.
— Dominik wspominał, że powinieneś znać tego zwierzaka. Opowiedział mi, jaki on jest — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Na razie nic mi nie mówi kilka numerków i literek...
— Wtedy jeszcze miałem amnezję. Wilczek, który jest psem-wampirem.
Bartek otworzył szerzej oczy. Nie miał dobrych wspomnień z tym konkretnym zwierzęciem. Nie rozumiał trochę, skąd to nagłe zadowolenie ze strony Nikodema. Pozwolił mu dokończyć myśl.
— Jeśli wierzyć Dominikowi, to był to na tyle wredny i agresywny zwierzak, że leży wciąż na silnych lekach, które podają mu rankiem, w południe i na wieczór. Gdyby zaburzyć ten cykl, to... cóż... mogłoby być trochę krwawo.
Bartek się skrzywił.
— Niki... Nie sądzisz, że... to byłaby lekka przesada?
Nikodem zgasił ekran telefonu i cicho westchnął.
— Może. Sam jeszcze nie wiem, co o tym myśleć. Na razie nie znaleźliśmy innego sposobu, żeby mieć czas. To ryzykowne, ale to dla Lirena. Mam teraz czas, to spróbuję porozmawiać z Dominikiem na ten temat.
— Sam nie wiem teraz, Niki... — Bartek oparł się o pobliską ścianę. — Ten pies zabił wielu z różnych grup, nawet mojej, prawie nawet mnie. Akurat wtedy jeszcze aspirowałem na Twórcę. Ciekawe czasy, ciekawe...
— Powiedzieć ci coś, co może cię bardzo wkurzyć? — zapytał nagle Nikodem.
— Chyba się boję.
— Używałem już żółtej magii.
Bartek zamrugał zaskoczony. Przyglądał się Nikodemowi, jakby chciał w niewerbalny sposób przekazać zasadnicze pytanie brzmiące: „Jakim cudem jeszcze żyjesz ?", bądź też: „Czy tobie zupełnie odbiło?!". Nie wydusił z siebie ani jednego, ani drugiego. Tylko patrzył z wielkimi oczami.
— Wiem, jak to brzmi, ale...
— Niki, nie mówmy o tym w szkole, dobrze? — przerwał Bartek. — Naprawdę mam dość wkurzania się na ciebie dziś.
— Mam ci to rozłożyć na kilka dni?
— Poproszę.
Głośny dzwonek przerwał nieco napiętą konwersację. Chłopcy postanowili wstrzymać się ze wszelkimi rozmowami na temat Lirena, bo Bartek wola przemyśleć wszystko samemu. Wyraźnie zaznaczał, że nie chciał wyrzucać emocji na Nikodemie. Chłopak wydedukował, że dla Bartka to jednak zbyt ciężki temat, by mówić o nim głośno. Dlatego też dał mu spokój. Jedynie wspierał go na najprostsze sposoby – chociażby jak krótkie przytulenia, głaskanie po plecach czy małe dokuczanie. Bartek nie odpychał chłopaka, więc nie przeszkadzało mu to w wewnętrznych rozterkach.
W międzyczasie Nikodem wykorzystał czas, by przedyskutować wstępny plan z Dominikiem. Widział, że Bartek czasem spoglądał na treści wiadomości, ale powstrzymywał się od komentarzy. Na pewno nie było mu na rękę, że uwolnienie Lirena mogło ponieść za sobą ogromne konsekwencje. Jednakże szukanie na siłę mniej krwawego i mniej hucznego sposobu nie miało sensu. Rada to zbyt ściśle ułożona działalność o ostrym rygorze, by działać w cieniu. Oni byli tego nauczeni, co Nikodem zdążył zauważyć. Nocne zmiany, warty, Zaklinacze przyzwyczajeni do nocnego trybu życia – to wszystko stanowiło uporządkowaną strukturę. Starczyło wprowadzić zamieszanie, a wszystko ulegało odwracalnemu rozpadowi.
Dlatego też tu Nikodem odnajdywał nadzieję.
Wiele rzeczy mogło pójść niezgodnie z planem. Nikt nie był w stanie przewidzieć, czy Liren zapanuje nad sobą i jednocześnie nikogo nie zabije. Chcieli go tylko wypuścić na wolność, żeby przestał być swego rodzaju obiektem badań o nieznanym celu. Jak dotychczas to właśnie on stanowił największe zagrożenie dla planu. Jeśli wydarzy się cokolwiek niepożądanego, to mogliby zbyt wiele na tym stracić.
Nikodem zacisnął wargi.
Gdyby tylko upewnić się, że Liren bezpiecznie i bez większych problemów wyjdzie, to jest połowa sukcesu.
Wpadł na niebezpieczny i głupi pomysł. Napisał szybko.
A co z żółtą magią?
Nie dałoby rady uspokoić Lirena?
Bartek zadrżał, przeczytawszy treść. Jeszcze nie wiedział, że Nikodem mógł swobodnie poruszać temat teoretycznie zakazanej magii przy Dominiku.
— Odbiło ci? — spytał szeptem Bartek.
— Zaufaj mi. Wyjaśnię ci wszystko.
Sam nie wiem, Nikodem.
Myślałem o tym, ale to
dosyć niebezpieczne. Choć
mam pewne doświadczenie z
żółtą magią, to tu miałbym masę
wątpliwości.
Bartek otworzył szerzej oczy. Przypatrywał się z niedowierzaniem. Cóż, trudno się dziwić. Żółta magia omal nie pozbawiła go życia, a tymczasem Nikodem pisał o niej, jakby nie była to wyjątkowo zdradliwa i mordercza sztuka.
— Też byłem w szoku, wierz mi — powiedział Nikodem, widząc reakcję Bartka.
Co konkretnie?
Więc tak. Liren jest spętany
żółtą magią, więc gdyby utrzymać
przez pewien czas żółtą magię w
ciele, to może, ale tylko może Liren
da się nabrać i uzna cię za swojego
pana. Nowego, rzecz jasna.
A haczyk?
Pamiętasz, co ci mówiłem?
Tak długo, jak źródło pozostanie
niebieskie, to Zaklinaczowi nic
nie grozi.
Cały problem planu z Lirenem
sprowadza się do zagrożenia źródła.
Gdyby to nie, to byłoby to rozwiązanie
idealne.
— Oj, będziesz się spowiadał — mruknął pod nosem Bartek. — Ale na rozgrzeszenie to ty nie licz.
— Miej litość. Mogę cię błagać nawet na kolanach...
— Ciekawa opcja, rozwiń myśl. — Bartek spojrzał kątem oka z wrednym uśmiechem,
Nikodem się przyrumienił. Zdecydowanie za szybko zrozumiał, co chłopak miał na myśli.
— Zbok.
Nikodem kontynuował konwersację z Dominikiem.
Jesteś w stanie powiedzieć
Ile mniej więcej czasu można
Tak bezpiecznie trzymać magię?
Ciężko powiedzieć.
Zależy od organizmu.
— Zapytaj o mnie — wyskoczył niespodziewanie Bartek.
Nikodem zdębiał.
— Ale...
— Zapytaj o mnie — powtórzył nieco agresywniej.
Nikodem niepewnie kiwnął głową.
Jak w przypadku Bartka?
Przez moment nie było odzewu z drugiej strony. Nikodem bał się, że za chwilę dostanie porządne morały w postaci kilkuset słownej rozprawki. Poniekąd też miał nadzieję, że otrzyma właśnie taką odpowiedź. Niestety, tak się nie stało.
Musiałby sam określić, w
jakim stopniu panował nad
magią, zanim kompletnie
mu odbiło.
Poza tym musiałbyś mu o
wszystkim powiedzieć.
On już wie
Siedzi obok
O, dobra. To ten punkt mam
z głowy.
Ale wracając, Bartek musiałby
się mocno narazić. Dawno był
Twórcą, miał zżółknięte źródło,
więc w teorii powinien mieć większą
tolerancję. Ale tylko w teorii.
Musicie to między sobą przegadać.
Jeśli koniecznie chcesz wplatać w to
żółtą magię, to albo ty, albo Bartek
będziecie musieli zaryzykować.
Ja nie pomogę, mam inną rolę.
Bartek i Nikodem spojrzeli na siebie. Musieli zdecydować. Żółta magia zwiększyłaby ich szanse na powodzenie misji, ale za to dołożyłaby kolejnego problemu. Raczej nie zmienią całego planu, żeby to Dominik się narażał. Zresztą, to niemal niemożliwe.
Rozbrzmiał dzwonek. Chłopcy wyszli razem z tłumem. Nikodem już odruchowo szedł za klasą, ale Bartek pociągnął go za sobą w stronę szatni. Niewiele tłumacząc, złapał za wierzchnie obuwie. Nikodem spojrzał zdziwiony.
— Chyba nie masz zamiaru gadać o tym w trakcie reszty dnia — powiedział Bartek, rzucając w stronę Nikodema jego buty. Niewiele brakowało, żeby chłopak dostał nimi w twarz.
— Może ochłoń...
— Nie, nie muszę. Nie mamy na to czasu — odburknął, po czym wyszedł z szatni.
Nikodem szybko się ogarnął, po czym dogonił Bartka. Uwinęli się szybko, żeby nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Ciężko byłoby im wytłumaczyć, dlaczego uciekali po dwóch lekcjach. Dopiero za bramą czuli się w pełni bezpiecznie. Tam Nikodem zatrzymał Bartka, żeby przestał iść szaleńczym tempem. Bartek zacisnął zęby.
— Nie musisz do tego wracać — powiedział spokojnie Nikodem.
— Pewnie, i tak po prostu pozwolę, żebyś się narażał.
— Równie dobrze będzie z tobą — zauważył. Wyraźnie nie podobał mu się uniesiony ton Bartka. — Dominik uczył mnie bezpiecznego sposobu używania tej magii.
— A jeśli coś ci się stanie?! — Spojrzał Nikodemowi w oczy. — Pomyślałeś o tym? Co z tego, że cię uczył? Nie widziałeś, co on pisał?
— To przeze mnie Liren trafił do Rady. — Nikodem wskazał na siebie. — Jestem ci to winien.
— Nikodem, nie wpieprzaj sie dodatkowo w żółtą magię. Nie chcesz, żeby cię przejęła. Nikt poza mną nie nadstawi karku, żebyś przeżył.
— A tobie drugiej zdrady nie darują.
— Darują.
— Jesteś pewny? To kto cię znów uratuje? Karolka nie da rady?
— Ojciec.
Nikodema na moment zagięło, ale szybko się opanował.
— Naprawdę chcesz poświęcić ojca? — Parsknął Nikodem. — Tego chcesz?
— Wolę tak, niż znów cię stracić. Przestań to utrudniać. Chcę dla ciebie dobrze.
— To działa w dwie strony, Bartek... Co jeśli teraz będzie tylko gorzej? To że wtedy udało się ciebie uratować, nie znaczy, że za drugim razem też się uda. Pomyślałeś, jak ja mogę się poczuć?
Bartek odwrócił wzrok.
— No właśnie. — Nikodem założył ręce. — Nie pomyślałeś.
Bartek nie wiedział, co odpowiedzieć. Wciąż pozostawał cicho.
— Także ja to zrobię — powiedział pewnie Nikodem. — Ja narobiłem rabanu, więc ja zajmę się Lirenem.
Bartek szykował się do sprzeciwu, ale powstrzymał się, gdy zdał sobie sprawę, że dalsza dyskusja nie przyniosłaby lepszych skutków. Nikodem się uparł. Nie pozwoliłby, żeby Bartek po raz drugi przechodził przez to samo piekło, jeśli tylko cokolwiek poszłoby nie po ich myśli. Bartek nie był w pełni przychylny, ale odpuścił. Przytulił tylko Nikodema ze smutkiem.
— Tylko bardzo na siebie uważaj... — wyszeptał, wzmacniając uścisk.
— Będziesz mnie pilnować. Jeśli coś będzie się działo, to... Nie wiem, wymyślisz coś.
— Mało ci kopniaków w jaja?
— Najwyraźniej.
Bartek odsunął się z uśmiechem.
— A skoro o jajach mowa, to co z twoim błaganiem na kolanach? — Rozpromienił się w krótkiej chwili.
— Boże! Ogarnij się. — Nikodem wyminął go szybko.
— Ej, zrobiłeś mi już nadzieję!
Nikodem wywrócił oczami. Złapał szybko za telefon, żeby odpisać Dominikowi, co ostatecznie wybrali.
Padło na mnie
Ou
Pewnie nie obyło się bez krwi.
Chcę wiedzieć, jak doszliście do
porozumienia?
Nie
I dobrze.
Później do ciebie zadzwonię, ale
widzimy się wieczorem. Wymyślę,
jak wpakować tam Bartka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro