Rozdział 18 - "Kłótnia"
Bartek przez całe zamieszanie z ustaleniem daty treningów zupełnie zapomniał, że wolne dni od szkoły dobiegły końca. Teoretycznie mógłby zacząć ją coraz częściej ignorować, ale uznał, że może tam przez chwilę odpocznie. Daria przywiozła go dość wcześnie. Zaledwie chwilę później dotarł Nikodem. Wyglądał masakrycznie. Był niewyspany, wciąż nosił bandaż na przedramieniu. Rana goiła się wyjątkowo mozolnie, a Daria dalej sądziła, że lepiej mu nie pomagać, bo cały czas wyrywał rękę, gdy tylko dotykała go magią.
Bartek zatrzymał Nikodema w szatni.
— Śpisz ty w ogóle? — spytał, przyglądając się chłopakowi.
— Trochę... — wymamrotał.
— Co ty takiego robisz nocami? Przecież nie musisz zbyt długo spać.
— Wiem, wiem... — Ziewnął. — Tak wyszło.
Bartek objął Nikodema ramieniem.
— Niki, czy coś się dzieje? — wyraźnie się zaniepokoił. — To nie jest normalne. Wydaje mi się, że było dotychczas w porządku. Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
Nikodem westchnął i oparł się o Bartka, niemal zasypiając.
— Spać... — mruknął jedynie.
— Mogłeś zostać w domu. Nie nadajesz się do szkoły kompletnie. — Poklepał go, żeby się nieco rozbudził. — Źle się śpi na ławce.
Nikodem przetarł twarz. Dało się zobaczyć, jak kawałek bandaża osunął się, ukazując fragment niezagojonej rany. Wciąż wyglądała paskudnie, choć minął prawie tydzień. Bartek przywykł, że z magią wszystko było prostsze. Naprawdę chciałby zrozumieć, czemu chłopak reagował w taki, a nie inny sposób.
— Chciałem się z tobą zobaczyć — przyznał Nikodem, zarzucając plecak na ramię. — Ostatnio masz mało czasu.
— Co ty nie powiesz... — Wywrócił oczami. — Mimo to wyglądam znacznie lepiej niż ty.
— Przesadzasz...
— Spójrz w lustro, to się przekonasz. — Potarmosił jego włosy. — Chodźmy do klasy, przynajmniej się będziesz mógł położyć...
Nikodem jedynie przytaknął i ruszył razem z Bartkiem. Nie czuli się jeszcze na tyle swobodnie w szkole ze swoim związkiem, dlatego zachowywali się raczej jak kumple. Bartek wskoczył jeszcze szybko do sklepiku szkolnego i kupił chłopakowi mały prezent w postaci puszki energetyka. Musieli przejść do innego skrzydła na lekcję. Akurat pierwszą w planie mieli historię, na której nauczyciel nie wymagał niczego poza ciszą i minimalnym zainteresowaniem, ale jednocześnie nie czepiał się, gdy ktoś w międzyczasie rozwiązywał prace domowe lub ucinał drzemkę. Grunt, żeby cała klasa nie wykorzystała czterdziestu pięciu minut historii na spanie.
Chłopcy zostawili tylko plecaki, po czym wyszli przed salę. Przypadkiem spotkali swoją wychowawczynię, która aż się zatrzymała, gdy zobaczyła stan Nikodema.
— Dziecko drogie, czy ty snu unikasz? — spytała, przyglądając się wychowankowi. — Macie jakiś ważny sprawdzian?
— Miałem trochę na głowie... — odpowiedział Nikodem, uśmiechając się delikatnie. — Jakoś mi tak godziny minęły i nie miałem czasu się położyć.
— Rozumiem, rozumiem... — Przekręciła trochę głowę. — Zawsze miałam wrażenie, że masz piwne oczy.
Bartek zamarł. Miał ochotę odpowiedzieć za Nikodema, żeby ten nie palnął niczego głupiego, ale nie zdążył.
— Tak? — Zaśmiał się cicho. — Nie no, od zawsze miałem taki błękit. Mam to po mamie.
Dobra, całkiem dobrze z tego wybrnął – pomyślał Bartek z lekką dumą.
— Kurcze, a wydawało mi się, że całkiem dobrze zapamiętuje wygląd. — Parsknęła. — Bartusia oczka to jego znak charakterystyczny, a więc jego na pewno zapamiętam do końca swojego życia.
— Aż tak to widać? — wtrącił Bartek.
— No ba! Tak się idealnie wpasowują. — Poprawiła torebkę. — Dobra, chłopcy, muszę lecieć. Nikodem wyśpij się na historii. Jakby pan się czepiał, to powiedz, że kazałam ci się wyspać.
Oddaliła się z uśmiechem, machając ręką z radosnym wydźwiękiem. Bartek pokręcił głową i ukradł na moment puszkę chłopakowi, żeby też się trochę napić. Nikodem tylko zmarszczył brwi. Zaczęli się ze sobą droczyć jak małe dzieci, co nieco rozluźniło atmosferę, a przy okazji mogli się roześmiać.
Wrócili do klasy, bo Nikodem chciał już się położyć. Zajrzał tylko do telefonu i mruknął niezadowolony, po czym padł na ławkę. Początkowo Bartek głaskał go po plecach, jednakże dał mu spokój. Zajął się bezcelowym przeglądaniem filmików, bo nie miał nic lepszego do roboty. Spoglądał czasem kątem oka. Zobaczył, że Nikodem zostawił komórkę na widoku i migała lampka sygnalizująca nowe powiadomienia. Bartek wiedział, że nie powinien, ale ciekawość nie dawała mu spokoju. Złapał spokojnie za palec Nikodema. Przystawił go do czytnika linii papilarnych na telefonie chłopaka. Odblokował się w ciągu chwili. Bartek wcisnął niepewnie w wiadomości. Zamarł. Zobaczył nową wysłaną przez Jacka. Spojrzał tam.
Odpuść sobie dziś
Powiedziałem już coś wcześniej
Liren już do mnie przywykł
Jak wolisz
Bartek zacisnął zęby. Jeszcze szybko sprawdził, co pisał do niego dzisiaj Dominik.
Jak samopoczucie dziś z rana?
Względnie
Tylko ranek spędziłem w łazience
Wyrzuciłem chyba wszystko
Łącznie z flakami
Lepiej zostań w domu.
Twój organizm musi odpocząć.
Dam radę
Jeśli nie odpoczniesz, to dziś
możesz mieć jeszcze większy
problem.
Po prostu zostań.
Wytrzymam
Nie martw się o mnie
Bylebyś tego nie pożałował...
Bartek wyłączył telefon. Energicznie złapał Nikodema za przedramię i wyciągnął z klasy. Chłopak nie zrozumiał, co się działo, dopóki nie został wepchnięty do pobliskiego kantorka i przyciśnięty przez Bartka do ściany. Spoglądał wściekle. Rzucił jeszcze szybko zaklęciem wyciszającym, po czym wycedził:
— Czy ty masz mnie za debila?!
Nikodem zamrugał kilkukrotnie, próbując się widocznie rozbudzić.
— O czym ty...
— Dobrze wiesz, o czym mówię. — Zacisnął dłoń, przyciskając Nikodema jeszcze mocniej. — Myślałeś, że nigdy się nie dowiem?
Nikodem zacisnął wargi i odwrócił wzrok. Bartek wziął głęboki wdech. Poluźnił nieco uścisk.
— Czy ty się wpieprzyłeś w Radę? — spytał trochę spokojniej, choć wciąż drżały mu ręce.
Chłopak niepewnie kiwnął głową. Bartek parsknął sarkastycznym śmiechem.
— I nie zamierzałeś mi o niczym powiedzieć?!
— Nie mogłem!
— Mogłeś. — Odsunął się. — Bo co? Chcieli zachować tajemnicę i nic mi nie mówić, żebym nie zaczął robić większego syfu?! Uważasz, że gdyby coś ci się stało, to powiedzieliby mi prawdę?! Dobrze wiesz, jak było z twoją matką!
Bartek cofnął się w stronę najbliższej ściany i oparł o nią. Przyłożył rękę do czoła. Zaczął się uspokajać magią. Wciąż spoglądał na Nikodema z niedowierzaniem. Wiedział. Miał przeczucie, ale postanowił zaufać, że gdyby cokolwiek się działo, to Nikodem powiedziałby mu od razu.
— Przepraszam... — wydukał cicho Nikodem.
Bartek pokręcił głową.
— Uważasz, że zwykłe przeprosiny teraz wystarczą? — Odepchnął się od ściany. — Zaufałem ci! Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Widziałem, jak Roksana i mój ojciec podeszli do ciebie i miałem przeczucie, że coś kombinowali, ale zaufałem ci, że powiesz, jeśli to coś ważnego!
— Bartek, sam ukryłeś przede mną prawdę o magii, choć dobrze wiedziałeś, w co się wpakuję!
— A co ci miałem powiedzieć?! "Ej, Niki, paczaj, magia jest z piekła! Fajne, nie?!" — Oparł ręce na biodrach. — Poza tym, czy to by coś zmieniło?! Powiedziałbyś mi, że dobrowolnie, jak mniemam, poszedłeś na układ, myśląc, że zrobisz coś dobrego, a tamta suka cię wykorzystała?! Powiedz, że nie mam racji.
Nikodem opuścił wzrok.
— Po wszystkim, co razem przeszliśmy, nie mogę zrozumieć, dlaczego bardziej zaufałeś jej niż mi! — Łzy pociekły mu po policzkach. — Uważałeś, że się nie zorientuję?! Żyję z magią od siedemnastu lat! Masz w ogóle świadomość, że mam już tak silną więź z Lirenem, że czułem wszystko?!
Nikodem zdębiał.
— Każdą emocję, jaka kiedykolwiek towarzyszyła Lirenowi, czułem niemal dokładnie tak samo. Nie dość, że martwiłem się o własnego pupila, to ty mi tylko dokładałeś. Nikodem, mam ci przypomnieć, jak trzymałem cię niemal martwego? Jak bałem się, że mogłem w każdej chwili cię stracić? — Załkał. — To dlaczego?! Dlaczego poszedłeś tam, nic mi nie mówiąc?!
Przerwał i zacisnął powieki, czując, jak zebrane dotąd łzy spływały powoli. Nikodem podszedł bez słowa. Przytulił do siebie Bartka, pozwalając, żeby się wypłakał. Głaskał go po plecach. Bartek zacisnął palce na bluzie chłopaka. Poczuł nawet, jak ten puścił lekkie pasmo magii, żeby pomóc mu się uspokoić.
— Po prostu nie chcę cię znów stracić... — powiedział między łkaniem Bartek. — Dlaczego musisz to tak utrudniać...?
Nikodem westchnął. Najwyraźniej nie potrafił niczego powiedzieć, toteż mocniej przytulił chłopaka. Poczekał chwilę, aż emocje częściowo opadną. Bartek miał małą ochotę, by odsunąć się od niego, ale też potrzebował bliskości. Wciąż nie mógł uwierzyć, że został perfidnie oszukany.
Bartek przejechał ręką po zabandażowanym przedramieniu Nikodema.
— To Liren cię pogryzł, prawda? — spytał, biorąc jednocześnie głęboki wdech.
— Ta...
— Ja powinienem częściej ufać własnemu przeczuciu... — mruknął sarkastycznie.
— Bartek, naprawdę cię przepraszam. Naprawdę chciałem dobrze. Nie sądziłem, że się wkopię i będzie mi się ciężko z tego wyjść, zrobi się problem ze wszystkim, moim zdrowiem...
— Widziałem właśnie na twoim telefonie... Dobra, nie powinienem patrzeć, wiem, ale sam rozumiesz, że... Kusiło.
— Już walić to. I tak chciałem ci to jakoś powiedzieć, zwyczajnie nie wiedziałem, jak to zrobić, żebyś się nie uniósł... Ale chyba i tak skończyłbym przyciśnięty do ściany...
— Zgadłeś.
— Najgorsza pobudka w moim życiu... — jęknął, pocierając czoło.
— A kop w jaja?
— Dobra, druga najgorsza. — Zaśmiał się cicho. Bartek wyraźnie poczuł, że atmosfera się rozluźniła, choć wciąż miał chłopakowi za złe. — Mam ci się wyspowiadać?
— Po prostu mi wyjaśnij, co się z tobą dzieje. — Założył ręce. — Martwi mnie twój stan.
— Liren i żółta magia. Jak co noc ciągle z nim obcuję, to pojawiają się takie kwiatki. Dominik, mój taki personalny Uzdrowiciel, mówi, że mój organizm zwyczajnie nie wyrabia. Nie wiem już, co tamta suka chce sprawdzić, ale działamy sobie ciągle na złość. Ma mnie za niezbyt ogarniętego chłopaka, więc mógłbym teraz spokojnie napsocić.
— Co planujesz?
Nikodem uśmiechnął się lekko z wyraźnym, chytrym wydźwiękiem.
— Pora uwolnić Lirena.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro