Rozdział 11 - "Przynęta" cz. II
Nikodem wyszedł samotnie. Opuścił bezpieczne tereny Rady i podążył ścieżką wskazaną przez drobne pomoce pozostawione przez członków. Miały one pomóc chłopakowi z szybkim powrotem. Nie ufali jego orientacji w terenie i wcale na to nie narzekał.
Było chłodno, ale Nikodem nie odczuwał tego w znacznym stopniu. Starczyła mu bluza, której wciąż nerwowo się trzymał. Za pomocą oczu pilnował drogi, żeby nie wpadać na drzewa. Nie mógł opanować jedynie myśli. Przeskakiwał z tematu na temat. Nie potrafił się skupić. Nic nie dawało mu spokoju. Słowa Jacka w samochodzie, wyraźnie sypiące się kłamstwa Roksany, a także dziwna relacja między tamtą dwójką.
Zaledwie parę chwil i Nikodem już gubił się w intrygach. Na dodatek tkwił pośrodku niczego, czekając, aż Liren się zaczai. Czy przydarzy się jeszcze coś gorszego? Drzewo spadnie mu na głowę? Wpadnie w jakiś dziwny dół i skręci sobie kostkę?
Nikodem przystanął, żeby wziąć głęboki wdech.
Spokój...
Chłopak ponownie użył magii, żeby nieco ukoić własne nerwy. Był tak wdzięczny Bartkowi, że wcześniej zdążył go tego nauczyć. Nie wyobrażał sobie, jak inaczej podołałby z samotnością w lesie przepełnionym ogromną ilością zaklęć.
Przełknął ślinę. Stracił poczucie czasu. Równie dobrze mogło minąć zaledwie kilka minut i przed nim jeszcze wiele. Chyba. Liren wcale nie musiał się spieszyć. Co gorsza, nikt nie kazał mu przychodzić. Równie dobrze prędzej nastanie świt, niż wilk pojawi się w zasięgu wzroku chłopaka. Prawdopodobnie Roksana wściekłaby się. Przy okazji zaczynałaby wyjaśniać w jakiś bardziej poplątany sposób, dlaczego tym razem "płachta na byka" nie zadziałała.
Nikodem przystanął na moment. Rozejrzał się wokół, po czym zrezygnował z magicznej wizji. Piekły go oczy. Domyślił się, że to kwestia przyzwyczajenia, ale zadrżał na myśl, że w trakcie wypoczynku został otoczony absolutnym mrokiem. Oparł się o drzewo. Teraz nie był w stanie uspokoić ani ciała, ani myśli. Każdy najmniejszy szelest wprowadzał go w odrętwienie. Gdy przywykł nieco do ciemności i widział trochę więcej, to wyobraźnia zaczęła płatać figle. Cienie układały się w kształty, które znikały tuż po mrugnięciu, lecz później ponownie się pojawiały.
Chłopak zamknął oczy. Zadygotał zębami. Chciał wrócić. Teraz. Strach chwycił każdy nerw, ale dalej nie mógł zmusić Nikodema do postawienia choć kroku w stronę obrzeży Rady. Zaklął. Uparł się na dobre. Nie zawiedzie na początku.
— Lewa... — Rozległ się szept tuż przy uchu Nikodema.
Chłopak odskoczył jak poparzony w przeciwnym kierunku.
Zamarł.
Nikodem uchylił usta, jakby próbował wydać jakikolwiek odgłos, ale słowa utknęły w gardle.
Liren.
Liren stał metr od Nikodema. Spoglądał pozbawionym emocji wzrokiem. Nie ruszał się. Nie szczerzył ostrych zębisk. Nic. Tylko wpatrywał się w oczy Nikodema. Coś przekazywał? Dawał chłopakowi zapas czasu na ucieczkę? A może wewnątrz prowadził walkę sam ze sobą, żeby nie skoczyć i nie zabić Nikodema jednym, czystym cięciem kła?
Cóż, Nikodem nie poznałby odpowiedzi, nawet gdyby Liren potrafił mówić ludzkim głosem.
Nikodem wypuścił powietrze. Nie wiedział, co począć. Liren dogoniłby go w mgnieniu oka, więc ucieczka wydawała się najgłupszym rozwiązaniem.
Chociaż... Nikodem zmarszczył brwi. Wspomniał słowa Jacka w samochodzie, Teorię o Demonie prześladującym Bartka, a teraz Lirena. Gdyby to naprawdę była Basia... Przecież do tej pory broniła chłopaka i zapewniała mu bezpieczeństwo.
Tylko czy pozwoliłaby złapać Lirena?
To ryzykowne. Bardzo. Sprawdzanie w tak idiotyczny sposób, czy Jacek dobrze myślał, brzmiało jak szaleństwo. Problem w tym, że Nikodem nie potrafił wymyślić niczego lepszego ani gorszego, a stanie w bezruchu przed wilkiem nie wywoła pozytywnych skutków na dłuższą metę.
Dobra, Nikodem... Po prostu biegnij...
Nikodem niemalże wykrzyczał w myślach frazę na magiczną wizję. Zerwał się do biegu. Balansował między drzewami. Nie musiał się oglądać. Wiedział, że Liren deptał mu po piętach. Chłopak zmuszał nogi. Ocierał się o gałęzie. Potykał. Mimo to parł naprzód. Nie pamiętał, jak bardzo się oddalił. Zmęczenie łapało. Oczy znów zaczynały piec.
Nikodem niefortunnie zahaczył o wystający korzeń. Upadł. Zastrzyk adrenaliny pomógł w szybkich podciągnięciu się na rękach. Usłyszał warczenie. Tuż za jego plecami. Chłopak obrócił się powoli. Przysiągłby, że każda kończyna niemiłosiernie się trzęsła.
Liren stał zaledwie krok dalej. Teraz przybrał groźniejszą prezencję. Patrzył wściekły. Pokazywał zęby i stroszył uszy. Jednak drobny detal nie umknął czujnemu Nikodemowi. Choć Liren wyglądał na agresywnie nastawionego po spojrzeniu na łeb, ale łapy zwierzęcia nie utrzymywały pozycji. Równocześnie Liren próbował się cofnąć, a jakaś siła zmuszała go do stania.
Nie chciał skrzywdzić Nikodema.
A przynajmniej nie wilk.
Demon miał inne plany. Nikodem odrzucił na moment myśl o Barbarze. To nie pasowało. Zamiast tego zaczął się cieszyć z pierwszego, małego sukcesu. Przyłapał Roksanę na kłamstwie. Liren walczył z Demonem. Umiał sprzeciwić się jego woli.
Radość niespodziewanie zniknęła. Nikodem wyczuł ostry, metaliczny posmak na języku, co przyprawiło o okropne mdłości. Ból brzucha uderzył z nienaturalną siłą. Nikodem się skulił. Pojękiwał. Zaciskał powieki, a pojedyncze łzy zdołały się przecisnąć. Gdy otworzył je na krótką chwilę, dostrzegł, jak blisko podszedł Liren.
Zimny dreszcz przeszedł po plecach Nikodema. Znów zamknął oczy. Ręce mu drętwiały, a brzuch z każdą kolejną chwilą palił coraz mocniej. Znikąd pojawiły się tajemnicze odgłosy, a wizja powoli się zacierała. Tracił przytomność Zdał sobie sprawę, że chyba zbyt szybko ocenił wolę walki i zbagatelizował Demona.
Przyszła wyczekiwana odsiecz. Liren został odepchnięty na bok, a Nikodema szybko ktoś odciągnął. Chłopak słyszał przeraźliwe piski, mieszające się ze sobą wykrzykiwane komendy. Na moment stracił kontakt z rzeczywistością. Nie pamiętał momentu, w którym był brany na ręce i niesiony szybko w nieznaną mu stronę. Obraz przed oczami wciąż pozostawał niewyraźny. Nikodem nie poznawał żadnej twarzy, a głosy się rozpływały.
W okolicach dłoni Nikodem poczuł miły chłód. Uśmiechnął się delikatnie. W krótkiej chwili poczuł się lepiej, a nawet zaczął słyszeć coś więcej poza szumem pełnym zniekształconych odgłosów. Zamrugał kilkukrotnie. Jasne światło zaczęło mu przeszkadzać. Skrzywił się.
— Będzie żył — oznajmił nieznany chłopakowi męski głos.
Moment... Chwila...
Do Nikodema dotarło, co się przed chwilą działo. Zerwał się do pozycji siedzącej, aż Jacek trwający obok podskoczył zaskoczony. Chłopak łapał niespokojnie oddech. Pogładził się po piersi, a następnie po brzuchu. Ból ustał. Tylko próbował sobie skojarzyć, co się wydarzyło. Co zrobił Liren? Do tej pory nie przeżył niczego podobnego. Nawet tracenie zmysłów przez Twórcę, który swego czasu go prześladował, nie odbijało się aż tak na wszelkich doznaniach.
Nikodem poczuł dłoń gładzącą go po plecach. Spojrzał przelotnie. Jacek się przesiadł bliżej. Zmartwił się. Przypatrywał się dokładnie.
— Co się... — zaczął Nikodem, ale przerwał bez przyczyny.
— Wkurwiłeś Demona — odpowiedziała Roksana, którą Nikodem dostrzegł dopiero teraz w rogu pokoju. — Nie wiem jak, ale coś mu się najwyraźniej nie spodobało. Niewyprasowane rękawy, rozczochrane włosy...
— Roksana, on prawie umarł — burknął Jacek.
— Nie pierwszy i nie ostatni raz. — Zachichotała. Spotkała się z nienawistnym spojrzeniem Jacka. — No co? To mu wytłumacz, co się stało, a nie wiecznie czekasz, aż ja się odezwę.
Znów ta sama reakcja Jacka jak poprzednio.
I kolejne podejrzenia Nikodema.
— Dostałeś taką ilością żółtej magii, że to tylko i wyłącznie cud, że udało się ciebie ogarnąć — wyjaśnił Jacek powoli. — To tylko prawdopodobnie sprawka Demona, bo to aż niemożliwe, żeby zwierzęta dysponowały taką mocą. Niemniej. Żyjesz.
— A Liren... ?
— Złapany — powiedziała podekscytowana Roksana. — Warto było poczekać, żeby się na tobie skupił.
Nikodem miał wrażenie, jakby krew odpłynęła z jego ciała. Dostrzegłszy to, Jacek odwrócił wzrok.
— Przecież był mną zajęty długo. Czemu tyle zwlekaliście? — wycedził przez zęby Nikodem.
— Nie chciałam ryzykować. — Wzruszyła ramionami. — Drugi raz takie złapanie Lirena mogłoby być znacznie trudniejsze. Stwierdziłam, że nawet twoje durne warunki mi tu nie przeszkadzały. Gdybyś umarł, powiedziałabym mu, że wpieprzyłeś się w żółtą magię i przez nią zginąłeś. Nie minęłabym się z prawdą ani trochę.
Nikodem zamarł. Nie przemyślał tego. Roksana nie była głupia, musiała zauważyć, do czego dążył Nikodem poprzez postawiony warunek. Dotarło do niego, że sobie zaszkodził. Teraz mógł mieć pewność, że Roksana dopilnuje, żeby przyczyna śmierci nie ocierała się nawet o próg Rady, a to kompletnie rujnowało chłopakowi całe poczucie bezpieczeństwa – marne, ale przydawało się jakiekolwiek.
Roksana uśmiechnęła się wrednie.
— Nie próbuj mnie przechytrzyć, jasne, Niki? — Przekręciła głowę na bok. — Nie wyjdzie ci to. — Podeszła do drzwi od pokoju. — Zwyczajnie siedź i grzecznie rób, co do ciebie należy, a może przypilnuje, żebyś co noc wychodził stąd żywy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro