Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 - "Przynęta" cz. I

Północ przyszła zdecydowanie zbyt szybko. Nikodem nie zdążył wrócić do domu, zjeść, przesiedzieć przed laptopem; i godziny minęły. W mgnieniu oka. Chłopak wymknął się trochę wcześniej, upewniwszy się, że Haru twardo spał. Miał cichą nadzieję, że wilk nie obudzi się nagle i nie zacznie szczekać, gdy zwróci uwagę na nieobecność właściciela. Gdyby ciotka się zainteresowała, to Nikodem mógłby z trudem ukrywać następne wyjścia.

Jacek spóźnił się o pięć minut. Nikodem jedynie przywitał się grzecznie. Niezbyt chciał rozmawiać, choć wiedział, że wypadałoby dopytać nawet drobnostki. Jednak zabrakło mu cienia pewności siebie, by znaleźć język w gardle. W międzyczasie postanowił zapisać numer Roksany. Całkiem szybko wymyślił nazwę kontaktu. Akurat Jacek spojrzał kątem oka. Parsknął śmiechem.

— „Zdzira"? — Uśmiechnął się szeroko. — Że sam na to nie wpadłem.

— Z Bartkiem ją tak nazywamy. To krótsze niż imię — wyjaśnił, czując, jak atmosfera się rozluźniła.

— Wiedzcie, że nie tylko wy jej nie znosicie.

— Przecież pan z nią pracuje. — Założył ręce i przyjrzał się zdziwiony.

— Nie mów do mnie per pan — poprosił, mrużąc oczy. — I wiem, że z nią pracuję. Bynajmniej nie z przyjemności. Muszę. — Zmienił bieg. — Żona za życia mówiła mi za dużo, wyszło to na jaw i teraz mam problemy. Na dodatek Bartek też zna wiele sekretów. To tylko kwestia czasu, aż Roksana owinie go sobie wokół palca. A jak nie ona, to ktoś z Rady.

Nikodem zacisnął wargi.

— Zaznajomisz mnie z tymi sekretami teraz czy to będzie niespodzianka?

Jacek zacisnął dłoń na kierownicy. Wziął głęboki wdech.

— Odechce ci się zapewne magii, a masz ją zaledwie dzień — uprzedził lekko drżącym głosem. Wciąż szukał odpowiednich słów. — I mam nadzieję, że zrozumiesz, dlaczego to doprowadza co po niektórych do szaleństwa.

— Cóż, chyba na tym etapie nie mogę się wycofać — powiedział z lekkim przygnębieniem. — Śmiało.

— Zastanawiałeś się kiedyś, skąd wzięła się magia? — spytał, patrząc kątem oka na Nikodema. — Bo skądś się musiała wziąć.

Nikodem zrozumiał po chwili, co Jacek miał na myśli. Wyjątkowo nie chciałby, żeby jego przeczucie się spełniło.

— Piekło — wydusił w końcu Jacek.

Nikodem zamarł.

Jednak miałem dobre przeczucie...

Westchnął z lekkim śmiechem. Przetarł twarz. Przez chwilę nie docierało do niego, że wpakował się w większe kłopoty, niż początkowo przewidywał.

Na dodatek Bartek wiedział o tym i wciąż zachęcał go do magii. Zacisnął dłoń w piąstkę. Rozumiał, że chłopak chciał utrzymać tajemnicę, ale uznawał to za istotne.

Dlaczego nie chciał powiedzieć mi prawdy...?

— Wiem, że to szok, ale...

— Jak długo Bartek o tym wiedział? — przerwał, zaciskając zęby.

— Jeśli masz mu za złe, że ci o tym nie powiedział, to powinieneś się raczej cieszyć. Gdybym był na jego miejscu, zrobiłbym dokładnie to samo. Wiedza o magii doprowadziła jego matkę do szaleństwa. Chciał cię chronić.

Jacek zatrzymał się nagle na poboczu.

— Nikodem, dawniej taką wiedzę mieli wszyscy, co w końcu miało fatalne skutki. Dlatego powstała Rada. W ten sposób wszyscy żyją, pilnują magii, a prawdę odkrywają dopiero po śmierci, kiedy niewiele mogą zrobić, o ile nie byli Dziesiątkami. Tak jak matka Bartka. Baśka była bardzo dobrą Zaklinaczką i stanowiła mocne ogniwo. Wiem też, że zdradziła mi bardzo mało na temat wszystkiego, co się działo i nie mogłem zrobić dla niej nic. Ona teraz odkrywa przed Bartkiem wszystkie sekrety, które przed nim chowaliśmy. Czeka tylko na odpowiednie momenty. Nie zdziwiłbym się, gdyby się mściła.

— Mściła za co?

— Za to, co zrobiła z nią Rada. I ja. I Daria.

— Czy pan coś sugeruje? — Nikodem otworzył szerzej oczy.

— Tak. Bardzo możliwe, że Demonem, który prześladuje Bartka, może być jego własna matka.

Nikodem zaniemówił. Pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Nie...

— To tylko mój domysł. Koniec końców nie wiem dokładnie, dlaczego wciąż próbuje skłócić Bartka ze mną.

Jacek ruszył dalej. Przez resztę drogi Nikodem nie odezwał się ani razu, choć na usta cisnęła się cała masa pytań. Jednak był też niemal pewny, że Jacek nie odpowiedziałby na żadne z nich. Za co matka Bartka miałaby się mścić? Skoro to tylko Rada znacznie na nią wpłynęła, to dlaczego Jacek wspomniał jeszcze o sobie i o Darii? Co oni zrobili?

I dlaczego wciągała w to Bartka?

I jaką rolę odgrywał on sam? Barbara nie bez powodu tyle się trudziła, byleby ktoś był przy synu.

Nikodem zdał sobie sprawę, że Jacek zwyczajnie powiedział za dużo. Raczej układ z Radą nie miał zapisane w celach doprowadzenie go do coraz to większej liczby niewiadomych.

Miejsce, do którego się kierowali, było oznaczone dużym znakiem znakującym teren prywatny. Nikodem od razu poczuł metaliczny posmak w ustach. Las strzeżony magią. Chłopak wysunął prosty wniosek. To siedziba Rady. Początek jednego, wielkiego koszmaru, w który Nikodem wpakował się zupełnie dobrowolnie. Stukał nerwowo palcami o klamkę od drzwi.

Jacek zatrzymał samochód.

— Lepiej trzymaj się blisko mnie — powiedział ostrym tonem, wysiadając z auta.

Nikodem kiwnął głową. Ruszył za Jackiem, wciąż oglądając okolicę. Choć widział zwykły las, to podświadomość mówiła mu, że skrywał masę tajemnic. Prawdopodobnie przez fakt, że to tereny opanowane przez Radę. Została zaledwie chwila, żeby Nikodem przekonał się, co robili wyżej postawieni Zaklinacze oraz jakie jeszcze sekrety trzymali w granicach gęstwiny drzew.

Zaledwie parę kroków dalej Nikodem dostrzegł pierwszych Zaklinaczy rozmawiających między sobą. Nie zwracali większej uwagi na chłopca kroczącego tuż za Jackiem. Raczej starali się go ignorować. Albo nie był pierwszy, albo przestali interesować się sprawami innych osób. Cóż, Nikodem nie próbował dochodzić, która z tych wersji ocierała się o prawdę. Skupiał się raczej na dotrzymaniu kroku Jacka. Szedł żwawo i głowę wciąż trzymał wysoko. Nie okazywał emocji. Zwyczajnie zmierzał w stronę jednego miejsca i nie obchodziło go nic innego.

Dopiero bliżej celu Nikodem stał się obiektem zainteresowań. Dużo osób spoglądało zaciekawione i nawet nie sprawiały wrażenia dyskretnych. Nikodema aż zaciekawiło, jak został nazwany przez innych, Młodym, głupim dzieckiem, które jeszcze pożałuje swojej decyzji?

Musiał przyznać, że nawet podobało mu się to określenie.

Jacek zatrzymał się w pobliżu domostwa. Budynek nieco większy od mieszkania Bartka, ale utrzymany w podobnym stylu. Najwyraźniej Zaklinacze mieli taki gust. Bynajmniej nie przeszkadzało to Nikodemowi. Bardziej zastanawiało go, dlaczego większość przebywała raczej na zewnątrz i leżała w pobliżu. Zapewne odkryje to w czasie dłuższego pobytu. O ile przeżyje wystarczająco. Trochę uspokajał go postawiony warunek. Niewiele, ale zawsze coś. Przynajmniej przez chwilę mógł poczuć się pewniej.

— Radziłbym ci nie gadać z nikim. Szczególnie w środku — odezwał się Jacek po chwili. — Nie jesteś tam mile widziany.

— Uroczo... — mruknął Nikodem pod nosem.

Jacek wszedł razem z Nikodemem do środka. Usiedli w przytulnym pokoju. Nikodem oglądał zdobienia utrzymane raczej w mrocznym, piekielnym klimacie. Widniał nawet rysunek przedstawiający dość nietypowe stworzenie. Postawą przypominało człowieka, lecz zwierzę posiadało długi ogon z puszystym zakończeniem oraz twarz z wydłużonym wilczym pyskiem pełnym ostrych kłów. Podobnie było z nogami. Tylne łapy wyglądały dokładnie tak jak wilcze, a tylko przednie odwzorowywały ludzkie, pełne długich pazurów. Ponadto całe ciało pokrywała sierść.

Jacek dostrzegł, że wzrok Nikodema zatrzymał się dłużej na tym konkretnym punkcie. Uśmiechnął się lekko.

— Domyślasz się co to? — spytał, opierając łokieć.

Nikodem tylko wziął głęboki wdech.

— Mam jakieś przeczucie, ale możesz mnie oświecić.

— Według starych zapisków i zabaw Mędrców i Uzdrowicieli, to właśnie w ten sposób prezentowali się dawni Zaklinacze. Tacy, którzy niegdyś wyszli z piekła i potem powoli ewoluowali.

— Jesteście bardzo do siebie podobni — rzucił wrednie Nikodem.

Jacek zakrył twarz.

— Wiem, że jestem mendą, ale bez przesady...

— Jesteś nawet większą mendą, niż ci się wydaje, Jacek. — Rozległ się głos Roksany.

Nikodem spojrzał na kobietę. Stała z założonymi za plecami rękoma.

— Jak dobrze słyszę, to Jacek już powiedział ci co nieco — powiedziała z ukrytą drwiną. Zajęła miejsce przed Nikodemem. — Jak odczucia, że właśnie zostałeś wrzucony w sam środek piekła?

Chłopak wywrócił oczami. Owszem, przerażało go to, ale przypominał sobie, dlaczego w ogóle zgodził się na podobny układ. Liren.

— Czasu nie cofnę. — Wzruszył ramionami. — Przynajmniej nie będę mieć wątpliwości, gdzie trafię po śmierci.

Roksana założyła nogę na nogę.

— Niemniej. — Spojrzała na Jacka. — Mówiłeś coś o Lirenie?

— Nie. Nie kazałaś. — W jego oczach coś błysnęło. Jakby ukryta nienawiść. Nikodem aż przestał mieć wątpliwości co do relacji Jacka i Roksany. Tylko praca. Wymuszona.

— W takim układzie. — Obróciła lekko głowę. — Bądź tak uprzejmy i mnie wyręcz.

Jacek zacisnął zęby. Odwrócił na moment wzrok od Roksany i zacisnął dłoń w piąstkę.

Coś tu wyraźnie nie pasowało Nikodemowi.

— A więc tak... — Odetchnął Jacek. — Lirena opętała żółta magia, a uczepił się go ten sam Demon, co nękał Bartka. Od tamtej pory ciało Lirena przechodzi pewne zmiany. Jest multum zwierząt z piekła, które są potem pupilkami Twórców i pewnie jednym z nich stanie się Liren. Pełna przemiana zajęłaby mu kilka lat. Pewnie tak ze trzy by starczyły.

Nie wiedzieć czemu Roksana rzuciła Jackowi ostrzegawcze spojrzenie.

Nikodem postanowił się wtrącić.

— Bartek wspominał, że Liren go uratował wtedy przed jakąś pumą.

Roksana się skrzywiła.

— Przewidziało mu się. Na pewno. Mógł być w tak agonalnym stanie, że jelenia pomyliłby ze słoniem. Gdyby Liren zbliżył się na taką odległość do Bartka, to od razu nieuchronnie mógłby przejść do niego i zmusić go do żółtej magii.

Jak na gadanie, że niewiele wiadomo o takich wilkach, to... Wydaje się wiedzieć sporo...

Nikodem ponownie nabrał podejrzeń, ale wolał utrzymać język za zębami w tej sprawie.

— A Liren nie mógłby się bronić? — spytał, próbując pociągnąć Roksanę za język i przyłapać na kłamstwie.

— Wątpię. Porównaj Zaklinacza i wilka. Wilki są słabsze. Nie sądzę, żeby Liren miał na tyle wolnej woli, żeby przeciwstawić się Demonowi. Nawet my nie jesteśmy w stanie.

Przecież było tyle podobieństw.

Bartek opowiadał, że wilki i Zaklinacze to niemal te same stworzenia. Równie czułe na magię. Na dodatek Liren to wyjątkowo mądre zwierzę. (Choć miał tendencję do głupich zachowań). Nikodem słyszał o nim masę historii i był niemal pewny, że jeśli jakikolwiek wilk dałby radę walczyć przeciwko niewidzialnej sile, to właśnie Liren.

Jednakże Nikodem nie zamierzał ciągnąć tematu. Wolał zachować podejrzenia dla siebie, udawać głupiego. Ciekawiło go, jak wiele kłamstw wyłapie. W oczach Roksany wciąż wyglądał na zwykłego chłopca, a on nie chciał wyprowadzać jej z błędu.

— Po prostu powiedzcie mi, co mam zrobić... — mruknął niezadowolony. — Chciałbym już do swojego łóżka.

Roksana parsknęła śmiechem.

— Jeśli tak ci się spieszy — powiedziała sarkastycznie. — Obecnie działasz na Lirena jak płachta na byka. Musisz go zwabić i przyprowadzić tutaj. Wcześniej przyszykowaliśmy na niego pułapkę, ale sam tu nie podejdzie.

— Zapewne nikt nie może iść ze mną, bo nie podejdzie?

— Szybko się uczysz.

— Świetnie... — Westchnął. Poczuł, jak nogi dygotały mu z przestrachu. Na pewno nie umknęło to Roksanie. Nie zdziwiłby się, gdyby ją to rozbawiło.

Nikodem bał się spotkania z Lirenem sam na sam. Bartka nie skrzywdził, ale nie powiedziane, że zostanie potraktowany tak samo. Spodziewał się, że to jedno z najniebezpieczniejszych zadań, jakie przyjdzie mu wykonać. Spojrzał na to z nieco innej strony. Na własne oczy przyjrzy się zachowaniu Lirena i oceni, ile słów Roksany trzymało się granic prawdy, a ile było tylko pięknie ukrytym kłamstwem.

Nie podobało mu się, że zaczął traktować wejście w Radę jako okazję do wyłapywania sekretów, ale nie mógł się oprzeć. To brzmiało jak idealna rozrywka tuż przy krawędzi śmierci.

Nikodem wstał pewnie. Wykorzystał jedną z lekcji magii od Bartka i uspokoił organizm, żeby nie pokazywać aż tak bezpośrednio strachu.

— To chyba nie ma na co czekać — dodał po chwili Nikodem, zakładając ręce na piersi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro