Rozdział 4 - "Nowy pupil" cz. I
Bartek podniósł się w końcu, gdy wezwała go potrzeba. Pogładził kark oraz plecy. Zdecydowanie bolało go po niezliczonych upadkach przez koszmary. Miał świadomość, że to nie przypadek. Wśród Zaklinaczy powszechnie występowało zjawisko „pętli". Według wszelkich wierzeń to znak, że świat magii chciał coś przekazać. Najczęściej to ostrzeżenie przed przyszłością, rzadziej coś innego.
Akurat Bartek coraz bardziej wierzył w przesądy. Odkąd znał prawdę o magii, zupełnie inaczej ją postrzegał. Tylko nie rozumiał, co powinien odczytać ze snu. Zawsze kończył się tym samym. Jacek spadał i umierał przebity cierniami. Czy sen chciał, żeby zainteresował się ojcem i przypilnował, by nic mu się nie stało? Nie. Nie mógł w to uwierzyć. To niemożliwe. Chyba. Sądząc po zdarzeniu z koszmaru, to zachowanie ani trochę nie wpasowywało się w charakter Jacka.
Chociaż...
Mógłby ratować Bartka... To by miało większy sens.
Bartek pokręcił gwałtownie głową.
Miał wrażenie, że pogrążał się w rutynie myślowej. Ta sama kolejność. Koszmar. Rozpacz. „Pętla". I tak w kółko... Koszmar... Rozpacz...
Powinien powiedzieć o tym ojcu. Nie znosił go dalej, ale jeśli sen mówił prawdę... Nie chciałby go stracić. I tak umarłby za dwa, może trzy lata. Już widać było po nim, że magia go wycieńczała. Jak na Zaklinacza trzymał się wyjątkowo dobrze. Zazwyczaj pierwsze komplikacje ze zdrowiem pojawiały się przy trzydziestu siedmiu latach, niekiedy wcześniej. Wszystko zależało od ilości użytej magii. Tymczasem Jacek niedawno obchodził czterdzieste trzecie urodziny. Jednak nie zmieniało to faktu, że nagła śmierć nie byłaby nikomu obojętna.
Tylko jak mu o tym powiedzieć... „Tato, od pewnego czasu wciąż umierasz w moich snach, może zastanów się, co odpierdalasz"?
Bartek zszedł po schodach, pocierając leniwie ramiona. Ciekawiło go, czy Jacek wyszedł już do pracy, czy właśnie zbierał się do wyjazdu. Ku jego zdziwieniu, po wyjrzeniu za okno, zobaczył samochód Darii. Jacka nie. Czyżby Nikodem jeszcze nie odjechał? Słyszał warkot silnika. Dziwne.
Chłopak zajrzał do kuchni. Zastał Darię czytającą jedną z książek. Zdębiał.
Kobieta zwróciła na niego wzrok.
— Widzę, że się podniosłeś — rzuciła z uśmiechem. — Jednak potrafisz wstać z łóżka.
— Gdzie Niki? — spytał zakłopotany.
— Jacek go odwiózł. — Daria przerzuciła kartkę.
Bartek zamrugał z niedowierzaniem.
— Czekaj, jak to? Od kiedy mój ojciec stwierdza, że pojedzie samochodem dalej niż do pracy i z powrotem?
— O czymś chciał pogadać z nim. Przecież go nie zje po drodze. — Zamknęła książkę i odłożyła na stół. — Chyba.
Bartek zmarszczył brwi.
— Coś mi tu nie pasuje...
— Tobie wiecznie coś nie pasuje.
— Wiesz, jakie mój ojciec ma pomysły. A jeśli wymyślił coś głupiego? Odwalił już tyle rzeczy, że jest zdolny do wszystkiego.
— Mówisz, jakby miał go porwać i trzymać, aż dojrzeje... — Daria wywróciła oczami. — Błagam. Nawet jeśli. Nie może być to nic strasznego. Nie wpieprzy Nikiego w Radę, ani w jakąś głęboką, piekielną magię. Nie masz czym się przejmować. Zwyczajnie go odwiózł. Może akurat mówił mu coś o magii, w sensie, że dadzą mu ją w końcu. Musi się czasem wygadać. Z kimś inteligentnym trzeba raz na jakiś czas pogadać, a jego odbicie w lustrze to słaby wybór.
— Co nie zmienia faktu, że to cud, że ruszył dupsko z domu wyjątkowo wcześniej.
— To fakt. — Przeciągnęła się i ziewnęła głośno. — Karolka śpi?
— Nie minąłem jej. Ale skoro jest cicho, to raczej nie rozwala nic. — Usiadł obok.
Spojrzał na moment na Darię. Skoro nie było jego ojca, to poruszy ten temat z kim innym. Inaczej szlag go trafi.
— Pamiętasz ten koszmar? — zagaił niepewnie.
— Ten, który wciąż śni ci się ten sam?
Bartek kiwnął głową.
— Czy to nie „pętla"? Zaczyna to trochę ją przypominać. Ten sam sen. Niedługo będę miał od początku świadomość, że to sen.
— Powtórz, co się tam dzieje dokładnie — poprosiła, opierając łokieć o stół. — I czy na pewno jesteś pewien, że nic się nie zmienia. Nawet najmniejsze detale.
— Jest burza, a ja zabłądziłem w lesie. Kojarzysz pewnie to przeklęte miejsce z wielu legend, gdzie jest zapadlisko z ciernistymi roślinami. Liren tam do mnie podchodzi. Akurat nie mam jak się obronić, więc tylko wciągam do niego rękę. Nic mi nie robi. Kładzie się, daje się pogłaskać. Potem mój ojciec wrzeszczy i go odciąga. Potem... Mój ojciec spada i...
Nie wypowiedział ostatniego słowa.
Daria postukała palcami o stół.
— Każdy detal jest taki sam?
— Wydaje mi się, że nic się nie różni.
— Nawet, nie wiem, jedno drzewo stoi do góry nogami. Cokolwiek? — Przyspieszyła stukanie. — Wiesz, jest jedna ważna zasada w "pętli". Musi być element, który odbiega od rzeczywistości. Coś, czego normalnie nie spotkasz. I to właśnie on nie może się zmieniać. Jeśli się zmieni, to albo przyszłość uległa zmianie i wizja jest nieaktualna, albo to nigdy nie była „pętla". Bardzo łatwo to pomylić.
Bartek westchnął głośno. Musiał się skupić, żeby przypomnieć sobie dokładnie każdy detal. Widział sen na tyle często, że odtworzenie pojedynczych scen nie było ciężkie. Zamknął oczy. Coś, co nie wystąpiłoby w rzeczywistości. Cały sen trzymał się raczej w mroku i ciężko zwrócić uwagę na kolory czy wygląd.
Jednak pojawiło się coś, co zawsze ignorował. Bo wtedy najczęściej się budził. Mimo to nie miał wątpliwości, że w każdym koszmarze ujawniało się nawet na chwilę.
— Kruk... — wyszeptał cicho.
— Hmm? Jaki kruk? Ma cztery skrzydła? Może nie ma nóżek?
— Nie, nie. Jest niebieski. — Potarł czoło. — Zawsze pojawia się na chwilę. Przelatuje nad ojcem, gdy ten się przewraca.
Daria przygryzła dolną wargę.
— To by miało sens... Tylko... — Westchnęła. — Jeśli to naprawdę "pętla", to znak, że nie dość, że Liren tu wróci i się rzuci na wszystko, to jeszcze Jacek... Cholerna jasna.
— A może to też znak, że mój ojciec właśnie coś odwala?
— Niekoniecznie. Jemu i tak zostało niewiele życia. Wiele przesądów mówi, że często takich męczących się magią świat zabija szybciej. Możesz nie mieć na to żadnego wpływu.
— Patrz, jakoś świat sobie mnie nie upatrzył...
Daria parsknęła.
— Dobrze wiesz, że nie to mam na myśli. — Wstała w końcu, żeby rozprostować nogi. — Powiem temu durniowi, gdy wróci, o twojej możliwej "pętli". Niech on zrobi sobie rachunek sumienia. Inaczej skończy jako szaszłyczek.
Bartek nie pohamował śmiechu. Daria zdecydowanie poprawiła mu humor, choć w dość dziwny sposób. Przypomniał sobie także, w jakim celu zszedł. Cóż, przynajmniej mógł pochwalić się nietypowym talentem. Umiał zapomnieć, jak ledwie trzymał potrzebę. Nie chciał sprawdzać wytrzymałości organizmu, więc pognał szybko do toalety.
Przy umywalce zatrzymał się na chwilę. Znikąd wróciło złe przeczucie. Jacek przecież zawsze był zajęty pracą do tego stopnia, że nie potrafił znaleźć chwili, by choćby własnego syna podwieźć do szkoły. Na dodatek wyskoczyłby z taką propozycją znienacka? Coś planował. Najwidoczniej chciał też wciągnąć w to Nikodema. Bartek nie rozumiał tylko w jakim celu.
Nie wyobrażał sobie, żeby Nikodem tak szybko poznał prawdę o magii.
Bartek myślał, czy zdradzać mu istotny sekret, ale na pewno nie tuż po mianowaniu go Zaklinaczem. Bez przesady. Jeśli Jacek by to zrobił...
— Słonko, utopiłeś się tam? — przerwała nagle Daria. Zastukała w drzwi.
— Zaraz wyjdę.
— Jeśli znów masz rozważania egzystencjalne na kiblu, to kończ. Na kanapie się lepiej myśli.
Jestem innego zdania.
Bartek wyszedł, żeby Daria zaraz nie wyjęła drzwi z zawiasów. Byłaby do tego zdolna. Popatrzyła na chłopaka i potarmosiła mu włosy. Bartek skrzywił się i zaczął je szybko poprawiać.
— Może przejedziesz się ze mną? — zaczęła, opierając ręce na biodrach. — Dziś mam termin, żeby załatwić sobie nowego pupila. W przeciwieństwie do Oli mi nie dadzą szczeniaka.
— Szczeniak by mógł uzdrawiać słodkością...
Uśmiechnęła się.
— Niby tak, ale dorosłe wilki są bardziej przydatne.
Bartek zauważył nagle Karolinę na podłodze i uświadomił sobie, że lepiej jej nie zostawiać samej w domu.
— A co z nią? — spytał, wskazując na dziewczynę palcem.
— Poprosiłam Konrada i Olę, żeby przyjechali. — Pogładziła Bartka po przedramieniu. — Za jakiś czas będą. Zajmij się sobie czymś. Tylko nie rozmyślaj za dużo, bo no. Zaczniesz wymyślać dziwne scenariusze. To moja fucha.
Bartek wywrócił oczami z lekkim uśmiechem.
— Idę sprzątnąć pokój. Po wizycie Nikiego jest tam straszny harmider.
Daria wyraźnie hamowała śmiech. Coś głupiego cisnęło jej się na usta, ale powstrzymywała się, żeby nie załamać Bartka.
— Wyduś to z siebie... — mruknął, szykując się na najgorsze.
Daria wzięła głęboki wdech.
— Po prostu bądźcie ciszej następnym razem. — Zakryła szybko usta. Zanim zalała się śmiechem, zdążyła dodać: — Istnieje zaklęcie wyciszające.
Bartek oblał się rumieńcem. Szybko odwrócił się napięcie, żeby Daria nie widziała jego reakcji. Jeszcze bardziej się roześmiała.
— Nie wiem, o czym ty mówisz... — burknął i założył zniesmaczony ręce.
Daria przerwała na moment, żeby zaczerpnąć powietrza.
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wyjątkowo głośno graliście w Monopoly. — Podeszła do Bartka. — Nie masz się czego wstydzić. — Objęła go ramieniem. — W końcu żywy człowiek jest lepszy niż chusteczka lub skarpetka.
Bartek poczuł, jak policzki robiły się coraz cieplejsze. Wyrwał się Darii i bardzo szybkim krokiem popędził na górę. Wciąż słyszał, jak kobieta omal nie dusiła się ze śmiechu.
Chłopak pospiesznie zamknął drzwi od pokoju i złapał spokojnie wdech. Niby Nikodem i Bartek nie kryli się ze swoim związkiem, ale w momencie gdy Daria wspominała o tym na głos, to pojawiał się delikatny wstyd. Nie chciał mówić o prywatnych sprawach. Szczególnie z Darią, która spała pokój obok. Bartkowi nawet przez myśl nie przeszło, żeby dla bezpieczeństwa wygłuszyć pomieszczenie.
Bartek przetarł twarz.
Przynajmniej Daria na moment odepchnęła jego myśli od "pętli" i dziwnych pomysłów ojca. Co nie zmieniało faktu, że istniały. Złapał za telefon i wysłał krótką wiadomość.
Jeśli mój ojciec ci coś nagadał
To mów śmiało
Chyba że cię porwał
I zero odzewu. Dziwne, żeby jeszcze jechali. Droga do Nikodema nie była zbyt długa. Parę minut i na miejscu. Może zwyczajnie nie patrzył w telefon. Bartek nie zakładał nic nadzwyczajnego. Znał chłopaka dość długo. Gdy się czymś zajmował, to ignorował powiadomienia. Najczęściej.
Bartek postanowił wziąć się za sprzątanie. W pierwszej chwili poprawił pościel, która była wymiętolona do granic możliwości. Później zebrał śmieci. Widział, jak bardzo rzadko znosił cokolwiek do kuchni.
Akurat zawibrował telefon.
Nie porwał mnie
Po prostu mam maraton filmowy z ciotką
Nie bój się xD
Bartek usiadł na moment.
Nie zdarza mu się z dobrej woli serca
Wyręczyć Darię
Więc o czymś musiał gadać
Przez chwilę Nikodem tylko zaczynał coś pisać. Jednakże trzy skaczące kropeczki szybko znikały. Później się pojawiały na krótki moment. To wprawiło Bartka w zakłopotanie.
Niezbyt
Tyle czasu zajęłoby mu napisanie jednego słowa?
Coś tu nie grało.
Nie wciskaj mi kitu...
Nie wciskam
Po prostu mnie odwiózł
Był całkiem miły
Uważaj bo uwierzę
On dla miotły nie jest miły
Kurwa komara by skazał na tortury
I nagle stwierdza rano
Że weźmie i ciebie odwiezie
Bez powodu
Niki
Bądź ze mną szczery
Za dobrze znam swojego ojca
Znów cisza przez dłuższą chwilę. Teraz Bartek zaczynał się poważnie martwić. Był pewny, że ojciec wymyślił coś głupiego i nie chciał, żeby Nikodem o tym mówił. Albo to paranoja. Może naprawdę się nie odzywał? Nie. Daria wyraźnie zaznaczyła, po co Jacek zabrał Nikodema.
Zresztą
Daria mówiła że chciał z tobą pogadać
Więc tym bardziej nie wmówisz mi
Że nic istotnego nie powiedział
Zwykłe pieprzenie o magii
Naprawdę nic wielkiego
To znaczy?
Był przekonany że jeszcze nic mi
Nie mówiłeś
Że dostanę magię
I to o tym chciał porozmawiać
Wytłumaczyć co i jak
Sam rozumiesz
Łże... Jak chuj...
Bartek odetchnął zrezygnowany.
Niech ci będzie
Powiedzmy że ci wierzę
Miłego seansu
Barek odłożył telefon, nie czekając już na odpowiedź Nikodema. Nie pasował mu sposób, w jaki chłopak odpowiadał. Gdyby faktycznie to zwykłe biadolenie o magii, to na pewno napisałby o tym od razu. Nie musiałby ciągnąć go za język. Coś musiało być na rzeczy z tym głupim wyjazdem.
Bartek warknął pod nosem i machnął na wszystko ręką. Zabrał się za dalsze doprowadzanie pokoju do porządku. Nie próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zaglądał w najmniejsze istniejące zakamarki. Jednakże nie sądził, że znajdzie drobną rzecz, która doprowadzi go do łez.
Jedną z ukochanych piłeczek Lirena.
Pamiętał, jak ją zgubił i do tej pory nie mógł jej znaleźć. Liren przez dłuższy czas piszczał, szperał po pokoju, ale na marne. Bartek kupił mu bardzo podobną i choć nie zapomniał o tamtej, to bawił się w najlepsze inną.
Bartek poczuł słoną łzę na policzku.
Liren cholernie ucieszyłby się, gdyby tylko tu był... Bartek widział oczami wyobraźni, jak wilk wskakiwał na niego, wyszarpywał zębami piłkę, po czym zaczynał wariować z nią po pokoju.
Wesoły obraz zniknął. Została tylko pusta przestrzeń. Bartek oparł się biurko. Wtulił do siebie piłeczkę i zaczął płakać. Mógłby przysiąc, że przed oczami przewijała mu się każda chwila, w której rzucał Lirenowi tę konkretną zabawkę. Pamiętał każdy detal. Miękką sierść pupila. Lekkie ugryzienia. Siłę, jaką musiał włożyć, żeby wyrwać piłeczkę z pyska wilka. Chciał, żeby wrócił. Mógłby cofnąć czas, dopilnować, żeby Liren na pewno odszedł.
Tylko czy to nie zmieniłoby diametralnie przyszłości?
Kolejne durne wierzenie.
Bartek miał wrażenie, jakby świat kazał mu wybierać. Albo Nikodem, albo Liren. Jakby nie pozwalano mu trzymać obu przy sobie. Wtedy byłby niezwykle szczęśliwy. Jednakże mógł pomarzyć.
Kilka razy próbował zaprzeczyć. Wtedy przypominał sobie istotne detale. Gdy za pierwszym razem Liren został ranny, a Nikodem zapadł w śpiączkę, tylko jeden z nich wyszedł cało. Później, próbując przywrócić chłopakowi wspomnienia, spowodował tragedię Lirena.
Bartek złapał się za głowę.
Nie chciał wybierać.
Nie był na to gotowy.
Kochał ich obu.
Bartek poczuł dłoń na ramieniu. Podniósł lekko wzrok. Dostrzegł zmartwioną Olę, która początkowo nic nie mówiła. Jedynie usiadła obok i pozwoliła, żeby się do niej przytulił. Zauważyła piłeczkę, ale najwyraźniej nie chciała nic wspominać. Musiała domyślić się, dlaczego Bartek znów płakał.
Gdy Bartek trochę się uspokoił, odłożył zabawkę na bok.
— Tęsknię za nim... — powiedział cicho. Powtarzał to tak często, że słowa brzmiały raczej jak wypowiadane automatycznie.
— Wiem. — Ola pogładziła go po włosach. — Ale czasu nie cofniesz. Wróci, zobaczysz.
Te same zdania. Nic nowego. Głupie zapewnianie, że wszystko zakończy się dobrze. Bartek przestał wierzyć.
Bartek wstał po chwili razem z Olą. Wziął głęboki wdech, po czym chwycił za worek ze śmieciami. Tymczasem przyjaciółka przyglądała się w ciszy. Pewnie nie wiedziała, co powiedzieć. Ostatnio widywali się rzadko. Oboje zyskali pierwsze tytuły wśród Zaklinaczy, dorastali i powoli przestawali mieć czas na zwyczajne siedzenie w szkole lub poza nią. Wcześniej tydzień maturalny, gdy nie musieli użerać się z Twórcami, był idealną okazją do wypadów wgłąb lasu. Wracali niekiedy po kilku dniach.
A teraz? Nie dość, że pojawiała się masa problemów związanych z Lirenen, to Ola wciąż spędzała czas z Egzekutorami. Każde doświadczenie przyda jej się w ostatecznych testach, więc Bartek nie winił jej, że praktycznie się do niego nie odzywała.
— Jak ci idzie? — zaczął Bartek. Wiedział, że Ola zrozumie pytanie.
Ola założyła ręce.
— Nie jest źle. Jest ciężko, ale moi nauczyciele teraz są bardzo wyrozumiali. Byłam dwa dni temu na Mazowszu i pomagałam z jednym Twórcą. Ponoć użerali się z nim przez dwa miesiące.
Bartek związał worek.
— Nie myślałaś o wyjeździe z Polski?
— Nie.
— Na pewno? — Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami. — W tym kraju ciekawe przypadki zdarzają się bardzo rzadko. Ostatnio była to „zetka". W wielu innych jest ciekawiej. Daria opowiadała, jak Włochy słyną z wiecznych najazdów Twórców na Najwyższego Mentora. Tam dopiero można sobie zebrać karierę. Ponoć też we Francji jest dużo ciekawych Twórców...
— Po prostu nie chcę wyjeżdżać — przerwała lekko zirytowana. — Bartek, wiem o tych wszystkich krajach, ale mam to kompletnie gdzieś. Nie chcę robić wielkiej kariery. Chcę zostać tutaj z wami.
Bartek westchnął. Uśmiechnął się delikatnie.
— Nawet po tym wszystkim, co się stało?
— Nawet po tym wszystkim. Myślisz, że mam ci za coś za złe?
— Nie.
— A tak się zachowujesz. — Oparła dłoń na biodrze. — Znam cię za dobrze. Bartek, naprawdę za nic cię nie winię. Odjebało ci, zrobiłeś coś bardzo głupiego, bałam się o ciebie, myślałam, że zejdziesz na moich oczach, ale dalej tu jesteś. Gdy Karolina uratowała ci życie, to byłam z tego nawet szczęśliwa.
— Zaraz mi tu monolog wyrzucisz... — Wywrócił oczami. — Po prostu brakuje mi wygłupów. Na dodatek się nie odzywasz.
Pogładził się po żuchwie.
— Wiesz, że Niki przyjmuje magię, prawda?
— Wiesz, jak plotki się roznoszą?
— O, widzisz. Jesteś w stanie wtedy się wyrwać? Może nie będziesz na drugim końcu kraju. Idealna okazja, żeby znów wyskoczyć do lasu.
— Ty nigdy nie dorośniesz. — Pokręciła głową. — Postaram się, ale niczego nie obiecuję.
— Ponoć masz wyrozumiałych nauczycieli.
— No, tak, ale... Nie wiem, jak w tej kwestii. Powiedziałam, że spróbuję, bo chcę zobaczyć, jak twój chłoptaś będzie bawił się na całej ceremonii. — Uśmiechnęła się głupkowato. — W przeciwieństwie do ciebie, dobrze wiem, co go czeka.
Bartek machnął ręką.
— Już zaczyna się chwalenie pozycją — powiedział żartobliwie. — Sekrety magii nie są ci obce.
Przeszedł obok.
— Mi zresztą też. — Posłał Oli tryumfalny śmiech, po czym wyszedł szybko z pokoju, zanim zdążyła zapytać.
Jak mu brakowało droczenia się z nią.
Bartek rzucił worek w kąt kuchni. Później dołączył do Darii i Konrada rozmawiających w salonie. Bardziej skupił się na Amis, która wciąż rosła w jego oczach. Może nie widywał jej często, ale wilczek za jakiś czas zacznie w pełni służyć Oli. Byleby nie skończył jak Viri. Egzekutorzy często tracili pupile, ale to nie znaczyło, że każdy kolejny Oli musiał kończyć w krzakach z licznymi ranami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro