Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - "Dobra i zła wiadomość"

— Dalej zero wieści od Dominika. Najpewniej dalej nie wiadomo, co u Egzekutorów — orzekł Nikodem, opierając się o ścianę.

Bartek złapał się za głowę.

— Martwię się o nią... — Przetarł twarz. — Czy ona zawsze musi się znaleźć w złym miejscu o złej porze...?

Westchnął. Nikodem usiadł obok, żeby dodać mu otuchy. Początkowo nie chciał mówić o odkryciu Dominika, ale gdyby tylko coś się stało... Wyszłoby w końcu, że znów go okłamał. Tak było lepiej.

Czekali od dwóch godzin na wieści. W międzyczasie Bartek starał się znaleźć zajęcie, które przyspieszyłoby wyczekiwanie. Zaczął od czytania pierwszej książki z brzega, jednak po skonsumowaniu dwóch zdań ją odłożył, bo widocznie nie był w stanie skupić się na treści. Potem wziął telefon i przerzucał między głupimi filmikami. Także zawiodło. Tworzył magią obrazy. Efekt podobny. Czegokolwiek się nie tknął, porzucał to po chwili, co było wyjątkowo bolesne do oglądania dla Nikodema.

Nikodem nie wiedział, co mówić. Bał się, że jeśli poruszy błahy temat, to chłopak się oburzy. Jednocześnie pozostawanie w ciągłej ciszy nie wydawało się dobrym rozwiązaniem na dłuższą metę. Nikodemowi serce tłukło jak szalone. Szukał sposobu, by uspokoić Bartka, ale wszelkie wizje zawodziły. Mógł co najwyżej oferować mu przytulenia, których nie przyjmował. Rozumiał to jako osobistą potrzebę samotności. Dotychczas starczyło, że chodził dookoła, uspokajał się magią, a później wszystko wracało na normalny tor. Tym razem Nikodem chciałby wiedzieć, czy faktycznie ten „rytuał" Bartka się sprawdzi.

Niestety, wątpił.

— Nadal nic? — spytał nagle Bartek, opierając się o ścianę obok Nikodema.

— Gdyby coś przyszło, powiedziałbym ci.

— Świetnie... — burknął pod nosem.

Atmosfera zgęstniała. Nikodem się spiął. Chęć jakiegokolwiek działania wzrosła. To nie były zwykłe humorki Bartka. Zataczanie kręgów dookoła pokoju nie pomoże. O ile cokolwiek mogło uspokoić w tym momencie chłopaka. Dopóki nie dostaną informacji, że Oli nic się nie stało, to Bartek nie odetchnie ze spokojem. Nikodem zresztą też. Jedyne, co mu przyszło do głowy, to objęcie ramieniem. Zdał sobie sprawę, że wypadałoby wpaść na to wcześniej, ale obecnie myśli krążyły wokół niezbyt przyjemnych obrazów, o których spełnienie nie śmiałby prosić.

— To Ola, ona umie sobie poradzić — powiedział Nikodem, przysuwając nieco Bartka.

— Wiem, ale... — Westchnął i opuścił wzrok. — To nie jest ten sam duży idiota, którego znam. Nie wiem, do czego może być teraz zdolny.

— Nie zabił ani mnie, ani ciebie, a to musi o czymś świadczyć.

— Niki, nie wiesz, jak się zachowa. Ola raczej nie stanie przy nim i nie będzie patrzeć, czy się na nią rzuci czy nie.

Nikodem miał zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale Bartek mu przerwał:

— Nie próbuj mnie pocieszać, nie idzie ci to dobrze.

Ale się staram, no...

Nikodem przygryzł wargę od środka. Poprzestał na obejmowaniu Bartka. Zaproponował, żeby usiadł, ale chłopak pokręcił głową, twierdząc, że za bardzo go nosiło. Jednak po chwili Bartek osunął się wzdłuż ściany, podkulił nogi, owinął ręce i schował twarz. Wziął kilka głębokich wdechów. Nikodem się zaniepokoił. Przykląkł przy nim. Pogładził chłopaka po plecach. Poczuł, że się spiął. Przebiegł przenikliwy chłód. Sprawka magii. Bartek użył jej wyjątkowo dużo. Nikodem nie rozumiał, co mogło wywołać tak silne emocje, że ukojenie ich wymagało stosownego nakładu czarów. Nawet nie był pewny, czy wypadałoby zapytać. Krzywił się, bo on przechodził całą sytuację znacznie spokojniej. Owszem, również dopadały go nieprzyjemne myśli, ale... Coś mu nie pasowało. Chłopak się tak nie zachowywał. Porównał sytuację ze zniknięciem Lirena z tą teraz.

Nikodem wiedział, że powinien zapytać Jacka. Wtedy upewni się, czy takie zachowanie nie łączyło się w jakiś sposób ze światem magii.

Jak na zawołanie na parterze rozległ się trzask, po którym rozszedł się głośny wrzask nasycony dawką przekleństw skierowanych w stronę stołu. Nikodem i Bartek zerwali się niemal równo. Zeszli, by sprawdzić, co się wydarzyło. Dostrzegli, jak w salonie Daria pomagała Jackowi wstać. Trzymał się za koszulkę w okolicy serca. Zaciskał zęby. Potrzebował ciągłej asekuracji Darii, żeby móc usiąść na kanapie. Bartek podbiegł. Zaczął wypytywać ojca o stan, ale ten kazał mu się nie martwić. Nikodema bardziej zaciekawiło zachowanie chłopaka. Pocił się, trząsł.

Albo dostał ostrego ataku paniki, albo... Sam nie wiem...

Daria odciągnęła Bartka krok od ojca.

— Słonko, to normalne — powiedziała spokojnym tonem. — Niedługo Jacek będzie musiał chodzić z balkonikiem.

Jacek się skrzywił.

— Bardzo śmieszne.

— A co? Nie szkoda ci mebli?

Bartek jedynie westchnął. Wydawał się nieco spokojniejszy, choć mógł też kryć, że wszystko w nim wrzało. Nikodem podszedł nieco bliżej. Wtedy Nikodem dostał wiadomość na telefonie równo z pukaniem do drzwi. Daria poszła, żeby je otworzyć. Nikodem szybko sprawdził, kto do niego napisał. Zamarł. W końcu nadeszły wieści od Dominika.

Nie... Jak...

Bartek musiał dostrzec zaniepokojenie chłopaka, bo zbliżył się, żeby podejrzeć wiadomość. Nie zdążył.

— Bartek! Zabiję cię, przysięgam! — wrzasnęła Ola z przedpokoju.

Bartek się wzdrygnął i stanął bliżej Nikodema. Do środka wparowała przemoczona od deszczu, zapłakana Ola. Gdyby nie Daria trzymająca ją za ramię, to wbiegłaby dalej, byleby dopaść Bartka. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Nikodem nie zdołał się ucieszyć, że była cała i zdrowa.

On już wiedział z wiadomości Dominika, co się wydarzyło.

— Co ci jest? — spytał lekko drżącym głosem Bartek.

To się nie skończy dobrze.

— Karolka nie żyje! — krzyknęła wraz z następną falą łez.

Nastała cisza. Ola dalej próbowała się wyrwać. Bartek zdębiał, widocznie nie wiedząc, co powiedzieć. Spoglądał zszokowany. Nikodem stukał o ekran telefonu. Przypuszczał, że zanim wieść doszła do Rady, to Ola była w drodze, żeby złożyć niezapowiedzianą wizytę.

— Przykro mi, Ola... — zdołał wydusić z siebie Bartek.

— Przykro ci? — Parsknęła. — Twój pieprzony wilk ją zabił. Akurat, gdy wzięłam ją, bo zdrowie jej się polepszało. — Zacisnęła zęby. — Wiecznie były z nim problemy, a odkąd ci odjebało z żółtą magią, to Liren sprawia tu największy problem, jakbyś sam nie mógł go odstrzelić, żeby był spokój!

Bartek opuścił wzrok.

— Najpierw Regnet, teraz Karolinka... — wycedziła ze smutkiem i złością. Przestała się szarpać z Darią. — Kto będzie następny, co? Tak po prostu pozwolisz, żeby ten dzikus łaził po lesie i zabijał...

— Dość! — przerwał z frustracją Bartek. — Czy ja mam na to wpływ? Ja nawet nie wiem, gdzie Liren chodzi, więc odpierdol się ode mnie! Do kogo powinnaś mieć pretensje? Do mnie czy do siebie, że nie umiałaś upilnować siostry?!

Nie czekał na odpowiedź, tylko pobiegł do swojego pokoju. Nikodem chciał ruszyć za nim, ale zatrzymał go Jacek.

— Daj mu ochłonąć — poradził.

— Nie, pewnie, niech biegnie i przytuli tego biedaka — rzuciła z sarkazmem Ola.

Nikodem nie wytrzymał.

— Tyle że Bartek ma rację — burknął w jej stronę. — Rzucasz się do niego, podczas gdy on siedział i od dwóch godzin czekał na wieści, bo bał się, że coś ci się stało. Skąd miał wiedzieć, że twoja siostra była akurat przy tobie?

— Czy do ciebie dotarło, że zabił ją Liren?

— Jak widać, w przeciwieństwie do ciebie, dociera do mnie, co się mówi...

Ola znów zaczęła się wyszarpywać z uścisku Darii, ale ta rzuciła jedno krótkie spojrzenie.

— Oboje, spokój! — Puściła Olę, która pogładziła się po obolałym miejscu. — Ola, jedź, uspokój się i dopiero wtedy przyjedź. Inaczej nigdy więcej nie wpuszczę cię do tego domu.

Ola mruknęła coś pod nosem, po czym opuściła dom. Daria odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się lekko w stronę Nikodema. Zauważył, jak na twarzy Darii malowało się cierpienie, ale starała się zachować zimną krew. Jemu również nie było łatwo. Rozpościerało się nieprzyjemne ukłucie, które zdawało się rozchodzić po całym ciele. Może Karolina nie stanowiła jakiejś bardzo ważnej części jego życia, ledwie ją znał, ale nie docierało do niego, że pośród nich zabraknie dziewczyny pełnej energii. Bał się, że zaboli bardziej, gdy zejdą emocje związane z zachowaniem Oli.

Na dodatek Ola miała rację.

To oni doprowadzili do uwolnienia Lirena.

Oni byli odpowiedzialni za śmierć Karolki.

Nikodem stanął bliżej Darii i Jacka, starając się nie okazywać po sobie niczego podejrzanego.

— Lepiej ci już? — spytała Daria, przyglądając się Jackowi.

— Nic nie drapie i nie szczypie, wiec powiedzmy, że tak — odparł zrezygnowany Jacek. — Dzięki za opanowanie sytuacji.

Daria zacisnęła wargi.

— Minimalnie przesadziła, ale... — Odetchnęła. — To trochę wina Rady. Oni nie utrzymali Lirena.

I niech przy tym zdaniu pozostanie – pomyślał Nikodem, bezgłośnie przełykając ślinę.

— Niby tak. — Zakrył twarz ręką. — Ale że akurat musiał trafić na nią... Szkoda mi tego dzieciaka. Naprawdę ją lubiłem.

Nikodem nie chciał ciągnąć tego nieprzyjemnego tematu.

— Mogę o coś spytać? — wyskoczył, by odgonić myśli.

— Nie musisz wiecznie pytać o zgodę... — mruknął Jacek.

— Bartek się zachowywał... Dziwnie.

— W sensie? — Daria założyła nogę na nogę.

— Wyglądał, jakby dostawał porządnego ataku paniki i korzystał z... naprawdę dużych ilości magii, żeby się uspokoić. Może to po prostu atak paniki...

— Wróć, kiedy? — Jacek spojrzał na Nikodema.

— Teraz, przed chwilą, na górze. Nawet tu się cały pocił.

Daria i Jacek spojrzeli na siebie z uśmiechem. Nikodem poczuł się wyjątkowo niedoinformowany.

— Choć jedna dobra wieść dzisiaj... — odparł z zadowoleniem Jacek. Ponownie zwrócił wzrok na Nikodema, żeby mu wyjaśnić: — To nie atak paniki. Umiałby się uspokoić i mniejszą ilością. To znak, że jego drugie źródło się budzi. Niektórzy mają tuż przed podobne zachowania, niektórzy nie. Najwidoczniej u niego powoli zaczyna się coś dziać. Niedługo pewnie zostanie mentalnie Mentorem.

Nikodem otworzył szerzej oczy. Poniekąd była to dobra wieść. Ciekawiło go, czy Bartek domyślał się, co się działo, czy pozostawał w niewiedzy. Nie wiedział, czy powinien cokolwiek mówić. Nie znał pełnego stosunku Bartka do mentorstwa. Wydawał się zagubiony. Na dodatek nikt nie potrafił mu pomóc, co najbardziej dołowało Nikodema. Nie potrafił wyobrazić sobie, przez co przechodził Bartek.

— Pójdź do niego już — dodała Daria. — Skoro jeszcze nie zszedł, to musiał złapać porządnego doła...

Nikodem kiwnął głową. Ruszył na górę. Spokojnie pociągnął za klamkę. Dostrzegł Bartka siedzącego skulonego przy łóżku. Chłopak uniósł na chwilę wzrok, dzięki czemu Nikodem zobaczył zapłakane oczy. Zamknął za sobą drzwi, po czym podszedł i usiadł obok. Przytulił chłopaka. Początkowo Bartek wydawał się niezbyt zadowolony, ale po chwili przysunął się bliżej. Wtulił się w tors Nikodema i płakał dalej. Nikodem w międzyczasie starał się dawać jak najlepszą strefę komfortu, żeby chłopak odetchnął.

— Oddajcie mojego Lirena... — wydukał Bartek między łzami. — Oddajcie mi go...

Nikodem zacisnął wargi, starając się nie dołączyć z wyrzutem emocji do Bartka.

— On nie był idealny... Zanim polubił Olę, to tyle razy nalał jej do butów... — Zaśmiał się krótko. — Nie wspomnę, jak często ojciec się darł się, jak narozrabiał i miał pretensje, że nie umiem się nim zająć.

Bartek posmutniał.

— Chcę z powrotem mojego dużego idiotę... Niech on już nie zrobi nikomu krzywdy...

Bartek przestał, wtulając się jeszcze mocniej w Nikodema, który niezbyt wiedział, jak zareagować. Nie wiedział, jak go pocieszyć. Mówienie, że wszystko będzie w porządku porównywał do opatrywania złamania otwartego plastrem na odciski.

— Może... — wymamrotał jeszcze Bartek. — Może naprawdę powinienem go zabić, żeby był spokój. Nie ma co się oszukiwać. On i tak nie wróci.

On zaczyna się za bardzo zagłębiać w depresję.

Nikodem potarmosił włosy chłopaka.

— Nie będziesz go zabijać. Liren sobie poradzi z tym czymś. Wróci jeszcze do ciebie, zobaczysz.

Śmiał tak sądzić, wierząc, że to Basia trzymała Lirena w swoich szponach. Choć śmierć Karoliny zupełnie zmiotła go z planszy. Jeśli miał rację, to nie umiał zrozumieć, jaki plan przyświecał tej szurniętej kobiecie.

Oby miała dobre wytłumaczenie, gdy nawiedzi mnie po raz kolejny... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro