Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 - "Tajemnice"

Nikodem poczuł, jak wściekle pulsowała mu głowa. Po otwarciu oczu rozejrzał się dookoła. W pokoju, ku jego zdziwieniu, nie było Dominika. Jednak bardziej zszokowała go ręka. Spodziewał się wielkiej blizny lub chociaż bandaża. Tymczasem nie zauważył niczego. Czysta, gładka skóra nieskażona najmniejszą skazą ukazywała się Nikodemowi, podczas gdy niedawno Liren ją poszarpał.

Czy Dominik umie czynić takie cuda? – spytał w myślach, nie mogąc się nadziwić przedramieniu. Wciąż gładził je dłonią. Nie odczuwał przy tym szczypania ani żadnej pochodnej bólu.

— On nie, ale ja bym mogła. — Rozległ się spokojny głos Barbary.

Nikodem poderwał się na równe nogi. Spoglądał na kobietę stojącą parę kroków dalej. Miała smutny wyraz twarzy. Chłopak zacisnął dłoń na przedramieniu.

— Czego ty ode mnie chcesz? — spytał z uniesionym tonem. — Zamiast powiedzieć wprost, to ciągle coś pokazujesz, oczekując, że zrozumiem. Co tym razem? Ostatnio pokazałaś, jak zabili ci wilka. I co mam przez to rozumieć? Usprawiedliwiasz się?

Barbara jedynie westchnęła. Podeszła nieco bliżej Nikodema i założyła ręce za plecami.

— Nie, nie usprawiedliwiam się, jeśli tak cię to interesuje. Chcę ci tylko pokazać to, czego nikt w Radzie ci nie zdradzi, a dzięki temu zobaczysz, jak niektórzy sprytnie tuszują coś, co jest niewygodne. Łatwiej ci będzie tam przetrwać przez jakiś czas.

— A co ma do tego zabicie twojego wilka?

— Siri prędzej czy później trafiłaby do Rady jako wilk skażony żółtą magią — zaczęła wyjaśniać. — Rada wiedziała, że szukałam sposobu, by jej pomóc, dokopując się do różnych zaklęć. — Odwróciła wzrok. — Kiedyś myślałam, że to czysta złośliwość Darii, ale nie do końca. To zbyt skomplikowane, żebym ci to teraz tłumaczyła. Niemniej. — Odkaszlnęła. — Rada bała się, że jeśli nie pozbędą się Siri, to mogę zrobić bajzel. Byłabym do tego zdolna jako silna Zaklinaczka. Zresztą, sam wiesz, co się stało parę lat później.

Przerwała na moment, żeby usiąść wygodnie, wyciągając przed siebie nogi. Oparła dłonie o uda.

— Choć też pokazałam ci to z innego powodu, ale musisz się bardziej zagłębić. — Uśmiechnęła się lekko. — Skoro w temacie kłamstw Rady, to nie jesteś ciekaw, dlaczego Rada nawet nie szukała twojego ojca?

Nikodem zacisnął wargi.

— Oczywiście, że jesteś — stwierdziła natychmiast. — To był dodatkowy problem, na który nie mieli czasu. Zmarła ważna Zaklinaczka, "Zetka" wymknęła im się spod kontroli. Po co mieliby zajmować się przypadkowym chłopcem, który nigdy nie został sprawdzony przez matkę? Wiesz w ogóle, jak to się stało, że znikąd zostałeś Wybranym?

— A to nie czysty przypadek? — spytał, stając swobodniej.

— Naprawdę wierzysz w przypadki? — Prychnęła. — Naprawdę wierzysz, że pośród tylu zwykłych ludzi, padło właśnie na ciebie, a później zauważyła, kim jesteś, i nie mogła wierzyć w swoje szczęście?

— Czyli to musi mieć związek z moją matką. Do czego zmierzasz?

— Ta samo też nie przypadkiem dała ci pierwszą, wyjątkową okazję, żebyś dołączył do niej.

Chłopak poczuł się nieco nieswojo.

— Skąd o tym wiesz?

— Nie pamiętasz, że odkąd pojawiłeś się przy Bartku, to wciąż się ciebie trzymałam, żebyś wyszedł ze wszystkiego całkiem dobrze? Zresztą, znam ją lepiej przez to, że widuję ją dość często w piekle. Lubi się chwalić. Ale lepiej, żebyś odkrył jej możliwe motywy sam.

Nikodemowi drgnęła brew. Gwałtownie wypuścił powietrze.

— I znów to samo. Nie możesz powiedzieć od razu? Oszczędzisz nerwów.

— Miej świadomość, że nie mogę o niektórych rzeczach wspominać wprost. Jako Demona też trzyma mnie pewne prawo.

Nikodem zacisnął dłonie w piąstki.

— Ale to prawo nie zakazuje doczepiana się jako Demon do własnego syna? — spytał ironicznie. Niby nie był zbyt pewny, ale chciał skorzystać z okazji i zobaczyć reakcję Barbary. Kobieta jedynie położyła głowę na podpartym łokciu.

— W tej kwestii Demony mają wolną rękę.

Nikodem pobladł.

— Nie zaprzeczyłaś... — wymsknęło mu się z ust.

— Prawo tego nie zabrania, ale nie powiedziałam, że też to robię. Nie masz na to zbytnio dowodu, ale możesz czegoś poszukać. Może akurat w coś trafisz. Powodzenia.

— Tylko po co? Nawet jeśli bym to odkrył, powiedziałabyś mi dlaczego? — zakpił. — Bo szczerze w to wątpię.

— Zajmij się lepiej teraz "Zetką". Reszta potem. — Wypuściła powietrze. — Roksana ma dużo na jej temat w komputerze. Wycwań się i podkradnij, a nie będziesz mnie potrzebować, żebyś zrozumiał. Jesteś sprytny. — Zaśmiała się cicho. Wstała i podeszła do Nikodema. Potarmosiła mu włosy. — Cieszę się, że Bartek ciebie spotkał. Tylko uważaj, żeby nie zobaczył twojej ręki. Coś mi mówi, że od razu by się zorientował.

Nikodem otworzył szerzej oczy i znów spojrzał na rękę.

— Ale przecież...

— Dziecko drogie, od dwóch godzin jesteś nieprzytomny. — Wzruszyła ramionami z uśmiechem. — Z czego przez pierwszą godzinę Dominik ratował ci dupę, żebyś nie umarł.

Nikodem miał wrażenie, jakby cała krew z niego odpłynęła.

— Zawsze jesteś taka bezpośrednia...?

— Spytaj Bartka, on się o tym dobrze przekonał już nie raz. — Puściła "oczko". — Ale możesz być spokojny. Nic ci nie grozi. Już ja ciebie pilnuję. Bartek za bardzo cię kocha.

Przytuliła po chwili Nikodema.

— Dokop tej suce w moim imieniu — powiedziała, wzdychając cicho.

— Z miłą chęcią.

~ ~ ~

Nikodem uchylił delikatnie powieki. Mruknął coś pod nosem. Powoli podciągnął się na łokciach i od razu poczuł ból w prawym przedramieniu. Miał je obandażowane, a nieco krwi zdołało przesiąknąć przez materiał. Westchnął. Przez moment zatęsknił za senną rzeczywistością, kiedy na ręce nie widniała żadna rana.

Zobaczył, jak Dominik siedział przy biurku, czytając spokojnie lekturę. Mężczyzna spojrzał na bok i lekki uśmiech wkradł mu się na usta,

— Jak samopoczucie? — spytał, odkładając książkę.

Nikodem usiadł powoli.

— Wszystko mnie boli... — wymruczał, gładząc się zdrową ręką po obolałych plecach. — Która godzina?

— Druga trzydzieści pięć — odpowiedział Dominik, spoglądając na zegar w telefonie.

Nikodem zamarł. Barbara nie kłamała. Naprawdę był nieprzytomny przez dwie godziny. Zamrugał szybko. Nie musiał nawet udawać zszokowania.

— Aż tak źle ze mną było? — zapytał, poprawiając bandaż. Pożałował, bo rana dała o sobie znać.

— Nadal jest.

Powinien dostać order za najlepszego pocieszacza...

Nikodem się zaniepokoił.

— W sensie?

— Nie mogłem ci pomóc z raną, bo wciąż siedzi tam magia. Wolę jej nie tykać, bo za każdym razem przysuwała się i kij wie, gdzie mogłaby zajść. Przez to w tej chwili mogę co najwyżej ci dać morfinę. Ręka musi ci się zagoić sama.

Chłopak poczuł, jak mimowolnie zaczęły mu się trząść ręce. Przecież nie dałby rady ukryć tak widocznej skazy ani przed ciotką, ani przed Bartkiem. Wkopałby się od razu.

— Ale... Jak ja mam to ukryć przed innymi? — zapytał, mając nadzieję, że Dominik jakkolwiek mu doradzi.

— Myślałem nad tym, ale na razie nic nie wymyśliłem sensownego. — Zarzucił nogi na biurko. — Nie zrozum mnie źle. Gdybym się nie bał, że magia się rozszerzy, to pomógłbym ci chociaż trochę, żeby to się aż tak nie rzucało w oczy. Muszę poczekać, aż się sama rozłoży. Najlepiej w całości.

— Cholera... — warknął pod nosem. — Bartek się od razu zorientuje.

— Może unikaj spotykania się z nim przez parę dni? — zasugerował, pochylając się na krześle. Omal się nie wywrócił. Na szczęście zdążył złapać równowagę w ostatniej chwili.

— To nie takie proste... Co ja mu powiem? On się tak martwi, że gdybym powiedział, że coś mi dolega, to przyleciałby z apteczką pierwszej pomocy, defibrylatorem i Bóg wie, z czym jeszcze.

Nikodem zacisnął palce na materiale kanapy. Przeklął pod nosem. Musiał istnieć jakiś bardziej logiczny sposób. Unikanie Bartka na dłuższą metę nie wchodziło w grę. Szczególnie że nie wiedział, jak długo zdoła ukrywać zabandażowaną rękę. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, a wtedy Nikodem musiałby się wyspowiadać.

Chyba że...

Nikodem uśmiechnął się szerzej.

— Ten uśmiech zwiastuje, że wpadłeś na jakiś pomysł — skomentował Dominik.

— Nie muszę niczego wymyślać — wyjaśnił, poprawiając pozycję, bo była niewygodna. — Mogę powiedzieć, że mnie wilk pogryzł. Mam Haru w domu.

— Całkiem niegłupie... Nie wpadłem na to nawet. Myślisz, że ci uwierzy?

— Nie wiem. Na pewno to lepsze niż ciągłe unikanie go.

Nikodem spróbował oprzeć nogi o podłogę. Okropnie się trzęsły. Wolał nie ryzykować ze wstawaniem. Rzucił spojrzenie Dominikowi, który bacznie obserwował i wydawał się gotów do biegu, w razie gdyby Nikodem miał zaraz się przewrócić.

— Podasz mi telefon? Napiszę do tego kretyna, żeby wszystko było bardziej wiarygodne.

Dominik kiwnął głową. Podał chłopakowi telefon i jednocześnie usiadł obok, by pomagać w razie czego z odpowiedziami, gdyby Nikodem się zawiesił. Nikodem wziął kilka głębokich wdechów, po czym włączył konwersację z Bartkiem. Dominik tylko prychnął przez kilka ostatnich wiadomości.

Tylko tego nie zwal...

Śpisz?

Bartek odczytał niemal od razu.

— Czy on wciąż siedzi w tym telefonie i czeka, aż do niego napiszesz, czy co?

— Cały Bartek... 

Nie
Jakoś nie mogę spać
A co?

Wiesz...
Głupia sprawa...

Coś ty zrobił?

Bawiłem się wcześniej z Haru
Bo ten potrzebował atencji
I przypadkiem mi pogryzł rękę

Przez krótką chwilę nie było odzewu ze strony Bartka.

Mocno?

Tak trochę...

Mam budzić Darię?

Nie
Nie zawracaj jej dupy
Ciotka mi pomogła

Ale szybciej ci się zagoi
Może lepiej niech to zobaczy

Ale nie teraz
Późno jest

— Daria może się zorientować z tą magią — zauważył Dominik. — Lepiej, żeby tego nie oglądała.

— Ale się uparł. Jak go zniechęcić... 

Będę po prostu spokojniejszy
Wpadniesz jutro do mnie?
Może akurat się przyjrzy

Nie chcę jej chyba straszyć
To nie wygląda aż tak źle

— Skądże... — mruknął. — Raczej nie odpuści, a przez upieranie się może nabrać podejrzeń. — Podrapał łokieć. — Mógłbyś zrobić coś... niezbyt bezpiecznego, ale z tym jest szansa, że Roksana nie wyrwie ci nóg z dupy.

— To znaczy?

— Poduczę cię trochę żółtej magii.

Nikodem zadrżał i zacisnął dłoń na telefonie. Spojrzał na najnowsze wiadomości od Bartka. 

I tak to zobaczy
Nie kłóć się ze mną
Wiem aż za dobrze jak wygląda
pogryzienie przez wilka

Nikodem spróbował się uspokoić. Żałował, że wcześniej nie przemyślał wątku Darii. Teraz musiał zrobić wszystko, żeby chłopak się nie zorientował, że Nikodem próbował ładnie ubrać kłamstwo.

— Co konkretnie masz na myśli? — dopytał, gasząc ekran komórki.

— Jeśli skupisz magię w innym miejscu niż ręka, to możliwe, że Daria nie zwróci na to uwagi. To nie jest trudne, ale nie możesz na siłę trzymać jej zbyt długo, bo możesz zemdleć.

— Muszę ją jakoś wywołać?

— Broń cię, Boże... To największy błąd, jaki można zrobić. Przy żółtej magii trzeba szczególnie dbać o źródło, a wywołując ją to tak, jakbyś na dzień dobry ją tam wpuszczał.

Dominik złapał za zdrową rękę Nikodema. Wytłumaczył mu, co powinien zrobić, postanawiając nauczyć go na małym paśmie magii. Kilkukrotnie musieli powtarzać wszystko od początku, bo Nikodem popełniał drobne błędy. Samo przesuwanie żółtych fragmentów szło mu dość zgrabnie, ale problem pojawiał się przy odsyłaniu na początkową pozycję. Dominik stwierdził, że nie byłby to problem, gdyby nie fakt, że przy ręce wciąż trzymało się dość duże zbiorowisko żółci i nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać, gdyby nagle zmieniła miejsce. Gdy w końcu Nikodem w pełni poprawnie wykonał polecenie i powtórzył kilka razy, Dominik uznał, że pora spróbować z realnym zagrożeniem.

— W razie co cię przypilnuję, jakbyś coś schrzanił — uspokoił Dominik, klepiąc Nikodema po ramieniu.

Na szczęście Dominik nie musiał pomagać, bo chłopakowi wszystko wyszło bez bezbłędnie. Jedynie Nikodemowi doskwierało nieprzyjemne uczucie swędzenia, które, oczywiście, powinien ignorować. Dziwnie czuł się też ze świadomością, że poniekąd korzystał z żółtej magii. Z czegoś, co niedawno uznawał za zło wcielone i zamierzał się trzymać jak najbardziej z daleka, byleby nie zrobić niczego głupiego.

— Dobra, jeśli się nie pomylisz, to Daria nie powinna niczego zauważyć.

— Mogę o coś spytać?

— Śmiało.

— Mówiłeś, że żółta magia się rozkłada ileś tam czasu, ale najczęściej w czasie snu, tak?

— Tak... Ale też to czarne na zębach Lirena to pewna substancja, która hamuje wydzielenie hormonu odpowiedzialnego za stymulację takiej śpiączki magicznej.

Nikodem uśmiechnął się głupio.

— Em... Tak... Powiedzmy, że rozumiem.

Dominik zaśmiał się pod nosem. Wstał, żeby posprzątać na biurku. Zostawił tylko książkę do czytania. Pomógł jeszcze stanąć Nikodemowi na nogi. Mieli trzy podejścia, bo chłopakowi wciąż trzęsły się nogi i trudno było mu złapać równowagę. Gdy podołał, przeciągnął się, mając wrażenie, jakby zestaliły mu się wszystkie kości.

— Poszukaj Jacka, żeby odwiózł cię do domu. Ja muszę porozmawiać z Roksaną — rzekł niespodziewanie Dominik.

Mentalna lampka zaświeciła się Nikodemowi nad głową.

— Na długo ją zagadasz? — spytał chłopak, spoglądając z nadzieją.

— Nie wiem. Trochę mi to zajmie. — Skrzywił się. — Dlaczego pytasz?

— Nie pytaj... — Uśmiechnął się zmieszany. — Po prostu najlepiej, żeby była jak najdłużej poza pokojem.

Dominik założył ręce.

— Gadaj, co wymyśliłeś...

— Potrzebuję czegoś. Myślisz, że mogę włamać się do komputera z pomocą magii.

— Czy ty sobie upatrzyłeś ją, żeby sobie narobić kłopotów? Roksana ma tam wiele tajnych danych. Gdyby cię złapała, mógłbyś ładnie za to odpowiedzieć. Czego ty stamtąd chcesz?

Nikodem przygryzł wargi.

— Muszę się czegoś dowiedzieć. Dotyczy to też mnie, a ona na pewno mi nic nie powie.

Dominik westchnął. Nie podobał mu się plan Nikodema, szczególnie że chłopak nie chciał go zbytnio wtajemniczać. Jednakże wydawało mu się, że Nikodem był wyjątkowo zdeterminowany, byleby dojść do ustalonego celu. Gdyby mu pomógł, to ryzyko zmalałoby.

— Dobrze, będziesz mieć kilka minut... — odparł, posyłając Nikodemowi lekki uśmiech. — Żebyś nie tracił czasu to przywołam Adiutordi. On ma trochę więcej do dyspozycji i może uda mu się znaleźć hasło, ale niczego nie obiecuję.

Nikodem kiwnął porozumiewawczo głową. Dominik przyzwał małą, niebieską wiewiórkę, która od razu wskoczyła na ramię Nikodema. Chłopak ruszył lekko chwiejnym krokiem za Dominikiem. Poczekał bezpiecznie za rogiem aż Roksana i Dominik oddalą się wystarczająco. Wtedy wślizgnął się do środka. Panował delikatny nieład na wszelkich ciemnych półkach. Nikodem bez większego rozglądania się i podziwiania aranżacji pomieszczenia zajął się tym, po co tu przyszedł. Laptop stał z boku biurka. Na ekranie nie miał tapety, a po kliknięciu pierwszego lepszego klawisza pojawiło się miejsce na wprowadzenie czterocyfrowego pinu. Nikodem spojrzał na wiewiórkę. Dał jej sygnał. Zeskoczyła. Zniknęła, jakby wchodząc w komputer. Nikodem poczekał chwilę, nerwowo spoglądając na czas i drzwi. Drżał na myśl, że za chwilę mogła w progu pojawić się Roksana. Oczami wyobraźni tworzył taką scenę. Mimowolnie zaczęły mu się trząść ręce.

Pospiesz się, mały...

Wiewiórka pojawiła się po chwili w radosnych podskokach. Stanęła na klawiaturze i popatrzyła na Nikodema. Rozległ się cichy, piskliwy głosik:

Novem...

Nikodem się wzdrygnął. Oczywiście, magia szczególnie upodobała sobie łacinę, której chłopak nie rozumiał. Wiewiórka to zobaczyła. Podskoczyła i wskazała na dziewiątkę.

Klik.

Następnie dwójkę.

Klik.

Siódemkę.

Klik.

I na koniec czwórkę.

Klik.

Nikodem miał już dostęp. Nie umiał odwołać pomocnika, dlatego pokazał, żeby wiewiórka usiadła na ramieniu. Chłopak zaczął przeszukiwać pliki w poszukiwaniu "Zetki". Nigdzie nie było wspomniane o tym wprost, dlatego klikał we wszystkie nazwy zaczynające się na odpowiednią literę. Dość szybko odnalazł wyszukiwaną frazę podpisaną jako "Przypadek Zwodniczego Zaklinacza". Szybko zrobił zdjęcia, by nie tracić czasu na czytanie w tej konkretnej chwili. Skończywszy, pozamykał wszystko i zamknął laptopa. Starał się nie pozostawić śladów, więc nawet przystawił krzesło tak, jak stało wcześniej. Chciał wymknąć się z pokoju.

Wtedy w drzwiach stanął Jacek. Gdy zobaczył Nikodema, zmarszczył brwi. Zwrócił widocznie uwagę na niebieską wiewiórkę siedzącą na ramieniu chłopaka. Nikodem zadrżał. Modlił się w duchu, żeby za chwilę nie wróciła Roksana, bo byłby zupełnie skończony.

— Co tu robisz? — spytał szeptem Jacek. — Raczej Roksana cię tu nie wpuściła.

Nikodem przełknął ślinę.

— Udaj, że mnie nie widziałeś — powiedział, próbując przejść obok Jacka. Ten jednak złapał go za ramię.

— Wytłumacz się w tej chwili. Nie masz prawa tu wchodzić bez pozwolenia.

Myśl, on cię wyda. Jest gnojem, który zrobiłby to z chęcią.

Nikodem przypomniał sobie, jak Roksana wpływała na Jacka.

"Ja decyduję, ty wykonujesz" – powiedziała kiedyś.

Nikodem nie wiedział, w jaki sposób mu rozkazywała, ale postanowił zaryzykować. Na razie tylko w tym widział ratunek. Spojrzał w oczy zirytowanego Jacka.

— Masz nic jej nie mówić — rzekł oschle.

Jacek zacisnął zęby i odwrócił wzrok. Na moment zacisnął dłoń mocniej, ale rozluźnił ją. Wypuścił Nikodema z uścisku. Warknął pod nosem. Nikodem wykorzystał moment i wyszedł pospiesznie. Skierował się z powrotem do pokoju, gdzie urzędował Dominik. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą. Zdał sobie sprawę, że jeśli faktycznie nagiął wolę Jacka, to dopuścił się okrutnego czynu. Nie rozumiał, jak to działało, a nawet miał wątpliwości, czy wszystko poszło zgodnie z planem.

Jednakże reakcja Jacka mówiła sama za siebie. Wyglądał, jakby starał się odrzucić rozkaz, ale uległ. Podobnie jak przy Roksanie. Raczej mu tego nie puści płazem. Na razie Nikodem nie dbał, jak zmieni się stosunek Jacka do niego. Grunt, żeby faktycznie nie wygadał się Roksanie.

Dominik wrócił. Ucieszył się, widząc Nikodema. Kamień spadł mu z serca.

— Masz zdecydowanie za dużo szczęścia... — stwierdził, kręcąc głową. — Nie myśl sobie, że za drugim razem ci pomogę...

— Nie będzie trzeba.

— To teraz powiedz mi, czego szukałeś. — Założył ręce i nie odrywał wzroku od chłopaka. Niebieska wiewiórka tymczasem usiadła mu na ramieniu.

Nikodem nerwowo się podrapał.

— Szukałem "Zetki"... — przyznał, przygryzając dolną wargę. — I znalazłem. Zaraz będę wszystko czytać.

Dominik zdębiał.

— To jeden z najbardziej zatajonych przypadków... — powiedział, stając swobodniej. — Prawdopodobnie też należała do programu młodych Zaklinaczy przyzwyczajanych do żółtej magii. Odkąd zaczęła siać zamęt, to Rada stawała na głowie, żeby się jej pozbyć. O jakichkolwiek szczegółach mogliśmy zapomnieć. Sprawa nagle ucichła. Wszyscy wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy, ale każdy wolał to przemilczeć. W świecie magii dużo jest takich spraw, więc to nie nowość.

Wiewiórka, widząc, że Dominik posmutniał, zaczęła się ocierać. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i pogłaskał magicznego zwierzaka.

— Mogę spytać, czemu szukałeś właśnie jej? — wyskoczył nagle Dominik.

— To dotyczy bezpośrednio mnie, bo... Jakby to ująć... — Postukał palcami o spodnie. — Była pierwszą, która zobaczyła, że jestem Zaklinaczem, tylko wtedy tego nie rozumiałem. To nie może być po prostu przypadek. Szczególnie że przyczyniła się do śmierci mojej matki.

— Sądzisz, że coś znajdziesz?

— Mam taką nadzieję. Inaczej się wścieknę.

Nikodem usiadł. Zaczął przeglądać treść. Jak wspominał Dominik, "Zetka" faktycznie od początku była przyzwyczajana do żółtej magii. Wykazywała nawet znacznie większą tolerancję niż inni. W związku z tym wciąż przekraczała granice rozsądku. Znaczna większość zapisków to kolejne testy, które zdawała wzorowo. Przez to też była znacznie rzadziej kontrolowana i dostawała większą swobodę.

Później okazało się to błędem.

Pierwsze problemy pojawiły się przy wzrastających doniesieniach o zaginięciach, jednakże nikt nie mógł powiązać tego z "Zetką". Ówcześnie na tamtych terenach przebywało wielu Twórców, co tylko pomogło jej w realizacji planu. Sama także skłaniała kolejnych Zaklinaczy do zdrady. Jeśli odmawiali, zwyczajnie się ich pozbywała. Wszystko wydało się w momencie, gdy pupil "Zetki" wyraźnie został skażony żółtą magią, choć dotychczas nie przebywał na terenach Rady. Przechodził powolną przemianę. Jego ogon zrobił się dłuższy, a przy uszach zaczęły wyrastać zalążki poroża.

Wszelkie próby złapania "Zetki" kończyły się niepowodzeniem i stratą w ludziach. Przemieszczała się swobodnie z jednego miejsca w drugie. Radzie udało się ustalić pewien schemat, którym podążała. Z łatwością znajdywała "mieszaną krew", ponieważ potrafiła używać żółtej magii na różnorakie sposoby. Znaczna większość martwych była bardziej lub mniej powiązana z Zaklinaczami. Domyślano się, że tych łatwiej przymusić do współpracy.

Nikodema najbardziej zainteresował fragment o Weronice, która szczególnie chciała pozbyć się siejącego chaos Twórcy. Specjalnie przyjęła magię ponownie, żeby pomóc.

Mówili, że sami jej kazali... I już coś nie gra...

Po jej śmierci Rada znalazła Nikodema i ostrzegła najbliższe grupy. Kazała znaleźć Wybranego, gdyż spodziewała się, że to właśnie Nikodem będzie następną ofiarą. Gdyby udało im się powstrzymać "Zetkę", a chłopak by przeżył, to Rada radziła, by oddalić go od świata magii. Przyczyny nie dopisano.

Na tym Nikodem poprzestał. Zgasił ekran telefonu. Czemu Rada tak bardzo nie chciała, żeby wnikał? Przecież to byłaby dla nich idealna okazja, żeby sprawdzić, czy nie należał do "mieszanej krwi". Najwyraźniej kryło się coś jeszcze.

Nikodem jednak czuł, jak powoli nużyło go zmęczenie i zrezygnował z większych rozmyślań. Pożegnał się z Dominikiem, obiecując, że będzie stale dawał znać, jak goiła się ręka. Udało mu się znaleźć Jacka, który spoglądał z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Chłopak pomyślał, że skorzysta jeszcze z okazji i spróbuje poruszyć temat "Zetki". Poczekał tylko na moment, aż w pobliżu otaczała ich tylko cisza lasu.

— Mam pytanie — powiedział, dorównując kroku Jackowi.

— Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.

— Nie moja wina, że pojawiłeś się w złym miejscu o złej porze. — Wzruszył ramionami. — Znalazłem trochę o sobie i zżera mnie ciekawość. Odfochaj się na chwilę.

— Nikodem, użyłeś czaru ciążącego na mnie, żeby to tobie było wygodniej — rzucił pretensjonalnie. — Uważasz, że naprawdę powiedziałbym Roksanie, że myszkowałeś w jej prywatnych rzeczach? Za kogo ty mnie masz? Staram się, jak mogę, a ty mi się w ten sposób odwdzięczasz.

Nikodema ukłuło poczucie winy.

— Przepraszam... Spanikowałem trochę. Nawet nie wiedziałem, czy to zadziała. Szedłem po domysłach.

— Powiedz, czego chcesz i daj mi już spokój — odparł wymijająco, wsiadając do samochodu.

Nikodem zajął swoje miejsce. Zaczął:

— Było wspomniane przy "Zetce", że Rada spodziewała się, że to właśnie ja mogę być następny.

Jackowi wyraźnie nie spodobał się temat.

— Naprawdę muszę wracać do tego całego syfu... — Westchnął. — Tak, tak było. Żebyś sobie nie myślał. Nie podali twojego imienia nikomu. To był czysty fart, że trafiłeś właśnie na nas i to dość szybko.

— I Rada chciała mnie odsunąć, gdybym przeżył wszystko. Czemu?

— Jeśli nie wiesz, o co lub o kogo chodzi, to chodzi o Barbarę... Gdy wysłaliśmy zawiadomienie, że ciebie mamy, to pojawił się duży problem z moją żoną. Już wcześniej doczepiała się innych, ale raczej każdy miał ją gdzieś. Gdy ty i Bartek się do siebie zbliżyliście, i wspominałeś też, że ci pomaga, to Rada zaczęła się bać, że może wykorzystać ciebie, żeby jak najbardziej dogryźć Radzie. Temu woleli, żebyś trzymał się najdalej jak to tylko możliwe. Szczególnie że Baśka mogła łatwo dogadać się ze sławną "Zetką". Proste.

— Stąd ta blokada magiczna?

— Owszem.

— To teraz muszą naprawdę srać w gacie...

— Wiesz co? Szczerze mam to gdzieś. Niech robi sobie, co zechce. Może się mści, może nie. Cholera z nią wie. Stara się ciągle skłócić mnie i Bartka. Gdybym był młodszy, może by mnie to bardziej obchodziło. Teraz mam dość i zwyczajnie czekam, aż mi dadzą w spokoju umrzeć.

Jacek potarł ręką czoło.

— Nie wracajmy do tego. — Spojrzał na Nikodema ze smutnymi oczami. — I proszę, nie naginaj już mojej woli...

— Postaram się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro