Rozdział 10 - "Pierwszy raz"
Nikodem nie wychodził z pokoju przez kolejne dwie godziny. Ruszył się, dopiero gdy Bartek napisał, że Daria wpadnie około dwunastej. Chłopak cieszył się, gdy nie zobaczył ani ojca, ani jego samochodu. Odetchnął z ulgą. Haru pobiegł tuż za nim, więc robił hałas łapami. W pewnym momencie zwrócił uwagę na kota. Doskoczył do niego i zaczął głośno szczekać. Kuro spoglądał tylko znudzonym wzrokiem. Zupełnie ignorował nowego domownika.
— Haru, zamknij się! — krzyknął Nikodem lekko sfrustrowany hałaśliwym wilkiem.
Haru skulił uszy i cicho zaskomlał.
— No co? Zostaw w spokoju tego kota. On i tak ma dość życia.
Helena wyjrzała zainteresowana. Nikodem odwrócił wzrok, gdy tylko ją zauważył. Zajął się nakładaniem spóźnionego śniadania. Ciotka podeszła bliżej. Oparła się o framugę drzwi. Jej wzrok wprowadzał Nikodema w lekkie zakłopotanie.
— Słonko, przepraszam... — zaczęła Helena, stając bliżej Nikodema.
Chłopak nic nie odpowiedział.
— Nie wiedziałam, że tak zareagujesz na ojca — wytłumaczyła spokojnie. — Myślałam, że się ucieszysz.
Nikodem westchnął.
— Następnym razem najpierw ze mną pogadaj... — rzucił pod nosem. Wziął pierwsze lepsze sztućce z brzegu. — Chciałem na dobre zapomnieć o ojcu. Miał tyle lat, żeby wszystko naprawić.
— Każdy popełnia błędy. Daj mu szansę.
— Ciociu, jestem na niego zły. Nie chcę go w swoim życiu. Nie potrzebował mnie przez sześć lat.
— Słonko, proszę... Przynajmniej spróbuj z nim porozmawiać na spokojnie. Jemu naprawdę zależy, żeby odzyskać syna.
— Nie chcę. Zrozum, że zamknąłem ten rozdział. Odszedł, nie wrócił, przywykłem, że go nie ma. Nie potrzebuję go.
Wyminął Helenę. Usiadł przy stole, bo nie chciał znów wchodzić na górę i ciągać za sobą Haru. Popatrzył tylko, czy wilk nie robił większych szkód kotu. Jedynie próbował zyskać jego atencję. Trącał go pyskiem, niekiedy lizał, czasem smyrał łapą. W zamian Kuro wciąż uderzał Haru ogonem.
W międzyczasie Helena usiadła obok Nikodema, który wciąż urywał kontakt wzrokowy.
— Kochanie, wiem, że to trudny temat, ale nie możesz tak po prostu usuwać ojca ze swojego życia. — Pogładziła chłopaka po plecach. — Twój ojciec zrozumiał, co zrobił źle.
— Zajęło mu to wyjątkowo długo.
— Ale wrócił. Przejechał szmat drogi, żeby znów się z tobą zobaczyć. Powiedział mi też, że znajdzie sobie mieszkanie niedaleko. Naprawdę mu zależy.
— Po prostu się boję. Kompletnie go nie znam. Za chwilę temat zejdzie na matkę, znów się posypię i z tego będzie taki finał.
— To możesz mu powiedzieć, że nie chcesz gadać o matce. Poznaj trochę ojca. To bardzo pozytywny człowiek. Masz po nim ten urok.
Nikodem westchnął.
— Ale nie dziś — zaznaczył. — Niedługo jadę do Bartka.
— Będziesz mieć chwilę, to do niego zadzwonię, dobrze? Dasz mi znać. Na razie powiem mu, że potrzebujesz czasu.
— Dzięki... — mruknął pod nosem, biorąc się w końcu za jedzenie.
Haru zwrócił uwagę na właściciela. Podbiegł radośnie. Usiadł przy stole i spoglądał proszącym wzrokiem. Oparł łeb o stół. Nikodem zaśmiał się cicho i wywrócił oczami. Rzucił kawałkiem szynki obok wilka. Zjadł ją w okamgnieniu. W ten sposób Nikodem głównie nakarmił pupila, niżeli sam się najadł. Na dodatek prosił o więcej.
— Ciociu, trzeba mu coś kupić do jedzenia... — zauważył Nikodem. — Chyba nie będziemy go karmić tylko kocim żarciem. Szczególnie że jemu potrzeba przynajmniej pięć razy większej porcji niż dla Kuro. Lub porcji wielkości Kuro.
Miau?
Akurat Kuro wkroczył do kuchni. Przeszedł dumnie między nogami Haru, jeszcze raz uderzając go ogonem.
— Podjadę i coś mu kupię — odpowiedziała, głaszcząc wilka po szyi. — Słodka mordka.
Miau!
Kuro spojrzał pretensjonalnie. Zasyczał na Haru i nastroszył ogon.
— I kot robi się zazdrosny. — Nikodem wziął Kuro na ręce. — Przecież wiadomo, że ty tu rządzisz.
— Nie zdziwię się, jak Haru będzie się bał tego kota — dodała z rozbawieniem Helena.
— Też.
Nikodem pomógł Helenie w sprzątaniu. W międzyczasie Kuro i Haru zaczęli się ganiać, dlatego też Helena wypuściła oba zwierzaki przed dom w nadziei, że żaden nie wskoczy pod samochód ani nie zacznie terroryzować sąsiadów. Zajęły się sobą przy wejściu i oba wyraźnie uważały, by niczego nie zniszczyć. Sąsiedzi przechodzący niedaleko spoglądali zaintrygowani. Niektórzy śmieli się cicho.
Przynajmniej Nikodem i Helena mieli przez chwilę spokój od zwierząt. Mogli usiąść i spokojnie napić się razem kawy. Zupełnie odrzucili temat Daniela na bok, bo wywoływał niemiłą atmosferę. Zamiast tego Helena zainteresowała się przebiegiem całej tradycji. Nikodem opowiadał z entuzjazmem, gdyż dobrze wszystko wspominał. Powtórzył nawet fragmenty przysięgi, bo Helena o nie pytała. Prosiła nawet, żeby Nikodem zademonstrował coś z magii.
— Nie umiem jeszcze, ciociu... Właśnie po to jadę do Bartka... — wyjaśnił, uśmiechając się lekko. Na dobrą sprawę mógłby już zacząć kolejne próby z magią, ale wolał nie złamać obietnicy. Chciał, żeby pierwszą reakcję na nową wizję zobaczył Bartek.
— Ale po powrocie pierwsze, co zrobisz, to chwalisz się magią. Nawet jeśli będę spać, to masz mnie obudzić, jasne? — Spojrzała wymownie na siostrzeńca.
Nikodem kiwnął głową. Jednocześnie dostał na telefonie wiadomość o treści: „Będę za jakieś 15 minut". Domyślił się, że to od Darii, dlatego od razu zapisał jej numer.
Chłopak pożegnał się z ciotką i pobiegł szybko do pokoju, żeby się ogarnąć.
~ ~ ~
Nikodem od razu po przyjeździe ruszył w stronę pokoju Bartka – ignorując zupełnie spojrzenie Jacka. Nie chciał zaprzątać sobie myśli układem ani pytać, kiedy wszystko się rozpocznie. Doszedł do wniosku, że w końcu sami do niego napiszą.
Bartek wyjątkowo nie zamknął drzwi, dzięki czemu Nikodem mógł bez problemu wejść do środka. Zastał chłopaka leżącego swobodnie na łóżku z książką w ręku. Zobaczywszy kątem oka Nikodema, odłożył lekturę na biurko. Powitał go krótkim uśmiechem. Nikodem podszedł, usiadł obok i przytulił się do Bartka.
— Nie pisałeś z rana — powiedział Bartek. — Coś się stało?
— Nie pytaj... — burknął, zaciskając mocniej dłoń.
— Oho, czyli nieciekawie. — Odsunął się, żeby spojrzeć Nikodemowi w oczy. Głównie przez wzgląd na ich nowy kolor. — Wiesz, że możesz śmiało wyzwać, kogo tylko zechcesz.
Nikodem odwrócił wzrok.
— Mój ojciec sobie o mnie przypomniał — wyznał, zaciskając mocniej dłonie. Dodał jeszcze: — Po prawie sześciu latach.
— Przyniósł mleko?
Nikodem zmarszczył brwi z zażenowaną miną.
— Dobra, dobra, żartowałem. — Bartek pstryknął palcem nos chłopaka. — I co zrobił?
— Stwierdził, że chce wszystko naprawić, że nie wiedział nic o śmierci matki... takie tam. Nic ciekawego.
— Wyglądasz na złego. Nie cieszysz się, że twój ojciec wrócił?
— Bartek, żyłem bez niego sześć lat. Zdążyłem zapomnieć o jego istnieniu, a on nagle zjeżdża z innego województwa, bo się stęsknił i w sumie to według niego nic się nie stało. Dopiero gdy zobaczył, jak bardzo się nie cieszę, to dotarło do niego, że coś jest na rzeczy. Jeszcze ciotka próbuje mnie przekonać, żebym dał mu szansę. Poznał go lepiej. Tylko do nikogo nie dociera, że nie chcę. — Westchnął z groźnym grymasem. — Wymazałem go i nic już dla mnie nie znaczy w tym momencie.
Bartek pocałował na moment Nikodema, sygnalizując, żeby ten przestał gadać.
— Niki, rozumiem, ale... — Odsunął się kawałek. — To dalej twój ojciec.
— Jeśli będziesz chciał...
— Nie, nie będę cię przekonywał — przerwał, wywracając oczami. — To twoja sprawa. Twoja rodzina. — Splótł palce. — Zrobił ci przykrość, ale musiał zrobić porządny rachunek sumienia, skoro przyjechał.
— Wiem... — Opuścił wzrok. — Zwyczajnie nie wyobrażam sobie życia znów z nim.
— Dasz radę. Jak coś nauczę cię fajnych drobiazgów z magii, żeby mu uprzykrzyć życie. Nikt przecież nie lubi, jak nagle zaswędzi go tyłek.
Nikodem nie pohamował uśmiechu. Zrobiło mu się na moment lżej, ale miał już wystarczająco dość rozmów na temat ojca. Położył się obok Bartka. Chłopak spojrzał z uniesioną brwią.
— Będziesz się uczyć magii na leżąco? — spytał nieco zmieszanym tonem. — Ciekawy sposób.
— Chciałeś mnie uczyć kreatywnych sposobów używania magii. — Podrzucił wymownie brwiami.
Bartek parsknął śmiechem i oblał się rumieńcem.
— Wymyślisz chyba nową profesję... Skoro od razu ciebie ciągnie do takich rzeczy. — Pokręcił głową. — A tak poważnie, to podnieś się.
Nikodem mruknął niezadowolony.
— Nie chce mi się... Już się ułożyłem.
Bartek wywrócił oczami. Usiadł okrakiem na chłopaku i oparł się rękoma o jego tors. Znów popatrzył na błękitne tęczówki. Pochylił się lekko.
— To w takim układzie uczymy się w tej pozycji. — Uśmiechnął się wrednie.
— Jak przestaniesz mi się gapić na oczy... — burknął, odwracając wzrok. Tak na dobrą sprawę nie miał nic przeciwko, ale uwielbiał droczyć się z Bartkiem.
— Powiedziałem ci już, że chcę zobaczyć, jak użyjesz magii. — Położył się swobodnie na chłopaku. — Także nie odwracaj wzroku.
Nikodem spojrzał ponownie na Bartka.
— To w takim układzie tłumacz. — Nikodem ułożył ręce pod głową. — Czym pierwszym się pobawić?
— Powiedz do magii w myślach. Podstawowe rzeczy nie wymagają łaciny, ale oczy maga już tak. Sam używam skróconej frazy, ale mam już doświadczenie. — Znów usiadł, gdyż tak było mu wygodniej. — Pamiętasz, jak były te oczy po łacinie?
Nikodem wytężył myślenie, ale nie kojarzył nawet momentu, w którym Bartek podawał tę nazwę. W końcu pokręcił głową.
— „Magi oculis". Proste do zapamiętania, wierz mi. Będą gorsze rzeczy. Najlepiej na początku używać pełnej frazy: „Magia, conspectum tuum da mihi"*. Później wystarczy mówić tylko: „Magia, magi oculis".
Nikodem zamrugał kilkakrotnie.
— Czy ty przyzywasz właśnie demona? — spytał, otwierając szerzej oczy. — W życiu tego nie powtórzę...
— Co najwyżej demon spojrzy na ciebie jak na debila. — Wzruszył ramionami. — Z czasem będzie ci to przychodzić naturalnie. Początki są najgorsze. — Założył ręce. — Spróbuj powtórzyć. Najpierw na głos, potem w myślach.
— Jak to było?
— „Magia, conspectum tuum da mihi" — powtórzył powoli, żeby Nikodem dokładniej wsłuchał się w wymowę.
Chłopak wypowiedział słowo po słowie. Czasem Bartek jeszcze go poprawiał, bo nie pasowały mu drobiazgi. W międzyczasie Nikodem dla żartu rozglądał się, czy przypadkiem nie przyzwał żadnego obcego bytu do pokoju. Musiał przyznać, że w trakcie mówienia po łacinie czuł się trochę, jakby faktycznie otaczał go magiczny krąg i szykował się do wezwania samego diabła.
Jednak przed sobą miał jedynie Bartka, który czekał z niecierpliwością, aż Nikodem w myślach przytoczy te same słowa. Chłopak odetchnął głośno. Zacisnął powieki – jak polecił mu Bartek.
Magia...
Nikodem poczuł, jak przyjemny chłód zaczął w nim szaleć. Przełknął ślinę.
Conspectum tuum da mihi...
Rozległo się lekkie pieczenie i uścisk w gardle. Nikodem niepewnie otworzył oczy. Zamarł. Uniósł się na łokciach i zaczął rozglądać dookoła. Przypomniało mu się, jak Bartek tłumaczył mu działanie magii. Właśnie był świadkiem, jak niezliczona ilość błękitnych pasów przepływała spokojnym tempem. Nikodem uśmiechnął się szeroko.
Dłoń Bartka znalazła się na przedramieniu Nikodema. Chłopak rzucił mu krótkie spojrzenie. Dostrzegł różnicę. Nie widział dokładnego wyglądu kolegi, zaledwie kontur opatulony przez jasnoniebieskie poszarpane linie. Część materii wyraźnie zatrzymywało się w jego ciele i krążyło spokojnie.
Nikodem potrząsnął głową i pozbył się nowej wizji. Dopiero wtedy zrozumiał, że miał przez moment stłumione wszelkie dźwięki.
— I jak? — spytał Bartek, poprawiając włosy Nikodema.
Nikodem potrzebował chwili, żeby odpowiednio dobrać słowa. Nie umiał dokładnie opisać uczucia, które pojawiło się na krótką chwilę.
— Powiem ci tak... Faza niezapomniana... — wydusił wreszcie, odwracając wzrok z powrotem na Bartka.
— Wiedziałem, że ci się spodoba — odparł dumnie. Zszedł z łóżka, żeby wyprostować nogi. — Skoczę po coś do przegryzienia i pokażę ci coś jeszcze.
Bartek ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się na moment przy nich. Spojrzał na Nikodema przez ramię.
— Przy okazji sprawdzę, czy Daria nie poszła wyprowadzić Reksa. — Posłał chłopakowi dwuznaczne spojrzenie, po czym wyszedł z pokoju.
Nikodem wziął głęboki wdech. Ułożył się wygodniej na łóżku. Nie mógł pohamować uśmiechu. Wciąż nie dowierzał, że wszystko działo się naprawdę. Jednakże uczucie magii krążącej po ciele było na tyle prawdziwe, że Nikodem przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości. Naprawdę urodził się Zaklinaczem. Naprawdę używał niewidzialnych mocy. Naprawdę mówił łacińskie zwroty.
Chłopak spojrzał na telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość:
O północy Jacek po ciebie przyjedzie
Roksana
I naprawdę mam przesrane...
*Magio, daj mi swój wzrok
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro