Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Chris Blackthorn zawsze dostaje, to czego chce. A chciał ją i ją miał. Zawinięta w koc w czarną czerwoną kratę, leżała w jego ramionach, kiedy jedna z omeg prowadziła auto. Tulił ją do siebie, przepełniony szczęściem, jedynie smród jego pieprzonego braciszka drażnił jego nozdrza. Miał ochotę zdrapać go z jej skóry, a jedynie co mógł, to czekać. Odgarnął ciemny kosmyk z jej twarzy i złożył delikatny pocałunek na jej czole, a jego wilk zawarczał z przyjemności.

~ W końcu jest nasz - zapiszczałojego wilcze ja niczym mały szczeniak.

~ Tak, ale problem w postać sam wiesz kogo istnieje - studził jego entuzjazm Chris.

~ Chodzi ci o twojego braciszka? On nie będzie problemem, kiedy się z nią sparujesz - zawyrokował jego wilk.

~ Och, doprawdy? No popatrz jaki głupek ze mnie - zawarczał  na sierściucha.

Nie warcz na mnie, ale taka prawda.

~ Taa wiem, bo ona będzie naszą partnerką, nawet jeżeli będę musiała rozerwać na strzępy tego wilczego kundla.

- Dobrze, że w tym się zgadzamy - odwarknął wilki i zwinął się w kłębek.

Przed sobą mieli jeszcze dwie godziny drogi, a kiedy dotrą na miejsce, Lara będzie spała w jego łóżku i w jego ramionach. Naucza się bycia posłuszną samicą, w przeciwnym razie poleje się krew i to nie jego. Przytulił ją mocniej do swojej piersi i napawał się jej ciepłem oraz miękkim kobiecym ciałem, które już tej nocy będzie jego.

Nick wiedziony zapachem Lary, pędził na złamanie karku, lecz kiedy dotarł w miejsce, gdzie był najsilniejszy, wyczuł coś jeszcze. Jego wilczy nos obwąchał bardzo dokładnie ściółke, gdzie jeszcze przed kilkoma minutami była jego mate, a która zniknęła. Warknął wściekle i zawył przeciąglę. Zapach jego pieprzonego braciszka unosił się w powietrzu, a on miała ochotę, dorwać  mu się do gardła i go rozerwać, po czym wypruć jego wnętrzności i wyrwać mu jego czarne serce. Porwał Larę, czym przypieczętował swój marny los. Ponownie zawył i zawrócił do domu watahy. Nie było czasu, musieli opracować plan, kurewsko dobry plan, odbicia jego kobiety, po czym miał zamiar rozprawić się z tym sukinsynem raz na zawsze. Wpadł do swojej części domu przemieniony w człowieka, po czym włoży szare spodnie dresowe oraz czarny podkoszulek. Z furią w żyłach i wściekłym wilkiem pod skórą wpadł do głównego domu i ryknął na cały głos. Po chwili w salonie zebrała się grupka zmiennych, która powiększała się z każdą chwilą.

- Co się stało? - Głos zabrał Beta.

- Porwał Larę, a to jawne wypowiedzenie wojny. Nie będzie litości, nie będziemy brać jeńców. Każdego wyeliminujemy, kto opowie się za tym sukinsynem. Czy to jasne?

- Tak! - Wszyscy zebrani odpowiedzieli chórem.

- To dobrze. Wyruszamy wieczorem, szykujcie sprzęt, a ja wzywam posiłki. Mamy wojnę  i będzie tylko jeden zwycięzca.

Wataha dzikich, której był przywódcą, poniosła gniewne okrzyki, po czym każdy pognał do przydzielonych zadań. Natomiast Nick kiwnął na Betę i we dwójkę poszli prywatnej części domu, gdzie zaszyli się w gabinecie. Beta patrzył na swojego Alfę i znał symptomy mega wkurwienia. O tak, ten facet był groźny bez tego całego wilczego gówna w ich DNA, a z nim był po prostu śmiertelnie niebezpieczny. Przez te wszystkie lata poznał Blackthorn'a na tyle, iż wiedział, że spokojny Nick był niczym chodząca bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. Kiedy wybuchał, zmiatał z powierzchni ziemi wszystko w zasięgu wilczych łap. Zmienni, zwłaszcza wilki były terytorialne, a jeżeli chodziło o ich partnerki, byli zaborczy niczym pieprzeni jaskiniowcy. Byli skłonni skoczyć drugiemu do gardła, jeżeli inny samiec chociażby dotknął ich samicy, a Lara St. John była nietykalna. Była mate ich Alfy, a wilk Nicka domagał się rozszarpania kolesia, który porwał jego kobietę.

- Zostawisz tutaj minimum ochrony, reszta jedzie na północ.

- Masz jakiś plan?

- Plan? Nie wiem, czy wyprucie z niego flaków i zrobienie z niech naszyjnika, jest wystarczającym planem. Ale jeśli tak, to jest mój plan. Odbiorę mu wszystko, co mi zabrał. Wszystko co mi się należy z racji urodzenia. A możesz mi wierzyć, będzie błagał o szybka śmierć za porwanie mojej kobiety. 

- A co miałeś na myśli, mówiąc o posiłkach?

- Rick St. John chętnie mi pomoże. Ten facet jest bezwzględny jeśli chodzi o interesy, a jeżeli chodzi o jego rodzinę i   watahę, wyrżnie wszystkich w pień. 

- Czyli szykuje się niezła jatka - zawyrokował jego zastępca.

- Tak, popłynie morze krwi - stwierdził złowróżebnie Nick.-  Idź zorganizuj wszystko, muszę podzwonić - wydał rozkaz.

- Tak jest Alfo. - Beta opuścił pokój, a Nick wybrał numer w swoim telefonie.

- St. John - odezwał się Rick.

- Mamy problem, duży problem.

- Co jest Blackthorn?

- Porwał Larę - wysyczał Nick, a Rick doskonale wiedział o kim była mowa.

- Ja pierdolę, sukinsyn już nie żyje! - Ryknął Rick, że bębenki Nickowi o mało nie eksplodowały.

- W rzeczy samej, zbieraj ludzi. Wyjeżdżamy dzisiaj, pora zrobić czystkę.

- W końcu.

Kiedy ustalili szczegóły wyjazdu, Nick rozłączył się i poszedł do swojej sypialni. W powietrzu unosił się zapach Lary, który otulał każdą komórkę jego ciała. Była jego mate i nica ani nikt nie mógł tego zmienić. Jutro z powrotem będzie w jego ramionach, czyli tam gdzie jej miejsce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro