R 5
Wiktoria trafiła do dormitorium z Lile Evans, Dorcas Meadowes, Alicją Spinnet i Kate Bird. Kate i Dorcas były najlepszymi przyjaciółkami Lily, a Alicja była lekko niezdarna i wycofana. Wiktoria chcąc ograniczyć przebywanie w towarzystwie Dorcas do minimum, zaczęła rozmawiać z Alicją.
-Może będziemy kolejno zadawać pytania?-Zapytała Wiktoria, dosiadując się na łóżko Alicji.
-Więc, skąd jesteś?-Zapytała niepewnie Alicja.
-Urodziłam się w Anglii, ale z powodu pracy Ojca mieszkaliśmy długo w Honolulu-Odpowiedziała Wiktoria.
-Masz chłopaka?-Zapytała Wiki.
Alicja lekko się zaczerwieniła, na co Wiki przysiadła się bliżej.
-Chodzę z Frankiem Longbottomem-Powiedziała cicho, zerkając na Dorcas.
-Tylko nikomu nie mów-Poprosiła niepewnie.
-Nie powiem-Obiecała Wiktoria.
-Kim są twoi rodzice?-Zapytała Alicja, opierając się plecami o ścianę.
-Mama jest magomedykiem, a tata jes...by...jest! łamaczem klątw-Powiedziała.
-Wybacz, ale czy on żyje?-Zapytała niepewnie Alicja.
Wiktoria w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
Rozmawiały jeszcze ze sobą, aż Lily zaproponowała, aby wszystkie zagrały w prawda/wyzwanie.
-Ja muszę iść-Stwierdziła Dorcas, po czym poprawiła włosy i wyszła.
Butelka po soku dyniowym wskazała Wiktorię.
-Pytanie-Powiedziała dziewczyna.
-Co masz do Dorcas?-Zapytała Lily.
-Przyjaźnię się z Huncwotami. Dorcas próbowała podać Syriuszowi amortencję-Powiedziała oburzona Wiktoria.
-Nie możliwe-Powiedziała zszokowana Lily, kręcąc głową.
-Pisała mi o tym, ale myślałam że to żart-Powiedziała Kate, patrząc ze wstrętem na zamknięte drzwi.
-Ona...nie-Szeptała Lily, wciąż kręcąc głową.
-Lilcia-Powiedziała Kate i przytuliła rudowłosą.
Alicja i Wiki spojrzały na siebie, po czym dołączyły do uścisku.
Po jakimś czasie Kate wyciągnęła z kufra butelkę skrzaciego wina i miło spędziły czas. Ledwo do pokoju wróciła Dorcas, a wszystkie stwierdziły, że już późno i pora spać.
Następnego dnia Wiktoria wstała jako pierwsza. Była godzina siódma rano, więc ruszyła do łazienki. Po piętnastu minutach wyszła i obudziła dziewczyny, następnie zmierzając do Huncwotów.
Weszła do ich pokoju i prawie dostała zawału. Cała podłoga była w ubraniach, kociołkach, piórach i papierach po cukierkach, a przynajmniej tylko to zidentyfikowała. Pokręciła głową i podeszła do pierwszego łóżka z brzegu. Było to łóżko Remusa.
-Remus-Powiedziała cicho.
Chłopak powoli otworzył oczy i uśmiechnął się.
-Pora wstawać-Powiedziała i ruszyła dalej, a chłopak zniknął w łazience.
-Rogaś-Powiedziała, szturchając Pottera palcem w ramię.
Potter był bardziej odporny, lecz w końcu niechętnie otworzył oczy.
-Dzień dobry-Ziewnął i ruszył do łazienki, mijając się w drzwiach z gotowym Remusem.
-Peter-Powiedziała Wiktoria, ruszając ramieniem chłopaka.
Peter krzyknął i błyskawicznie otworzył oczy.
-Dzień dobry?-Zapytała niepewnie, po czym ruszyła do Blacka.
Black jako jedyny miał zasłonięte kotary wokół łóżka. Wiktoria odsłoniła je i z aprobującym mruknięciem spoglądała na Blacka śpiącego bez koszulki.
Po kilku minutach podziwiania postanowiła obudzić Śpiącego Królewicza.
-Łapciu-Wyszeptała, delikatnie przeczesując dłonią włosy chłopaka.
Black w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął.
-Syriusz-Powiedziała, głaszcząc policzek chłopaka, lecz ten wciąż spał.
-Black-Zanuciła, cmokając go w policzek.
Syriusz z szerokim uśmiechem otworzył oczy i cmoknął ją w usta.
-Dzień dobry-Powiedział zachrypniętym głosem, po czym ruszył w stronę wolnej łazienki.
Wiktoria przez chwilę stała oszołomiona w tej samej pozycji, po czym dosiadła się do Remusa i czytała mu księgę przez ramię. Była to historia o dziejach Wilkołaków.
-Biedni-Stwierdziła, gdy Remus zmienił stronę.
-To potwory-Mruknął chłopak.
-To skrzywdzeni ludzie. Należy ich traktować normalnie i pomóc w potrzebie-Powiedziała oburzona, szturchając palcem ramię chłopaka.
-Jakbyś spotkała jakiegoś człowieka obarczonego Likantropią, to prędzej byś go przeklęła, niż pomogła-Powiedział Remus i zamknął skończoną księgę.
-Nigdy!-Zaręczyła Wiktoria.
-Widzisz Remi, możesz jej powiedzieć-Powiedział zadowolony Peter, po czym dopiero dotarło do niego co uczynił.
James i Black wydarli się na chłopaka. Peter zasłonił usta, a Remus miał łzy w oczach.
-Remi, czy ty...-Zaczęła niepewnie Wiktoria, a chłopak przytaknął.
-Remi!-Zawołała, mocno przytulając Lupina.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze-Uspokajała go.
-Jestem niebezpieczny!-Zawołał Lupin.
Dziewczyna prychnęła.
-Prędzej seksualnie niebezpieczny-Powiedziała ze śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro