R 2
Państwo Potter wraz z synem i Syriuszem przekonali dziewczynę, aby została z nimi aż do końca wakacji i nawet pomogli jej załatwić formalności związane z dołączeniem do Hogwartu. Wiki chciała chociaż płacić czynsz za jedzenie i dach nad głową, lecz rodzice Jamesa stanowczo odmawiali.
Dziewczyna nie chciała zostać uznana za darmozjada i pod nieobecność Pani Potter sprzątała dom za pomocą różdżki i czasami gotowała, czy też piekła ciasteczka. Pani Potter była wręcz prze szczęśliwa, gdy wracała do czystego i pachnącego domu.
-Co tak pachnie?-Zapytał Syriusz, opierając się o framugę.
-Twoje ulubione ciasteczka-Powiedziała, zaglądając do piekarnika.
-James, waniliowe ciasteczka!-Krzyknął Syriusz.
James był tam w ciągu kilku sekund.
-Już można?-Zapytał, szybko myjąc ręce i siadając przy wyspie kuchennej.
Syriusz podszedł do Wiki i zaglądał jej przez ramię.
-Black rozpraszasz mnie-Stwierdziła Wiki.
Dziewczyna nie mogła przestać wdychać tego zapachu ognistej whisky, ciasteczek i jakiejś nieznanej substancji, co uniemożliwiało jej skupienie się na pieczeniu.
-Przepraszam-Powiedział uwodzicielskim tonem Black, po czym złożył pocałunek na jej szyi i ruszył do kumpla.
-Czy to damski orgazm?-Zapytał James, obserwując minę Wiki.
-Gotowe!-Zawołała, ignorując pytanie chłopaka.
Część wysłała do salonu dla rodziców Jamesa, a resztę dała chłopakom. Dosiadła się do nich i zaczęli jeść.
-Mmm-Usłyszała od chłopaków.
Chłopcy pochłonęli ciastka w kilka minut, zostawiając jednak część dla dziewczyny. Rodzice Jamesa również szybko odesłali talerz do zlewu.
-Dlaczego nie możesz zrobić więcej?-Zapytał Black, uśmiechając się uroczo do dziewczyny.
-Wystarczy ładnie poprosić-Powiedziała z uśmiechem.
Black objął ją i uśmiechnął się uroczo.
-Bardzo proszę-Powiedział.
I znów zaczęła piec.
Już prawie wyjmowała ciastka, gdy ktoś zapukał do drzwi wejściowych.
James ruszył i po chwili było słychać jego głos.
-Nie Peter, nie czujesz świeżych ciastek!
Po chwili niezadowolony James wprowadził do kuchni blondyna z bliznami i niższego blondyna z nadwagą.
-Niech zgadnę, Remus i Peter?-Zapytała, a oni przytaknęli.
Wiki wyciągnęła ciasteczka z pieca i część posłała do salonu, a resztę położyła na wyspie.
-Niestety dla was zabrakło-Powiedział Syriusz, przyciągając do siebie talerz.
-Są jeszcze czekoladowe-Powiedziała Wiki, wyjmując drugą blachę.
-Czekoladowe?!-Wydarł się Remus i wręcz rzucił w jej stronę.
Po skończeniu ciastek Wiki ledwo odmówiła Syriuszowi pieczenia kolejnych i ruszyli na górę do pokoju Jamesa.
Usiedli na dywanie przed łóżkiem, a Syriusz usiadł za Wiki i objął ją, kładąc głowę na jej ramieniu.
-Jesteście parą?-Zapytał Remus, uśmiechając się życzliwie.
-Nie-Odpowiedzieli jednocześnie, wciąż nic nie zmieniając w sposobie siedzenia.
Chłopcy zaczęli opowiadać Wiktorii o Hogwarcie, ich grupie, żartach i niejakim Smarkerusie.
-On jest obrzydliwy-Stwierdziła Wiki, słysząc o Czarnej Magii i wiecznych gilach z nosa, czy też nie myciu włosów.
-Nie wiem, czy gorszy jest on, czy może Malfoy i moja ukochana Bella-Powiedział Syriusz i nad tym zaczęli debatować.
Rozmawiali aż do rana, popijając ognistą. Ostatecznie zasnęli razem na łóżku Rogacza. Wiki wtuliła się w klatkę Syriusza, a James w klatkę Remusa. Peter wtulił się w pluszowe misia Jamesa.
Pani Potter weszła około dziewiątej do pokoju, lecz widząc jak słodko śpią nie potrafiła ich obudzić. Wróciła do kuchni, nałożyła na naleśniki zaklęcie świeżości i udała się do pracy.
Wiki obudziła się o jedenastej. Delikatnie wstała z Syriusza i udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ruszyła do domowej sali do eliksirów, chcąc przygotować kocioł eliksiru na kaca. Ledwo ukończyła prosty eliksir, a do pracowni wszedł Syriusz, łapiąc się za głowę.
-Jeśli masz ten eliksir, to ci się oświadczę-Powiedział.
-I bez tego bym ci dała fiolkę-Powiedziała rozbawiona.
Najpierw pocałowała Black w czoło, a ten wyglądał jakby pomogła mu z bólem głowy. Następnie dała mu eliksir, a chłopak czuł się jak nowo narodzony.
-Kobieta idealna-Stwierdził, przytulając do siebie Wiktorię.
-Idealny facet-Powiedziała, wtulając się w niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro