Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bonus Świąteczny

Te święta spędzamy w Warszawie razem z rodzicami Mariny, których traktuje jak dziadków, z mamą taty i siostrą Mariny, jej mężem i dziećmi. Gdy spałam w spokoju, nawiedził mnie mały, ale słodki szatan, czyli Amelka - siostrzenica Mariny i córka Mai.

- Lenka! Czas wstawać! - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam gest. Usiadłam na łóżku, a brązowooka cały czas mi się przyglądała z uśmiechem.

- Tak, pobawimy się później. - zaśmiałam się, a dziewczynka przytuliła mnie i wybiegła radosna z pokoju. Leniwie stałam z wygodnego łóżeczka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne legginsy i szarą bluzę. Przebrałam się, a następnie poszłam do łazienki się ogarnąć. Spięłam włosy w kucyka i zeszłam na dół.

- Cześć, wszystkim. - uśmiechnęłam się, a mnie zaatakowała Ashley, czyli najładniejszy pies pod słońcem. Razem z Karmelkiem oczywiście. Pogłaskałam ją i usiadłam przy barku, gdzie na talerzu, leżały kanapki z sałatą, serem żółtym i pomidorem. Wzięłam jedną i ugryzłam kęs.

- Cześć, Lenka. - ucałowała mnie babcia Szczęsna w czoło, a później babcia Łuczenko. Dziadek poklepał mnie po ramieniu.

- Dobrze się spało? - odezwała się mama Mariny. Przytaknęłam.

- Tylko jeden mały urwis mnie obudził . - uśmiechnęłam się, a wszyscy spojrzeli na Amelkę, która bawiła się z Ashley. - Tak w ogóle to gdzie tata? - spytałam.

- Pojechał na miasto po coś. - powiedziała Marina, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Jak dokończysz jeść to udekorujesz pierniki z Amelką, okej? - przytaknęłam i dokończyłam jedzenie kanapki. Dziewczynka usiadła obok mnie na krzesełku i zaczęła dekorować pierniki. Poszłam w jej ślady. 

Gdy skończyłam robić pierniki, wzięłam się za robienie innych czynności. Szatynka pomagała mi we wszystkim, więc szybciej mi szło i już około czternastej byłam wolna. Dziewczynka spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Kiwnęłam głową na tak i zaczęłam liczyć. Jak doliczyłam do piętnastu poszłam szukać małego urwisa. Przeszukałam prawie cały dom, ale Amelki nigdzie nie było. Przypomniało mi się, że nie zajrzałam do garażu. Otworzyłam drzwi, a w rogu garażu zauważyłam dziewczynkę.

- Mam cię, Amelka. - zaśmiałam się i wzięłam ją na ręce. Poszłam z nią do salonu. Położyłam ją na kanapie i zaczęłam łaskotać, a dziewczynka śmiała się w niebo głosy. W końcu przestałam, a ona wycieńczona śmianiem się, zaczęła oglądać jakąś bajkę, która leciała w telewizji. Natomiast ja poszłam do kuchni, gdzie prawie wszyscy byli. 

- Nabawiłaś się już? - odezwał się tata, a ja przytaknęłam. Stwierdziłam, że jednak wrócę do dziewczynki i obejrzę z nią bajkę, bo nic ciekawszego do robienia nie miałam. Usiadłam wygodnie na kanapie. Tak się wciągnęłam, że nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

***

Zostałam obudzona przez babcię Ałłę. Amelka też przed chwilą wstała. Przetarłam oczy i leniwie wstałam z sofy. Zerknęłam na zegarek, na którym była godzina siedemnasta dwanaście, a o osiemnastej ma być kolacja wigilijna. Poszłam na górę. Otworzyłam szafę. Chyba z dziesięć minut stałam przed nią, nie mogąc się zdecydować co ubrać, aż w końcu wybrałam pudrowo-różowy sweterek i czarną spódniczkę. Poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Wytarłam ciało i ubrałam czyste ciuchy. Zrobiłam makijaż, a włosy postanowiłam, że zostawię proste, ale zepnę je po bokach. Wróciłam do pokoju, gdzie na nogi nałożyłam rajtuzy w kolorze cielistym. Psiknęłam się perfumami, a na rękę założyłam bransoletkę i zegarek. Zeszłam na dół, gdzie już prawie wszyscy byli. Gdy każdy już był przy stole, zaczęliśmy sobie składać życzenia. Podeszłam do Mariny.

- Skarbie, życzę Ci żebyś cały czas była taka uśmiechnięta jak jesteś, dużo zdrowia, więcej wspólnych chwil, szczęścia, wspaniałego chłopaka i spełnienia marzeń. - powiedziała, a ja ułamałam kawałek jej opłatka.

- No, więc życzę Ci, aby twoja kariera dalej się ciągła długo i długo, żebyś zawsze mnie wspierała w trudnych momentach, szczęścia, zdrowia i czego sobie zażyczysz. Kocham cię, Mamo. - łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, a brunetka zdziwiła się na te słowa. Na jej policzkach również pojawiły się łzy. Przytuliłam ją. 

- Też cię kocham, córciu. - uśmiechnęła się i mocniej przyciągnęła mnie do jej ciała. Wszyscy zaczęli klaskać, a Szczęsny przyszedł do nas i przytulił mnie i Marinę. 

Usiedliśmy przy stole, zaczęliśmy spożywać jedzenie. Rozpakowaliśmy prezenty, a o dwudziestej pięć, wszyscy poszliśmy do salonu, gdzie będziemy oglądać film pt. Kevin sam w Nowym Yorku. Uśmialiśmy się z tego filmu, a o dwudziestej trzeciej trzydzieści zaczęliśmy się zbierać na pasterkę. Ubrałam kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki. Na stopy założyłam kozaki i wyszłam z domu.

***

WESOŁYCH ŚWIĄT DLA WSZYSTKICH!! 🎄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro