Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Pomogła Marinie rozpakować zakupy, a następnie odłożyć je na swoje miejsce. Bramkarz gdzieś się ulotnił, zostawiając płeć piękną. Szatynka przyglądała się dziwnie Lenie. 

- Coś się stało, że tak na mnie patrzysz? - odezwała się blondynka, patrząc na mamę. 

- To ja powinnam ci zadać to pytanie. - odparła Szczęsna, na co Lena westchnęła. - Widzę, że płakałaś. Wiesz o tym, że możesz mi wszystko powiedzieć. 

- Bartek. - mruknęła Lena. - Sama nie wiem czy go kocham, jeszcze przyszedł rano tutaj. Ja po prostu nie wiem. Muszę to przemyśleć. - mama przytuliła córkę. - Wyjdę się przewietrzyć do parku.

- Tylko wróć za niedługo, bo musisz się spakować. - blondynka uniosła brew do góry. - Wracamy do Turynu. - kiwnęła głową, że rozumie. Zabrała tylko telefon z pokoju, a następnie wyszła na spacer do parku. 

Do: Artur 🧟‍♂️

Idę do parku niedaleko twojego domu jak chcesz to przychodź

Po chwili dostała odpowiedź.

Od: Artur 🧟‍♂️

Daj mi pięć minut!

Zajęła miejsce przy wolnej ławce i czekała na swojego przyjaciela. Rozmyślała nad Kapustką. Co byłoby jakby znowu byliby razem? To pytanie krążyło jej po głowie. Poczuła szarpnięcie za rękę. 

- No wreszcie! - zaśmiał się brunet. - Wyglądałaś jakbyś była w jakimś transie. Jak sytuacja z Bartkiem? - blondynka westchnęła i zaczęła opowiadać o jej byłym. - Rób to co uważasz za rozsądne. Nie zwracaj uwagi na innych. Jak chcesz z nim być to rób to, a nie owijasz w bawełnę. 

- Tyle, że ja się boję!

- Czego niby?

- Tego, że nam znowu nie wyjdzie, a ja później będę cierpiała. - mruknęła.

- Lenka, bez ryzyka nie ma zabawy. - uśmiechnął się Sikorski. - Przemyśl to. - przytulił ją. - Powinnaś wracać do domu, jeżeli lecisz dziś do Turynu. 

- Masz rację, zasiedziałam się. Do zobaczenia. - przytuliła go na pożegnanie. 

- Widzimy się za jakiś czas, skarbie. Tylko masz do mnie pisać i dzwonić, bo jak nie to znajdę cię tam w tym Turynie. - zaśmiał się i poszedł w stronę swojego domu. 

Szczęsna od razu zaczęła się pakować po powrocie do domu. O siedemnastej miała lot do Włoch. Po niecałej godzinie była już spakowana. Nie potrzebowała dużo czasu. Miała teraz kilka godzin wolnego. Zeszła na dół. Jej brzuch prosił się o jedzenie. Akurat Marina zrobiła spaghetti. Lena zajęła miejsce w salonie i wzięła się za jedzenie swojego posiłku.

- Jesz tak szybko, że aż ci się uszy trzęsą. - zaśmiał się jej ojciec, siadając obok niej.

- Jak jestem głodna to się nie dziw. - odparła blondynka.

- Jak z Bartkiem? - Lena zdziwiła się na te słowa. Jej mają ją wydała! - Nawet jeśli chcesz z nim być to ja nie mam nic przeciwko. Kapi to dobry chłopak tylko wcześniej mu się w głowie poprzewracało. Wiem, że mu na tobie zależy, bo słyszałem jak rozmawiał z Zielińskim. Tak podsłuchiwałem, ale nie o to teraz chodzi. On naprawdę cię kocha, więc jeżeli go kochasz to rób coś, bo z tego co wiem za jakieś trzydzieści minut leci do Leicester. - powiedział Szczęsny, wstając z sofy. - No ruszaj tą dupę, bo wiem, że go kochasz! Zawiozę cię na lotnisko. - Lena zerwała się szybko, nawet nie zabierając komórki. Założyła buty, a następnie wsiadła do auta Wojtka. Ruszyli w stronę warszawskiego lotniska. Po niecałych dziesięciu minutach byli na miejscu. - Jak coś to dzwoń. Powodzenia, skarbie! - krzyknął z uśmiechem, Szczęsny.

Lena wbiegła na lotnisko, rozglądając się do okoła. Podeszła do pani przy kasach.

- Przy którym terminalu jest lot do Leicester? - zadała pytanie, rudowłosej.

- Przy pierwszym. - rzuciła krótko. Blondynka pobiegła w tamtą stronę, lecz zatrzymał ją ochroniarz.

- Proszę pokazać bilet, a wtedy wpuszczę panią. - odparł mężczyzna.

Przecież ja kuźwa nie mam biletu! Nie dostanę się tam! - pomyśłała.

Blondynka postanowiła złamać prawo i wbiec tam. Miała wszystko gdzieś. Przebiegła dalej w stronę terminalu pierwszego. Słyszała za sobą krzyki ochroniarza. Dotarła na miejsce, a drzwi do wejścia do tunelu były zamknięte. Szybko je otworzyła i pobiegła dalej. Na końcu przejścia nie było wejścia do samolotu. Odleciał. Nie zdążyła. Popłakała się. Ochroniarz złapał ją i wyprowadził. Policja skuła ją w kajdanki i kazała jej wsiąść do radiowozu. Pojechali na komisariat.

- Twoi rodzice już tutaj jadą. - powiedziała policjantka. - A teraz powiedz mi dlaczego wbiegłaś tam bez zezwolenia?

- Musiałam się spotkać z mo...przyjacielem. Chciałam mu coś wyznać, ale jego samolot odleciał. Nie myślalam o konsekwencjach. - odparła Szczęsna.

- Rozumiem, ale to nie jest powód dla łamania zasad. Dostaniesz mandat w wysokości pięciuset złotych. Twoi rodzice będą musieli zapłacić za niego. Mam nadzieję, że to ostatni taki wybryk, panno Szczęsna. - odparła policjantka. Do pomieszczenia weszli Szczęśni. Wojtek spojrzał poważnym wzorkiem na córkę. Policjantka wytłumaczyła mu całe zajście. Bramkarz zapłacił za mandat i we trójkę wyszli z komisariatu. Wsiadli do samochodu.

- Dziecko jak pozwoliłem ci za nim pójść to nie musiałaś łamać tych zasad. - odezwał się Szczęsny.

- Co teraz z wami? - spytała mama, a Lena wytarła łzy.

- Chcę polecieć do niego. - rzekła, a rodziców zamurowało. - Mówię poważnie. Przebukujcie mi bilet na Leicester. Wyjaśnię z nim tą sytuację i wrócę jutro. Proszę was.

- Dobra, ale jeszcze raz zrobisz taką głupotę to do osiemnastki będziesz siedziała w domu i nigdzie nie wychodziła! Obiecuję ci to. - powiedział jej ojciec.

Leicester nadchodzę. - pomyślała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro