"Cienie"
Tyle rzeczy już w życiu widziałem i nie jedną osobę znam,
jednak poranek za każdym razem potrafi mnie zaskoczyć.
Pamiętam jak zacząłem się modlić byś mógł go zobaczyć.
Byś mógł obejrzeć coś więcej niż pejzaże w granicach ram.
Jak co dzień, jak większość płuczę twarz w zimnej wodzie.
Nie wiem dlaczego ale dla mnie jest to rzecz najsłodsza.
Gdy wychodzę z domu nie ma gwaru, ni tłumu, tylko cisza.
Ona, muszę przyznać przeraża, aż pytam niemo, gdzie ludzie?
Przecież świat się jeszcze nie skończył, życie zaczęte niedawno.
Cienie przez drogę do pracy trzymają się mych kościstych nóg.
Nie wiem czemu są tak bardzo nieśmiałe jakby opuścił je Bóg.
Staram się je trochę zachęcić, by nie wyglądały jak złe widmo.
Spójrzcie jak pięknie dokoła, wy też nie musicie się wstydzić.
Ale cienie nie chcą mi wierzyć, więc wziąłem węgiel w dłonie.
I z uśmiechem szerokim zacząłem brudzić na czarno skronie.
Miło było popatrzeć jak nie mogą się temu czynowi nadziwić.
A przecież ja i moje cienie jesteśmy z tej samej rdzawej gliny.
I choć latarnie uliczne wmówiły im bzdury, że jest inaczej.
Wolałbym by moje ukochane cienie zobaczyły dobro raczej.
To właśnie dzięki temu, że żyjemy razem w zgodzie, jestem silny.
Wykorzystując pozostałości weny od mojej Przytulanki, tutaj masz załącznik ;)
Napisałem ten wierszyk z mam nadzieję optymistyczną nutą dla bookerki, której to obiecałem coś bardziej wesołego.
Wesołych Mikołajek moi najmilsi ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro