Drzewo i ptaki
Wiją na mnie gniazda
Na moich gałęziach się rządzą
Żyją, jedzą, śpiewają,
Moją samotność mącąc.
Jednak, cieszę się z tego,
Przynajmniej sam nie jestem,
Chociaż czuję obecność
Kogoś nawet we śnie.
Moje sny są głębokie,
Zarówno szczęśliwe i mroczne,
Lecz cieszę się, że jest ktoś,
Przy kim na jawie odpocznę.
Ptaki są i ja jestem
Niby oddzielne organizmy,
Ale łączy nas coś,
Co sprawia, że jesteśmy bliscy.
Tym czymś jest przyjaźń
Szczęście i bezgraniczne oddanie
Ja jestem i one są
Uratujemy siebie przed spadaniem.
Jednak czasem odchodzą,
Bez gestu, bez słowa,
Czasem przez kłótnie,
To zawsze dla mnie skaza nowa.
Czasem też wracają
Po czasie krótkim lub długim
Cieszę się, lecz jeśli znów odejdą
Załamię się po ciosie drugim.
Czasem tylko nie ma ich chwilę,
Tam, gdzie ciepło lecą,
Lecz ja zawsze na nich czekam,
Jestem tu, zawsze! One wiedzą.
Ptaki - ludzie! Drzewo - ja!
Odchodzą - przychodzą!
Czekam... Czekam!
Aż na nowo się narodzą.
----------------
Dzień dobry,
Dawno mnie tu nie było, prawda? Cóż, wiecie, szkoła itd. i po prostu nie mam zbytnio weny, by coś pisać. Przy ostatnim przypływie weny pozwoliłam jednak sobię trochę poeksperymentować ze stylem i wyszło coś takiego. Mam nadzieję, że się podoba :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro