Wiersz 7
Za mgłą ciemności, pod powieką nocy
Czuję wewnątrz jak wzburzone morze o klif uderza
Niespokojne fale myśli zaciągają mnie w głąb cienia
Po czym wyrzucają na wybrzeże prawdy
Sędzia jest we mnie i ja na miejscu sędzi
Przed nim zanika tysiące twarzy, szat i butów
Które lubię nakładać naprzemiennie
Jestem rozliczany
Mój sędzia niczym wąż unosi dumnie głowę
Gdy zagląda mi w oczy, przepadam w nieznaną otchłań
I znów zaczynam skubać pożółkłe płatki nadziei czerwonej róży
A może czarnej?
Pod osłoną nocy czerwony naśladuje czarny
Czerń zlewa ze sobą wszystko bez wyjątku
Czy jesteśmy więc jednością?...
Nagle czuję ciepło trawy pod stopami
Oddaję się temu ciepłu, wpadam beztrosko w objęcia moich pragnień
Rozpieszczają mnie kolorowe sny
Dzień czy noc przynosi światło?
Mrok zakrada się do głębi serca
We śnie potajemnie wyszeptuje jego sekrety
A jeżeli prawdy należy szukać w ciszy i cieniu?
Kim jestem, osobą z lustra czy ze snów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro