Jestem
Zrywam się, jak wiatr na polu
Biegnę
A towarzyszem mym
Pies
Powietrze w mych włosach płata figle
Powiew wolności
Szybciej, ku samotności
Póki jestem
Zanim chwila ta przeminie
A ja znów...
To złudzenie
Metafora
Ucieczka przez tym, co dawno przede mną
Lecz chcę się zatopić w poczuciu
Istnienia
Tego, że mam wybór
Doganiają mnie
Są tuż tuż
Zrównują
Niedopatrzenie
Mijają
Zapomnienie
Znasz to uczucie, kiedy wiesz, że nikt nie spojrzy
Czy jeszcze tam jesteś?
Czy idziesz.
Bo to już nikomu nie robi różnicy
Ale idę przed siebie
Choć stałam się znów Nikim
Wrogiem słów
Stojącym wobec obojętności
Bezużytecznym
Rozpływam się jak eter
W ich oczach
A przynajmniej próbują mnie nie widzieć
Czemu za każdym razem umieram?
Łzy w oczach
Lecz ich nie upuszczę
Nie stać mnie na ukazanie słabości
Która jest niczym więcej
Niż ich kolejną bronią
Usprawiedliwieniem
Niemocy
Żeby się odrodzić.
Nie płacz.
Jan Maria Veris
Jan Maria Veris
Pamiętasz?
Istniejesz.
Głębokie wdechy.
Czujesz to?
Powietrze w płucach
Promienie na twarzy
Nadzieja w sercu
Bo czuję
I przetrwam.
Nazywam się Jan Maria Veris
I jestem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro