Rozdział 2. Powrót do pracy.
/Gabriel/
Minął tydzień od kąt wyszedłem ze szpitala i od kąt mieszka ze mną Hachiko. Napisałem ogłoszenia ale nikt się po niego nie zgłosił. Postanowiłem go zatrzymać. Zawsze przed snem czytałem tą książkę co dostałem od właścicielki schroniska. Hachi przez pierwsze dni spał ze mną na łóżku. W końcu Hachi położył obok mojego łóżka legowisko i śpi przy mnie. Wczoraj wieczorem obejrzałem z Hachim film o którym powiedziała mi właścicielki schroniska. Czytałem również o rasie Hachiego. Obecnie zbierałem się do pracy. Hachi siedział na kanapie i patrzył na mnie zaciekawiony.
-I co ja z tobą zrobię Hachi.- Powiedziałem siadając obok szczeniaka. Hachi zszedł z kanapy i pobiegł do mojego pokoju po czym wrócił z moją torbą w której Hachi był jak go znalazłem. Chwilę pomyślałem. Wtedy domyśliłem się, że szczeniak chce bym wziął go ze sobą. Włożyłem szczeniaka do torby tak samo jak smycz i obroże. Następnie założyłem torbę i wyszedłem z mieszkania które zamknąłem i poszedłem do pracy. Kiedy wszedłem do bazy włożyłem torbę z Hachim do szafki i wziąłem ubrania robocze. Gdy się przebrałem nie musiałem długo czekać. Od razu dostaliśmy wezwanie. Pojechałem z doktor Anną i Miśkiem.
/Martyna/
Siedziałam w bazie na kanapie, a obok mnie siedział Piotrek. Góra uzupełniał leki. Doktor Wiktor był na wezwaniu z Kubą i Lidką, a Ania z Nowym i Miśkiem. Piłam herbatę, a Piotrek kawę. Po chwili zaczęłam słyszeć jakieś dźwięki z szafki Nowego.
-Co to było?- Spytał Piotrek.
-Nie wiem.- Powiedziałam wstając. Podeszłam do szafki. Spojrzałam na męża, a potem na szafkę. Wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam szafkę, a z niej coś na mnie wyskoczyło przewracając mnie. Na dodatek zaczęło mnie lizać po twarzy.
-Kubicka! co ten pies tu robi?!- Usłyszałam krzyk Góry kiedy usiadłam.
-Szczerze? Nie wiem.- Powiedziałam gdy szczeniak wziął go pyszczka coś z torby. Tym czymś była obroża ze smyczą. Położył je na moje kolana. Założyłam szczeniakowi obroże i smycz po czym poszłam z nim się przejść niedaleko bazy.
/Gabriel/
Kiedy wracałem z Miśkiem i panią doktor do bazy zauważyłem jak... Martyna wyprowadza Hachiego na smyczy. Gdy wyszedłem z karetki Hachi od razu zaczął do mnie biec. Kucnąłem, a psiak od razu zaczął lizać mnie po rękach.
-No już spokojnie.- Powiedziałem głaszcząc szczeniaka. Po czasie weszliśmy do bazy. Musiałem wyjaśnić wszystko pozostałym. Byli trochę zdziwieni ale zrozumieli. Kuba nawet pozwolił bym przychodził tu z Hachim.- Kuba mam dla ciebie pytanie.- Powiedziałem patrząc na Kubę.
-Jakie?- Zapytał się Kuba.
-Co znaczy Hachi?- Spytałem się, a ten zaczął myśleć.- Hachiko znaczy po japońsku osiem. To szczęśliwa liczba.- Powiedziałem głaszcząc Hachiego po grzbiecie.- Psy rasy Akita są wyjątkowe.- Powiedziałem. Po czasie znowu pojechałem na wezwanie. Po dyżurze poszedłem z Hachiko do domu. Kiedy zmywałem naczynia po kolacji zaczęło mocno padać. Od czasu do czasu były grzmoty i błyskawice. Zacząłem szukać Hachiego bo kiedy zmywałem był przy misce.- Hachi?- Spytałem i zajrzałem pod swoje łóżko. Leżał tam skulony.- Hachi.- Powiedziałem wyciągając go ostrożnie. Zasłoniłem okna roletami. Położyłem się na łóżko kładąc obok Hachiego. Szczeniak piszczał kiedy były grzmoty. Przytuliłem go ostrożnie tak, że ja i szczeniak byliśmy pod kołdrą. Po czasie zasnął pomimo burzy. Ja tak samo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro