4. Кралица на сенките
O ile poprzedniego dnia uczniowie Durmstrangu patrzyli na siebie jak na konkurentów oraz przeciwników w zdobyciu wielkiej chwały i sporej sumy pieniędzy, tak atmosfera nieco rozluźniła się następnego dnia, w uwielbiane Halloween, który u nich zawsze był hucznie celebrowany. Nie było to oficjalne szkolne święto, ale dyrektor w te dni zawsze nieco im popuszczał, pozwalając na zabawy. Jako, że zdecydowana większość uczniów pochodziła z Bułgarią, tradycją był taniec Kukeri. Jednak dla Dariyi był jedynie grupą chłopców w zwierzęcych skórach robiących tyle hałasu, że nie mogła usłyszeć własnych myśli, a jako, że ciężko było jej wtedy nawet zasnąć, to zazwyczaj spędzała ten dzień gdzieś w kącie ich Bawialni, co jakiś czas podchodząc do stołu z przekąskami, którym nawet ona nie mogła się oprzeć.
A teraz Halloween, czy jak mówili uczniowie Hogwartu ,,Święto Duchów'' (co było dla dziewczyny zupełnie absurdalne, bo według jej babci zamek cały rok wypełniony był najróżniejszymi duchami), zbiegało się wyborem reprezentantów na Turniej Trójmagiczny, także Dari była wyjątkowo podekscytowana tym dniem, ciężko było jej usiedzieć w miejscu. Całe noce śniła o tym, że to ona została wybrana. Widziała, jak raduje się cały Durmstrang, wzrok aprobaty dyrektora Karkarowa, jak jej rodzina zostaje wzniesiona na piedestał. Sam udział w konkursie mógł tyle jej dać, chociaż musiała być szczera, miała ogromne szanse, być może nawet największe z całej delegacji. Jej wiedza była na poziomie ponadprzeciętnym, pracowała i harowała jak wół. Wiedziała, że najprawdopodobniej była najinteligentniejsza z całej delegacji.
Wszystko zależało od tej przeklętej Czary. Od razu po wrzuceniu swojego nazwiska i dziwnej sytuacji z tymi Puchonami popędziła do biblioteki, szukając o niej jakiś informacji, może o jakimś sposobie, aby ją zmanipulować? Wszystko przecież było dozwolone w tak ważnym momencie. Jednak nic nie udało jej się znaleźć, a od rana kręciło się przy niej wielu uczniów, także nie miała żadnych szans. Musiała cierpliwie czekać.
Gdyby to było tylko takie proste.
Żołądek jej się skręcał, na śniadaniu skubała jedynie banice, popijając ją ayranem. Naprawdę cieszyła się, że Hogwart przyrządził dla delegacji tradycyjne potrawy. Banice uwielbiała od dzieciaka, jednak matka, chociaż była tradycjonalistką, rzadko ją przyrządzała.
- Aż łezka się w oku kręci - stwierdził Nikolai, dosiadając się obok niej. Dariyia przewróciła oczami, tyle z jej świętego spokoju - Nie wierzę, że to mówię, ale aż mi tęskno do matki, widząc to jedzenie...
Jego wylewność była dla niej dziwna. Często mówił jej dziwne, dosyć intymne i wręcz prywatne rzeczy. Jakby byli przyjaciółmi, chociaż nimi nie byli. A przynajmniej nie według niej.
Urwał kawałek jej banicy i wrzucił sobie do ust. Spojrzała na niego ze zmrużonymi oczami, ale popchnęła miskę w jego stronę, oddając mu swój posiłek. Naprawdę nie była aktualnie w stanie, ledwo mogła popijać jogurt.
- Dzięki - uśmiechnął się blondyn, odrywając sobie kolejny kawałek - Jak tam twój książę z bajki? Rozpaczasz nad waszym zakazanym romansem?
- Przestań gadać głupie rzeczy - burknęła do niego Dariyia, chociaż u niego taki zwrot mógł oznaczać równie dobrze, aby po prostu przestał gadać - Nie obchodzi mnie ten Puchon, to jego sprawa. Mam ważniejsze rzeczy, niż uganianie się za chłopakami.
- No cóż, ja użyłem tego, że w przeciwieństwie do ciebie, nawet lubię ludzi i pogadałem z paroma Ślizgonami - ostatnie słowo zabrzmiało w jego ustach dziwacznie - Trochę się o nich dowiedziałem, a szczególnie o Księciu Hufflepuffu, Cedriku Diggory'ym...
Na początku nie skojarzyła go, ale coś jej się przypomniało, ten czarnoskóry, nazwał tak innego, tego blondyna. Coś znajomego było w jego twarzy, ale nie potrafiła sobie przypomnieć dokładnie co. Zamrugała zdezorientowana kilka razy. Nagle ci wszyscy chłopcy zrobili jej się strasznie znajomi...
- Kapitan ich domowej drużyny Quidditcha, pół Hogwartu się do niego ślini...
Quidditch. Mistrzostwa Quidditcha. Tam ich spotkała, podeszła do nich i o coś ich zapytała, chyba o kantor. Poczuła się nieco lepiej z tą wiedzą, ułożoną w głowie.
- No, a twój przyszły mąż to Kurt Rammers. Też w drużynie, pałkarz. Podobno to taka ciapa, ale kto wie, może takiej tobie ala miniaturowej wersji Madame Maxime właśnie tacy się podobają - zaśmiał się Nikolai, a dziewczyna znowu przewróciła oczami - Wiesz, zawsze mogę do niego zagadać, użyć swoich umiejętności towarzyskich...
- Ostatnie, czego teraz potrzebuję, to jacyś Puchoni, latający za mną. Szczególnie, jeśli dostanę się do Turnieju - zerknęła na niego. Błysk nerwów przeszedł jego oczy, podrapał się po karku, widocznie spięty. Dariyia udała, że tego nie dostrzegła. Nie chciała, aby spostrzegł, że wie o jego sekrecie - Poza tym, tak jak mówiłeś, byłaby to zakazana miłość. ''Lojalności to pierwsza cnota, jej wyzbycie się zatruwa dusze. Niech zdrajców zabierze zamieć, niech wichura rozszarpie ich zlodowaciałe serca''. Gdybym spoufaliła się z kimś z Hogwartu podczas Turnieju, wszyscy mogliby uznać to za zdradę. Jakiś naiwniak pomyślałby, że zostałam Wierną.
Nie wierzyła w istnienie tych stworzeń, ale nie umiała powstrzymać dreszczu. Już kiedy była mała, jej starsi kuzyni opowiadali jej historie o Wiernej i wtedy może skutkowało to paroma bezsennymi nocami i koszmarami, ale teraz miała siedemnaście lat, była dorosła. Nie miała zamiaru wierzyć w takie bajki, stworzone tylko po to, aby utrzymać lojalność ludzi, szczególnie kobiet w małżeństwie.
- Ironiczne, prawda? Ta nazwa. Wierna - parsknął śmiechem Nikolai - Ciekawe, czy to prawda, że z czasem przeobrażają się w Inferiusy. Mój dziadek opowiadał mi kiedyś, że...
Jednym uchem słuchała go, a drugim się wyłączyła. Dopiła resztki ayranu, a jej wzrok powędrował na stolik Puchonów. W zbitej grupce siedzieli razem tamci z wczoraj. Wzrokiem odszukała Kurta, z ożywianiem rozmawiający z innym, widocznie młodszym, ale silnie umięśnionym brunetem. Tuż obok siedział sam Cedrik. Książę Hufflepuffu, pomyślała z ironią. Nie lubiła takich ludzi, ludzi z takimi pseudonimami. Kojarzyli jej się z wrednymi starszakami z Durmstrangu, uczepiającymi innym tylko dlatego, że mogli, puszącymi się na każdym kroku. Patrząc na jego ładną twarzyczkę na myśl przychodził jej paw.
Chłopak odwrócił wzrok i chyba dostrzegł, że się na niego gapi. Wydawał się trochę zdezorientowany, a Dari zmierzyła go jedynie chłodno wzrokiem, po czym wlepiła go w miejsce, gdzie kilka minut wcześniej stał talerz ze śniadaniem. Kiedy Nikolai skończył gadać, wstała od stołu i ruszyła ku wyjściu, chcąc spędzić wolny czas w bibliotece.
Dowiedziała się paru interesujących rzeczy, na przykład o kontrakcie pomiędzy Czarą a reprezentantem. Próbowała zrozumieć, jak dokładnie to wygląda, jednak nic nie mogła znaleźć. Spędziła tak cały dzień, ostatecznie podejrzewając coś w stylu Wieczystej Przysięgi, przez co zapaliła jej się mała, czerwona lampka z tyłu głowy. Jak to mogło dokładnie wyglądać? Coś jej się w tym nie podobało.
Wieczorem udała się z wszystkimi do Wielkiej Sali. Bez słowa usiadła koło Nikolaia, któremu nerwowo stukał kolanem w posadzkę, jego talerz był pusty. Spojrzała na rozłożone dookoła jedzenie i Dariyia przez chwilę pomyślała, że zwymiotuje. Stres powrócił i nie była absolutnie w stanie niczego zjeść. Anna i Mateusz też wydawali się nieco bledsi, Ukrainka po raz pierwszy siedziała w ciszy.
W końcu wszystko się rozpoczęło. Reprezentant Durmstrangu miał zostać wybrany jako pierwszy, oczy wszystkich skierowały się na dyrektora Hogwartu i Czarę, wypluwającą z siebie papierową karteczkę, niczym wyrocznie. Serce dziewczyny biło jak szalone, to właśnie był ten moment, ta chwila...
- Wiktor Krum!
Uczniowie Durmstrangu wznieśli zwycięski okrzyk, a ona siedziała bez ruchu, zmarniała wpatrując się przed siebie. Jakby pocałował ją dementor, a wszystkie dobre uczucia, cała nadzieja zostały z niej wyssane. Ostatni raz czuła się tak chyba, kiedy jej matka ostatnie oświadczyła, że nie będzie uczyć się w Hogwarcie, tylko w Durmstrangu. Zakuło ją w klatce piersiowej. Smutek, smutek jakiego dawno nie odczuwała, bo była przecież cholerną Dariyią Wasilow, lepszą niż to wszystko. Tylko, że aktualnie się tak nie czuła.
- Idę o zakład, że Karkarow przekupił organizatorów - prychnął Mateusz, wpatrując się morderczym wzrokiem w Wiktora, wychodzącego dumnie na środek - To nie może być przypadek.
- Przynajmniej są szanse na wygraną - mruknęła Anna, a Dariyia zmierzyła ją wściekłym wzrokiem, starając nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdruzgotana.
***
Siedząc w kącie na imprezie Durmstrangu, nie wiedziała, czy bardziej zszokował ją wybór Cedrika, przeklętego księcia Hufflepuffu, czy fakt, że Hogwart, jakimś cudem, ma dwójkę reprezentantów i drugim z nich jest ten przesłynny Złoty Chłopiec, Harry Potter. Właściwie całą swoją energię skierowała na Pottera i próby rozgryzienia jak do cholery dostał się do tego turnieju, czego ten wyrostek mógł użyć, aby przechytrzyć Czarę, kiedy ona przeszukała calusieńską bibliotekę i nie znalazła absolutnie nic. Miał czternaście lat, nie mógł mieć przecież żadnych zniewalających umiejętności? A może to była sprawka Dumbledore'a, albo innego z nauczycieli? Ten olbrzym z brodą wyglądał podejrzanie... Świat był tak powariowany, że równie dobrze sam Voldemort mógł wstać zza grobu i wrzucić nazwisko Pottera? Zacisnęła pięści, wgapiając się w ścianę statku. Głowa bolała ją od głośnej muzyki i okrzyków. Uczniowie postanowili połączyć wybranie Wiktora z celebracją Halloween. Zerknęła na chłopaków, bez koszulek i w zwierzęcych skórach, tańczących w kręgu. Na garb Grindelwalda, dobrze, że nie byli u siebie - na imprezie całej szkoły nie słyszałaby swoich myśli.
Ktoś mógłby pomyśleć, że takie wściekanie się na imprezie to strata energii. Cóż, Dariyia wolała się denerwować, bo za każdym razem, kiedy próbowała się uspokoić, nachodziła ją fala smutku, okrywająca ją niczym ciasne futro. Wiedziała, że jej rodzicom nigdy na tym nie zależało, ale czuła, że ich zawiodła.
Poczuła, że ktoś siada obok niej i bez obracania się wiedziała już kto to jest. Westchnęła cicho, nie umiejąc wysilić się nawet na towarzyskie milczenie.
- Nie mam humoru, Nikolai. Chcę być sama.
Spodziewała się, że palnie coś głupiego, lub raz w życiu jej posłucha, jednak ten podał jej szklankę pełną jakiegoś ciepłego napoju. Nawet z daleka pachniał krówkami i cynamonem. Szybko rozpoznała go z opowieści babci.
- Piwo kremowe - powiedziała bardziej sama do siebie, niż do chłopaka.
Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
- No proszę, wiesz coś, co nie jest związane z zaawanasowaną magią. Kompletny szok - parsknął śmiechem i uniósł kubek w geście toastu - Za nasz kochany Durmstrang. Żeby wichry nas stąd powiały w cholerę.
Był to typowy, uczniowski toast. Dariyia przemogła się i stuknęła się z nim szklanką. Upiła kilka łyków i zakochała się w napoju. Jej babcia parę razy przyrządziła jej ten wywar domowej roboty, ale nie umywał się do tego. Był przepyszny. Jeśli Hogwart miał smak, był to ten smak. Starła z ust piankę.
- Przykro mi. Że się nie dostałaś. Widziałem, że ci zależało - zaczął chłopak, a ona spojrzała na niego.
Tobie nie zależało, zakpiła w myślach. Wzruszyła jedynie ramionami i upiła kolejny łyk.
- Nic z tym już nie zrobię. Jedynie Hogwart jest taki wspaniały, aby mieć dwóch reprezentantów - mruknęła cicho, odsuwając zabłąkany kosmyk swoich ciemnych włosów sprzed twarzy - Pewnie to wszystko jest sfałszowane. Karkarow nie dałby nikomu innemu takiej możliwości, Krum to jego pupilek. Nieważne czy wygra, czy przegra, on nic nie straci.
- Nie wygra. Nie wydaje mi się - oznajmił Nikolai, opierając się o ścianę - Ty byś wygrała na stówę. Postawiłbym na to cały majątek swojego rodu.
- Nie potrzebuje słodzenia, ani pocieszenia...
- Mówię fakty. Jesteś w cholerę mądra i dużo się uczysz. Jeśli ktoś zasługiwał na udział w tym Turnieju, to ty.
Poczuła dziwne ciepło w sercu. Dla niej to, co mówił, było oczywistością, była pewna siebie i swoich zdolności. Ale powtarzać sobie takie słowa w głowie, a słyszeć je od kogoś innego, to zupełnie inna bajka.Nawet nie zauważyła, że kącik jej ust uniósł się. Jej kolega parsknął śmiechem.
- No proszę, twoja twarz potrafi się uśmiechać! Kolejny szok! - zażartował, a oczy mu się zaświeciły - No cóż, może nie dostałaś się do Turnieju, ale wygrałaś moją przyjaźń. To chyba porządna rekompensata.
- Przyjaźń z tobą nie rozsławi mnie po świecie, ani nie zapewni mi dobrej przyszłości - zauważyła Dariyia, jednak jej ton nie był tak oschły, jak zwykle.
- A zdziwiłabyś się, Wasilow.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro