Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Gdy nadchodzi nocna warta

Tafla jeziora lekko migotała pod wpływem promieni słońca. Z początku lecieli tylko jakieś pięć metrów nad powierzchnią i obserwowali jak inne łabędzie oraz kaczki nurkowały po soczyste ryby. Później wzbili się wyżej. To uczucie gdy jest się w powietrzu... Samuelowi wydawało się to jeszcze bardziej ekscytujące od podróży samolotem. Bo przecież wtedy nie czuć wiatru na twarzy, a przydługie loki nie rozpoczynają cichych tańców. Do tego fakt, że siedzi na nienaturalnie dużym łabędziu, NA ŁABĘDZIU który potrafi mówić. Taki lot był dla niego jak i dla wszystkich czymś zupełnie nowym, ekscytującym i przepełnionym fascynacją. Gdyby kilka dni temu, ktoś mu powiedział, że pozna krasnoludki, dziwne zwierzę prawie go zabije oraz zacznie rozumieć zwierzęta, nie uwierzyłby.

- Jak szerokie jest jezioro? - zapytał łabędzicę. Raz próbował nawiązać rozmowę z koleżanką, która zamyślona trzymała się szyi łabędzia, ale mu nie wyszło.

- Ma jakieś 5 kilometrów szerokości. To nie jest wcale tak dużo, ale będziemy musieli trochę zakręcić, by nie wylądować na granicy elfiego lasu.

- Nie lubią was? - dopytał, a jego wzrok skierował się na włosy Melanii, które jak się domyślał miały być granatowe, ale coś najwyraźniej nie wyszło, więc farba była ledwo widoczna na końcówkach. Tak, to włosy były całe czarne i krótsze nawet od jego. Jej nie dałoby się związać nawet w małego kitka. Zawsze myślał, że dziewczyny wolą mieć dłuższe włosy.

- Mamy sojusz, nie przeszkadza im też gdy odpoczywamy na tamtym brzegu. Jednak nie wiadomo jak zareagowali by na ludzi. Lepiej, żebyście się przed tym przygotowali i nie wchodzili im w drogę.

- Dlaczego? - zapytał marszcząc brwi. - Jak dotąd nie usłyszałem dobrego słowa na temat elfów. Naprawdę są takie nie dobre? Albo nie uprzejme?

- Po prostu nie są zbyt przyjaźnie nastawione do innych ras, głównie do Saletanów. A przez ich konflikt, całe Wielowzgórze ma specyficzne podejście do elfów. Jeśli jednak ich spotkacie, na pewno nie wspominajcie o tym, że byliście u krasnoludków. To wam w niczym nie pomoże.

Sam zastanowił się nad słowami łabędzicy i postarał się, zachować je w pamięci. Patrzył przez chwilę na wodę pod nimi, po czym znów spojrzał na Mel. Bawiła się piórami na szyi ptaka. Dotknął ją lekko w ramię, tym wybudzając z lekkiego transu.

- Widzę, że nie masz lęku wysokości? - zagadał.

- Huh? - oderwała się od zajęcia. - Szczerze mówiąc, nawet o tym nie pomyślałam.

Odwróciła w jego stronę twarz bokiem, żeby niewielki pęd powietrza nie zagłuszał słów.

- Naprawdę ani przez chwilę nie pomyślałaś o tym, jak będziemy wysoko?

Wzruszyła ramionami.

- Zawsze trochę bliżej gwiazd, nie? - odparła, odwracając się spowrotem do przodu. Sam poczuł, że rozmowy nie uwzględniała w planie podróży, podobnie jak rozmyślania nad wysokością.

- Powiesz mi chociaż, co myślisz o tym, żebym przewodził grupą? - zapytał nie pewny, czy zadanie kolejnego pytania będzie stosowne, choć był ciekawy co inni myślą o jego pomyśle.

- Jestem już zmęczona ciągłymi kłótniami w grupie. Nie wiem, czy dasz sobie z tym radę, ale myślę, że będziesz okej. - Westchnęła. - Naprawdę nie wiem.

- Przynajmniej nie obalasz mojego pomysłu po całości - uśmiechnął się.

***

Wcześniej każdy był na równi. Może prowadziło to do małych komplikacji... No dobrze, większych kłótni, ale żeby inicjatywę przejęła tylko jedna osoba? To chyba nie najlepszy pomysł. Nie może jedna osoba być "władcą", taka kontrola może przybić do głowy. Przecież można to rozwiązać inaczej...

Varianowi nie wydawało się być to najlepszym pomysłem. Był ciekawy, co będzie gdy już wylądują i będą musieli zadecydować wspólnie. Od zawsze był kontrolowany, nie chciał, żeby inni doświadczyli, jakie to okropne uczucie. Chociaż nie ze wszystkimi utrzymywał bliższe relacje w szkole, teraz czuł ze wszystkimi pewną nić przyjaźni.

- Um, Nico? - Czas wykorzystać fakt, że lecą na jednym łabędziu i spróbować kontynuować rozmowę z lasu. Odwrócił się ostrożnie w stronę chłopaka, pilnując żeby nie spaść. Przez chwilę widział na jego twarzy niepewność i jakby lekki lęk, ale było to tak krótko, że gdy chłopak spojrzał na niego, Varian równie dobrze mógłby stwierdzić, że coś mu się przewidziało. Nicolas znów przyjął swoją lekko odpychającą minę.

- Jeśli myślisz, że zamierzam z tobą znowu rozmawiać, to się mylisz - rzucił obojętnie.

Mi się wydawało, czy on boi się latać? - zastanawiał się z kolei Varian.

- Jak chcesz... - odwrócił głowę z powrotem lekko zrezygnowany, ale czego innego miał się spodziewać? Przecież go więcej nie wpuści do swojego rozsądku, to cud, że udało mu się raz tam jakoś przemówić. - Też uważasz, że pomysł przejęcia dowództwa, to kicha? - zapytał jeszcze.

Chwila ciszy  trochę się dłużyła przed odpowiedzią. Ale w końcu chłopak doczekał się reakcji towarzysza:

- Tak, kicha.

***

- Teraz mamy idealną chwilę spokoju, bym mogła opowiedzieć Ci swoją historię!

Lilian trzymała się trochę kurczowo łabędziej szyi, ale nic nie mogło zasłonić jej ekscytacji lotem. Fakt ile dzieliło ją od powierzchni, zdawał się przesuwać na drugi plan, gdy miała przed sobą tak piękne widoki. Być jeszcze bliżej chmur, dużo bliżej słońca... Marzenie! To było coś zupełnie innego niż lot samolotem. Wiatr we włosach, ciepło promieni, gdzie nie spojrzysz przestrzeń i niesamowite obrazy...
To, że trafiła na gadułę, wydawało jej się miłym podarunkiem od losu. Bo przecież skoro Aelita będzie opowiadać, jest szansa, że zejdzie jej na to większość drogi, a ona sama nie będzie musiała się wiele odzywać.

- A więc tak. Był to sobotni i dość deszczowy dzień, więc oczywiście nie było szans, by porobić czegoś szczególnie ekscytującego na dworze. To było jakieś trzy lata temu. Akurat rodzice pojechali na zakupy, gdy znalazłam tamten niesamowity film o wspinaczce na Mount Everest. Carol, mój o rok młodszy, w świętej pamięci brat, oczywiście nie umiał usiedzieć w miejscu i chciał oglądać te głupie kreskówki. Ja w jego wieku nie oglądałam już takich bzdur! Chciał odebrać mi laptopa, a co za tym idzie, okazję do do edukowania się w ekstremalnych sprawach i zaczął wojnę na poduszki!... Nie, chwila, to było tak, że to on walnął mnie poduszką zanim cokolwiek zdążyłam zrobić. Odłożyłam laptopa, przyczynę rozcięcia wargi i dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa wojna na poduszki i pięści! Żebyś tylko widziała co się wtedy działo!

Krew? Bitwa? Poduszki? Nie, Lilian wolała nie widzieć tego na własne oczy.

- W końcu zdawało się, że zadałam ostateczny cios... - Aelita wzięła próbę zbudowania napięcia swoim głosem, a po plecach Lili rzeczywiście przeszły ciarki.

- Ale mój kochany brat niedojda, nie potrafił odróżnić łyżki stołowej od noża do krojenia chleba i polała się krew - powiedziała jakby od niechcenia psując całe napięcie. Wskazała na bliznę. - Na szczęście udało się odratować oko. Lekarze wszystko mi ładnie zszyli - prawdziwą igłą! - a później dowiedziałam się od rodziców, że ta wielka blizna jest magiczna i będzie od tamtego momentu przynosić mi szczęście.

W oczach Aelity pojawiły się wesołe iskierki radości i uwielbienia.

- Sprawdziła się niemal od razu, bo przez kolejny miesiąc laptop był mój gdy tylko sobie tego zażyczyłam. A teraz jak widzisz, jestem tutaj w świecie prosto z marzeń!

***

Sam dłubał kijkiem w piasku, siedząc na lekko wilgotnej plaży. Reszta albo też gdzieś siedziała, albo stała. Nicolas badał wzrokiem starego przyjaciela. STAREGO. Od czasu wycieczki klasowej, nie był skłonny nazywać go przyjacielem w czasie teraźniejszym, choć bardzo chciał w przyszłym i mógł z bólem serca i tęsknotą myśleć o tym w formie przeszłej. Te nienawistne spojrzenia, albo ich brak jakby się nigdy nie znali!

- Chłopie, i ty się jeszcze pytasz? Jesteś tu jedyną jak dotąd osobą, która dała radę utrzymać moje skromne kilogramy! - Christian klepnął Sama z uśmiechem w ramię. - Kto jak kto, ale ty idealnie nadajesz się na naszego "lidera". Skąd ta nagła utrata pewności?

- Chcę po prostu, by wszystkim było dobrze. Nie chcę robić z tego kolejnej kłótni - wytłumaczył się rudowłosy.

Jeszcze ktoś ci uwierzy - prychnął w myślach Nico. Ale za chwilę spojrzał przerażony po sobie. Przecież wiedział o dobrym, lwim sercu przyjaciela (przyjaciela w formie przeszłej). Siedząc na kłodzie postanowił podjąć ponowną próbę rozplątania słuchawek. Nadgarstek świerzbił go już od tego wszystkiego, ale dopiero teraz zauważył, że prócz tego trzęsą mu się ręce.

- Ale czy to konieczne? - wyrwał się stojący Varian. - Można przecież zrobić coś w rodzaju... wymiennego przywództwa. Gdy będzie czas posiłku, zajmować się tym będzie Christian. Rozdzieleniem porcji i tak dalej... Gdy zrobi się niebezpiecznie, mógłby inicjatywę przejmować Nicolas. Chyba nikt nie zaprzeczy, że ma z nas wszystkich najbardziej racjonalne podejście?

Wymienienie jego imienia naprawdę go zdziwiło. Wyjątkowo zerknął w punkt skupienia grupy. On nie zamierzał zajmować się tym przedszkolem, chyba już wolał, żeby władza przyćmiła Samowi rozum, niż żeby sam miał się w to bawić.

- Nie o to mi chodziło. Po prostu przyda się jedna osoba która jakoś będzie starała się być za wszystkich odpowiedzialna. Teraz jak na to patrzę, może i nie był to najlepszy pomysł. Lepiej zmywajmy się z plaży szybko, jak zaleciły łabędzie - uśmiechnął się ze spokojem i wstał. - Lilian, masz mapę?

- Widzisz? Dowodzić powinien ktoś bardzo charyzmatyczny, ale ty się do tego nadajesz... Nie żebym popierała czarnego! - dodała szybko Aelita. - Przecież widać jak nawet nieświadomie wydajesz przywódcze instrukcje grupie. Bądź już tym jak to nazwałeś liderem, a każdy będzie miał po prostu swoją działkę w grupie.

Aelita wzięła szybko mapę od Lilian, którą nieśmiała blondynka przed sekundą wyjęła z plecaka.

- Czyli ja będę wam czytać mapę, tak jak wcześniej - powiedziała jeszcze z największą radością.

Nicolas patrzył na reakcję Sama, który lekko przeczesał loki i spojrzał po wszystkich. Nawet na niego.

- Wszyscy się zgadzacie?

Nico włożył nierozplątane słuchawki do kieszeni. Widział jak Lilian patrzy, na to jak kiwają twierdząco głowami, by zaraz zrobić to samo. Tylko Mel wzruszyła ramionami.

- Nicolas? - Sam patrzył na niego wyczekująco. Nastała cisza i wszyscy patrzyli tylko na niego.

- Róbcie co chcecie, ja i tak nie bawię się z wami w przedszkolne ratowanie tęczy - odparł i dopiero po chwili Sam podszedł do dziewczyny z mapą by przyjrzeć się trasie.

Chłopak poczuł się dziwnie. Dlaczego dostrzegł w oczach rudowłosego troskę? Przecież ona jest mu w tej chwili zupełnie zbędna. Nie mógł wyglądać tak źle, jak się czuł. A brało go właśnie z niewiadomego powodu na mdłości.

***

Podróżowali zaledwie 20 metrów od linii lasu. Nie zauważali tam jakiś szczególnych poruszeń, tudzież po niecałych dwóch godzinach podróży pieszo, nikt prócz Samuela tam nawet nie patrzył. Szedł on oczywiście z przodu, a zaraz za nim Aelita opowiadała jemu i Lili o różnych dziwactwach, jakie udawało jej się czasem znaleźć w lasach, w ich świecie. Z czasem jednak zamilkła.

Za nimi szła Melania w całkowitej ciszy bez humoru na jakiekolwiek rozmowy z kimkolwiek. Varian, który był tuż za nią w zupełności szanował to, miał tylko dziwnie zaniepokojony wyraz twarzy. Na prawie samym końcu sapał Chris.

- Ej... Kolego!... Nie myślisz, że... że moglibyśmy zrobić chwilę przerwy? - Chodź to nie było takie proste starał się wypowiadać jak najwięcej na jednym wydechu. Dogonił żwawszym krokiem chłopaka z niebieskimi pasemkami i podtrzymał się go, zatrzymując na chwilę. - Wiem, że idziemy wyjątkowo spokojnym tempem jak na ostatni czas, ale idziemy już tyle czasu, że chętnie bym odpoczął.

Viarian uśmiechnął się do niego i wyciągnął mu z plecaka bukłak z wodą.

- Napij się przyjacielu, a później jak dogonimy resztę zrobimy dłuższy postój.

Czarnoskóry wypił szybko jak najwięcej i postarał się wyrównać oddech, oddając koledze butlę. Blondyn włożył ją z powrotem gdzie była i zanim ruszyli, spojrzał się za siebie. Dziesięć metrów dalej wlókł się Nicolas. To nie było do niego podobne. Nawet jeżeli starał się trzymać dystans od grupy, to nigdy nie szedł wolniej od Christiana, jedynie trzymał małą odległość.

- Panie kapitanie! - zasalutował Chris, gdy był już obok Sama. Ten szeroko się uśmiechnął rozbawiony. - Może czas uwzględnić to, że nie wszyscy mają znakomitą kondycję?

- Też myślę, że to już czas, żeby zatrzymać się na dłuższą chwilę.

Usiedli razem w grupie i uzupełnili płyny. Melania napiła się ostatnia, dlatego miała czas, by zobaczyć, jak Nicolas siada pięć kroków od nich. Wyglądał trochę niewyraźnie., jakby trochę bledszy... Zauważyła też, jak Varian patrzy w tamtą stronę, nie kryjąc małego przerażenia. Zresztą nie tylko on, większość zauważyła, że coś jest nie tak. Wkrótce ruszyli dalej i widziała jak Nico chwiejnie wstaje i zarzuca sobie plecak. 
Widzieli, że słońce powoli mknie ku zachodowi, dlatego tym razem szli trochę krócej i rozbili obóz. Aelita poszła z Samem po chrust, pilnując by nie wchodzić w las, Christian grzebał w plecaku przeglądając zapasy, a Varian rozpalał ognisko, póki było jeszcze jasno.

- Lilian, pomożesz mi, proszę?

Mel patrzyła przez chwilę, jak po wielu próbach, tym razem z pomocą dziewczyny, z suchej trawy, pośród sterty małych patyczków zaczyna unosić się jakiś dym. Wzięła się za rozkładanie posłań tym, którzy jeszcze tego nie zrobili. Trzeba było zdążyć przed zmrokiem, potem ledwo co widać, a nie fajnie jest się wygrzebywać z ciepłego śpiwora, aby wyjąć z pod siebie kujący kamień.

- Też macie dziwne przeczucie, że ten las wróży same problemy? - zagadał Varian. - "Tylko nie wchodźcie do lasu, to zaoszczędzicie sobie problemu, niebezpieczeństw i czas." - zacytował słowa jednej z łabędzic, chyba tej, która została nazwana Wiolą, zanim odleciały na środek jeziora. Westchnął. - To dziwne, że wszyscy tak jadą po tych elfach - stwierdził.

- Sam rozmawiał o tym z łabędziem. Nie przysłuchiwałam się jakoś mocno, ale elfy podobno nie są zbyt przyjaźnie nastawione do innych ras.

- Czyli nawet w locie nie próżnował i starał się dowiedzieć czegoś przydatnego...

***

Trzask. Później drugi. Jednak gdyby liczyć od początku, kilka tysięcy takich dźwięków zdążyło już urozmaicić szum ognia. Płomienie niespokojnie rwały się ku gwiazdom, ale ani przez chwilę nie były na tyle wysoko, by przynajmniej przewyższyć niedaleko rosnący krzak. Prócz tego, noc była wyjątkowo cicha. Christian dostał drugą wartę, ponieważ położył się spać trochę wcześniej i wszyscy mieli pewność, że da radę mimo swojej leniwej natury poczuwać przez dwie godziny. Pomimo, że Nicolas położył się jeszcze wcześniej, nikt nawet do niego nie podchodził prosząc, by to on czuwał tej nocy.

Pilnować ognia, wyłapywać podejrzane rzeczy i w razie potrzeby zgłaszać je Samowi, obudzić wszystkich w obliczu niebezpieczeństwa i najważniejsze nie zasypiać - to były zadania wartownika. Christianowi na razie wszystko idealnie wychodziło (przynajmniej tak mu się zdawało), minęła już połowa warty, a mu udało się nie zmrużyć oka. Wsłuchał się teraz uważniej w odgłosy nocy. Do jego uszu docierał niewyraźny, niespokojny oddech. Podniósł się ze śpiwora i obrócił w stronę obozowiska. Przez chwilę przeszedł mu przez myśl jakiś żart, którym nie miał się z kim podzielić. Zaśmiał się tylko cicho do siebie. Przyjrzał się wszystkim po kolei, zatrzymując się na Nicolasie. To on tak niespokojnie oddychał, teraz chłopak mógł z łatwością wyróżnić jego płytkie wydechy. Podszedł do niego na koniec obozowiska i ostrożnie przeszedł nad nim by przyjrzeć się jego twarzy. Był odwrócony od ognia.

Po chwili przerażenie pojawiło się na jego twarzy. Szybko wstał, ale po namyśle kucnął, a wtedy ponownie się podniósł uświadamiając sobie, że w obrazie, który zapamiętał czegoś brakuje. Zanim jego spojrzenie natrafiło na pusty śpiwór Aelity, zobaczył jak jej długie jasne włosy znikają w ciemności lasu. Przeskoczył Nicolasa omal się nie przewracając i po kilku krokach był już przy śpiącym Samuelu.

- Sam, ej Sam! - wyszeptał szturchając go w ramię. - Aelita gdzieś poszła! Musisz zobaczyć co z Nicolasem! W tym czasie po nią pójdę! Jeszcze coś jej się stanie w tym lesie!

Widząc jak chłopak się przebudza i powoli przeciera oczy, szybko wystrzelił w stronę lasu. Już po chwili stał przed pierwszymi drzewami solidnie dysząc. Może nie miał najlepszej kondycji, ale tym biegiem z pewnością dorównał któremuś z chłopaków. Spojrzał na podłoże w poszukiwaniu jakiegoś solidnego kija, ale niczego nie znalazł. Przełknął ślinę i szybko wkroczył do lasu.

Kroki stawiał dość ciężko, oddech nadal było wyraźnie słychać, ale się tym nie przejmował. Teraz za zadanie dał sobie znalezienie koleżanki i przemówienie jej do rozsądku, zanim narazi się na niebezpieczeństwo elfów. Zagłębiał się coraz bardziej w las, a wzrok niemal zupełnie przyzwyczaił mu się do ciemności. Nasłuchiwał, ale Aelita musiała stąpać bezszelestnie, bo nie słyszał nic prócz własnego oddechu. Wydech, wdech. Wydech... Gdzieś za sobą usłyszał wycie.

Na chwilę stracił orientację. Poczuł jak krzak kłuje go do wysokości kolan, usłyszał głośne szelesty. Wszystko wydawało mu się być haosem i poturlał się w dół krótkiej skarpy. Gdy się otrzepywał poczuł jak trafia go coś ciężkiego...

***

Sam usiadł na spaniu. Powoli wybudzał się ze snu. Zdziwiło go, że wokół było ciemno, a jedynym źródłem światła było rozpalone ognisko pośrodku obozowiska.

Aelita, poszła, Nicolas... Tyle zapamiętał prócz głosu Christiana i jego ciemnej twarzy. Spojrzał z niepokojem w stronę ich śpiworów, ale Nicolas na szczęście był na swoim miejscu. Musiało mu się coś przesłyszeć. Za to Chris rzeczywiście musiał pójść za Aelitą.

- Co się stało? - usłyszał zaspany i mrukliwy głos Variana.

- Aelita gdzieś czmychnęła, więc Christian za nią poszedł. Miał wartę. Czuję, że nie skończy się to dobrze - powiedział zakładając buty.

- Idę z tobą - odparł na to blondyn zrywając się. - I nie. Nie próbuj zaprzeczać. Jeśli jednemu coś się stanie, drugi będzie mógł wrócić powiadomić resztę. Jakoś zapamiętamy drogę powrotną, więc w razie czego będzie wiadomo gdzie zacząć poszukiwania.

Sam wpatrywał się chwilę w swoje czarne, mocne glany milcząc. Podniósł wzrok na chłopaka spod pochylonej głowy.

- To będzie niezła przygoda - powiedział z uśmiechem. Już go nosiło z ekscytacji, że wejdzie do tego lasu pełnego niewiadomych.

***

Wyobraź sobie ciszę i spokój. A teraz ciepłe promienie poranka. Później lekkie muskanie wiatru na włosach... Wyobraź sobie ciszę, zdobioną jedynie poćwierkiwaniem ptaków. Wyobraź sobie, że już dawno powinniście ruszać w drogę, ale nikt cię nie obudził.


_________________________________________

Tak! Tym razem nieźle się spięłam, bo wyznaczyłam sobie całą sobotę na pisanie ^^. Nie wiem jak pójdzie mi z kolejnym rozdziałem, ale trzymajcie za mnie kciuki!

Dziś pytanka trochę bardziej indywidualnie.

Melania i Lilian

1.Jak wygląda twoje nastawienie do Sama jako przywódcy? Zmieniło się?
2. Jak zareagujesz na to, że po przebudzeniu nie będzie ponad połowy grupy, a jeden z nich leży w męczarniach silnej gorączki i torsji? (tak, jest tak źle)

+ Lilian

3. Czy należysz do grona osób, które zauważyły, że jest coś nie tak z Nicolasem?
4. Jak wrażenia po historii Aelity?

+ Melania

3. Miejsce na przemyślenia dnia dzisiejszego (albo samego rozdziału)

Samuel

1. Jak tam rola przywódcy?
2. Co myślisz o opiniach innych?
3. Z jakimi przemyśleniami wszedłeś do lasu?
4. Co myślisz o dzisiejszym zachowaniu Nicolasa?

Varian

1. Jak wygląda twoje nastawienie do Sama jako przywódcy? Zmieniło się?
2. Dlaczego postanowiłeś iść z Samem?
3. Miejsce na przemyślenia dnia dzisiejszego (albo samego rozdziału)

Nicolas

1. Jak wygląda twoje nastawienie do Sama jako przywódcy? Zmieniło się?
2. Jak źle (fizycznie) się dziś czujesz, jakie objawy dotąd zauważyłeś (lub nie) i kiedy się zorientowałeś, że jesteś chory? A może nastąpi to dopiero o poranku?
2. Jak się czujesz z faktem, że właściwie nic nie masz do gadania, bo w kolejnym rozdziale będziesz chory i będziesz cierpiał nieświadomy co się wokół ciebie dzieje?

Christian

1. Jak wygląda twoje nastawienie do Sama jako przywódcy? Zmieniło się?
2. Czy jeśli będziesz mega wygłodniały i zobaczysz coś, co w naszym świecie jest jadalne, będziesz chciał to zjeść? Powiedz, że taaakkk!!!
3. Co czułeś podejmując akcję?

Aelita

1. Jak wygląda twoje nastawienie do Sama jako przywódcy? Zmieniło się?
2. Czy należysz do grona osób, które zauważyły, że jest coś nie tak z Nicolasem?
3. Jak bardzo i od kiedy korciło Cię by wejść do lasu?

Zależy mi na wyczerpujących wypowiedziach, albo po prostu takich w stylu waszych postaci. Możecie nawet trochę wychodzić poza pytanie! Im więcej napiszecie, tym lepiej będę mogła prowadzić waszą postacią ;) Na odpowiedź jak zawsze macie tydzień. To jak, historia nadgoniona? Czas wrócić i wejść całkowicie w historię Wielowzgórza!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro