10. Droga ucieczki
Samuel Elliot Craig, rudowłosy lider wycieczki, nasłuchiwał odgłosów za drzwiami. Postanowił, że nie da reszcie wątpić w jego dobre przywództwo i z zapałem, który ponownie w nim zapłonął, wyprowadzi stąd swoich przyjaciół. Być może to Aelita, a nie on, otworzyła cele robiąc na nim wielkie wrażenie, ale przecież o to właśnie chodzi. O pracę zespołową. Każdy daje z siebie tyle ile może.
Nikt po drugiej stronie się nie poruszał.
- Z pewnością on tam jest, tyle że stoi lub siedzi w miejscu - szepnął.
- Może jest stąd inne wyjście? Jakieś drugie? - podsunął Varian.
- Ale pewnie tak samo obstawione. Nie ma różnicy, którędy będziemy chcieli wyjść. Trzeba jakoś odwrócić uwagę stróża - stwierdziła Aelita i zaczęła się rozgląć po korytarzu, stojąc oparta o ścianę.
- To może ja pozaglądam do innych cel i może przy okazji znajdę inne drzwi - zaproponował blondyn. - Albo podkop - zażartował jeszcze.
W tym czasie Samuel nadal nasłuchiwał głosów za drzwiami. Nie wiedzieli o której będzie kolejny posiłek, a wtedy będą musieli pośpiesznie skryć się z powrotem do cel, jeśli do tego czasu nie uciekną. Na razie przymknęli do nich wejścia, aby na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka, wydały się nienaruszone.
- Zdradzisz, jak otworzyłaś drzwi? - zapytał niezbyt głośno w stronę Aelity.
Uciszyła go.
- Już mówiłam, to dzięki mojej bliźnie, która przynosi mi szczęście. Ale teraz przeszkadzasz mi w obserwacji. Spójrz tam - wskazała prawą ręką na sufit. Sam, zanim przyjrzał się temu, co mu wskazywała, zwrócił uwagę na jej pierścień widniejący na jednym z palców.
- Ali... którą ręką je otworzyłaś?
Ta przekręciła oczami i wystawiła dłoń przed siebie.
- No, po prostu dotknęłam okolice zamka, a one się otworzyły. Ile razy mam ci jeszcze tłumaczyć, że wszystko dzięki bliźnie? Lepiej teraz posłuchaj co...
- Nie żebym wątpił w twoje szczęście, ale zastanawiam się, czy przypadkiem twój pierścień nie zaczął nareszcie działać.
Varian stał już obok nich i wszystkiego słuchał.
- To ma sens.
Aelita przyjrzała się swojej dłoni oraz błyskotce. Jeśli była to prawda... To właśnie prawdopodobnie otrzymała od lasu najfajniejszy pierścień ze wszystkich. Poczuła się dumna i podniecona. Czym prędzej chciała go wypróbować raz jeszcze i nawet miała już na to sposób. Oznaczało to również, że chłopcy nie byli wcale aż tak głupi, po prostu ona miała w sobie podwójne pokłady wyjątkowości.
- W tamtą stronę nie widziałem żadnego innego wyjścia. A cele są zupełnie puste.
W tym momencie jeden ze świetlików przeleciał obok Sama i wyleciał przez niewielki otwór w drzwiach.
-Co on robi? -- zdziwił się blondyn.
- Chyba jednak iloraz waszej inteligencji jest bliski podeszwie buta - stwierdziła zadowolona Aelita. - Myślałam, żeby zachować to dla siebie i zwiać sama w nocy... Ale skoro zaczęłam już ratować wam tyłki, to już taka nie będę. Widzicie te świetliki przy suficie? Czasem jeden opuszcza słój i leci w kierunku następnego. Tak właśnie świetliki przemieszczają się prawdopodobnie po całej kryjówce elfów, kierując się do wyjścia. Co jakiś czas robią sobie postoje i w ten oto sposób robią za lampy. Takie ruchome. W zamian za tą funkcję, elfy je dokarmiają. Są szczęśliwe, bo przecież mają jedzenie i są wolne, a co jakiś czas dolatują do wyjścia na powietrze, by znów wlecieć do środka. To wszystko zaobserwowałam idąc tu po was.
Varian spojrzał się teraz na insekty z podziwem.
- Niesamowita technologia i życie wspólnie z naturą...
- Przyznam, że nie wpadłbym na to teraz - odparł na słowa dziewczyny Samuel. Po raz kolejny go zaskoczyła. - Jaki to ma jednak związek z naszym problem? - zastanowił się.
- Przecież to jasne, że jeśli pójdziemy za świetlikami, dojdziemy do wyjścia - obruszył się blondyn.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że za tymi drzwiami jest elf, który od razu zobaczy jak stąd wychodzimy - wytłumaczył Sam, lekko zażenowany, że przyjaciel myślał, że nie wywnioskował tak oczywistej rzeczy.
- Poczekajcie i patrzcie na słój nad waszą celą. Powiem wam, na co zwrócić uwagę - powiedziała ucieszona dziewczyna i od tego momentu nastała cisza. Wszyscy obserwowali latające światełka. Nic nadzwyczajnego się nie działo. Podczas długiej, cichej obserwacji zobaczyli jak dwa świetliki, oczywiście w odstępach czasowych, wlatują do słoja, a jeden wylatuje, kierując się później w stronę Samuela i robi to, co poprzedni. Być może minęło piętnaście minut, a może trochę więcej, gdy jeden ze świetlików poleciał w zupełnie inną stronę korytarza.
- Tam też musi być wyjście - szepnęła Aelita.
- Po tamtej stronie nie byłem - zauważył Varian. - Chodźmy za nim.
On i Aelita zaczęli iść za świecącym punktem, ale Sam gwałtownie ich chwycił.
- Do cel! - syknął stanowczo, choć trochę przerażony i pociągnął za sobą chłopaka. - Idą tu!
Aelita również szybko zamknęła się w swojej celi. Przyłożyła dłonie do zamka i zaczęła przestraszona błagać w myślach: "Zamknij się, zamknij się, zamknij się...".
Usłyszeli jak drzwi się otwierają i wchodzi parę osób.
- Witam więźniów - rozległ się stanowczy, bardzo wdzięczny kobiecy głos. - Przed posiłkiem zostaniecie przesłuchani. Zanim wymierzymy karę, damy wam szansę. Usłyszycie swoje zarzuty.
Zdrętwieli.
- Pierwszy pójdzie więzień...
- To wszystko przez nich! Nie widzę u siebie żadnej winy, możecie najpierw przepytać mnie - przerwała Aelita. - Siedzenie w ich towarzystwie jest nudne do bólu, chętnie pozwiedzam.
Nie mogła zobaczyć min chłopców, jednak wiedziała, że po raz kolejny zaskoczyła ich swoim zachowaniem, którego nie rozumieli. Chciała sprawdzić, czy jej życzenie się sprawdziło. Jeśli jakimś cudem zamek z powrotem się zamknął, elfy nic nie zauważą i będzie mogła później się wymknąć. Tym samym jest szansa, że odciągnie od siebie podejrzenia, gdy odkryją, że cela obok jest otwarta. W przeciwnym razie, wszystkich czekały kłopoty.
Sam słyszał jak elf podchodzi pod celę dziewczyny. Wstrzymał oddech, gdy usłyszał dzwonienie kluczy. Nadsłuchiwał. Błyskawicznie rozległ się chrzęk otwieranego zamka.
Aelita Herasim została wyprowadzona z korytarza.
- No ej! - usłyszeli jeszcze. - Chciałam sobie popatrzeć!
Słuchali oddalających się kroków prawdopodobnie dwóch elfów wyprowadzających ich koleżankę w głąb kolejnych korytarzy. Gdy zrobiło się już zupełnie cicho, popatrzyli po sobie.
- Mamy problem -jęknął Varian.
***
W głowie kucharza wirowała masa myśli. Po raz kolejny przeglądał ich zapasy, przez co co chwilę dostawał olśnień odnośnie planowanego posiłku. Cały jadłospis idealnie mu się układał i Chris coraz bardziej napawał się ze związaną z tym ekscytacją. Może krasnoludki nie podarowały mu kurczaka, czy wołowiny, która oczywiście była jego specjalnością, ale miał wystarczającą ilość piersi perliczki w soli, by zrobić coś z niej teraz i zostało trochę surowej na inny raz.
Zabrał się za jej przyrządzanie, jak zawsze wkładając w to całe swoje serce i uwagę, a teraz to nawet podwójnie. Musiał mieć pewność, że Nora z nimi zostanie, dlatego dokładał wszelkich ku temu starań w swoim nowym arcydziele. Gdy kończył pierwszy etap, przyszła do niego Melania, zostawiając Lilę samą przy Nicolasie, aby trochę mu pomóc. Gdy wszystko nad ogniskiem było ustawione, przywołał do nich Lilian i obwieścił, że muszą iść zdobyć brakujący składnik i to właśnie ona jest mu potrzebna.
- Co to takiego? - zainteresowała się dziewczyna.
- Sama za chwilę zobaczysz. Na razie musisz zrozumieć moją kucharską tajemnicę - oznajmił poważnie. - Niech chociaż Mel ma niespodziankę - szepnął jej zasłaniając usta dłonią od strony Melanii i lekko pochylając się ku blondynce.
- Nie wiem, czy rozdzielenie się, jest najlepszym pomysłem... - zauważyła czarnowłosa.
- Będziemy tam - pokazał kilka wolno stojących drzewek niedaleko iglastego lasku, na prawo od ich małego obozowiska. Nie należał do elfów. - i obiecuję, że nic nam się nie stanie. W czasie naszej nieobecności, powierzam potrawę mojego życia w twoje ręce.
Rozejrzał się wśród naczyń i podniósł drewnianą łyżkę, po czym dostojnie i uroczyście, lekko się chyląc, przekazał ją Melanii. Następnie poinstruował ją, jak ma się opiekować jego perliczką i wyruszył z Lilian w upragnionym kierunku. Był dumny z siebie, że obmyślił tak genialny plan. Otóż pod niesamowitą wyprawą po kulinarny składnik, ukrył swój wielki zamiar zapsiapsiułowania się z Lili. Już wyraźnie widział, że druga dziewczyna go lubi, dlatego nie musiał się martwić o to, czy spodobają się jej jego żarty. Z tą nową Norą było podobnie. Błyskawicznie oczarował ją swoim urokiem osobistym. Za to o dziewczynę o różowych włosach się trochę martwił. Dostrzegał, że nie do końca jeszcze ufa ich nowej znajomej i obawiał się, że to ich poróżni. Nie mógł do tego dopuścić! Wszyscy powinni żyć tu razem w zgodzie (co jak na razie ułatwiało niedysponowanie Nicolasa, ale wierzył, że on także ma dobre serce i jeśli nie chciał, nie musiał go pokazywać), dlatego postanowił z nią porozmawiać.
- Piękna pogoda, nie sądzisz? Wręcz idealna, by poszperać w jakiś ptasich gniazdach... - zaczął.
- Christian... Nie myślisz, że Nora wie, gdzie jest reszta?
Ten się zaśmiał pozytywnie zaskoczony.
- Właśnie o niej miałem zamiar z tobą porozmawiać! - uśmiechnął się. - Ale rzeczywiście, to bardzo możliwe.
- Mówiła, że jest tu, żeby utrzymać nas przy życiu, dlatego pewnie reszcie nie grozi nic poważnego... Ale skoro to jej dom, to tak myślę, że z pewnością wie jak znaleźć elfy i może byś z nią o tym porozmawiał przy obiedzie? Jesteś odważny i cię lubi... - zaczęłą się już trochę plątać w słowach.
- Oczywiście! Jestem skłonny sprawić Ci tą przysługę. Sam jestem ciekawy gdzie są i będzie trzeba ich jakoś stamtąd wyciągnąć... To takie przykre, pewnie martwią się o Nicolasa, a temu zapewniamy odpowiednią opiekę medyczną. Gdybyś zobaczyła mnie dziś w nocy w akcji, bez wahania postawiłabyś na mnie głos w konkursie na najlepszą pielęgniarkę na dzikim zachodzie! Ale właśnie, twoja prośba sprawiła mi wielką ulgę. Zaczynałem się zadręczać, że mnie nie lubisz - odetchnął.
- Nie lubię? - zdziwiła się.
- Tak. Ale najwyraźniej się myliłem. Dlaczego jednak nie darzysz Nory zaufaniem? - zapytał z troską.
Lilian odrobinę się zmieszała i spłoszyła. To była prawda i sama nie do końca wiedziała dlaczego tak jest. Może to, jak coś dziwnego od niej biło, albo fakt, że wszyscy wierzą w to co mówi, nie pozwalało jej ufać? Promyczek sympatii pojawiał się tylko wtedy, gdy myślała o tym, że to Piorun ją przysłał, aby nad nimi czuwała, a go bardzo polubiła przy tamtej krótkiej styczności. Skąd jednak mogła mieć pewność, że jej niesamowita historia jest prawdziwa?
- Może ta dziwna aura wokół niej, nie pozwala mi do końca wierzyć w to, co mówi... - powiedziała cicho.
- Ręczę ci, że nie ma złych zamiarów! Widziałaś przecież jak bardzo nie chciała z początku zdradzać swojej tajemnicy. Skoro ona nam zaufała, to my również powinniśmy. Poza tym, spójrz, jak pięknie pomaga Nicolasowi. Bez niej nie wiadomo jak biedaczysko by skończyło.
Stanęli przed drzewami i chłopak zaczął wypatrywać w koronach drzew ptasich gniazd.
- Musimy zdobyć jaja.
***
Aelicie niezbyt spodobał się pomysł z workiem na głowie. Po pierwsze, wcześniej tego nie było. Po drugie nie mogła rozejrzeć się za planem B, gdyby dotychczasowy nie wypalił. Nareszcie zatrzymali się w jakimś pomieszczeniu i zdjęli jej przysłonę z twarzy. Rąk jednak nie odblokowali. Rozejrzała się szybko. Pokój był mały i kwadratowy. Akurat, by postawić tam jedno krzesło, a osoba stojąca na przeciwko mogła zachować dystans do pięciu metrów. Obejrzała się przez ramię - przed drzwiami stała tamta elfka z jakimś swoim kolegą. Przesłuchiwana miała być również przez kobietę.
Polecono jej usiąść i z wahaniem wykonała polecenie.
- Dobrze, więc o co wam dokładnie chodzi? - zapytała uprzejmie, jakby to ona była panią tej rozmowy. Na twarzy elfki nie dało się dostrzec żadnej zmiany.
- Może okaże się, że będzie wam trzeba dopisać lub ująć jakieś wykroczenia - odparła. - Teraz ja spytam. Dlaczego weszłaś na teren naszego świętego lasu?
- Mam odpowiedzieć szczerze? - zastanowiła się nad własnym pytaniem, bo odpowiedzieć na to zadane jej, bardzo dobrze znała. - Uznałam, że jest przepiękny i z pewnością znajdę w nim jakieś wysokie drzewo, z którego lepiej będzie oglądać gwiazdy. Samo przebywanie w towarzystwie pewnego czarnoskórego osobnika mnie obrzydza, dlatego wolałam być jak najdalej od obozowiska.
Aelita usłyszała skrobanie piórem. Najwidoczniej gdzieś za nią musiał znajdować się jeszcze ktoś, kogo wcześniej nie zauważyła, kto miał zamiar zapisywać wszystkie jej odpowiedzi.
- Owszem, od niedawna obserwujemy je z lasu. Po co tu przybyliście?
- Mamy... - tu Aelita się zawahała. Powiedzieć o ich zadaniu? Łabędzie i krasnale o wszystkim wiedziały, ale czy elfy? Czy można im to zdradzić? - Och, nie widzi pani jacy oni są głupi? Gdyby nie poleźli za mną wszystko byłoby w porządku. Sami siebie pakują w tarapaty. A straże ukryte po drzewach, wcale nie są takie niesamowite za jakie się uważacie. Nawet nie zauważyli mnie, gdy weszłam do lasu i później zwinęli tylko chłopaków!
- Dopisz, podważanie autorytetu elfów - mruknęła elfka. - Skąd wędrujecie?
- Z lasu... Lasu wykopców.
- Ach, czyli jesteście krasnoludkami? - elfica zbadała ją z odrazą we wzroku.
- Nie? - odpowiedziała Aelita tonem, jakby usłyszała właśnie coś bardzo głupiego. - Ludzie. Homosapiens. Czy w tym świecie coś takiego nie istnieje?
***
Teraz najważniejsze było wyglądać zwyczajnie, jakby wcale nie opuścili celi i nawet nie wiedzieli, że ktoś ją niepoprawnie zamknął. Varian siedział oparty o drewnianą ścianę, modląc się, aby tylko elfy nie zorientowały się, że jest coś nie tak. Usłyszał brzęk kluczy, a później, jak jeden z nich zostaje włożony do zamka. Wyraźnie słyszał nie udane próby przekręcenia go w prawą stronę. Nie widział jednak przestrasznej miny strażnika, który w tym momencie był święcie przekonany, że przez pomyłkę wcześniej nie zamknął drzwi. Udał teraz, że wszystko jest w porządku i już za chwilę zabrali Samuela. Elf zamknął drzwi celi, po czym zanim wyszedł, upewnił się, że wszystko jest w porządku.
- Udało się - odetchnął chłopak. - Jest szansa, że nikomu o tym nie powie.
- Przyznam, że jestem tym zaskoczona...
- O co pytali? - zainteresował się. Chciał być choć trochę przygotowany.
- A tam... Motywy postępowania, skąd jesteśmy, co robimy, czy przyjaźnimy się z krasnalami... Same nudziarstwa.
***
Wrócili do ogniska. Nory jeszcze nie było i nie było jej nigdzie widać. Christian sprawdził jak tam jego perliczka i pogratulował Melanii, że świetnie sobie z nią poradziła. Następnie wziął trzy nieduże jaja ptaków od Lilian... i położył je obok jakiegoś dwunastu. Kurzych.
Dziewczyna zaczęła się w to wpatrywać z zupełnym zdezorientowaniem.
- Ale... To po co wchodziłam na tamte drzewa?... - wyjąkała.
Melania spojrzała na nich zdziwiona.
- Pomyślałem, że warto będzie dodać trochę egzotycznego smaku.
Czekali jeszcze jakąś godzinę. W tym czasie Lilian postanowiła odpocząć i obserwowała chmury, leżąc na zielonej, z lekka wyschniętej trawie. Chmury mknęły swoim tempem po błękicie nieba tworząc niesamowite krztałty. Widziała smoka, wilka, wielki dom o wielu oknach i niesamowitym dachu. Samoloty, kwiaty, niedźwiedzia w czapce z pomponem... Odlatując z lekka w fantazjach, postanowiła sobie, że kiedyś zaproponuje reszcie wspólne wpatrywanie się w chmury. Lub poprosi kogoś, aby to zrobił. Wyjątkowy spokój, który otaczał teraz całą polanę, przerwał Christian, który zauważył biegnąca ku nim postać. Była to oczywiście Nora, która z wyjątkowym pośpiechem pokonywała dzieląca ich odległość. Cała trójka zaczęła się w nią wpatrywać. W końcu zielonooka stanęła przy ognisku ledwo łapiąc powietrze. Wyglądała na bardzo zmartwioną.
- Co się stało? - zapytał zaskoczony kucharz.
- Idzie burza - odpowiedziała na jednym wydechu. Lekko się pochyliła, a ciemne włosy z masą koralików w paru warkoczykach zakryły jej niemal całą twarz. Wyrównała oddech. - Nie możemy tu zostać. Trzeba przenieść wszystko w tamtą stronę - wskazała iglasty lasek, który znajdował się za paroma drzewami, gdzie wcześniej była Lilian z chłopakiem.
Zaczęli wszystko pakować i przenosić na skraj wskazanego lasu. Chris podawał spakowane plecaki dziewczynom, a one zanosiły je we wskazane przez Norę miejsce. Nie poszło wcale tak źle. Później niewiadomo skąd wyjęła wielki materiał, który po rozłożeniu i odpowiednim zamontowaniu miał służyć jako namiot. Perliczka zdawała się być już idealnie podpieczona z niesamowitymi przyprawami z własnej oraz saletańskiej kolekcji, więc również Christian pomógł w przygotowaniu schronienia. Bez zmartwienia mógł mieć udział w sprawie równie ważnej, co jego potrawy.
Został problem z Nikolasem. Cała czwórka zebrała się wokół jego legowiska. Spał, choć nieco mniej spokojniej niż po śniadaniu. Nora przysiadła na trawie i przyłożyła przegub do jego czoła. Zaczęło kropić.
— Znowu gorączkuje — szepnęła. Spojrzała na czarnoskórego. — Musimy go jakoś razem wziąć. Dasz radę? — zapytała przejęta.
Chris nie mógł się nie zgodzić.
Nora razem z Melanią podjęły udaną próbę nałożenia chorego na jego plecy. Chłopak kucając ułożył jego ręce tak, by nie spadł i złapał pod kolanami. Dziewczyny podparły nogi Nicolasa tak, by Christianowi było lżej się podnieść, a za chwilę ten już szedł w stronę dużego namiotu w towarzystwie większych kropel deszczu.
Reszta złożyła posłanie i pozbierała leżące wokół rzecz do pielęgnacji chorego.
***
— Czy to prawda, że mieliście styczność z Saletanami? — zadała kolejne pytanie efica.
Samuel poczuł niepokój. Powinien wcześniej przewidzieć taką sytuację i ustalić z resztą jedną wersję wydarzeń. Łabędzica na której leciał, stanowczo mu poleciła, by nie przyznawali się do jakiejkolwiek przyjaźni czy nawet spotkania z krasnoludkami przed elfami. Aelita pewnie o tym nie wiedziała. Może gdyby pierwszy się zgłosił do przesłuchania...
— Tak.
— Skąd pochodzi wasza grupa, którą osiedliliście niedaleko lasu?
— Ręczę, że nie z tego świata.
— W takim razie co tu robicie? Dla kogo?
Sam się zawahał. Ile może zdradzić.
— Tylko pod warunkiem, że cokolwiek mówi pani to — Pokazał swoją rękę. — mogę odpowiedzieć. Inaczej mogę jedynie milczeć - postanowił.
Ostroucha kazała go rozwiązać i przyjrzała się biżuterii zdobiącą jego palec. Przybliżyła jego rękę i powoli zdjęła pierścień. Samuel próbował rozczytać cokolwiek z niebieskich, odrobinę skośnych oczu. Patrzyły uważnie i bardzo szczegółowo, oglądając przedmiot zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Były niesamowicie głębokie. W końcu odzyskał przedmiot, a kobieta zaczęła zadawać dalsze pytania.
***
Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna wyraziła o nich w czasie przesłuchania jako głupich, gorszych od siebie, jak zasugerowała elfka. Nie rozumiał postępowania Aelity.
Po posiłku usłyszeli, że jeszcze dziś ponownie ich wszystkich wezmą. Tym razem razem. Ale Samuel już postawił, że od teraz uciekną tak szybko, jak tylko stanie się to możliwe. Gdy tylko odczekali po wyjściu elfa, Aelita otworzyła swoją celę, a później chłopaków z taką samą łatwością co ostatnio.
— To teraz chodźmy w tamtą stronę.
Ruszyli korytarzem w lewo. Powoli mijali kolejne puste cele. Varian szedł pierwszy. Zobaczyli świetlika, który skręcił na końcu cel. Był tam ślepy zaułek tej właśnie wielkości. W glinianej ścianie znajdował się niewielki otwór. Idealny dla owada.
— Nie widzę drzwi — stwierdził Samuel i zaczął badać ścianę.
Aelita również się zbliżyła zaglądając przez dziurkę.
— Coś tam na pewno jest. Tak czy siak, spróbuję niesamowitej mocy mojego pierścienia — wyszczerzyła się. Przyłożyła prawą dłoń do otworu i po odczekaniu paru sekund naparła na ścianę.
Varian ujrzał w słabym świetle, jak na ścianie wyrysował się krztałt ukrytych tu dość szerokich drzwi. Oparł się obok dziewczyny i zaczął pchać. Szły ciężko.
Za chwilę Sam również zobaczył co się dzieje i wspólnymi siłami, nie przejmując się, czy robią tym hałasu, starali się otworzyć przejście. W końcu szczelina była na tyle duża, by każdy z nich mógł bez problemu się przecisnąć. Czekał przed nimi pusty korytarz.
______________________________________
Zapewne widać jak ten rozdział mnie zmęczył... Ogółem chciałam bardziej rozwinąć akcję w obozie, żeby od początku następnego rozdziału Nicolas był trochę bardziej żywy, ale wyszło wystarczająco dużo słów jak na jeden raz ':)
Samuel, Varian i Aelita
1. Proszę wypowiedzieć się o dzisiejszych wydarzeniach.
2. Co zamierzasz zrobić, skoro odnaleźliście inne wyjście?
3. Jak myślisz, jak radzi sobie reszta w obozie?
4. Przemyślenia dotyczące pierścieni.
Christian, Lilian i Melania
1. Co myślisz o tym co działo się po śniadaniu?
2. Czy boisz się burzy?
3. Za chwilę stan Nicolasa mocno się pogorszy. Co myślisz widząc to?
+ Lilian
4. Czy nastawienie do Nory uległo jakiejkolwiek zmianie?
Nicolas
1. O reakcję po przebudzeniu już pytałam, ale jeśli chcesz możesz coś zmienić lub dopisać.
2. Co myślisz po usłyszeniu dotychczasowych zdarzeń? (prócz nie najlepszego samopoczucia i zmęczenia będziesz wtedy jak i powyżej trzeźwo myślący)
Nocna wyprawa Aelity i reszty, powrót Chrisa, Nora i jej dotychczasowa funkcja, jego choroba
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro