Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Nasz kucharz Christian

Samuel zbadał tajemniczy rów. Rzeczywiście - gdy się na niego patrzyło, wyglądał jak zwyczajny trawnik, pokryty mchem i liśćmi. Jednak gdy kładł w tym miejscu rękę, nie znajdował poparcia.

- Jest dokładnie tak samo jak ostatnio - powiedziała pierwsza łabędzica.

Aelita spojrzała uważnie na ptaka. Już po raz kolejny usłyszała z jego dziobu zwrot "jak ostatnio". Czyżby to, co robią już kiedyś się zdarzyło? Nie, to nie miało sensu.

- Co masz na myśli mówiąc, że jest tak samo jak wcześniej? - zapytała.

Łabędzica jakby chwilę się wachała. Po raz kolejny spojrzała wymownie na swoją przyjaciółkę, po czym zwróciła się do Aelity.

- Kiedyś też przechodzili tędy ludzie. Jedno z nich wpadło w tą pułapkę i już z niej nie wyszło - powiedziała nadzwyczaj poważnie. Ton jej głosu świadczył o tym, że to zdarzenie nie było przyjemne, ale też w tej chwili nie było ważne, mimo, że miało swoją wartość.

- Co się z nim stało?

- Wpadła w łapska Lokuncji... Wy też musicie się pilnować, znając ją, pułapek zastawiła więcej, a ma wielką chrapkę na wasze pierścienie.

O tym jeszcze nie słyszeli.

Wrócili razem nad brzeg jeziora. Łabędzie poinformowały swoich przyjaciół, o tym, że pomogą podróżnikom skrócić czas drogi. Reszta ptaków zareagowała dosyć entuzjastycznie, zapewne ciesząc się, że będą mogły pomóc tak ważnym osobom.

Christian chrzaknął.

- Nie uważacie, że lepiej byłoby przed podróżą coś zjeść? Jeśli dacie mi chwilkę, postaram się zrobić coś naprawdę smacznego - powiedział z tajemniczym uśmiechem.

Po dłuższej chwili przyznali mu rację. 

Czarnoskóry wziął się do roboty. Polecił reszcie rozpalić ognisko, a sam zaczął przeglądać zapasy od krasnoludków. Ustawił przed sobą rządek flakoników i woreczków z przyprawami - część z nich należało do jego własnej kolekcji. Później szepnął parę słów jednej z łabędzic na ucho i zabrał się do robienia mieszanki ziół.

Najwyraźniej był w swoim żywiole. Już niedługo wszyscy mogli wyczuć przyjemny zapach przypraw i mięsa w powietrzu...

***

Varian zbierał powoli nieduże, zeschłe gałązki z lasu. Co jakiś czas jego wzrok spotykał się z postacią Nicolasa. Dryblas również miał za zadanie pozbierać parę patyków do ogniska, jednak zamiast to robić, stał oparty o drzewo rozplątując słuchawki. Wziął je ze sobą z hotelu i znajdując w końcu chwilę oddechu, chciał nasycić się pewną kombinacją dźwięków kojących jego uszy... Kable niestety splątały się tak bardzo, że od pięciu minut ich stan się jeszcze nie zmienił. Nie da się ukryć - wystarczy się przecież odpowiednio skupić i powoli wyjmować słuchawki przez pętelki. Ale Chico nie potrafił się w tej chwili na tym skoncentrować. Wciąż męczyła go myśl o bezsensowności przebywania w tej "krainie tęczy". Ratowanie jednorożców, rozmowa z gadającymi zwierzętami, czy zaprzyjaźnianie się z dziwnymi formami ludzkimi, zupełnie nie były dla niego. Nie miał ochoty dalej przebywać w tym miejscu, jednak z drugiej strony wiedział, że nie poradziłby sobie sam. Och, doprawdy, jak dobrze, że nie musi wypowiadać tego na głos! Był świadomy tego, że nie potrafiłby odnaleźć sam tamtego przeklętego drzewa. Jednak duma nie pozwalała mu się do tego przyznać, wstyd mu było nawet przed samym sobą.
Varian przypatrzył się chłopakowi dłużej i się wyprostował. Miał szansę porozmawiać z rówieśnikiem na osobności i spróbować go trochę zreflektować. Nie koniecznie siłą, na co decyduje się większość, w ostatnim czasie, ale słowami. Największą bronią jaka tylko istnieje. Trzymając przed piersią stertę gałęzi, odetchnął głęboko i cicho, po czym schylił się po kolejny patyk.

- Ej, Nico? - zaczął zerkając na niego.

Ten nie obdarzył go nawet spojrzeniem. Chętnie porozmawiałby z jakimś porządnym człowiekiem. Niestety Sam ostatnio zbyt bardzo stara się zwracać na siebie uwagę i stał się strasznie... Arogancki. Tak, poczuł się raz ważniejszy i teraz myśli, że może sobie pozwolić na nie wiadomo co!
Zostawił mnie samego, tylko po to, by szczycić się na wszystkie strony swoją odwagą i wspaniałomyślnością... Żenada - pomyślał z odrazą. Spojrzał pełnym niechęci wzrokiem na stojącego niedaleko chłopaka. Pasował tu! Te niebieskie pasemka w jasnej czuprynie, naprawdę przypominały tęczę!

- Co chcesz? - zapytał. Lepiej będzie, jeśli z kimś porozmawia, chociaż tą chwilę. Jeszcze zacząłby gadać do siebie i uznaliby go za wariata! Nie, na to nie mógł sobie pozwolić. Już i tak wszyscy uważają go za jakiegoś śmiecia. Przynajmniej na tą chwilę trochę tak się czuł. I nie miał ochoty na kolejne kłótnie. Przecież właśnie znalazł chwilę spokoju.

- Wszystko w porządku? Ostatnio jesteś dość agresywny i... No wiesz, powinniśmy być trochę bardziej zgraną drużyną, a kłótnie trochę w tym przeszkadzają.

Odchrząknął lekko, po czym niepewnie na niego spojrzał, kładąc patyk na swojej stercie.

Nicolas wydał się przez chwilę zastanawiać.

- Nie zamierzam w żaden sposób wiązać się z tą bandą pacanów. Wybacz - odparł trochę ironicznie. - Widzisz, nie mam zupełnie ochoty tu być z żadnym z was. Powinienem siedzieć teraz na tamtej bezsensownej wycieczce szkolnej, daleko od was wszystkich. Nie interesuje mnie ratowanie niczego, co istnieje tylko w tej dziwnej krainie.

- A ja wierzę, że te pierścienie dostaliśmy nie z przypadku. Ty również taki masz, więc jesteś zobowiązany by pomóc w tej całej misji, choć wydaję się być pokręcona. Nico - spojrzał na niego z troską i błaganiem. - oni ciebie poprosili o pomoc. Odmówisz potrzebującemu?

Varian uśmiechnął się w myślach wciąż wpatrzony w bruneta. Podobała mu się krótka przemowa, która wyszła z jego ust zupełnie spontanicznie. Miał nadzieję, że dał mu do myślenia.

I owszem właśnie tak było. Jednak Nicolas szybko to stłumił, by się odgryźć.

- Uważaj, by się nie przewrócić po drodze. Te kijaszki przysłaniają Ci widok na podłoże, myślę, że ich już starczy - powiedział beznamiętnym, trochę znudzonym głosem, wpatrzony w swoje palce, próbujące rozplątać kabelki.

Chłopak z kijkami się uśmiechnął zachowując swój zwykły spokój. Udał się w stronę reszty, lecz po drodze stała się rzecz przykra. Pożałował, że nie posłuchał Nicolasa.

***

Drewniane misy od Saletanów, były lekkie i praktyczne. Melania pomagała Chrystianowi nakładać posiłek, a składał się on z białej ryby, ugotowanej w drobno pokrojonych warzywach i maśle. Głównie marchwi i fasoli.

- OBIAD! - wykrzyknął z uśmiechem, podekscytowany. Wszyscy mogli się przekonać o wspaniałości jego potraw...

Już za chwilę wszyscy zgromadzili się kawałek od ogniska na trawie. Mel usiadła trochę dalej od reszty ze swoją porcją i patrzyła jak chłopak podaje wszystkim miski. Pachniało nieźle. Włożyła do ust pierwszy kęs na widelcu. Był drewniany i lekki. Jej twarz zmieniła przez chwilę wyraz na zaskoczenie. To było naprawdę wyborne. Nie podejrzewała, że dopiero po drugim roku znajomości, dowie się na temat Chrisa tylu rzeczy. Na przykład, że doskonale gotuje.

Czarnoskóry podszedł do Aelity i z uśmiechem szerokim od ucha do ucha wręczył jej jedzenie. Blondynka spojrzała na to po czym odwróciła wzrok.

- Nie zamierzam jeść niczego, czego dotykały twoje brudne łapy! Trzymaj się ode mnie z daleka!

Melania westchnęła. Właśnie szykowała się kolejna kłótnia. Nie miała siły słuchać po raz kolejny jak na siebie krzyczą, wymyślają nowe odzywki. Zdecydowanie za dużo tu konfliktów. Zaczynała się nawet zastanawiać co właściwie tu robi. Mijał drugi dzień we Wielowzgórzu, a już czuła się zbędną.

- Czy ty właśnie obraziłaś moje zdolności kulinarne? - Chris wydawał się kompletnie rozczarowany. Zaraz jednak wrócił na jego twarz uśmiech. - Zjedz, a przekonasz się, że nie masz racji!

Aelita spojrzała z obrzydzeniem na położoną przed nią porcję jedzenia i wstała.

- Nie zamierzam z tobą rozmawiać czarnuchu!

Zignorowała ucisk w żołądku i ruszyła w stronę Melanii.

- Co tam u Ciebie Mel? Naprawdę nie wiem jak możesz to jeść - zmroziła wzrokiem kucharza, który również wziął się za posiłek, parę metrów stąd.

Do jej nozdrzy znów napłynęły ciepłe, apetyczne opary, tym razem od jedzenia koleżanki... Ale i tak nie zamierzała tego jeść!

- Wszystko w porządku... A jedzenie jest naprawdę smaczne, Chris się postarał. Czuć, że włożył w to serce - uśmiechnęła się. Szybko jednak przeskoczyła temat wystraszona. Nie chciała się kłócić. Rozejrzała się po zgromadzonych. - Widziałaś Nicolasa? Tylko go brakuje.

Aelita przyjrzała się uważnie wszystkim, specjalnie omijając wzrokiem jedną osobę. Ale to prawda, siódmej osoby brakowało.

- Nie mam pojęcia gdzie się podział. Pewnie chciał posiedzieć sam, jak my wszyscy zresztą - mruknęła.

Melania jednak trochę się zaniepokoiła. Ostatnio widziała chłopaka gdy wchodził do lasu z Varianem. Po jakimś czasie wrócił tylko ten drugi z liśćmi powplantanymi we włosy i lekko ubrudzony w piachu. Gdy dorzucił chrust, tylko się otrzepał, nie powiedział nic na temat Nicolasa. Gdyby coś mu się stało, na pewno by o tym powiedział, więc chyba nie ma się co martwić... Może po prostu znów się pobili? Varian wygląda na pokojową osobę, ale Nicolas mógł zacząć, ostatnio jest dość nieprzewidywalny. Z racji, swojej odrobinkę niższej osoby i gorszego umięśnienia, mógł porządnie dostać po twarzy, a teraz woli się nie pokazywać. Pewnie mu wstyd. Czemu chłopcy muszą mieć tak beznadziejne myślenie? To trzeba jak najszybciej opatrzeć!

- O czym myślisz? - zapytała Aelita leżąc obok na trawie.

- A... O niczym takim - powiedziała szybko i wzięła się dalej za jedzenie.

Blondynka ściągnęła przez chwilę lekko brwi, następnie wstała i przeszła się do plecaków. Wygrzebała bochenek chleba, wzięła pół, po czym wróciła do Melani, która kończyła posiłek. Obok niej, przysiadła się też Lilian.

***

Gdy tylko Aelita odeszła, Lili usiadła obok Mel. Nie czuła się najlepiej siedząc obok chłopców, którzy na szczęście tym razem się nie kłócili, chociaż mogło to być przyczyną braku Nicolasa. Rozmawiali o czymś, ale trafiało do niej co dziesiąte słowo. Była zbyt zajęta rozmyślaniem o łące pełnej motyli i tajemniczym lisie... Nikomu jeszcze o nim nie powiedziała, ale wiedza o nim, nie zmieniała nic w misji. A on mógł zostać jej małą tajemnicą. Przyjacielem.

Przy Melani za to czuła się dobrze, bezpiecznie. Nie krzyczała jak reszta, nie wychodziła zbyt pewnie przed szereg. I mogła z nią porozmawiać. Wymieniły kilka uwag odnośnie kłótni, po czym wróciła Aelita.

- Och, cześć Lilian - uśmiechnęła się przyjacielsko. - No to, podzieliliśmy się teraz na dwa obozy!

Lili nieśmiało oddała uśmiech. To prawda, teraz siedzieli w dwóch osobnych grupkach - jedna dla chłopców, druga dla dziewczyn.

- Powinniśmy być jednym obozem, jakby nie spojrzeć... - Mel lekko się uśmiechnęła i wzięła pustą miskę koleżanki obok. - Pójdę pozmywać. Wrócę jak skończę - wstała i oddaliła się w stronę chłopców.

Przynajmniej do tego się przydam - dodała w myślach.

Nastała cisza w trakcie której, Lili mogła rozkoszować się widokiem chmur na niebieskim niebie. Przypominały stada fruwających motyli, ogromne drzewa do których leciały, by wkrótce schować się w ich koronach.
Słyszała raz po raz dźwięk odrywanego kawałka chleba. Postanowiła poruszyć temat, który zastanawiał ją od początku gimnazjum. Teraz nadarzyła się okazja, by zadać to pytanie i poprowadzić jakkolwiek rozmowę. Z perspektywy innych, taka cisza musiałaby wyglądać niezręcznie. Nie wiadomo, czy Aelita też przypadkiem tak nie uważała.

- Um, Aelita... - zaczęła niepewnie i nabrała szybko powietrza, jakby miało to pomóc jej dalej mówić i zebrać odwagę.

- Hm?

- Zastanawiam się... Skąd masz tą bliznę na czole?

W oczach Aelity można było ujrzeć radosny błysk. Na chwilę przerwała posiłek.

- Mówisz o mojej słynnej siedmiocentymetrowej bliźnie? - zapytała z lekką dumą, dotykając przy tym lekko palcami kreski, która przechodziła między oczami. - To dziwne, że jeszcze nie słyszałaś w jaki sposób zdobyłam to naznaczenie - stwierdziła.

- No wiesz... Ja... Raczej czytam książki.

- Dobrze, w takim razie z przyjemnością opowiem ci tą historię, moja droga!

Blondynka już przygotowywała się, by rozpocząć swoją opowieść o przygodzie, która podarowała jej największą chlubę. Już chciała opowiedzieć o tym, jak blizna zaczęła przynosić jej szczęście, prawie wydobyła z siebie pierwsze słowo - lecz ktoś im przerwał.

- Nie chcę przerywać pogaduszek, ale wszyscy zbierają się już przy łabędziach. Zaraz odlatujemy - uśmiechnął się Sam. - Dokończycie gdy będziemy już po drugiej stronie jeziora.

- Albo pożarci przez ogromne ptaszyska - rzucił żartem jak zawsze w humorze Chrystian, przechodząc obok.

Aelita go zignorowała i z westchnieniem spojrzała na koleżankę.

- Będziesz musiała poczekać.

Lili wstała i udała się z resztą kawałek, by zatrzymać się przy ptakach. Nicolas mył po sobie miskę w jeziorze. Kiedy wrócił? Jak długo wpatrywała się w chmury, by nie zauważyć jak Mel lub Christian nakładają mu jedzenie?

***

Łabędzie były duże. Trochę jak takie masywne konie, albo jak łosie, tyle że nie miały łopat. Długie szyje wyginały się w mosty. Christian poczekał chwilę aż Varian jako pierwszy wdrapał się na jednego z łabędzi.

- Będziemy lecieć po dwie osoby - poinformował chłopak obejmując ostrożnie szyję zwierzęcia.

Aelita przeleciała dla pewności po wszystkich wzrokiem.

- Ale... Jest nas siedmioro. To nie parzysta liczba.

- To chyba jasne, że ja będę leciał sam - wyszczerzył się Christian i poklepał po brzuchu. - Łabędziowi wystarczy, że będzie musiał dźwigać takiego jak ja. Poza tym, chcę się w końcu zdrzemnąć - zakończył zadowolony, podchodząc do jednego z łabędzi, który zdawał się być lekko urażony... Lecz jednocześnie odczuwać jakąś ulgę.

- Ale... - Aelita wydawała się być lekko zdezorientowana. Czarnuch oczywiście musiał zaklepać sobie najlepszą miejscówę. - Ja lecę z Lilian- mruknęła ciągnąc lekko dziewczynę za rękę, ale za chwilę lekko się do niej uśmiechnęła. Będzie mogła opowiedzieć swoją historię!

W tym czasie Chrystian, nasz doskonały kucharz, smakosz, ale też niesamowity leniuch, który potrafił dbać o to, by promieniować swym barokowym idealizmem, starał jakoś wejść na łabędzia, który z wykrzywioną w jego stronę szyją, uważnie się mu przyglądał. Próbował się podciągnąć trzymając za wielkie, mocne pióra. Samuel podszedł do niego i złączył dłonie w miseczkę lekko się pochylając.

- Dajesz stary, podrzucę Cię.

- Dzięki młody - zażartował Yoon i krótko się zaśmiał. Postawił jedną podeszwę buta na dłoniach kolegi i na trzy się odbił. Sam jednak nie spodziewał się takiego ciężaru i ugiął bardziej pod chłopakiem, starając jednocześnie wypchnąć go ramieniem w górę. Złapał łapczywie powietrze robiąc się lekko czerwony.

Mam nadzieję, że ludzie nie patrzą - pomyślał.

Ale patrzyli. Mel i Nicolas jeszcze nie wsiedli na królewski ptaki i przyglądali się temu z odległości. Melania trochę zaniepokojona, a Chico zupełnie bez wyrazu. Patrzył na to tak, jakby wcale go to nie obchodziło. I właśnie tak było. Nie chciało mu się teraz obwieszczać swoją wyższością, bądź naśmiewać z chłopaków. Bo po co?

Nagle Christian wydał z siebie dziwny odgłos zaskoczenia. Łabędź popchnął jego tłuste pośladki do góry i westchnął rozbawiony.

- Ło panie! Co to było!

Gdy ten się usadawiał, Samuel oparł się o kolana.

- Ile ty ważysz! Następnym razem mnie uprzedź - zaśmiał się, powoli podnosząc i odsłaniając na chwilę czoło spod swych rudych loków.

Pierwsza łabędzica wydała z siebie dźwięk, który prawdopodobnie miał odpowiadać ptaszemu śmiechowi. Chwilę później Sam, siedząc na niej podawał dłoń Melanii, która lekko zakłopotana nie miała innego wyjścia, jak lecieć razem z chłopakiem.

Zanim łabędzie wystartowały, zanim zaczęły rozbieg, wszyscy usłyszeli, jak rudzielec zadaje jedno pytanie:

- Co wy na to, żebym został waszym liderem?

***********""""""*************

Jest rozdział. Dla mnie naprawdę czas płynie zupełnie inaczej. Wciąż, przez te 10 miesięcy żyłam tą historią, pewnie dlatego, bo przez cały czas wiedziałam więcej już wy, bo pisałam ten rozdział. Postanowiłam, że będzie troszkę krótszy niż chciałem, żeby po prostu już był, dlatego szybko go przed chwilą skończyłam. Nie wiem czy wszystko wam się przypomina teraz, chociaż mniej więcej. Może warto przeczytać wszystko od nowa? Nie wiem, jak chcecie.

Przepraszam, że tyle to trwało. Od lutego zaczął dla mnie płynąć trochę inaczej czas. Rok mija strasznie szybko, za szybko. Ale to było "tylko" 10 miesięcy.

Nie wiem jak będzie z pisaniem, mam teraz dużo na głowie. Liceum, plastyk zawalona kupa czasu wolnego. Ale postaram się do końca roku wstawić jeszcze jeden rozdział przynajmniej.

Nie rezygnuję z tej książki, chcę żebyście to wiedzieli.

Orientacyjne dla was, jak lecicie w parach:

Melania - Samuel

Varian - Nicolas

Aelita - Lily

Christian - no i on ogólnie tylko

Pytania do was i postaci:

1. Czy chcesz Samuela za lidera grupy? Czy chcesz lidera grupy? Kto według Ciebie się na niego nadaje? (Może być więcej niż jedna osoba)
2. Co myślisz kulinarstwie Christiana?
3. Czy zamierzasz rozmawiać podczas lotu? Co myślisz o tym, że lecisz akurat z tą osobą (lub sam)? Jakie emocje wiążą się ogółem z lotem?
4. Co myślisz o tym, co łabędzie mówiły na początku rozdziału?
5. Ogólne przemyślenia.
6. Co mogę zmienić/co myślisz o tym jak kieruję twoją postacią?

Wiem, dużo tego tym razem. Jeszcze pytanka do pojedynczych postaci.

Aelita:

Jak to się stało, że masz bliznę? Proszę o w miarę dokładną historię.

Nicolas i Varian:

Co myślisz o rozmowie w lesie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro